Kto kłamie – Kiszczak czy Jaruzelski?

Kiszczak i Jaruzelski nie spodziewali się zapewne takiego ciosu. Świadczy o tym ich chaotyczna obrona. Oczywiście jak zwykle jest zaprzeczanie, nazywanie informacji bzdurą czy brednią i podawanie rzekomych argumentów o jej fałszywości. Abstrahując od słabości takiej obrony (inne przydziały służbowe agentów – a co to za problem, czyż w służbach nie stosuje się podwójnych przydziałów???), rzuca się w oczy brak wcześniejszego uzgodnienia zeznań, co potwierdza tezę o zaskoczeniu.Generałowie przestali odróżniać morze od lasu (i nie jest to chyba problem geriatryczny):

Jaruzelski:Brednia! Jest to coś tak koszmarnie głupiego, Kiszczak był wtedy w Marynarce Wojennej, był szefem kontrwywiadu w Marynarce Wojennej, jakim cudem on mógł tu, w Warszawie, kogoś werbować, jeszcze w dodatku mnie?  Jest to tak idiotyczne - różne rzeczy słyszałem, ale to jest tak idiotyczne. W ogóle na oczy wtedy Kiszczaka nie mogłem widzieć. On był w Marynarce Wojennej, w zupełnie innym układzie

Kiszczak:W 1952 r. byłem szefem kontrwywiadu 18. dywizji w Ełku, siedziałem w lesie i pojęcia nie miałem, że istnieje człowiek o nazwisku Jaruzelski. Dopiero w II połowie lat 50. dowiedziałem się o tym nazwisku, a gen. Jaruzelskiego poznałem pod koniec lat 60. albo na początku lat 70. 

Czy ktoś potrafi wyjaśnić tę rozbieżność zeznań w sposób korzystny dla generałów?

Jeszcze wiele tajemnic kryją akta STASI. U nas, dzięki rządom agentów i pożytecznych idiotów, udało się zniszczyć większość wartościowych dokumentów. Ale jest jeszcze Berlin i Moskwa…