Usuwanie przyczyn choroby

W trakcie mojej detoksykacji i rewitalizacji, trwającej już ok. 17  lat, nie zażywałem żadnych leków. W tym czasie odnotowałem u siebie mnóstwo zdumiewających zjawisk zdrowotnych.
Oto kilka z nich:
 
-- Jako czterdziestolatek zacząłem używać do czytania okulary z soczewkami + 0,5 dioptrii.  Z upływem czasu musiałem zmieniać je na coraz to mocniejsze. – Norma? – Oczywistość? – Wszyscy tak mówią. W trakcie oczyszczania i rewitalizacji proces pogarszania się wzroku zatrzymał się i wkrótce zaczął przebiegać w odwrotnym kierunku. Kilka razy  zmieniłem okulary do czytania na słabsze.
 
-- Od urodzenia miałem kilka znamion na skórze. Nie były one ani szpetne, ani krępujące, chociaż jedno z nich, wielkości fasolki, ulokowało się na dolnej szczęce. W trakcie usuwania toksyn z mojego organizmu znamiona te poznikały, nie ma po nich żadnego śladu, a cała moja skóra zrobiła się młodsza. Dwie „czerniakowe” plamy i brodawka też wyparowały. Kilkanaście otorbionych użądleń (jedno -- szerszenia, pamiętam kiedy przed laty wylądował na moim prawym przedramieniu, pozostałe z dzieciństwa i nie wiem czego) ujawniło się, zaczerwieniło się, pękło i wypłynęła z nich na zewnątrz biała materia. Wszystko się samo naprawiło.
 
-- Kiedy miałem 50 lat, cała moja głowa posiwiała. – Norma? -- Oczywistość? – W trakcie detoksykacji zauważyłem, że moja głowa zrobiła się łaciata. Obecnie jest ona w ok. 80% siwa i w ok. 20% moje włosy odzyskały kolor z młodości. Strzygę się więc bardzo krótko, bo wtedy mniej widać kolorowe łatki.
 
-- 17 lat temu bardzo bolało mnie lewe biodro. Bolały mnie także kolana. Miałem kłopoty z chodzeniem, przysiadaniem, wchodzeniem na drabinę… W trakcie procesu detoksykacji, odkwaszania i rewitalizacji objawy te zniknęły. Od kilku lat swobodnie pokonuję dystans 15 kilometrów spaceru z szybkością ok. 5 km na godzinę.
 
We wcześniejszych wpisach wspomniałem o tym, że SB/KGB przyczyniły się do rujnowania mojego zdrowia. Różne zjawiska chorobowe narastały jak śniegowa kula. Nie starczyło mi czasu i wyobraźni na zauważenie problemu najważniejszego – nieregularnej pracy mojego serca. Kiedy to w końcu przypadkowo odkryłem, naraziłem się okropnie żonie i córce, bo odmówiłem pójścia do kardiologa na badania. – Bez badań wiem, że przy nieregularnej pracy serca (od 40 do 180 uderzeń na minutę) wszystkie wskaźniki i parametry są złe. Miałem ze dwa razy zawał? – Być może. Ja tego nie muszę wiedzieć. Mam zaufanie do programów, które zarządzają moim organizmem. One wiedzą co i jak mają naprawić, aby przywrócić rytmiczną pracę serca. Ja mam tylko obowiązek umożliwić i wspierać naprawczy proces. Mam zaufanie do Stwórcy, który stworzył programy zarządzające moim zdrowiem.
Wiem, iż najlepszym kardiologiem dla mojego serca są programy, które zarządzają moim organizmem. Unikam czynności i zachowań, które mi szkodzą. Wprowadziłem dość ostrą samodyscyplinę. Zauważyłem i odnotowałem zdumiewające, pozytywne efekty poprawy pracy mojego serca. Kiedy zrobię wszystko to, co mogę zrobić sam i praca mojego serca będzie regularna przez kilka miesięcy, dotrzymam słowa danego żonie i córce: pójdę do lekarzy na badania. Być może, ich fachowa ocena i podpowiedzi okażą się przydatne. Nie wiem tylko, czy jakiś lekarz będzie miał dla mnie wystarczającą ilość czasu i cierpliwości, w sytuacji, gdy za drzwiami zawsze czeka długa kolejka pacjentów.
 
Kiedy w poprzednich wpisach wspomniałem o tym, że SB/KGB dokonało kilku zamachów na moje życie i zdrowie, niektórzy komentatorzy wyśmiewali te informacje. Wypada więc, abym podał nieco szczegółów.
 
W drugiej połowie lat osiemdziesiątych, kiedy Kiszczak z Jaruzelskim przygotowywali się do ujawnienia i legalizacji specoperacji „Okrągły Stół”, zaczęto po cichu likwidować potencjalnych przeciwników. „Zmarł” wtedy w USA trzydziestodziewięcioletni Zbigniew Iwanów, członek Solidarności i sekretarz PZPR z toruńskiego „Towimoru” z 1980 roku. Był on zdolnym kreatorem opozycyjnych działań, posiadał cechy przywódcy, ludzie się do niego garnęli. Zbyszek był przeciwnikiem Kiszczaka,  Jaruzelskiego i betonu PZPR. Najpierw go zawiesili, później sądzili i w rezultacie zmusili do rozstania się z PZPR. Zbyszek kontynuował walkę z Imperium Zła wykorzystując przestrzeń NSZZ Solidarność i media.
Od sierpnia 1980 roku zdawałem sobie sprawę z tego co mi grozi i pilnowałem się. Złodzieja lub innego kryminalisty nie udało się im ze mnie zrobić, choć wielokrotnie próbowali. Realnie oceniałem sytuację. Na przykład, od 13.12.1981 roku informowałem krewnych, znajomych i nawet przypadkowo spotykane osoby, że mam ogródek działkowy nad czystym jeziorem Archidiakonka w Chełmży, gdzie często przebywam, jednak nigdy do wody ani na lód nie wchodzę. Bliskie mi osoby wielokrotnie prosiłem, aby nie uwierzyły, gdybym się „utopił”.  Mówiłem to po to, aby do SB/KGB dotarło, że szerokie grono moich znajomych wie i będzie pamiętać. Jednak próbowali, np. zimą (gdy paliłem w altanie węglem) uszkodzili  komin. Mogłem był zatruć się czadem i wyglądałoby to na budowlany  przypadek i moją nieostrożność. – Mój Anioł Stróż był jednak na miejscu.
 
W tamtym czasie (druga połowa lat osiemdziesiątych) wracałem samotnie z chełmżyńskiego ogródka do Torunia  piętrowym pociągiem, relacji Malbork – Toruń. Wsiadłem do pociągu w Chełmży. Wagon był zatłoczony, a tu… czekało na mnie miejsce siedzące, zaraz przy wejściu, bo ktoś mi je ustąpił, chociaż nie byłem wtedy ani stary, ani niedołężny. Jeszcze pociąg nie ruszył, a już podszedł do mnie „artysta” SB/KGB udający znajomego (znajomych miałem kilka tysięcy z racji pracy w dużych toruńskich przedsiębiorstwach i aktywności politycznej w latach 1980-1981) i próbował poczęstować mnie alkoholem, podanym w kieliszkach, stojących na kieszonkowej, wytwornej tacy. – Przedobrzyli. „Artysta” zbyt idealnie odegrał scenkę uwzględniającą cechy mojej osobowości. W życiu tak się nie zdarza. Mój Anioł Stróż znowu był na miejscu, instynkt samozachowawczy ogłosił alarm. Ogarnął mnie sprzeciw i złość na bezczelność i niedocenienie mojej spostrzegawczości. Cała akcja trwała ok. 3 minuty. Pociąg zatrzymał się w Grzywnie. „Artysta” szybko wysiadł i już na peronie odegrał pijacką scenkę, chociaż w pociągu był trzeźwy. Nie mam wątpliwości, że próbowano podać mi jakąś truciznę. Na stacji Toruń Wschodni byłbym już nieprzytomny a mnóstwo ludzi widziałoby z jakiego powodu. -- Zabraliby mnie do Izby Wytrzeźwień? -- Podaliby większą ilość alkoholu, jak Piotrowi Bartoszcze?
Wiadomo, że „artysta” nie działa w pojedynkę. W pociągu i w samochodach na pobliskiej, równoległej do torów drodze musiała towarzyszyć mu obstawa pomagierów, którzy złożyli meldunek poparty filmem i zdjęciami, które gdzieś są przechowywane.
 
Minęło lato i jesień. Zachorowałem. Miałem kłopoty z oskrzelami i płucami. Domowy lekarz załatwił mi wizytę u najlepszej wówczas lekarki  chorób płuc i układu oddechowego w przychodni Szpitala Wojewódzkiego na Bielanach w Toruniu. Gdy stawiłem się tam o umówionej godzinie, powitała mnie rozkojarzona lekarka, która na wejściu zaczęła  skarżyć się na pecha: została w tym dniu sama, bez personelu pomocniczego (w dużej przychodni!)  właśnie przed chwilą ostatnia pielęgniarka odebrała telefon, aby natychmiast stawiła się w przedszkolu.
Pani doktor mnie prześwietliła, przebadała,  osłuchała i zaczęła wypisywać receptę. Zapytała, czy jestem uczulony na penicylinę. Nie potrafiłem udzielić odpowiedzi. Lekarka stwierdziła, że nie ma ona czasu na przeprowadzenie próby uczuleniowej (wobec braku personelu) i  zamiast penicyliny zaordynowała mi – gentamycynę.
Zastrzyki gentamycyny robił  mi  domowy lekarz,  który  po dwóch dobach powiedział: „Podpowiedziano mi, aby zwiększyć ci o 50% dawkę i przedłużyć podawanie gentamycyny, aby kuracja była skuteczniejsza.”
Po tej „końskiej” serii zastrzyków zameldowałem się  w szpitalu, na sprawdzenie efektów leczenia. Ta sama p. doktor prześwietliła mnie i przebadała. Orzekła, że już wszystko z oskrzelami i płucami jest dobrze. Zapytała,  jak się czuję. Odpowiedziałem zgodnie z prawdą, że jakoś dziwnie i słabo, ciągle się pocę, zataczam i nie potrafię iść po schodach bez trzymania się poręczy.  Pani doktor ponownie mnie osłuchiwała, długo oglądała rentgenowskie zdjęcia i popatrzyła w końcu na mnie jak na symulanta. Powiedziała: „nic panu już nie dolega, jest pan zdrowy.”
Dopiero później dowiedziałem się, że ze względu na indywidualne cechy mojego organizmu oraz właściwości przepisanej mi gentamycyny w żadnym przypadku nie wolno było podawać mi tego antybiotyku, nie mówiąc o zwiększonej dawce i przedłużeniu podawania. (Obecnie, gentamycynę stosuje się tylko z  monitoringiem, czyli ciągłą obserwacją i kontrolą procesów zachodzących w organizmie.) -- Uszkodzono mi nerw odpowiadający za równowagę i słuch. Ze sprawnego czterdziestolatka pozostały wspomnienia. Od 17 lat staram się poprawić stan mojego zdrowia. Sporo już osiągnąłem...   
Wcześniej pisałem o tym, ale wypada jeszcze raz powtórzyć: Nie mam wątpliwości, że  lekarze, zamieszani po stronie wykonawstwa w tej operacji tajnych służb, nie byli świadomi tego co robią, wykorzystano ich jako narzędzia, byli oni sterowani jak roboty. (O metodzie zarządzania ludźmi jak robotem, trochę napisałem w „Od prymitywizmu do Okna Overtona”)
 
Pozdrawiam serdecznie P.T. Czytelników, Kazimierz Jarząbek
 
Za tydzień: „Jak poznać wymogi programów, które zarządzają naszym organizmem?”
 

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika xena2012

24-09-2018 [10:16] - xena2012 | Link:

A na czym polegała detoksyzacja i rewitalizacja o której Pan pisze?

Obrazek użytkownika Kazimierz Jarząbek

24-09-2018 [11:00] - Kazimierz Jarząbek | Link:

@ xena2012

Super trafne pytanie. :) 
Na temat detoksykacji i rewitalizacji jest sporo publikacji i to na tak wysokim poziomie, że można się w tym pogubić. Ja, staram się sprowadzić to do jak najprostszego rozumowania i mam nadzieję, że Czytelnicy wybaczą mi, że nie będzie w moich wpisach ani najwyższej matematyki, ani skomplikowanych wzorów chemicznych. :)
Moim zdaniem, aby nastąpił proces detoksykacji organizmu (oczyszczania ciała z trucizn i różnych śmieci) wystarczy zachowywać się zgodnie z wymogami programów zarządzających naszym organizmem i właśnie wtedy człowiek zamiast starzeć się, staje się z roku na rok coraz to młodszy. Na przykład ja, 20 lat temu wyglądałem jak stary dziad, a obecnie, zdarza się, że na ulicy nawet młoda dziewczyna się do mnie uśmiechnie, ku rozbawieniu mojej żony.
Jak poznać wymogi programów, które zarządzają naszym zdrowiem napiszę za tydzień. Po prostu chodzi o to, co jest dobre, a co złe dla naszego zdrowia.
Ale to nie jest wszystko. Jesteśmy strasznie nasyceni truciznami i substancjami szkodliwymi. Jest to rezultat naszej cywilizacji i osiągnięć współczesnej wiedzy medycznej, która narzuca "leki" i procedury, które blokują proces detoksykacji. W momencie uruchomienia procesu detoksykacyjnego uwalnia się z człowieka cały potok trucizn i mamy jak w banku, że nerki i wątroba będą miały zbyt małą przepustowość. -- Rezultat? -- Straszny. -- Na mojej skórze, która zaczęła pracować jako trzecia nerka, wysypało się ponad 100 tysięcy pryszczy. Straszny świąd, którego nikomu nie życzę.
Przed detoksykacją organizmu należy oczyścić jelito grube z kamieni kałowych i wątrobę z kamieni wątrobianych. Warto poczytać o tym w Internecie. Kamienie te mamy wszyscy łącznie z dziećmi. Badali to Amerykanie. -- Ja też wkrótce (za 4 tygodnie?) o tym napiszę.
Pozdrawiam Panią serdecznie, K.J.