Witaj: Niezalogowany | LOGOWANIE | REJESTRACJA
Uczelnie
Wysłane przez St. M. Krzyśków... w 03-06-2017 [11:39]
Jako kierowca miałem kogoś odebrać spod KUL-u. By skrócić sobie czas oczekiwania wszedłem na 5 minut do hallu uczelni. Niekiedy taki skromny przedział czasowy wystarcza do odebrania całkiem sporej porcji nauki i doświadczenia. Stanąłem przed jakąś gablotą i czytam, czytam… Żadne to tam wielkie czytanie, trzy kartki i trzy informacje. Sekundy wystarczają mi, żeby to tu zrozumieć, ale wzniecona w tym momencie we mnie fala sprzeciwu rosła i rosła. Za chwilę wyjdę stąd znacznie wzbogacony o wiedzę i emocje.
Kartka pierwsza: o „Gali Freuda” gdzieś się tu odbywającej. Że o Freudzie to rozumiem, ale dlaczego ta forma gali? Honory dla seksualizmu, seksizmu i paskudztwa gender?
Kartka druga: jakieś sympozja i mitingi – wszystko dotyczące protestantyzmu. Lutry w te i we w te, aż do pełnego zachwytu skrywającego się gdzieś w dwudziestu punktach programu.
Kartka trzecia – budzi moje najbardziej osobiste odczucia: wspólna sesja kulowskich uczonych i rady poronionego powiatu w Świdniku. Jego powstanie to podobno duża zasługa prof. Z. Gilowskiej. Akt ten zaspokajał apetyty egoistycznego miasta i bezpośrednio godził w interesy podlubelskiej wsi. Od uczonych i urzędów należałoby oczekiwać podliczeń rzetelnych, naukowych, nie oszukanych. Nie będzie tak, w drugim już pokoleniu nie potrafią i nie chcą. Fakty zadają kłam całemu ich zadęciu…
Czwartej kartki z jakimiś słowami nadziei nie widziałem. Na chwilę znalazłem się w arce budynku Katolickiego Uniwersytetu w Lublinie, ale wcale nie poczułem, że jest to miejsce bezpieczne, że to prawdziwy statek ratujący przed potopem. Widzę, że pruje on prosto kursem na New York City, co potwierdza marynarz – obserwator stamtąd.
Ciekawą, oddającą klimat nowojorskich uczelni, była historia moich wysiłków w bezkredytowej klasie angielskiego. Gwoli prawdy przypomnieć muszę, iż profesor z tej klasy też wysłał do departamentu sportowego list przewidujący moje przedwczesne rozstanie się z college’em. Bez dwóch zdań, profesor był typowym nowojorskim liberałem. Przy pomocy sarkastycznych komentarzy wyżył się na jednym z moich wypracowań. Napisał mi je T., a ja przetłumaczyłem na angielski. T., nie zamierzał przestać być sobą i do wątku zasadniczego włączył typowe dla siebie mistyczno-religijne odniesienia. Nie bardzo mogłem zrozumieć, jaki był sens uwag profesora. Poszedłem do mojego językowego doradcy, świeckiego franciszkanina nauczającego „fajnych metod czytania i pisania”… Notabene, był on pedałem i bardzo mnie lubił. Powiedział, że profesor angielskiego się ze mnie nabija. Jego komentarze utrzymane były w stylu: „możesz używać swoich mistycznych fraz na lekcji religii, w klasie angielskiego używaj dosłownego, związanego z rzeczywistością języka”.
Kiedyś już poleciałem chyba za daleko, zapomniawszy, że mieszkam w pedalskiej stolicy świata. Profesor skomentował zrównanie przeze mnie w jednym z esejów pedałów i zboczeńców: „Wielu moich kolegów byłoby obrażonych przez to sformułowanie, widzę, że mamy tu sprawę. Jeśli stanowi to problem, proszę pójść do brata X (dziekana wydziału anglistyki)”. W trakcie następnych zajęć podszedłem do niego z przeprosinami. Powiedziałem, że esej pisany był w szkole, więc pisałem bez większego zastanowienia się i że w rzeczywistości wcale tak, jak napisałem, nie myślę (oczywiście, że tak myślę).
Wszystko to działo się w szkole katolickiej w USA. Jej nauczyciela oburzyło nadmienienie o Panu Bogu. Nie był on w stanie przyjąć krytyki homoseksualizmu. Nie miał pojęcia, jaka jest faktyczna wykładnia Prawdy, którą gwarantuje Kościół Katolicki. Ani imię świętego w nazwie szkoły, ani tercjarze czy zakonnicy wśród jej władz w najmniejszym stopniu nie zabezpieczali Prawdy. Że Eucharystia nie ma wstępu do niektórych kościołów chrześcijańskich, to mogłem zrozumieć, ale że nie miał On – Jego Imię - wstępu na uczelnię mianującą się katolicką – a nawet do wypracowania prostego studenta - akceptować się nie daje. Katolickie przestaje być katolickim, Prawdę rozmywa się, zamazuje i wyśmiewa. Liczba 96%, o której ostatnio słyszałem, określającą odsetek „katolików, zarówno w Ameryce jak i na świecie, nie mających pojęcia, co to znaczy być katolikiem” nie oznacza, że ja, ani tym bardziej władze uczelniane katolickiej akademii i sami biskupi, mamy się temu ogłupieniu poddawać.
Bez względu w jaką komplikację polityczno-obyczajową zaplątany był ten człowiek, to on wniósł największy wkład ze wszystkich nauczycieli w moje pisarskie umiejętności, jemu to zawdzięczam. Względem siebie wznieśliśmy się ponad różnice. W czasie ostatnich zajęć, każdy miał pisemnie wypowiedzieć się na zadany temat. Profesor chodził od osoby do osoby i na bieżąco komentował pisanie. Jego krytyczne uwagi pojawiały się przy każdym takim sprawdzeniu. To była mała grupa, może z 10 osób siedzących w kręgu. Pomyślałem sobie, że kiedy zobaczy moje bazgroły, to dopiero będzie miał problem. Uważałem, że skoro kłopoty z pisaniem mają „urodzeni” z tym językiem Amerykanie, to moje wysiłki profesor przekreśli całkowicie.
Przeczytał i powiedział: „- Wspaniała robota, Gutek, tym bardziej, że to jest prosto z głowy”. Dał mi dobry stopień za cały kurs.
Komentarze
03-06-2017 [20:40] - zbieracz śmieci | Link: To od śmierci Prymasa
To od śmierci Prymasa Tysiąclecia to nie jest już KUL ale UL i to zły .Corocznie datkiem na tace wspomagali KUL moi dziadkowie ,rodzic i ja ale od już bardzo dawna od tego odstąpiłem widząc co tam się wyrabia i to przeciwko KK.To ,że nie reaguje Komisja Episkopatu to też już mnie nie dziwi. .