Witaj: Niezalogowany | LOGOWANIE | REJESTRACJA
Dziad wiedział, nie powiedział. A to było tak....
Wysłane przez izabela w 23-02-2012 [08:57]
Zawsze mi się wydawało, że gdyby ludzie zechcieli podzielić się swoją wiedzą, gdyby pisali prawdę o czasach w których żyli i o wydarzeniach w których uczestniczyli, albo obserwowali je z bliska, niemożliwe byłoby uprawianie historii jako ciągu „faktów prasowych”
Z ust polityków, nawet tych pisujących w niezależnych mediach, zawsze poznajemy jednak historię w wersji in usum Delphini. Dopóki są politykami czynnymi, jest to zrozumiałe. Gdy przestają być- nadal obowiązuje ich omerta.
Wiem, że sypanie nie jest zajęciem bezpiecznym. Romand Zimand mówił mi lata temu, że jego znajoma wie kto naprawdę rąbnął Nowotkę, bo była tego świadkiem. Dożyła późnej starości tylko dlatego, że nigdy nic nie pisnęła na ten temat. Inni, gdy im na starość puściły zwieracze ( excusez le mot), zginęli w niewyjaśnionych okolicznościach. Mam na myśli choćby Jaroszewicza. Podejrzewam jednak, że puszczanie zwieraczy to najczęściej wyciek kontrolowany.
Czasami politycy i oligarchowie mówią ludzkim głosem. Najczęściej gdy są pijani. Kiedyś Aleksander Gudzowaty opowiadał po pijanemu (bodajże Oleksemu) jak to Jolka uczy jeść bezę łyżeczką. Teraz pan Gudzowaty sam poszedł w ślady Jolki i w internecie opublikował wykład z wychowania seksualnego na poziomie lekcji z przygotowania do życia w rodzinie w szkole podstawowej.
A przecież pan Gudzowaty mógłby nam wiele wyjaśnić. Na przykład jak naprawdę było z budową gazociągu, nazwaną przez naczelnego redaktora pisma „Rurociągi” Michałowskiego „ przekrętem stulecia”. Mógłby również przeprosić za to, że jego ochroniarze bili kobietę w ciąży walczącą o odebrany jej w czasie budowy sad. Te i podobne fakty są udokumentowane na taśmie i trudno im zaprzeczyć. Być może jednak się mylę i to Gudzowaty jest „dobry pan”, a Michałowski „ zły pan”. Musiałby to jednak udowodnić.
Osobnym problemem jest czy w ogóle należy Gudzowatego słuchać, nawet gdyby dojrzał (czyli spadł) i sprzedawał czytelnikom jakieś rewelacje. Jest tu kilka możliwości. Pan Gudzowaty może prowadzić własną grę. Może – zamiast wyjaśnić- blokować wyjaśnienie. Swego czasu taktykę „ obsikiwania” tematów stosował Urban. Po Urbanie temat stawał się tabu. Nikt nie chciał mówić jak Urban.
Czy mamy uwierzyć, że Gudzowaty jest kolejnym synem marnotrawnym? Taką bajkę przerabialiśmy wielokrotnie. Na przykład bajkę o skruszonych stalinowcach. Albo o partyjnych patriotach, którzy chcą dobrze ale nie mogą.
Mój ojciec mawiał, że choć podobno przed wojną Polska była antysemicka, a w każdym razie większość nie była dobrego zdania na temat etyki handlowej Żydów, każdy ziemianin miał swojego Żyda, któremu bezbrzeżnie ufał i pozwalał się – jak to mówią teraz młodzi- łoić.
Za realnego socjalizmu prawie każdy z nas miał jakiegoś partyjniaka ( im wyżej postawionego tym lepiej), który jego zdaniem pozytywnie się wyróżniał od swoich kolegów i którego opinie z namaszczeniem cytował.
A w opozycji dopuszczono do takiego „wymieszania śliwek z guanem”, jak to powiedział kiedyś na wizji TV pewien członek Solidarności Walczącej, że trudno było oczekiwać, że powstanie z tego smaczny placek.
Pewien mój kuzyn ( jedyny w naszej rodzinie) zapisał się do partii, bo chciał zostać dyrektorem. Od tego czasu widywaliśmy się tylko na pogrzebach. Teraz ten puryzm wydaje mi się trochę śmieszny. Więcej szkód krajowi przynieśli niektórzy solidarnościowi święci, od koniunkturalnych partyjniaków, szczególnie niskiego szczebla. I może okazać się, że przyjaźnie z czasów opozycji okażą się bardziej kompromitujące niż partyjniak w rodzinie.
Dobrze rozumiem, że sypanie swoich nie jest sprawą łatwą. Przede wszystkim jest nieeleganckie. Najczęściej sprowadza się do oglądu z perspektywy dziurki od klucza.
Kto z kim, kiedy, jak i gdzie. Ale nie tylko o to chodzi.
Onegdaj spotkałam się z panią, która jako młoda dziewczyna rozprowadzała wśród studentów wydawnictwa, które ja z kolei otrzymywałam z Paryża, z kręgów Paryskiej Kultury.
Były to dobre i poszukiwane książki, a ona zgodnie z moją sugestią rozdawała je dobierając właściwy adres. Robiła to niezwykle uczciwie i wiele razy po latach słyszałam jej nazwisko w prywatnych relacjach na temat czytelnictwa w podziemiu. Mogłabym napisać o niej w samych superlatywach. A jednak tego nie zrobię, bo w jej środowisku byłby to pocałunek śmierci. Pracuje naukowo, publikuje w kraju i za granicą, wybrała emigrację wewnętrzną.
Razem z nią i pewnym biologiem przygotowaliśmy do druku w podziemnym wydawnictwie antologię „stalinianów”, czyli utworów z czasów młodości, różnych prominentnych osób.
Wydawnictwo nie tylko wycofało się rakiem z druku, ale pospiesznie wydało konkurencyjną antologię pod wiele mówiącym tytułem „Paranoja”. Jak łatwo się domyślić wybrano utwory, które miałyby dowodzić tezy, że fascynacja komunizmem był to rodzaj zbiorowego obłędu, za uczestnictwo w którym nie można nikogo winić.
Biolog też wybrał emigrację wewnętrzna, jest dobrym naukowcem, profesorem. Żałuje, że stracił 10 lat życia naukowego walcząc „ nie o take Polske”.
Jestem osobą rzeczową i pozbawioną kompleksów, dlatego proszę potraktować dosłownie to co piszę. W jego środowisku znajomość ze mną, a nawet wzmianka o nim na Niezależnej, byłyby kompromitujące. Tacy jak on mają prawo być cytowani wyłącznie w czasopismach z listy filadelfijskiej.
Chętnie opisałabym perypetie z wydawaniem antologii jadąc, jak to się mówi, po nazwiskach. Ale czy mam prawo zrobić mu świństwo?
Jak widać niektórzy mają powody żeby wstydzić się znajomości ze mną. Ja mam powody żeby wstydzić się różnych znajomości z czasów konspiry. I się wstydzę. Czy zawsze można było jednak wykazać proletariacką czujność? A co ma powiedzieć Peter Raina, którego rozpracowywała własna żona. Nie wspominając o Jasienicy.
Za czasów szkolnych opowiadaliśmy dowcip. Partyjniak przedstawia wiejskiej rodzinie dziewczynę. „To moja kolegówna”- mówi. „Kole czego?”- pyta ojciec.
Bardzo się staram, żeby już nie być niczyją kolegówną.
Komentarze
23-02-2012 [10:09] - z-k (niezweryfikowany) | Link: Świadkowie historii mogliby wiele wyjaśnić gdyby sie nie bali
i nie mieli sami coś za uszami. Takim pozytywnym wyjątkiem wydaje się być znienawidzony kiedyś przeze mnie pan A. Siwak. Z perspektywy lat widać, że niczego się dorobił a więc chyba nie kradł a że olewa polityczną poprawność to pisze co widział, i są to "perełki". Spróbujcie te książki dostać. Może, pomny losu Jaroszewiczów, nie wszystko pisze ale i tak obawiam się, że różne Fejginiątka, wnuczęta Stefanków i Helenek mają tak wiele do powiedzenia w III-j okrągłostołowej.....
23-02-2012 [11:44] - kolarz (niezweryfikowany) | Link: To ciekawe
Nie wiedziałem, że Siwak pisze książki. Muszę się o nie postarać, bo to może być faktycznie ciekawe. To, że się nie dorobił "na polityce" jeszcze niczego nie dowodzi, choć poszlaka jest silna. Ale moja ciekawość spowodowana jest tym, że to jest autentycznie prosty człowiek z przekonaniami (komunistycznymi, ale...). Politykiem to on nigdy nie był i dlatego ciekawe by było, co ma do powiedzenia jako, że dość wczesnie był odsunięty od "żłobu" i być może nie jest uwikłany w różne pijarowskie dyrdymałki. Prawdę mówiąc był on po prostu nijaki i raz pozował na dygnitarza a raz na równiachę z budowy, przy czym nie zawsze wiedział kiedy przejść z jednego "emploi" na drugie, co miewało komiczne konsekwencje.
Najlepiej został scharakteryzowany w dowcipie z czasów stanu wojennego:
Przychodzi Siwak do lekarza a lekarz pyta - co panu jest?
- Chyba mam migrenę, panie doktorze - odpowiada Siwak.
- Panie Siwak - mówi doktor - migreny miewali Radziwiłłowie, Potoccy, Sapiehowie, Koniecpolscy, Braniccy itp. A pana po prostu czacha nap....ala!
23-02-2012 [12:34] - izabela | Link: @kolarz
Pamiętam dowcip niezbyt elegancki. Kartka z napisem : "Pomyśl o Albinie Siwaku" nad łóżkiem miała być najlepszym środkiem antykoncepcyjnym. Nie wiem kim naprawdę był Siwak. Może jakimś poczciwiną. W każdym razie uszyto mu niezłe buty.
23-02-2012 [17:54] - piotr słaboszewski (niezweryfikowany) | Link: Pani Izabelo, spózniłem się
Pani Izabelo, spózniłem się na dyskusję o Tyrmandzie, żałuję, bo poniekąd wywołałem go do tablicy (choć to Pani pierwsza go wspomniała) w dyskusji o znaczeniu ubioru. Proszę mi obiecać, że wróci Pani do kwestii brzydoty jako formy opresji w PRL. Pani mówi o chamstwie, ja o brzydocie, a czym jest chamstwo jak nie brzydotą zachowania (a może to brzydota jest estetycznym chamstwem?) Ponieważ wspominamy Albina Siwaka (gdzie oni znajdowali/hodowali takie typy?), oto autentyczna anegdota. Wiele lat temu (czasy wzlotu naszego drogiego Albina) zobaczyłem na ulicy dziewczynkę z uroczym Jack Russel terrierem, ponieważ wtedy była to rasa w Polsce prawie niespotykana, zainteresowałem się, zapytałem o imię pieska, zawstydzona dziewczynka (6-7 la) odwróciła się; zza pleców usłyszałem miły dziewczęcy głos (starsza siostra dziewczynki): "Ona się wstydzi, bo piesek ma na imię Albin." Pozdrawiam.
23-02-2012 [18:47] - izabela | Link: @piotr słaboszewski
Czarny labrador dziewczyny mego syna nazywa się Obama. To chyba nieładnie, ale mnie bawi. Ja też pozdrawiam.
23-02-2012 [23:30] - Lustro weneckie (niezweryfikowany) | Link: Moj sasiad za czasow PRL-u mial owczarka niemieckiego.
Dal mu na imie..."komunista". Co kilka dni slyszalem, jak go do siebie wola:
"Komunista! Do nogi!!" :))
24-02-2012 [00:00] - izabela | Link: @Lustro weneckie
Nazwanie psa "Komunista" było na pewno dość niebezpieczne. Nazwanie "Obama" jest tylko niegrzeczne i niepoprawne politycznie. Sąsiad był odważny. Właściciele Obamy są tylko przekorni.
24-02-2012 [00:33] - Lustro weneckie (niezweryfikowany) | Link: Bez przesady :)) "Obama" to swietne imie dla czworonoga i
swiadczy o duzym poczuciu humoru jego wlasciciela.
W koncu pies to najlepszy przyjaciel czlowieka, wiec Bambo powinien
sie czuc wyrozniony :)
A wlasciciel "Komunisty" byl po prostu luzakiem.
Pracowal glownie dorywczo przy zrzucaniu wegla z wagonow kolejowych,
wiec nie mozna bylo go szantazowac np. zwolnieniem z pracy.
Zycze Pani milej nocy. Dobranoc
23-02-2012 [23:37] - Lustro weneckie (niezweryfikowany) | Link: Ja pamietam humoreske, ktora chyba tez byla o antykoncepcji.
Lecz napis brzmial troche inaczej:
"Uwazaj, bo i ty mozesz urodzic Albina Siwaka" :))
Bede tutaj czesciej zagladal. Podobaja mi sie Pani artykuly.
Serdecznie pozdrawiam
23-02-2012 [13:33] - wędrowiec (niezweryfikowany) | Link: Pan kolarz
Książki Albina Siwaka można kupić, pisząc pod adres: Albin Siwak ul. Szafarzy. o4- 445 Rembertów. jest autorem: "Bez strachu" wyd. W-wa 2009r./ w dwóch tomach/ oraz jeszcze czterech książek, w tym o Ziemiach Odzyskanych w latach 1945-1950 oraz o Libii w latach 1984-1990. Pozdrawiam i wszystkiego dobrego
23-02-2012 [14:07] - wędrowiec (niezweryfikowany) | Link: @13:33
ul. Szafarzy 19
23-02-2012 [14:35] - kolarz (niezweryfikowany) | Link: Bardzo dziękuję
za informację.
23-02-2012 [10:43] - zdzichu z Polski (niezweryfikowany) | Link: Gudzowaty..........Oleksemu
Nie było czasem odwrotnie? Poza tym Jolka jak jeść bezę opowiada autentycznie i jeszcze na tym zarabia.
23-02-2012 [12:13] - izabela | Link: @zdzichu z Polski
Tak ma Pan rację. Już ktoś zadzwonił do mnie, że kradnę własność intelektualną Oleksemu. Pana Oleksego i czytelników przepraszam. Nie nadążam za tymi intelektualistami.
23-02-2012 [11:07] - kolarz (niezweryfikowany) | Link: Nie tylko tematów
Urban stosował również taktykę "obsikiwania" ludzi. W najbardziej spektakularny sposób wypłynęło to w formie jego groźby pod nie pamiętam czyim adresem (Onyszkiewicza?), że jak się go (Urbana) będzie dalej czepiał, to w innych sprawach on (Urban) go poprze :-))))
23-02-2012 [11:08] - z-k (niezweryfikowany) | Link: Bohater nagrania w stanie wskazującym.. mówił b. ciekawie
o tym jak "kosmopolityczne męty rozkradły Polskę" ale polityczniej było wyeksponować celebrytkę i jej bezy wyciszając inne, istotniejsze wynurzenia
23-02-2012 [11:30] - kolarz (niezweryfikowany) | Link: Życie bywa skomplikowane.
Jako jedyna osoba na roku nie należałem do SZSP. Miewałem problemy w związku z tym, jako działacz "na niwie turystyki kwalifikowanej". Parę lat później okazało się, że aby załatwić ważną, życiową sprawę muszę zapisać się do partii. Szkoda mi było psuć sobie życiorys, choć w tych czasach (początki "gierkowszczyzny") był to głównie problem emocjonalny. Wymyśliłem niewiarygodnie prymytywny zabieg, który okazał się niewiarygodnie skuteczny: zostałem kandydatem, jednocześnie podejmując starania, żeby nikt nie miał śmiałości poreczyć za mnie jako wprowadzający.
Poskutkowało. Sprawę załatwiłem, do partii nie należałem.
Ale jako ciekawostkę mogę dodać, że musiałem (z niejaką pomocą przyjaciół) dokleić sobie gębę "ideologicznie niepewnego". Jednak nie zawsze to wystarczało. Pewien profesor(!) któremu zależało na ilości a nie jakości członków parti,i zrezygnował dopiero wtedy, gdy stugębna (a sterowana przeze mnie) plotka przedstawiła mnie jako nawiedzonego i niebezpiecznego "trockostę".
Do dziś mam wrażenie, że on nie wiedział, kto to jest trockista, ale miał pewność, że to nie jest "po linii".
Dziś takie śmieszne "sposobiki" by nie przeszły. Nie te czasy, nie te techniki manipulacji, nie te potrzeby partii.
23-02-2012 [12:13] - Gośćmarek (niezweryfikowany) | Link: kandydat
Postapilem dokladnie tak samo!Bylem inspektorem w Izbie Skarbowe i szykowano mi awans na Naczelnika Urzedu Skarbowego ale warunek...Poprosilem o okres dojrzewania jako kandydat>jakis czas udawalo sie. W chwili gdy juz nie moglem sie migac postanowilem odejsc z Izby i zalozylem mala firme.Dzis mam rzemieslnicza emerytura powiekszona nieznacznie o 10-letni staz skarbowca.Ot,dziejowa sprawiedliwosc...
23-02-2012 [12:00] - kolarz (niezweryfikowany) | Link: Oj, tak...
"Dobrze rozumiem, że sypanie swoich nie jest sprawą łatwą. Przede wszystkim jest nieeleganckie."
Właśnie. Nawet jak sie ma rację i obowiązek.
Kiedyś musiałem donieść na kolegę - przekręciarza, który swoim chamskim sprytem i niepochamowaną pazernością mógł zniszczyć firmę i skrzywdzić w ten sposób prawie dwie setki ludzi.
Niesmak do siebie czułem do momentu, gdy dowiedziałem się, że temu żulowi nic nie będzie (nie licząc braku zysku), bo jest cenionym TW i nikt nad nim parasola nie zwinie z powodu głupich kilkuset tysięcy złotych.
Aż przypomniała mi się fraszka Ernesta Romke:
Siała baba mak
"kompot" gotowała
Nie wiedziała jak,
ale próbowała.
Chciała sprawdzić smak,
sen ją ukołysał.
A dziad wiedział, nie powiedział
lecz donos napisał.
23-02-2012 [12:14] - kolarz (niezweryfikowany) | Link: Mea culpa
Miało być "niepohamowaną", ale jakoś tak wyszło...
Może dlatego, że typka zapamiętałem jako pewien rodzaj "twardziela" na sposób chamski właśnie. Takiego, co widząc, że komuś wypadł portfel, podnosi go i... znika w najbliższej bramie. Nie omieszka wykorzystać samochodu z przypadkowo zostawionymi kluczykami w stacyjce, czy przepisów prawa, nie zabraniających wprost zawłaszczenia rezultatów nie swojej pracy.
Tacy, jak on handlują teraz całkiem oficjalnie miejscami w kolejkach do lekarzy specjalistów. Wystarczy wykupić w odpowiedniej "firmie" ubezpieczenie (ok 100 zł miesięcznie na rodzinę), mieć ubezpieczenie w NFZ i skierowanie np. do ortopedy (średni czas oczekiwania w moim mieście - 4 miesiące). "Firma" mająca tzw. układy (finansowe?) z przychodniami, gwarantuje, że wizyta będzie zrealizowana w ciągu 72 godzin.
To jest sprawa dla prokuratora i jednoczesnie ten własnie typ "przedsiębiorczości", pozbawionej poczucia przyzwoitości, świadomości - jestem o tym przekonany - czynienia zła.
23-02-2012 [12:43] - izabela | Link: @kolarz
To przejęzyczenie freudowskie. Kiedyś mówiło się: "Panie pohamuj się". Teraz się mówi: " Chamie opanuj się" . I to nie tylko ilustruje przemiany jakie zaszły w społeczeństwie, ale tłumaczy nasze przejęzyczenia.
23-02-2012 [12:54] - kolarz (niezweryfikowany) | Link: Nie znałem tego powiedzonka
Świetne i faktycznie ilustruje przemiany. Ubawiłem się do łez :-)))
23-02-2012 [12:17] - izabela | Link: @kolarz
Przepiękne. Zapisuje. Czy to Pan jest autorem? Bo będę cytować i nie chcę znowu popełnić przestępstwa ( wykroczenia?). Pozdrawiam.
23-02-2012 [12:28] - izabela | Link: @kolarz
Jeżeli nawet sprawdzę kto to jest Romke nic mi to nie da. Więc przepraszam za głupie pytanie.
23-02-2012 [12:42] - kolarz (niezweryfikowany) | Link: A co mi tam... to już przeszłość...
No tak, jestem autorem (i nie mam nic przeciwko cytowaniu). M. in. dwóch zbiorków wierszy, pozycji w almanachach poetyckich, publikacji w czasopismach, cykli pisanych na konkursy. Jakoś nie mogłem przebić się do szerszej publiczności, bo jedni byli autentycznie lepsi, a drudzy - hmm - "słuszniejsi". Zniesmaczył mnie strasznie udział w dość znanym, cyklicznym konkursie na który odważyłem się wysłać swoje prace pomimo onieśmielająco znanych nazwisk osób nagrodzonych przez 20 lat trwania konkursu. Nie chodziło mi nawet o to, że nagrodzona twórczość była niekiedy krępująco licha, tylko o głupotę jury, nachalnie i bezczelnie nie przestrzegającego własnego regulaminu.
W większości są to teksty piosenek, więc czasem je śpiewam "przy ognisku" lub w podobnych okazjach, ale już nie piszę.
Jako ciekawostkę mogę dodać, że jedynym przypadkiem, gdy poczułem się autentycznie doceniony, były wiersze dla dzieci, publikowane w MISIU :-)
23-02-2012 [12:03] - Bogdanrze (niezweryfikowany) | Link: Dziad wiedział, nie powiedział.
Pani Izabelo, kocham Panią!!!!
Mało można dodać. Pozwoli Pani, że roześlę do paru takich, co nie czytują tutaj.
Pozdrawiam Bogdanrze
23-02-2012 [12:15] - izabela | Link: @Bogdanrze
Gdybym była młodsza odpowiedziałabym: "z wzajemnością". W każdym razie dziękuję.
23-02-2012 [18:22] - sarmata (niezweryfikowany) | Link: Nie rozumię Pani skrupułów?
Są mi po prostu obce. Gdzie lojalność do siebie i innych krzywdzonych? Coś tu nie tak.