Nie i już...

Jestem z natury osobą ugodową. Nie lubię się kłócić, a nawet agresywnie dyskutować, nie udzielam nikomu niechcianych rad, nie zaglądam nikomu do kieszeni, ani do łóżka ani pod łóżko ( czy jest tam kurz).
Nie zwracam uwagi pijakom sikającym w bramie, zakochanym rwącym kwiatki z publicznego klombu, palaczom w kawiarni, a nawet żeglarzom śmiecącym na wyspach Jezioraka. Wolę sama posprzątać i wywieźć wory śmieci do gminnego kontenera.
Interweniuję tylko w stanach wyższej konieczności.

A jednak zdarzyło mi się kilka razy wygrać starcie z przedstawicielami władzy. Na pozór nie do wygrania.

Było to w roku 1965. Wracałam z Tatr Słowackich przez Przełęcz Lodową z bardzo ciężkim plecakiem, po dwutygodniowym mieszkaniu w kolebie. Plecak odebrał mi siły – musiałam przenocować na stryszku  w domku TANAPu  w górnym piętrze Doliny Jaworowej. Wstałam o świcie, żeby zdążyć na odpowiedni  autobus z Łysej Polany do Zakopanego. Chciałam być na dworcu kolejowym około 16 żeby  zająć miejsce w odjeżdżającej o 18 słynnej „ rzeźni”- pociągu bez rezerwacji miejsc. Jechał on bardzo długo, bo stawał na każdej stacji, ale przejazd kosztował grosze, co dla studenckiej kieszeni miało zasadnicze znaczenie.
Byłam zmęczona, nie czułam się na siłach stać przez całą drogę. No i mój plecak ważył przeszło 30 kilogramów.
Byłam pierwsza w przedziale, władowałam plecak na półkę i zajęłam się lekturą. Pomału pociąg zapełnił się do ostatniego miejsca. Kilka minut przed odjazdem przyszedł konduktor, nakleił na szybie kartkę o rezerwacji i kazał wszystkim opuścić przedział. Wszyscy pokornie wstali i zaczęli się zbierać.
Na samą myśl o plecaku zrobiło mi się słabo. Oświadczyłam, że nie wyjdę. „Zatem pani nie wychodzi?”- powiedział konduktor wskazując oskarżycielsko na mnie palcem „ Stanowczo nie”- odparłam. Konduktor bez słowa zdarł kartkę i poszedł dalej. Zapewne znalazł sobie inny przedział. Wdzięczni pasażerowie podziwiali moją odwagę.
Nie powiedziałam im, ze to była tępa rozpacz, a nie żadna  odwaga.

Był rok 1986. Wracałam z Francji pociągiem do Polski. Bilet kupowała mi  w Awinionie przyjaciółka, która tam wykładała na Uniwersytecie. (wyklucza to możliwość, że ja, ciemna baba nie dogadałam się z kasjerką.) Miałam jechać  z Awinionu do Paryża i po kilku dniach z Paryża do Warszawy, gdyż byłam zaproszona bodajże na 40 lecie Paryskiej Kultury, albo podobną fetę w tej szacownej instytucji.

W Paryżu dostałam bardzo dużo książek do rozprowadzenia w kraju. Zajmowały ogromną kraciastą prostokątną torbę- taką w jakiej wożą towar handlarze ze wschodu. Do pociągu odjeżdżającego wieczorem z Gare du Nord odprowadził mnie mąż przyjaciółki, rodowity Francuz.( wyklucza to możliwość, że ja, ciemna baba źle wybrałam pociąg)  We dwoje z trudem wsadziliśmy torbę na półkę. Sama nie byłam jej w stanie ruszyć. Trochę martwiło mnie, że książki prześwitują, ale było ich tak dużo, że nie było sensu ich ukrywać.

W nocy obudził mnie konduktor żądający paszportu. Za chwilę do przedziału weszli dwaj belgijscy celnicy. Okazało się, że kasjerka pomyliła się i wpisała na bilecie niewłaściwy numer pociągu. Jechał przez Belgię, a ja nie miałam belgijskiej wizy. „Musi pani wysiąść” – powiedzieli.
Wyjrzałam przez okno. Zobaczyłam maleńką graniczną stacyjkę i zasypany śniegiem peron. Gdybym wysiadła musiałabym zostawić książki w rowie, nie byłam w stanie torby z książkami nawet podnieść.
Ogarnęła mnie znana mi już tępa rozpacz. Powiedziałam z determinacją, że nie wysiądę, że będą musieli mnie wynosić i uprzedziłam, że będę się opierać.
Belgowie byli szczupli i niewysocy. Poszeptali na korytarzu. Zapytali czy byłabym skłonna wykupić wizę. Bez żenady liczyłam wydłubane z kieszeni drobne, a Belgowie przeliczali je na franki belgijskie.
Wyszło na to, że jestem skłonna. Pociąg zatrzymano na pół godziny.  Zaspany urzędnik przyjechał specjalnie, żeby wypisać mi wizę.

Miałam wizę  niemiecką, więc w RFN awantura dotyczyła tylko niewłaściwej trasy. Konduktor tłumaczył mi jak dziecku w kilku językach, że to tak jakbym miała bilet do Gdańska, a jechała do Zakopanego. Stanowczo odmówiłam dopłaty i opuszczenia pociągu. Poddał się.

Prawdziwe piekło rozpętało się w dopiero DDR. Gestapówka z psem darła się na mnie po niemiecku, a ja na nią po francusku. Pies pojednawczo merdał ogonem.
Po kilkunastu minutach wrzasków machnęła ręką. Nie spojrzała nawet na książki prześwitujące przez torbę i nie sprawdziła bagażu innym podróżnym. Byli zachwyceni, bo szmuglowali elektronikę.

Gdy pociąg wjechał do Kunowic polski konduktor  zażądał dopłaty.
„Nie wyrzucili mnie Belgowie, nie wyrzucili mnie Niemcy, a pan myśli że pan mnie wyrzuci z pociągu?” zapytałam retorycznie. „Nie myślę”-  odparł i sobie poszedł.

Bez dalszych przeszkód dojechałam do Warszawy. Książki rozprowadziła wśród studentów UW zaprzyjaźniona polonistka.
Udało mi się tylko dlatego, że jak ten szczur zostałam przyparta do muru. Gdyby nie torba z książkami wysiadłabym pokornie już na belgijskiej granicy.

Piszę o tym, bo jestem przekonana, że zbyt często obecnie oddajemy różne sprawy walkowerem.

Zamiast po prostu powiedzieć: NIE. Jak lekarze. Zostali widać wystarczająco przyparci do muru.

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika marco.kon

05-07-2012 [13:40] - marco.kon | Link:

Ale kto, oprócz garstki zdeterminowanych do obrony Rzeczpospolitej to ma zrobić ? Te ponad 15 mln POlaków którym to wisi i nie raczą nawet pójść na wybory ? Oni stanowią potężną partię - Świętego Spokoju. Nawet jak nie będą mieli co włożyć do garnka, czym zapłacić za czynsz, energię i gaz, czym spłacać kredyty, to i tak nie ruszą dupy (przepraszam za kolokwializm)- ze strachu o swoją nędzną egzystencję. Polski już nie ma tak jak nie ma Narodu Polskiego.

Obrazek użytkownika izabela

05-07-2012 [15:12] - izabela | Link:

Ja myślę, że stracili nadzieję. Że nie wierzą żadnemu politykowi. Boli mnie jednak, że dają się  " napuszczać" na siebie wzajemnie. Lekarze protestują, a ja czytam, że lekarze to klika i nie warto się z nimi solidaryzować. Działkowicze marnują ziemie na marchewkę, lokatorzy kwaterunkowi to margines, a właściciele mieszkań są bogaci i niech sobie płacą podatek katastralny. Brak elementarnej solidarności.

Obrazek użytkownika matiniki

05-07-2012 [14:06] - matiniki | Link:

Czlowiek w sytuacji "przyparcia do muru" reaguje intuicyjnie, i zwykle jest to najlepsze z mozliwych rozwiazan. Gdy sie nie ma przy sobie "ciezkiej torby", a ma sie "do wyboru" to sie zastanawia, przelicza i analizuje. I wybiera sie zwykle "madrze" i zachowawczo, ale nie koniecznie najlepiej. To prawda, mam dokladnie to samo :)
P.S. Uwielbiam Pani opowiesci, zaczynajace sie od.. "Byl rok..." Prosze o czesciej. Pozdrawiam serdecznie moja ulubiona "bloginie". matiniki

Obrazek użytkownika izabela

05-07-2012 [15:06] - izabela | Link:

Dziękuję i serdecznie pozdrawiam.

Obrazek użytkownika Denker

05-07-2012 [18:46] - Denker | Link:

PaniIzabelo,
Nie wiem , czy świadomie, czy nie ale udzieliła Pani genialnej rady na zadane przez Panią Ewę Stankiewicz pytanie: Co robić? - w naszej wydawałoby się beznadziejnej sytuacji. Nie wiem jak inni, ja zastosuję.
Pozdrawiam Panią bardzo serdecznie D.

Obrazek użytkownika izabela

05-07-2012 [20:19] - izabela | Link:

Tekst Pani Stankiewicz przeczytałam po wpisaniu swego, ale to wisi w powietrzu. Ja też serdecznie pozdrawiam.

Obrazek użytkownika eska

05-07-2012 [19:15] - eska | Link:

Absolutnie popieram, sama stosuję i to nie tylko w sytuacjach granicznych. NIE, bo NIE!  Albo TAK, bo TAK!
I to działa, o ile jest wypowiedziane z pełną determinacją. Właśnie  znowu  "załatwiłam" obóz naukowy dla studentów, którego nie może być, bo nie ma pieniędzy, warunków, delegacji itp.
Nie ma??? Nie da się??? No to zobaczymy !

Jak się człowiek dobrze zaprze, to naprawdę wiele można uzyskać cz y też raczej wyrwać z pyska bezdusznej machiny państwa/urzędu. Tylko trzeba przestać się bać i iść na całość.

Pozdrawiam serdecznie
eska

Obrazek użytkownika izabela

05-07-2012 [20:17] - izabela | Link:

Ja też serdecznie pozdrawiam. Otwierając Pani teksty zawsze z przyjemnością patrze na kotka. Też jestem kocia mama. Chyba się nie mylę:)