Ograniczenia dla rowerzystów koniecznością

 
Moje przygody z rowerzystami w ostatnich dniach października skłoniły mnie do przyjęcia wniosku obwieszczanego przez powyższy tytuł. W obu przypadkach wystąpiłem w roli pieszego.
     Na ulicy Ślężnej we Wrocławiu na wysokości pętli tramwajowej przy Parku Południowym chodnik rozdzielono dwoma kolorami, po połówce dla pieszych i dla rowerzystów. W godzinach popołudniowego szczytu od wiaduktu w stronę przystanku zmierzała grupa ludzi. Swobodne poruszanie się utrudniały im kupy mokrych liści. Grabił je jakiś mężczyzna i bezceremonialnie   pozostawiał jako przeszkody na połówce dla pieszych. Nie mam do niego pretensji, występował  tu jako serwis sprzątający, akcja była dla wszystkich widoczna i każdy z wynikającymi z niej niedogodnościami powinien się pogodzić. Wszelako liście te należało jakoś ominąć i mniej lub bardziej płynnie czyniono to albo z lewej ich strony albo z prawej. Szykana ta powodował niejakie spiętrzenie ruchu, które tym bardziej powinno być ostrzeżeniem dla nadjeżdżających tu rowerzystów. Tymczasem rozległo się przeraźliwe, krakliwe: - Uwa-a-aga-a-a!!! Cała gromadka przypadkowo zestawionych tutaj „użytkowników” chodnika struchlała i na chwilę zamarła w bezruchu. Rowerzystka z wielkimi słuchawkami na uszach zwolniła ostentacyjnie, jej twarz, przypuszczalnie nie pozbawiona urody w innych okolicznościach, wykrzywiona była w modelowym  grymasie   maszkaronów z Notre-Dame. Dławiła się swoim oburzeniem i piorunowała wzrokiem idących. Jej stopa zdjęta z pedału była już tylko pięć centymetrów od ziemi, gdy zdecydowała się jednak nie podejmować nierównej walki i rowerowy potwór pomknął dalej w stronę miasta. Wszystko to trwało ledwie dwie sekundy. W tym czasie mieściły się i moje zaskoczenie tym wrzaskiem i oburzenie na jej impertynenckie zachowanie. Przypuszczam, że podobnie zagotować się mogli inni zmierzający ze mną na przystanek, przeważały w tej grupie krzepkie panie, i te wspomniane pięć centymetrów to była odległość od jakiegoś samosądu w Parku Południowym. Jego wynik byłby oczywisty.
    Nie jestem zwolennikiem daleko idących regulacji. Cierpią na tym, drogie mi, wolność i swoboda. Ledwie dzień później, miał miejsce kolejny incydent z udziałem moim i osoby jadącej na rowerze. W innym rejonie Polski, w innej strefie klimatyczno-empatycznej. Chodnikiem w Konstancinie-Jeziornie prosto na mnie jechała na  rowerze kobieta w podobnym wieku jak ta we Wrocławiu. Koło stacji benzynowej nie ma żadnej ścieżki rowerowej i myślę, że wcale nie jest potrzebna. Naturalną rzeczą jest tutaj duży ruch rowerowy na chodnikach i nigdy nie wyczułem z tego powodu atmosfery niechęci którejś ze stron. Pani wyraźnie gdzieś się śpieszyła, a że jechała w stronę rzeki  i miała nieco z górki, więc nie jechała powoli. Kiedy mnie zobaczyła, akurat poprawiała apaszkę pod szyją i kierowała jednorącz. Uniemożliwiało jej to sprawne manewry a którąś ze stron trzeba było wybrać, gdyż oboje znajdowaliśmy się na środku chodnika. Zejście sobie z drogi zaczęliśmy uskuteczniać dostatecznie wcześnie, ale za każdym razem nasze balanse stanowiły względem siebie swoje lustrzane odbicie. Zostało mi jeszcze tylko znieruchomienie, ściągnięcie łokci do ciała, zamknięcie oczu  i oczekiwanie na zręczność cyklistki. Udało się jej mnie wyminąć.  Słowa jej jakiegoś pojednawcze okrzyku rozwiał wiatr. Ich słyszalna intencja była dla mnie czymś przyjemnym i całe to zajście nie wywołało we mnie ani krzty stresu.
    Uważam, iż wydzielanie odrębnego miejsca dla ruchu rowerzystów czynione na siłę, nie jest czymś rozsądnym. Ta ich część gotowa współpracować z pieszymi i nie dająca sobie rady w ruchu między samochodami ma dla siebie na chodnikach równoprawne miejsce na chodnikach. Spokojnie przystaję na ewentualność przejechania mnie przez panią, pana czy jakąś młodzież. Wręcz nie pozwalam na to, by rowerzyści pakowali się np. w młyn na konstancińskich rondach i zdecydowanie akceptuję ich przejazd po chodniku na moście na Jeziorce choć po drugiej jego stronie jest specjalna trasa dla rowerów. Całość rowerowego ruchu można było podzielić na ten spokojny na chodnikach dla wszystkich i szybki na jezdniach. Ścieżki rowerowe niechby sobie i powstawały, lecz w zgodzie z logiką topografii i budżetów gminnych. Wiadome, że tego rodzaju propozycja spóźniona jest o całe dwie dekady - skoro powstały całe sieci tras dla rowerzystów, należy z takimi rozwiązaniami się pogodzić, ale…
    Samochodem jeżdżę stosunkowo dużo. Na przestrzeni ostatnich lat najbardziej niebezpiecznym incydentem z moim udziałem było zdarzenie z udziałem rowerzysty na ścieżce rowerowej. Wyjeżdżałem z alei Wyścigowej na Służewcu, starając się włączyć w ruch na ulicy Rzymowskiego. Nie jechałem tędy pierwszy raz, poznałem też tutejszą okolicę poruszając się pieszo. Działo się to podczas ostatniej, bezśnieżnej zimy przed godziną dziewiątą wieczorem. Lało. Fala samochodów ruszała dopiero  spod świateł na skrzyżowaniu z ulicą Gotarda, więc spokojnie ruszyłem. Zwykle ma się tutaj mniej czasu i konieczny jest start dużo bardziej dynamiczny. Całe szczęście, że tak się to właśnie ułożyło, gdyż w momencie, kiedy nie przejechałem nawet jednego metra, przemknął przede mną z zawrotną prędkością rowerzysta. Spadł nagle z góry od Puławskiej. Przypuszczalnie widział mój ruszający samochód  i mając przewagę prędkości mógł podjąć ryzyko, ale przypuszczalnie sądził, że ja specjalnie stanąłem przed ścieżką rowerową, uwzględniając jego lub innych przejazd. Tak oczywiście nie było, nikogo nie widziałem ani z lewej ani z prawej; przez przypadek stałem tylko przed czerwonym paskiem trasy dla rowerów, nie widząc go w ciemnościach i w refleksach światła odbijającego się od wszechobecnej wody. Skończyło się szczęśliwie, ale dramatyczna kolizja była w tamtej sekundzie bardzo prawdopodobną. Analiza tego przypadku, jak też zachowanie rowerzystów, choćby właśnie tu przy ulicy Rzymowskiego pędzących bez opamiętania, skłania mnie do wnioskowania o wprowadzenie istotnych ograniczeń. Specjalne oznakowanie ograniczające prędkość jadących na rowerze, ostrzeżenia przed równoległym ruchem pieszych, szykan w postaci łamania linii tras  lub „leżących policjantów” stają się koniecznością. Budując trasy powiedziano „a”, teraz należy powiedzieć „b”, czyli te trasy odpowiednio skalibrować ze względu na ruch pieszych i samochodowy. Staram się tu wyrazić bardzo ostrożnie, jako szeregowy użytkownik dobra publicznego i laik w zakresie organizacji komunikacyjnej struktury. Specjaliści łatwo mogą moją gadkę zakwalifikować jako sensowną albo niemądrą. Zdaję się na nich - więcej, poza mnożeniem kolejnych incydentalnych zdarzeń, nie mam tu już prawie nic do dodania.
 
   Dołożę jeszcze tylko  jedno uogólnienie. Dotyczy ono „myślenia korporacyjnego”, co by ten termin nie miał znaczyć. Oglądałem świetny film o ogólnie znanej(?) historii Kosmicznego Teleskopu Hubble’a.  Dokument szczegółowo oddaje dramat całego zespołu ludzi pracujących przez dziesięć lat na dziełem swojego życia. Okazało się w pewnym momencie, że wszystko kończy się kompletnym fiaskiem, niesłychaną kompromitacją. Potem następuje etap wytężonej pracy nad próbą skorygowania zasadniczego błędu. Kolejne zadanie, obarczone dużym prawdopodobieństwem kolejnej klapy, zostaje zrealizowane pomyślnie. Wielki sukces! Ludzkość  może zajrzeć w głąb przestrzeni i czasu. Film kończy się wywiadem z jedną z osób, odpowiedzialnych za całość gigantycznego przedsięwzięcia. Padają znamienne słowa, tłumaczące drogę od klęski do chwały:
- Odeszliśmy od myślenia korporacyjnego.
Sztywna postawa zabiegająca o powodzenie i ochronę własnych, ograniczonych interesów nie prowadzi do sukcesu. Ktoś musi w państwie ją korygować, żeby nie powiedzieć, tępić.
 

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika Czesław2

06-11-2017 [13:59] - Czesław2 | Link:

Ciekawe podejście do problemu. Znajdzie się jeden niewychowany cham (-ka) , wnioskuje się o usuniecie wszystkich rowerzystów. Wypadek na skrzyżowaniu, rozwiązaniem światła blokujące ruch. Przekraczają prędkość na prostym odcinku drogi w mieście, zrobić szykany. Pieszy jeden wtargnął pod samochód, zakazać jeździć samochodami lub ograniczyć prędkość do 30 km/h. Skutek? Sparaliżowane miasta. Nagminne korzystanie z telefonów podczas jazdy i związane z tym wypadki. To, że Polacy nie przestrzegają ograniczeń w Polsce wszyscy wiedzą. To może ich nauczyć poprzez kieszeń, skoro inaczej się nie da. I jeszcze jedno. Trzeba się zdecydować, czy ulice są dla aut, czy dla pieszych.

Obrazek użytkownika St. M. Krzyśków-Marcinowski

07-11-2017 [08:54] - St. M. Krzyśków... | Link:

Nie napisałbym tego, gdyby nie moje przekonanie, że mam do czynienia ze zjawiskiem masowym. Pojedynczy przypadek nie wymagałby interwencji społecznej - epidemia tak.
W tym incydencie we Wrocławiu pojawił się jeszcze inny ogólniejszy problem. Nie chciałem tematu poszerzać i gmatwać, dlatego nie wspomniałem, że demonstracja nienawiści przez osobę na rowerze została wywołana przede wszystkim przez obecność dzieci idących w grupie przede mną. Takie nieodparte wrażenie odniosłem.  Pominąłem temat uprzedzeń do rodzin z dziećmi, do ludzi starych a zająłem się czymś łatwiejszym do analizy i rozstrzygnięcia. O tych trudniejszych i bardziej przykrych kwestiach spróbuję jeszcze kiedyś napisać.

Obrazek użytkownika Czesław2

07-11-2017 [10:03] - Czesław2 | Link:

Być może moja wypowiedź jest przerysowana, uważam jednak, że chamstwo jednych nie może być powodem zniewolenia innych. Klasycznym przykładem są przejścia dla pieszych. Niejednoznaczność możliwych zachowań na pasach powoduje wypadki. I żadne prawo tego nie zmieni. W/g mnie, na jezdni bezwzględne pierwszeństwo powinny mieć auta WŁĄCZNIE z przejściami. Tak samo priorytet dla przejeżdżających rowerzystów przez jezdnię po czerwonym trakcie to patologia. Przepisy wychowały stada drani, którzy wszędzie mają pierwszeństwo i nawet momentami nie wiedzą, że są na jezdni. To zachowanie przenosi się potem za kierownicę. Przecież ostatnio lawinowo słyszę o wypadkach związanych z wymuszeniem pierwszeństwa. Patologia z rowerów i przejść dla pieszych ( wtargnięcia ) zasiada potem za kierownicę. I nadal WSZĘDZIE ma pierwszeństwo. Zresztą to temat rzeka.

Obrazek użytkownika Marek1taki

08-11-2017 [23:37] - Marek1taki | Link:

Z każdym słowem się zgadzam, a zwłaszcza z konkluzją. Dawniej ludzie byli normalniejsi. Teraz są w prawach. Garną się aby być "proletariatem zastępczym".

Obrazek użytkownika Tupador

07-11-2017 [09:47] - Tupador | Link:

Ciekawym, czy Waszmość kiedykolwiek poruszał się rowerem w dużym mieście? I to nie w celach rekreacyjnych, czy turystycznych, ale komunikacyjnych. Np. żeby dojechać z domu do pracy, z pracy do domu? Z wpisu Waszmości wynika, że chyba nigdy, a nawet jeśli, to nie doświadczył wszystkich błędów i absurdów, które w Polsce popełniono i popełnia się przy projektowaniu i budowaniu szlaków (ścieżek, dróg) rowerowych, oraz agresji ze strony kierowców samochodów, pieszych i… innych rowerzystów. A przy tym sam reaguje agresywnie na rowerzystów.
W pierwszym przypadku, który Waszmość opisujesz, rowerzystka zachowała się wg mnie prawidłowo. Szkoda, że nie dostrzegłeś Waszmość, czy użyła najpierw dzwonka rowerowego, by ostrzec wkraczających na pas rowerowy. Jeśli nie użyła, to jej błąd. Ale mógł być niesłyszalny w panującym hałasie dla pieszych, bądź przez nich zignorowany, gdyż tak niestety najczęściej bywa. Jej okrzyk „uwaga!” był jak najbardziej na miejscu. Poza tym, jak Waszmość piszesz, zdjęła stopę z pedału, więc przygotowała się do ewentualnego zatrzymania się, gdyby ci, którzy wtargnęli na pas rowerowy, nie ustąpili jej drogi. Grymas jej twarzy nie ma tu nic do rzeczy: miny, jakie robią kierowcy samochodów (do których Waszmość należysz) także bywają paskudne. Dla mnie naganne z jej strony byłoby słuchanie muzyki w nausznych słuchawkach – ale tego nie wiemy, może te słuchawki pełniły akurat funkcję tylko nauszników. Dodam jeszcze, że są dwa rodzaje ciągów pieszo-rowerowych: oznaczony znakiem, na którym wizerunek pieszego jest oddzielony od wizerunku rowerzysty poziomą linią, i oznaczony znakiem, na którym pieszy i rowerzysta są oddzieleni linią pionową. W pierwszym przypadku pieszy ma zawsze pierwszeństwo, w drugim (a szczególnie w przypadku, gdy pas rowerowy ma odmienny kolor nawierzchni, często nie bez powodu czerwony, ostrzegawczy) pierwszeństwo ma rowerzysta, a ponadto piesi nie powinni się tym pasem poruszać. W opisanym przez Waszmościa przypadku piesi, przed omijaniem stosów liści, winni upewnić się, czy nie nadjeżdża rowerzysta. Tak samo, jak wtedy, gdy chcą wejść na jezdnię drogi dla samochodów.
W drugim przypadku rowerzystka zachowała się karygodnie: na chodniku pieszy ma zawsze bezwzględne pierwszeństwo. Trzeba też pamiętać, że po większości chodników rowerom nie wolno jeździć, jest to dopuszczalne w ściśle określonych sytuacjach.

 

Obrazek użytkownika Tupador

07-11-2017 [09:48] - Tupador | Link:

W trzecim przypadku jeśli był czerwony przejazd dla rowerów i rowerzysta jechał od strony Puławskiej, to miał pierwszeństwo (o ile nie stanowiły inaczej znaki pionowe na ścieżce rowerowej przed tym skrzyżowaniem). Czy Waszmość zwrócił uwagę na  oznakowanie pionowe od strony wyjazdu z Wyścigowej? Tu Waszmość nie wdajesz się w szczegóły, choć piszesz „nie widziałem”, „nie widząc”… - tym samym przyznając się do błędu, polegającego na niesprawdzeniu, czy Waszmość możesz jechać. Ważna byłaby też informacja, czy rowerzysta miał prawidłowe oświetlenie, ale przecież tego zdaje się Waszmość nie widziałeś…
Smutnym jest, że ze swoich „przygód” wyciągasz zły wniosek. Budowa kolejnych ścieżek, tras, dróg rowerowych bardzo niestety wyprzedza edukację pieszych, samochodziarzy i rowerzystów w zakresie związanych z nimi przepisów drogowych. Poza specjalistycznymi, rowerowymi nie zajmują się tym media. Nie mówiąc o tym, że wiele dróg rowerowych wytyczonych i zbudowanych jest, jakby projektowali je i budowali ludzie, którzy na oczy roweru nie widzieli. Gdybyś  Waszmość – zaczynając właśnie w swoim blogu – tej edukacji się domagał i sam ją zaczął uprawiać byłby pożytek,
a tak mamy tylko reakcje sfrustrowanego samochodziarza: cóż za bezczelność, że ten rower tak szybko jedzie…
 

Obrazek użytkownika St. M. Krzyśków-Marcinowski

07-11-2017 [18:47] - St. M. Krzyśków... | Link:

Dziękuję za wczucie się w opisywane przeze mnie incydenty i właściwą ich analizę. Zgadzam się z tym, że prawo jest po stronie rowerzystki z Wrocławia i rowerzysty  jadącego nocą wzdłuż Rzymowskiego. Dlatego sugeruję jakieś ogólne zmiany co do zasad, gdyż w gruncie rzeczy egzekwowanie przez nich swych korzyści – szlak rowerowy należy do rowerów – kłóci się z moim poczuciem porządku i sprawiedliwości. Gdym zranił albo zabił człowieka pędzącego w szaleńczym tempie w strugach deszczu, poszedłbym siedzieć. Z poczuciem własnej krzywdy. Zachowałem więcej jak minimum ostrożności, on o to nie dbał, a jednak…
 
Przypadek pani z ulicy Ślężnej we Wrocławiu to demonstracja złej woli i jeszcze gorzej. Czyjaś noga znalazła się na jej połowie chodnika. Skandal! Musiała zwolnić! Do samej Wiśniowej i jeszcze dalej będzie pewnie mogła pędzić  bez najmniejszych przeszkód, ale tu ją jakieś kreatury przyhamowały. Za kilka lat będzie miała rower ze wspomaganiem elektrycznym, wtedy nawet samochody jej nie dogonią.
 
Pańskie wnioski, są absolutnie trafne, podpisuję się pod nimi:
„Budowa kolejnych ścieżek, tras, dróg rowerowych bardzo niestety wyprzedza edukację pieszych, samochodziarzy i rowerzystów w zakresie związanych z nimi przepisów drogowych. Poza specjalistycznymi  rowerowymi nie zajmują się tym media. Nie mówiąc o tym, że wiele dróg rowerowych wytyczonych i zbudowanych jest, jakby projektowali je i budowali ludzie, którzy na oczy roweru nie widzieli.”
 
 

Obrazek użytkownika Tupador

07-11-2017 [22:47] - Tupador | Link:

Ale to, że jezdnia należy wyłącznie do samochodów, już nie kłóci się z Waszmości poczuciem porządku i sprawiedliwości? No tak, jest Waszmość przecież oburzony, że przez własny pośpiech (cytuję: „Fala samochodów ruszała dopiero spod świateł na skrzyżowaniu z ulicą Gotarda, więc spokojnie ruszyłem. Zwykle ma się tutaj mniej czasu i konieczny jest start dużo bardziej dynamiczny.” – więc ten start, który Waszmość rozpoczął był co najmniej dynamiczny…) omal nie wjechał w rowerzystę, gdyż Waszmość nie sprawdził, czy jakiś rowerzysta nie nadjeżdża. Piszę to w dobrej wierze, daję wiarę Waszmościa relacji (choć ów rowerzysta zapewne inaczej by opisał zdarzenie), wynika z niej też i to, że obaj nie zachowaliście właściwej ostrożności i zapomnieliście o zasadzie ograniczonego zaufania. Gdyby pojeździł Waszmość na rowerze (jestem niewiele młodszy i czynię to na co dzień), albo chociaż pooglądał Waszmość jakieś filmiki na Youtube, zorientował by się, że piesi szwendający się po ścieżkach rowerowych i samochody je blokujące są znacznie powszechniejszym i dotkliwszym zjawiskiem niż skrzywiona mina rowerzystki. Więc jak już pisałem: nie przez restrykcje wobec rowerzystów droga do ładu, ale przez edukację wszystkich uczestników wszelkiego ruchu drogowego. Powściągnij Waszmości swoje złości…

Obrazek użytkownika St. M. Krzyśków-Marcinowski

08-11-2017 [00:31] - St. M. Krzyśków... | Link:

Próbowałem rodzinnej  jazdy na rowerze w obszarze ruchu miejskiego i było to mocno nerwowe przeżycie. Sam do uprawiania sportu kolarskiego nie umiem się zmotywować, nie nawykłem, wolę marszobiegi.
 Podziwiam symbiozę rowerzystów i pieszych, gdy przemierzam trasę od Bartyckiej do stadionu Legii. Trasa rowerowa biegnie raz z prawej, raz z lewej strony chodnika. Przed i po meczu idą tędy całe gromady, gdy jest cieplej to przejeżdża między nimi rower za rowerem i jakoś to zmieszanie nie rodzi sytuacji konfliktowych. Przy właściwym nastawieniu, przy pewnej dozie życzliwości i wyrozumiałości da się współżyć. Kończy się to jednak z chwilą wnoszenia roszczeń. 
Na jezdni tolerowałem kiedyś i furmanki, tak i teraz ze zrozumieniem odnoszę się do swego rodzaju tradycji w niektórych miejscowościach (Pilawa na przykład), gdzie bardzo dużo ludzi porusza się na rowerach, wcale nie na chodnikach. Kierowcy samochodów mają szczególnie uważać i już,  w tej sytuacji stanowią kategorię podległą miejscowym.