Mundus vult decipi, ergo decipiatur.

Mundus vult decipi, ergo decipiatur.

Rosjanie zachęceni wynurzeniami Edmunda Klicha chętnie przypisują odpowiedzialność za katastrofę w Smoleńsku pilotom. Co więcej-snują przypuszczenia, że generał Andrzej Błasik, zniecierpliwiony nieporadnym „powożeniem” samolotem przez swoich podwładnych, sam zasiadł za jego sterami. To bardzo wschodnie w atmosferze. Każdy związany z kresami człowiek, wśród „ opowieści dziwnej treści”, czyli nieweryfikowalnych rodzinnych mitów, na pewno słyszał następującą historyjkę: konie ponoszą, kuczer nie daje sobie z nimi rady, zniecierpliwiony barin ( wujek, ojciec, brat narratora)wyrywa mu lejce i brawurowo opanowuje znarowione bestie.

Tyle, że hipoteza przejęcia sterów przez generała nie jest bynajmniej niegroźnym rodzinnym mitem. Jest to działanie przeciw Polsce poprzez celowe powiększanie szumu informacyjnego. Szum informacyjny mimowolnie zdominował również niezależne media i portale. Nic w tym dziwnego, bo nikt z polskich władz nie ma zamiaru rzetelnie odpowiedzieć, nawet na najprostsze pytania.

 

Dlaczego w Polsce dopiero po trzech tygodniach od katastrofy w Smoleńsku „zauważono”, że teren katastrofy był zupełnie niestrzeżony?. Przecież widać to było w każdym materiale z miejsca wypadku. Okazuje się, że nadal jest praktycznie otwarty. W każdym kraju policja nie dopuszcza gapiów nawet na miejsce zwykłego wypadku drogowego, aby nie zadeptali śladów. To, żeby gapie mogli swobodnie poruszać się po terenie katastrofy lotniczej zanim zakończono czynności śledcze, co więcej, żeby pozwolono im zbierać i wynosić różne „pamiątki” wydaje się czymś niewyobrażalnym –szczególnie w Rosji. Chyba, że ślady miały z założenia być zadeptane.

Słyszałam wypowiedzi tłumaczące ten fakt niskim stanem cywilizacyjnym Rosji i charakterystycznym dla tego kraju nieładem. W podobnym tonie wypowiedział się Władimir Bukowski w rozmowie z Antonim Zambrowskim ( GP z 19 maja). To samooszukiwanie się, wynikłe z faktu, że Bukowski wolałby nie dowiedzieć się, że jego rodacy mieli coś wspólnego z katastrofą.

Jako dziecko wielokrotnie słyszałam opowieści o tym, że sowieci zajmujący dwory i pałace mieli karabiny na konopnych sznurkach, maszerowali boso, myli twarze w bidetach, a żony sowieckich oficerów paradowały w teatrze w Brześciu w zrabowanych nocnych koszulach, które brały za suknie balowe. Te opowieści były, jak sądzę, formą rozbrojenia lęku przed przeciwnikiem, oraz pocieszenia po utraconej wolności i zrabowanych przez sowietów kresowych majątkach. Jednak świadomość, że tak prymitywna armia tak łatwo z nami zwyciężyła zamiast pocieszać powinna przygnębiać nas tym bardziej.

Radiolatarnie na kiju i rozpadające się baraki na lotnisku też nie powinny nas rozbrajać. Jeżeli trzeba potrafią być równie groźne i skuteczne jak ci bosi sowieccy żołnierze.

 

Jak wytłumaczyć fakt, że po smoleńskiej katastrofie nie drgnęły różne wskaźniki ekonomiczne, będące miarą zaufania do stabilności kraju i jego gospodarki natomiast zamieszki w Grecji natychmiast zaowocowały spadkami na giełdzie i spadkiem wartości złotówki? Czy do wyobrażenia jest sytuacja, że ginie prezydent innego demokratycznego kraju, na przykład Francji, jego generalicja oraz elita jego opozycji, a giełdy zupełnie na to nie reagują? Myślę, że to raczej miara niskiej oceny naszej demokracji niż wysokiej oceny stabilizacji politycznej kraju. Giełdy dobrze „wiedzą”, że przy obowiązującej ordynacji wyborczej, odbywające się, co cztery lata w naszym kraju wybory są tylko rodzajem rytualnego poparcia dla klasy politycznej. W obrębie tej klasy politycznej odbywają się różne transfery i przesiadki, partie wymieniają się nie tylko ludźmi, lecz i programami, natomiast realną władzę sprawują różne struktury nieformalne, których katastrofa jak widać nie uszczupliła. Inne interpretacje, które przychodzą mi do głowy są tak dalece spiskowe, że nie nadają się do druku. Dlatego bardzo bym chciała, żeby jakiś specjalista uspokoił mnie wyjaśniając sensownie ten fenomen.

 

Jeszcze jedna uwaga. Doceniam szlachetne odruchy Rosjan po katastrofie, lecz ich nie przeceniam. Większość Europejczyków zupełnie nie rozumie mentalności ludzi wschodu- dobrodusznych, życzliwych, sentymentalnych, chętnych do bezinteresownej pomocy, lecz również niezwykle labilnych emocjonalnie i skłonnych do największych okrucieństw. To przecież domownicy podjudzani przez ich poczciwe żony, mordowali piłami swych chlebodawców w kresowych dworach.

Najlepiej tę labilność oddaje jedno z opowiadań Babla. Podczas 40 stopniowych mrozów krasnoarmiejcy litując się nad kobieciną z dzieckiem na ręku, wpuszczają ją na jakiejś stacji do tiepłuszki. Dają maluchowi do possania cukier odłupany od wielkiej głowy i grają dla niego na harmoszce. Nagle nie wiadomo, dlaczego, ich nastrój się zmienia. Gwałcą kobietę i wyrzucają wraz z dzieckiem z pędzącego pociągu w śnieg.

Czy Babel chciał obrazić swoich rodaków tak ich opisując? Na pewno nie. Czy Dostojewski opisując demony czające się w rosyjskiej duszy uprawiał w stosunku do własnych rodaków mowę nienawiści?. Też chyba nie.

Bardzo lubię literaturę rosyjską. Oniegina umiem na pamięć. Znam wielu Rosjan i z niektórymi się przyjaźnię. Zawsze im jednak mówię, że mogę ich wszystkich kochać dopóki ich liczba nie przekroczy pięciu. Dobrze to rozumieją, nie doszukują się we mnie rusofobii i wcale się nie obrażają. Najczęściej obrażają się za to w ich imieniu Polacy będący świadkami podobnej rozmowy. Bo myślą życzeniowo i pozwolili nałożyć sobie kaganiec politycznej poprawności. Współczesny świat zamiast prawdy woli lukrowane laurki.

Świat chce być oszukiwany, niechaj, więc będzie.