Dziennikarze w Familiadzie

Poseł Dariusz Joński nie jest mi przyjacielem.  Ale pamiętam jak to światek dziennikarski miał powód do śmiechu z Posła Jońskiego, kiedy ten na pytanie w którym roku wybuchło Powstanie Warszawskie wypalił, iż w roku 1988. Ależ to dziennikarze drżeli o to w czyich to rękach władza w Rzeczypospolitej jest sprawowana.
Nie minęło trochę czasu, a tu w familijnie spokojnym programie Familiada zjawiła się drużyna podpisani „Dziennikarze”. Tak oto drużyna ta popisała się odpowiadając na pytanie: „Największe Kraje świata” - https://www.youtube.com/watch?... Ci dziennikarze zdążyli jeszcze błysnąć tu: https://www.youtube.com/watch?...  no i błysnąć wiedzą geopolityczną jeszcze tu https://www.youtube.com/watch?...
Zdaje sobie oczywiście sprawę, że Familiada jest programem rozrywkowym i dziennikarze byli tam tylko dla żartów. Zdaje sobie też sprawę, że w obecnym modelu edukacyjnym w Rzeczypospolitej nacisk kładzie się nie na wiedzę, ale na rzekomą umiejętność zdobywania wiedzy. Ale jednak… dziennikarstwo jest takim zawodem, że tzw. wiedzę ogólną to każdy adept tej sztuki winien mieć w jednym palcu. A tu generalnie kicha. Dlatego też domagam się stanowczej reakcji kliki dziennikarskiej w celu wyjaśnienia czy Ci dziennikarze z Familiady li tylko fałszywie podali się za dziennikarzy, albo też zostali już wydaleni ze stanu dziennikarskiego. Zapytuje się, dlaczego redaktor Janowska nie grzmi w trąby nad tym upadkiem dziennikarstwa, dlaczego nie docieka kto tym paniom i panom dał prawo do tytułowania się dziennikarzem. Pytam, gdzie są ci dziennikarze którzy odpytywali Posła Jońskiego? Zapytuje się, dlaczego nad tematem nie pochylił się redaktor Janke? Wszak obywatele ci, to wprost nieograniczone pole do organizowania kolejnych kursów dokształcających dla dziennikarzy. To przecież dobry narybek, pewne niedociągnięcia oczywiście są, ale tylko jeden dobrze płatny kursik i z tych dziennikarzy zamiast obciachu, będzie gotowy narybek do napełniania studiów TVN czy Polsatu.
Dzisiaj taki narybek oglądałem jak przepytywał w studiu Polsatu Posła Sasina. Rozmowa przypominała dialog z kawału: kontroler podchodzi do człowieka w autobusie: proszę bilet! Pada odpowiedź Trąbka. Bilet! – Trąbka! Bilet!! – Trąbka. Panie, jaka trąbka? Jaki bilet proszę Pana? Zatem Pani dziennikarz chciała wiedzieć, dlaczego Jarosław Kaczyński nie uczestniczy w posiedzeniach Rady Bezpieczeństwa. Na co Poseł Sasin odpowiadał, że do posiedzeń w Radzie Bezpieczeństwa PiS oddelegował Przewodniczącego Błaszczaka na co nie chciał się z kolei zgodzić Prezydent Komorowski. Pani dziennikarz jednak dalej dopytywała się dlaczego nie Kaczyński. Na co Poseł spokojnie zauważył, że żadne przepisy nie regulują kwestii tego, kto ma zasiadać w Radzie Bezpieczeństwa. Pani redaktor była jednak nieugięta, a dlaczego nie przychodzi Kaczyński?
To jest dla mnie cały czas niepojęte, dlaczego politycy widząc, co z sobą reprezentują dziennikarze w Polsce, pozwalają sobie na to żeby to dziennikarze ich ustawiali w dyskusji. Przecież obecnie każdą rozmowę zacząć należy tak właściwie od odpytania dziennikarza, czy on aby na pewno wie o czym chce rozmawiać. Kancelaria Sejmu właściwie powinna robić akredytację dla dziennikarzy sejmowych po wcześniejszym rozwiązaniu przez nich chociażby podstawowego testu z prawa konstytucyjnego i wiadomości dot. życia politycznego w Polsce. Skąd ja mam mieć pewność, że mimoza która ustawia z mikrofonem posłów po korytarzu sejmowym umie rozróżnić kraj od kontynentu czy też zasadę działania z urzędu od zasady działania na wniosek.
Może także nasi specjaliści od edukacji zastanowią się czy model - nie ważna wiedza, ważna umiejętność szukania wiedzy –dostatecznie się skompromitował. Jest pewien zasób wiedzy, którą po prostu trzeba wykuć na pamięć, bo bez niej nie pomoże chociaż najlepsza znajomość technik znajdowania wiedzy. Zwłaszcza dziennikarstwo wymaga dużej wiedzy o świecie, w końcu jeżeli ktoś się bierze za opisywanie świata, powinien wiedzieć co opisuje. No chyba że tylko chce być pasem transmisyjnym…. Ale na takim słabym pasie, to mili państwo, daleko nie zajedziemy.