Maski opadają

   Ostatnim czasem opinię publiczną rozpalił tudzież zelektryzował na nowo (pomimo, że i bez tego wydawała się ona już wystarczająco być rozpalona, nie wspominając o jej zelektryzowaniu) wypuszczony przez pewną tajemniczą fundację „rodzinną”, której aktywność do tej pory koncentrowała się na zupełnie innych rodzajach działalności, propagandowy filmik, w której ustami dobranej trupy aktorskiej jakiś enigmatyczny twórca i promotor forsuje zbitkę słowną pt. „polish holocaust”, jednocześnie bohatersko wyrażając gotowość do pójścia za owe słowa do niekoszernego pierdla, a  niejako przy okazji odgrażając się, że jeśli polski rząd nie wycofa się „NNAAŁŁ” z zapisów nowelizacji ustawy o IPN, to stosowne, bardzo wpływowe środowiska nie omieszkają polecieć do swojego osobistego zaoceanicznego Golema na skargę, dzierżąc w drżących z oburzenia dłoniach stosowną petycję, wzywającą imć Golema do zerwania z naszym faszystowskim krajem wszelkich stosunków. Przy czym obserwując występujących w owej jakże interesującej produkcji tych wszystkich dzielnych i smukłych młodzieńców, miłe w obejściu acz stanowcze niewiasty oraz trzęsącego się z nabrzmiałych emocji „ocaleńca” w moherowym nakryciu głowy, o „angry kids” nie wspominając, trzeba przyznać, że mistrz Goebbels pomimo wszelkich swoich uprzedzeń, mógłby być naprawdę dumny ze swoich pojętnych uczniów, w tym także, wśród innych zaprezentowanych przy okazji publikacji tegoż dzieła przymiotów i zdolności, za fachowe i wielce udane odwrócenie wektorów, w wyniku którego nowocześni przedstawiciele narodu wybranego, mogliby, chociażby ze względu na zaprezentowaną fizjonomię bądź też umiejętną charakteryzację – nie mnie to oceniać, spokojnie grać główne role w którymś z dzieł Leni Riefenstahl. No może z wyjątkiem wspomnianego ocaleńca – ten jednak mimo wszystko bardziej kojarzyć się może z rysunkami satyrycznymi z Der Sturmer. Ale cóż – nikt nie jest przecież doskonały. A może taki właśnie był zamysł twórców przywołanej audycji.
   Jednak ów skręcony naprędce, zgodnie z ogranym i jak widać bezlitośnie eksploatowanym ostatnimi czasy szablonem, którego niewiele się różniącą w formie mutacją jeszcze do niedawna katowała nas, przy okazji boju o wolne lub nieco szybsze sądy, Polska Fundacja Narodowa, filmowy epizodzik uchylił nam nieco więcej rąbka, za którym kryją się rzeczywiste intencje jego nomen omen sprawców (modne ostatnio słowo: perpetrators). Otóż w swym pójściu na rympał wszelkiego rodzaju fundacje, kongresy czy też inne ligi przeciw temu bądź owemu, sygnalizują nam wyraźnie, że coraz mniej będą się już teraz certolić ze stwarzaniem choć w miarę przekonujących pozorów, że gra toczy się o jakieś „wyższe racje” związane z jedną jedyną i najświętszą „prawdą historyczną”, do której światły dostęp miałoby posiadać jedynie wielce szacowne grono, rzecz jasna wywodzące swoje pochodzenie z jedynie słusznego środowiska starszych i mądrzejszych. Tak więc siłą rzeczy dla coraz szerszych nomen omen rzesz publiczności staje się z czasem coraz bardziej widoczne, że gra nie toczy się tutaj o żadne pryncypia, które poprzez daleko idącą obłudę, składającą zgodnie ze swą naturą hołd cnocie, w ramach nadal ćwiczonej dość często i chętnie na naszym narodzie, zabawy w dobrego i złego Żyda, stanowią jedynie środek do celu, który można w kilku słowach określić jako uzyskanie możliwości wyczyszczenia z wszelkich dostępnych dóbr kraju, w którym judeusze jako nacja, z racji swej przedwojennej liczebności na tym terenie oraz faktu powojennej nacjonalizacji lwiej części wskazanych dóbr, mają do wyczyszczenia zdecydowanie najwięcej.
   Najwyższy chyba czas by nasi decydenci nauczyli się, że środowiska, z którymi przyszło im się w tym nierównym, chociażby ze względu na posiadane zasoby i doświadczenie, boju zetrzeć, traktują swą własną, celebrowaną od lat na niemalże religijną nomen omen modłę, martyrologię jako całkiem realny wytrych do zachachmęcenia takiej ilości „odszkodowań” za wszystko i od wszystkich, jakiej średniej wielkości państwo nie byłoby w stanie zwyczajnie strawić, co służyć ma z kolei całkowicie cynicznemu w swej rekietierskiej bezwzględności, sposobowi na wzbogacanie się na grobach rzeczywistych ofiar – czasami dalszych bądź bliższych krewnych, a najczęściej po prostu współziomków –  i to nie tyle mówiących tym samym językiem, ile hołdujących podobnym tradycjom. W tym dziele rzecz jasna uzyskują oni równie nieodzowne co wręcz rytualne wsparcie ze strony wielu naszych „krajan”, którzy albo uważają się za krajan kogoś zupełnie innego, albo też, w swym dążeniu do tego aby móc zasłużyć się w sposób właściwy jedynie słusznemu środowisku, sądzą, że znaleźli się w posiadaniu szansy, dzięki której być może będą mogli kiedyś, w bliżej nieokreślonej przyszłości, zostać dopuszczeni do zaszczytu przyjęcia ich do jakże elitarnego grona obrzezańców, zdając się jednak w swej pełnej gotowości do wszelkich poświęceń w tej materii nie zauważać prostego faktu, że przy tej okazji jedyną dla nich dostępną opcją i konsekwencją jest co najwyżej zaliczenie się do równie elitarnego grona rzezańców (odsyłam do staropolszczyzny)
   I choćbyś się nie wiem jak sam natężał, to żadne podsuwane owym piewcom „prawdy o holocauście” choćby pod sam nos fakty nie zmienią tej jednej podstawowej prawdy, że ichnia jest racja najmojsza, gdyby nawet jak najbezczelniej stała ona w konfrontacji do posiadanej wiedzy historycznej, bo jest owa racja niczym innym, jak tylko środkiem do powyżej przedstawionego celu, a prawdą - jak zdążył niezbicie wykazać wymieniony dwa akapity wyżej pewien „nazistowski” minister - można kuglować w dowolny sposób tak, aby z katów zrobić ofiary i na abarot. Należałoby może w końcu porzucić naiwne rojenia tyczące się mitycznej przyjaźni pomiędzy „bratnimi” narodami i przyjąć do wiadomości, że po przeciwnej stronie nie ma dobrej woli bo i też nigdy jej tam nie było. My natomiast jako Polacy, jeśli chcemy być szanowani na arenie międzynarodowej, musimy zacząć przede wszystkim od szanowania samych siebie. Nie osiągniemy tego celu poprzez notoryczne tłumaczenie się z faktu nie posiadania garba na wyliniałym grzbiecie ani odżegnywania się od własnej „siermiężnej” martyrologii kosztem wynoszenia na ołtarze cudzej. Owszem, należy pokazywać nasze dobre intencje w sferze werbalnej, w wymiarze realnych działań jednak winniśmy trzymać się z całą stanowczością i premedytacją z góry obranych pozycji, trwając twardo przy swoich racjach i nie cofając się ani o krok aby nie pozwolić idącemu w zaparte przeciwnikowi nabrać, tak potrzebnego mu do osiągnięcia sukcesu, rozpędu. Tylko tyle i aż tyle.
   Zacznijmy przyzwyczajać światową opinię publiczną, że zarówno państwo położone w Palestynie (za G. Braunem), jak i środowiska judejczyków rozsiane jak świat szeroki po kuli ziemskiej, nie posiadają żadnego patentu na reprezentowanie spadkobierców ofiar Holocaustu, bo w swej znakomitej większości krewni owych ofiar, niezależnie od swej narodowości, pozostali po wojnie wśród nas, tu na miejscu, a w czasie gdy ów dramat rozgrywał się na naszych ziemiach, nikt nawet nie słyszał o nazwie Izrael, natomiast Stany Zjednoczone wraz z otaczającą prezydenta Roosevelta starozakonną kamarylą, interesowała bardziej kondycja koni w Europie, niźli los żydowskich „pobratymców”, z którymi na plemienne pokrewieństwo duchowi potomkowie owej kamaryli obecnie się powołują. Hasztag #polishholocaust powinien zostać bez zbędnej zwłoki przejęty przez sprawną grupę medialną (PFN?), która będzie w stanie wykorzystać go do rozpropagowania jak świat długi i szeroki informacji na temat ilości polskich ofiar II wojny światowej, wykraczając jednak poza datę jej oficjalnego zakończenia, rzecz jasna wraz z podaniem pełnych okoliczności poniesienia owych ofiar oraz wskazaniem rzeczywistych sprawców, nie ograniczając przy tym owej listy jedynie do niemieckich „nazistów” i ich pomagierów.
   Na koniec pozwolę sobie odnieść się jeszcze do dwóch wrzutek, których autorstwem mogą poszczycić się dwa byty polityczno-medialne diametralnie odmienne w swych poglądach, a  w mej skromnej opinii również kompletnie różniące się pod względem umiejętności racjonalnego odbioru bodźców płynących z rzeczywistości oraz zdolności do jej błyskotliwego przełożenia na język debaty publicznej. Pierwszy z nich to znana w pewnych, nie tylko łysogórskich, kręgach pani filozof-etyk, specjalizująca się ostatnimi czasy głównie (prócz łażenia po mediach i psioczenia na kaczystowski reżym rzecz jasna) w organizacji cyklicznych sabatów w rodzaju tzw. czarnych protestów. Owa „profesorka”, goszcząc ostatnio w niszowym programie pewnego redaktora, który swego czasu, zanim mu jeszcze kompletnie nie odbiło, uroił sobie ponoć, że zostanie prezydentem (czy może arcyksięciem – dobrze już nie pamiętam), popisała się refleksją, że oto „brunatnieje” nam Uniwersytet Warszawski. A szczególnie takie wydziały jak socjologia, psychologia, historia, wszelkiego rodzaju filologie polskie i niepolskie itp. Swoją śmiałą tezę raczyła pani profesor podeprzeć takim to oto argumentem, iż miała okazję otrzymać ostatnio od zacnego grona z rady któregoś z wydziałów informację o tym, że skończyły się czasy promocji gender na UW (przynajmniej chwilowo). Czyli konkluzja jednego z seansów nienawiści organizowanych chętnie online przez pana Tomka z koleżankami była taka, że tam gdzie nie ma gender, tam musowo i z automatu rodzi się faszyzm.
   Nie wypada przy tej okazji nie przypomnieć zdarzenia, które osobiście pamiętam jeszcze z końcówki rządów Marka Belki, kiedy bardzo nieprzyjemnie zdziwiła się wzmiankowana pani profesor, piastująca ówcześnie jakże potrzebą funkcję pełnomocniczki ds. równego traktowania czy jakoś tak, gdy przy zmianie warty na szczytach władzy nagle okazało się, że nie oczekuje już na nią przy wejściu do gmachu, w którym zwykła urzędować – bo pracą raczej trudno byłoby jej działalność nazwać – ministerialno-służbowa limuzyna. Pamiętam też gdy kilka lat później na łamach pewnej, coraz mniej poczytnej, gazety służącej społeczeństwu do wycierania czego popadnie, zżymała się ona okrutnie na rozpasanie i bizantyjskość obecnej władzy, których to wyrazem, a wręcz ukoronowaniem, miało być właśnie owo korzystanie przez ministerialne kadry najwyższych szczebli z rządowych limuzyn. Czyli w trzech słowach podsumowując kompetencje moralne pani „etyk”: kalizm level master.
   Drugi byt (w odróżnieniu od bytu pierwszego – przy czym zasadność postawienia tutaj spacji w przypadku umysłowości tudzież fizjonomii pani „filozofki” pozostaje sprawą dość dyskusyjną), czy też jak kto woli – drugi przypadek (tym razem nie zakwalifikowany klinicznie) jest może nieco mniej egzotyczny, choć również wielce frapujący. Mianowicie pan Rafał Ziemkiewicz raczył był kilka dni temu w pewnym programie telewizyjnym przywołać, po raz kolejny zresztą, przy okazji omawiania casusu uciemiężonego bojowca Frasyniuka, jako książkowy przykład stoczenia się z bohaterstwa w oszołomstwo śp. Kazimierza Świtonia wraz z jego beznadziejną walką o oświęcimskie żwirowisko. W świetle ostatnich wydarzeń radziłbym, przy całym szacunku do RAZ-a, spróbować jednak odróżnić oszołomstwo od wizjonerstwa, którym się w tym przypadku bez wątpienia założyciel naszych rodzimych śląskich WZZ-ów zasłużył. Podczas gdy tak wielu sprawiało w owym czasie wrażenie ślepych, najwyraźniej RAZ postanowił i dzisiaj pozostać w poglądzie na tamtą, zamierzchłą już dosyć sprawę, niewidomy na jedno oko.
 

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika Swisspola

24-02-2018 [15:14] - Swisspola | Link:

Tylko pozazdrościć Żydom. Oni na pierwsze lepsze pierdnięcie z naszej strony, potrafią zainscenizować taką mistyfikacje oraz kłamliwą propagandę i ją na całym świecie rozpowszechnić, pomimo że niezgodna jest ona ani z faktami, ani z prawdą. My, jako naród ofiar, pomimo że mamy bardzo wiele argumentów i faktów zadających tym insynuacja i oszczerstwom kłam, przespaliśmy prawie 80 lat, aby wszystkie prawdziwe przypadki uczciwie zbadać i rozpowszechnić! Kiedy jeszcze plują nam w twarz, to jeden prezydent klęka przed Żydami w Jedwabnym, drugi karze żyć narodowi polskiemu w poczuciu współwiny za holocaust, a trzeci prezes udając patriotę, zamiast bronić honoru Polaków będzie ścigał polskich antysemitow. Panie prezesie proszę udać się do USA, bo tam znajdzie pan najwięcej producentów antysemityzmu, który jest im potrzebny jako surowiec w "Przedsiębiorstwie Holocaust".
 

Obrazek użytkownika Imć Waszeć

24-02-2018 [17:49] - Imć Waszeć | Link:

Bardzo celny tekst. A skoro już o Golemie mowa, to polecam wobec wpływowych środowisk zastosować metodę "Return to Sender": https://www.youtube.com/watch?...

"Return to sender, address unknown.
No such person, no such zone.
"

Obrazek użytkownika xena2012

24-02-2018 [20:13] - xena2012 | Link:

Już na onecie wiadomość z ostatniej chwili-zamrozono ustawę o IPN pod żądaniem strony izraelskiej. Zapewne Izrael napisze i da nam do wdrożenia własną.I tak sie kończą sny o dumnym polskim narodzie.