Miłość do świętego spokoju

Polacy nie mają zmysłu strategicznego  – desperował pan marszałek Józef Piłsudski. Jest to niechęć rodaków do przedsiębrania środków zaradczych wobec zmian, które nieuchronnie dotyczą otaczającej nas rzeczywistości. Przejawia się to często jako wrogość wobec osobników próbujących przewidywać skutki czynów lub zaniechań. Mogłoby to, bowiem popsuć humor miłośnikom poukładanego ciepełka stagnacji.

 

Umiłowanie stabilizacji, niechęć do zmian jest niewątpliwie jedną z cech ludzkich. Za tym idzie skłonność do ignorowania zmienności i skończoności każdego stanu rzeczy. Znamienna na przykład była reakcja w 1909 r. na wydaną przez Georga Wellsa „Wojnę w przestworzu”. Autor przedstawił tam wizję przyszłej wojny z dywanowymi nalotami na miasta, śmiercią setek tysięcy cywilów i exodusem milionów. Ówczesne światłe elity podniosły krzyk – takie barbarzyństwo jest niemożliwe po tragicznych doświadczeniach XIX wieku!...

 

Tak też i nasze elity „pookrągłostołowe” uwierzyły entuzjastycznie w niezmienność życzliwego i przyjaznego nastawienia do nas bliższych oraz dalszych czynników polityki międzynarodowej. Zdają się przy tym pozostawać nadal w tym błogostanie. Niedawno zmarły guru tej niewyobrażalnej naiwności politycznej Krzysztof Skubiszewski został uhonorowany pochówkiem w Panteonie Wielkich Polaków Świątyni Opatrzności Bożej.

 

Ów niepodzielny autorytet kierownika polityki zagranicznej początkowego – od września 1989 do października 1993 – najważniejszego okresu niepodległości raz tylko został zakwestionowany. Premier Jan Olszewski w niekonwencjonalny sposób zablokował klauzulę traktatu polsko-rosyjskiego przekazującą spółkom rosyjskim tereny po bazach sowieckiej armii. Gdy traktat miał być podpisywany w trakcie wizyty prezydenta Wałęsy i ministra Skubiszewskiego, wysłał do Moskwy 22 maja 1992 r. telegraficzny protest. Jednak nie ministra prezydent odwołał z urzędu – wszak obaj znaleźli się na liście Macierewicza – natomiast ze stanowiska usunięto Jana Olszewskiego.

 

Gdy polityką zagraniczną kierował Krzysztof Skubiszewski, miała miejsce najlepsza od kilkuset lat międzynarodowa koniunktura dla polskiej racji stanu, co powinno być wykorzystane w dyplomacji. Niestety rządzący wówczas Polską zaniechali tego w myśl idiotycznie pojętej uprzejmości – aby nikogo nie urazić... 

 

Polskie MSZ uznało formalnie, z uprzejmości chyba, prawo Rosji do Cieśniny Pilawskiej, chociaż według Konwencji o Prawie Morza z 1982 r. żegluga w takich cieśninach podlega prawu międzynarodowemu. Po roku 1989 wystąpiła po raz pierwszy od roku 1939 możliwość suwerennego ułożenia się Polski i nie podzielonych Niemiec. Pewno w trosce o dobry humor niemieckich przyjaciół nie podjęto żadnych prób wynegocjowania traktatu pokojowego, który uregulowałby całościowo wszystkie powstałe przez ten czas zaszłości. No i okazuje się, że wciąż obowiązuje tam dekret Hitlera w sprawie polskiej mniejszości narodowej...

 

Tak w kryminalistyce jak i w polityce znane jest zjawisko prowokowania różnych czynów przeciwko sobie. Jak bowiem zareagują amatorzy nieodpłatnego nabywania dóbr, gdy usłyszą, że ktoś nie będzie się przeciwstawiał takim zakusom i przyjmie je z uprzejmym uśmiechem?

Nasza doktryna obronna polega na tym, że żadnej doktryny nie ma, bo z żadnej strony nic nam nie zagraża. Si vis pacem para bellum  – to sobie mogli gadać Rzymianie, którzy jak wiadomo byli głupi. Nam armia z prawdziwego zdarzenia nie jest potrzebna. Nam wmówiono, że polityka powinna polegać na uśmiechach, a nie na zaciskaniu pięści. Od bardzo dawna spotkałem tylko jednego młodzieńca dumnego z tego, że jest oficerem rezerwy. Ma na imię Vesa i jest Finem...

 

Zgoda. Żadne z sąsiadujących państw nie zamierza na nas napaść zbrojnie. Prawdopodobna jest natomiast destabilizacja w którymś z sąsiednich państw wschodnich. Ciekawy jestem, co Polska mogłaby przeciwstawić hajdamackim wyprawom na nasze terytorium w celach aprowizacyjnych lub rozrywkowych?