Półwysep Koreański – zapach wojny

Na pierwszej stronie „The New York Times” z czwartku 7 września 2015 roku wielkie zdjęcie Kim Dzong Una, przywódcy Koreańskiej Republiki Ludowo-Demokratycznej i chińskiego lidera Liu Yunshana (od 2012 roku jeden z siedmiu członków Stałego Komitetu Biura Politycznego kompartii Chin Ludowych). Obaj azjatyccy komuniści pozdrawiają tłumy w stolicy KRL-D w czasie ostatniej wizyty na tak wysokim szczeblu przedstawiciela Komunistycznej Partii Chin. To było dwa lata temu. Ale przez cały czas Pekin pilotuje komunistyczną Koreę, nie tylko i chyba nawet nie głównie ze względów ideologicznych. Pjonjang – taka jest nazwa stolicy państwo północnokoreańskiego ‒ jest idealnym sprzymierzeńcem dla Pekinu. Przypomina głodnego (nomen omen) brytana, którego chiński pan w każdej chwili może spuścić z łańcucha, a przynajmniej zachęcić, żeby poszczekał w kierunku azjatyckich sojuszników Ameryki – Japonii i Korei Południowej.

Polska – kanał kontaktowy?

Czy jest sens zajmować się czymś, co dzieje się na drugim końcu świata? Co prawda Polska jako jedno z niewielu państw zachodnich utrzymuje oficjalne stosunki z komunistyczną Koreą i – co jest tajemnicą poliszynela – stanowi dla szeroko rozumianego Zachodu nieformalny kanał kontaktów i przekazywania kolejnych, mniej lub bardziej rytualnych, połajanek, ale czy rzeczywiście to, co ma miejsce 7,5 tysiąca kilometrów od nas powinno budzić w polskiej opinii publicznej więcej niż zdawkowe zainteresowanie? Tak, bo potencjalny konflikt militarny, do którego dziś jest bliżej niż kilka miesięcy temu i jeszcze bliżej niż kilka tygodni temu dość łatwo może przerodzić się w konflikt ponadregionalny. Jeżeli eksperci militarni i politolodzy spekulują, że konflikt, który może przerodzić się w wojnę globalną będzie zlokalizowany albo na Półwyspie Koreańskim lub na Morzu Południowochińskim ‒ to nie odrzucałbym całkowicie tych prognoz. Skądinąd Rzeczpospolita ma szczególne predylekcje, aby zajmować się sytuacją na Półwyspie Koreańskim. Na szczęście nie braliśmy udziału w wojnie koreańskiej (1950-1953), choć Związek Sowiecki rozważał możliwość wysłania tam żołnierzy Ludowego Wojska Polskiego jako mięsa armatniego. Jednak, o czym mało kto wie, w Polsce znalazło dom setki koreańskich sierot, oficjalnie z komunistycznej Korei Północnej, a w praktyce także dzieciaków wywiezionych przez komunistów z Korei Południowej. W Polsce zjawili się po zakończeniu walk między Koreą Północną a Koreą Południową, wspieraną przez szeroką koalicję wojsk z kilku kontynentów pod szyldem ONZ (Azja, Europa, Afryka, Ameryka Północna, Ameryka Południowa oraz Australia i Oceania), a dowodzoną przez generała Douglasa MacArthura.

Targanie tygrysa z USA za wąsy i ... handel wymienny

W wymiarze politycznym jednak Polska jest jednym z trzech państw – obok Szwecji i Szwajcarii ‒ które funkcjonuje w strukturze o nazwie Komisja Nadzorcza Państw Neutralnych. Warszawa i Seul są sojusznikami Waszyngtonu, ale rzeczywiście to Polska utrzymując relacje dyplomatyczne z KRL-D jest zachodnim peryskopem, który może odegrać pewną rolę w obserwowaniu wzrostu aktywności „złej Korei”. Jej przywódca Kim Dzong-Un w ciągu ledwie 6 lat urzędowania przeprowadził więcej prób z rakietami różnego rodzaju zasięgu, niż jego ojciec i poprzednik Kim Dzong Il w ciągu 17 lat swojego panowania (to dobre słowo!). Czasem słyszymy, także w naszym zachodnim obozie sugestie, że celem północnokoreańskich komunistów jest „zjednoczenie” Półwyspu Koreańskiego pod czerwoną flagą. Mam wrażenie, że niektórym z naszych ekspertów służy to do mobilizowania opinii przeciwko komunistycznemu establishmentowi w Pjongjangu, a inni po prostu demonizują reżim KRL-D. Mam kompletnie inne zdanie oceniając, pozornie awanturnicze, działania komunistycznej Korei. Z boku wygląda jakby prowokowała ona Waszyngton do interwencji. Akurat w przypadku prezydenta Donalda Johna Trumpa to, inaczej niż w przypadku jego poprzednika Barracka Husseina Obamy, rzeczywiste targanie amerykańskiego tygrysa za wąsy. Myślę, że ewidentna ofensywa północnokoreańska i uczynienie z tego kraju w zasadzie jeśli nie mocarstwa nuklearnego, to kraju dysponującego prawdopodobnie bronią jądrową, ma wymiar zewnętrzny, międzynarodowy, ale też wewnętrzny. Agresywna postawa KRL-D jest możliwa tylko dzięki temu, że ten kraj biedy, nędzy i wojskowego reżimu ma polityczne parasole w postaci dwóch krajów, które stanowią aż 40 procent składu stałej Rady Bezpieczeństwa ONZ. Politycznymi sponsorami Północnej Korei, ale też beneficjentami jej awanturniczej polityki jest Federacja Rosyjska i Chińska Republika Ludowa. W ostatnich dniach Pekin milczy, za to Moskwa jest bardzo głośna. Tyrady Putina na szczycie BRICS (struktury tworzonej, obok właśnie ChRL i Rosji, także jeszcze przez Indie, Brazylię i Republikę Południowej Afryki) każą się zastanowić dlaczego w interesie Kremla jest obrona skompromitowanego na arenie międzynarodowej reżimu, tak jak ten w Pjongjangu. Trawestując znane powiedzenie o „przyjaciołach naszych przyjaciół” można stwierdzić, że „wróg naszego wroga jest naszym sojusznikiem”. Stany Zjednoczone grają w tego azjatyckiego pokera kartami japońską i południowokoreańską. Koalicja rosyjsko-chińska znaczoną kartą komunistycznej Korei. Z perspektywy ChRL i FR, gdyby nie było KRL-D, to należałoby ją wymyślić. Pjongjang jest wygodną piłką w grze chińskich komunistów i postsowieckich komunistów, którzy wciąż są (i będą) u władzy w Pekinie i Moskwie. Po pierwsze: dlatego, że wiążą siły amerykańskie oraz sojuszników USA w regionie. Po drugie: cykliczne eskalowanie awantury na Półwyspie Koreańskim sprzyja politycznemu handlowi wymiennemu ‒ przez „ustąpienie” Chińczyków i Rosjan w kwestii, trawestując brytyjskie powiedzenie: „gorącego północnokoreańskiego kartofla”, można uzyskać coś w zamian w zupełnie innym regionie świata. Na przykład w Europie... Sprzedanie nawet pozornej rosyjsko-chińskiej powściągliwości służy uzyskaniu powściągliwości USA (Zachodu) w innej części światowego teatru geopolitycznego.

Taktyka Kim Dzong-Una - gwarancją jego władzy?

Ale nie można zrozumieć militarnej zawziętości ze strony Północnej Korei bez analizy o co chodzi Kim Dzong-Unowi w wymiarze wewnętrznym, choć w międzynarodowym kontekście. Ofensywność Pjongjangu wynikać może ze swoistej „ucieczki do przodu”. Komunistyczny dyktator KRL-D, jeden z najmłodszych przywódców świata, mający zaledwie 33 lata, wnuk legendarnego Kim Ir-Sena wyciągnął, jak się wydaje, wnioski z tragicznego końca innych antyamerykańskich dyktatorów: Muammar Kadafi w Libii i Saddam Husajn w Iraku skończyli marnie, choć kierowali państwami względnie silnymi, liczącymi się na arenie międzynarodowej i potrafiącymi prowadzić politykę nawet poszerzania swojej strefy wpływów. Nie posiedli jednak możliwości szachowania Zachodu i jego sojuszników bronią masowego rażenia. Najwyższy Przywódca Korei Północnej, Pierwszy Przewodniczący Komisji Obrony Narodowej KRLD, Naczelny Dowódca Koreańskiej Armii Ludowej, Przewodniczący Centralnej Komisji Wojskowej Partii Pracy Korei, I Sekretarz Partii Pracy Korei, Przewodniczący Partii Pracy Korei, prawdopodobnie wie, że nie podbije Korei Południowej. Ale wie też, że może zachować realną władzę – i uratować głowę – tylko jeśli na wzór swojego sojusznika, Rosji, będzie dokonywał permanentnej właśnie „ucieczki do przodu”, koncentrując się na agresywnej militarnej polityce międzynarodowej i w ten sposób minimalizując poważne wewnętrzne problemy ekonomiczne. Nie trzeba jechać do Koreańskiej Republiki Ludowo-Demokratycznej, aby zaobserwować taką taktykę. Wystarczy zajrzeć, po sąsiedzku, na terytorium Federacji Rosyjskiej.

*tekst ukazał się w „Gazecie Polskiej Codziennie” (11.09.2017)

 

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika Kazimierz Koziorowski

12-09-2017 [14:08] - Kazimierz Kozio... | Link:

"zapach wojny" - co ma ten tytul objasnic czytelnikowi? obydwa panstwa koreanskie sa w stanie wojny od lat 50 wiec prosze nie eskalowac ze zaraz wybuchnie konflikt globalny w sprawie. Chiny kreca tam swoje lody wiec Trump nie ma pola manewru do szybkiej sciezki bez zielonego swiatla z Pekinu, ktorego nie dostanie. Kim nie jest samobojca, raczej graczem ktorego imperium jakos dziwnie trzyma sie mocno a wydawaloby sie ze juz dawno powinno sie zawalic. Problem mozna by rozwiazac szybko tylko ze strony ktore moglyby to zrobic wola zeby bylo jak jest

Obrazek użytkownika Marek1taki

12-09-2017 [17:40] - Marek1taki | Link:

Wojna koreańska kojarzy się z filmem MASH (emitowanym w TVP obok filmu o McArthurze). Zamilczany jest polski udziale w tej wojnie. Nie wysłaliśmy oddziałów bojowych, ale lekarze pracowali w odpowiedniku MASH. http://gazeta-dla-lekarzy.com/...
Jednym z wysłanych tam lekarzy był Prof.Jan Oszacki https://encyklopedia.pwn.pl/ha...
Zawdzięczamy mu osiągnięcia m.in.w dziedzinie patofizjologii wstrząsu oligowolemicznego, np. po utracie krwi na polu walki. Nie byłoby to możliwe bez znajomości fizjologii płynów ustrojowych. https://allmed.pro/books/catal...
Może już nie jest to objęte tajemnicą wojskową i zamiast MASH warto pamiętać o Oszackim i jego zespole. Wszak kroplówka dożylna i bilans płynów są dzisiaj czymś oczywistym, a związek z Janem Oszackim i jego misją w Korei nie są.