Bezpieczeństwo vs. wolność – Mussolini w tle...

Ostatnia debata w Parlamencie Europejskim w Strasburgu na temat bezpieczeństwa na Starym Kontynencie w jakiejś mierze była kopią wcześniejszych, toczonych i tutaj, w „rodzinnej Europie” (Czesław Miłosz) i w Ameryce. Szeroko rozumiana prawica woli gwarantować swoim krajom i obywatelom więcej bezpieczeństwa, nawet kosztem ‒ w pewnej mierze ‒ wolności. Zaś szeroko rozumiana lewica wybiera wolność, nie zważając nieraz do końca na bezpieczeństwo. A obywatele? W ostatnim czasie szczególnie chcą mieć przede wszystkim poczucie ochrony swojego (i swoich rodzin) życia i zdrowia. Racjonalnie uważają, że jak już przeżyją to wolność sobie wywalczą. Cóż, obywatele mają często więcej instynktu samozachowawczego niż politycy... Skądinąd zabawne, że gdy w europarlamentarnej debacie o bezpieczeństwie wstaje posłanka ‒ niegdyś z politycznego marginesu, a dziś już, a jakże, w mainstreamie ‒ i odmawia prawa do udziału w tej debacie na temat polityki obronnej i bezpieczeństwa pewnemu politykowi, ponieważ według owej damy nie jest on dostatecznym obrońcą praw człowieka. Jak widać, niektórzy lubią sobie pohasać na szczytach absurdu.

A ponieważ nie jesteśmy na zebraniu „AA” i nie zawsze zasada nomina sunt odiosa jest sensowna, ujawnię, że ową posłanką była moja rówieśniczka (1963) Alessandra Mussolini. Tak, tak, wnuczka duce. Zdaje się, że tylko znacznie wyższa od dziadka. Signora Ola, gdy debiutowała w Parlamencie Europejskim w 2004 roku, zasiadała w ławach posłów niezrzeszonych (w Indiach w życiu społecznym podobne miejsce zajmują pariasi), ale z czasem zaliczyła spektakularny transfer polityczny do ugrupowania Silvio Berlusconiego i wylądowała w politycznej ekstraklasie. Tak, trzykrotny premier Italii lubił się otaczać niebrzydkimi kobietami, a pani Mussolini Pan Bóg nie poskąpił urody ‒ w przypadku jej dziadka był, zdaje się, mniej hojny. Dziś Alessandra Mussolini MEP (angielski skrót od: Member of the European Parliament) wyżywa się na pośle niezrzeszonym ‒ opisałem to powyżej ‒ chyba w myśl zasady „nie pamięta wół, że cielęciem był”. Trzeba jej wszak przyznać cechę politycznej skuteczności ‒ w kadencji 2009-2014 wypadła z europarlamentarnej karuzeli, by do niej znów, przed trzema laty, wskoczyć. Zna też znaczenie gestu w polityce. Taki właśnie, antyniemiecki, gest uczyniła rezygnując z członkostwa we frakcji Europejskiej Partii Ludowej, bo kandydatem tejże partii na szefa parlamentu w Strasburgu i Brukseli miał zostać polityk niemieckiej CSU i pupil Frau Kanzlerin ‒ Manfred Weber. Zdobyła dzięki temu sporo politycznych punktów we własnej ojczyźnie ‒ kontrkandydatem Niemca miał bowiem być jej rodak Antonio Tajani. Ostatecznie krajan Hansa-Gerta Poetteringa i Martina Schulza (obaj ci niemieccy politycy byli „numerem jeden” w europarlamencie przez 7,5 roku na przestrzeni ostatnich 10 lat, co świadczy o wpływie Berlina na politykę UE...) wycofał się, a przewodniczącym PE został właśnie Tajani, prywatnie kibic Juventusu Turyn. Teuton z wozu, baba na wóz ‒ trawestując stare polskie przysłowie ‒ w rezultacie wnuczka duce wróciła do klubu chadeków.

Ale signora Mussolini nie jest jedynym członkiem sławnych politycznych rodów w ławach Parlamentu Europejskiego. W tejże chadecji ważną rolę odgrywa pracowita Monika Hohlmeier, rodzona córka wieloletniego premiera Bawarii, kandydata na kanclerza Niemieckiej Republiki Federalnej (jeszcze zanim się przechrzciła w RFN) ‒ Franza Josefa Straussa. Jeszcze w zeszłej kadencji brukselskimi korytarzami przemykał miły starszy pan Vittorio Prodi, starszy brat dwukrotnego premiera Włoch i średnio udanego szefa Komisji Europejskiej Romano Prodiego. W ławach Europejskich Konserwatystów i Reformatorów już drugą kadencję zasiada były partyjny kolega „wroga Unii” Nigela Farage'a ‒ David Campbell Bannerman. Portret jego dziadka, premiera Jej Królewskiej Mości w latach 1920. widziałem w galerii portretów brytyjskich szefów rządów na 10, Downing Street w Londynie. Wreszcie jest jeszcze jedna wnuczka... O niej mało kto wie, bo nosi zupełnie inne nazwisko niż jej, budzący grozę, dziadek. Ale to już temat na inną opowieść ‒ za tydzień.

*tekst ukazał się w tygodniku „Wprost” (20.02.2017)
 

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika Biedronka

17-03-2017 [10:28] - Biedronka | Link:

Ponieważ nigdy nie dawałam się zastraszać teoriami spiskowymi o masonach rządzących światem, a to co Pan opisuje jako żywo daje podstawy do takich porównań to tylko przypomnę, naszą rozmowę z pewnym panem w Polsce którego spotkaliśmy a który był członkiem klubu rotariańskiego. Pan na pytanie co ma z tego członkowstwa odpowiedział "żeby się kręciło".

No więc najwyraźniej na szczytach EU też się kręci, czego nie można powiedzieć o kondycji ekonomicznej EU.  Niektóre kraje ściągają złoto, bo wirtualny pieniądz na wojnie się nie przydaje, samochody kupują - owszem- ale nowi członkowie, Volksvagen już wieki temu zrezygnował z finansowania nauki.
Przypomina to też trochę zbiorowe orgie w czasach zarazy w średniowieczu. Pytanie czy na tak zdeprawowanych "przywódców" przyjdzie opamiętanie?

Pozdrawiam

Obrazek użytkownika Biedronka

17-03-2017 [12:05] - Biedronka | Link:

Jeszcze taka skromna uwaga. Mam nadzieję, że Pan czasem czyta komentarze. 
Otóż byłoby dobrze by ktoś, w interesie polskiej racji stanu, sprawny w języku niemieckim ale i w ekonomii (podkreślam nie chodzi o papier ale o przepływ pieniądza w kontekście tzw. funduszy unijnych) był w stanie prostować nie tylko panów na szczycie ale i tych z prasy niemieckiej.
To jest jak dotąd we wszystkich rozmowach - także takich polityków bez poparcia i wiedzy jak p. Hollande jedyny argument, który ze strony polskiej w żadnej skuteczny, wyraźny sposób nie jest odpierany.

Domyślam się czemu tak jest skoro nasi rodzimi geniusze to wychowankowie p. Balcerowicza i takich jego "uczniów" jak p. Nowak ale nie mogę uwierzyć by naprawdę nikt w polskiej polityce nie mógł w prosty sposób przedstawić tej sprawy. Księgowość i rachunkowść to nie są umiejętności wymagające nawet studiów wyższych to raczej zakres szkoleń zawodowych i takim panom rusycystom po literaturze francuskiej jak Timmermans, czy nawet "dyplomacie" Hollande  którego wykształcenia a co za tym idzie pełnego CV nie mogę odnaleźć w sieci na pewno można te podstawy wytłumaczyć w krótkim resumee :)

Pozdrawiam

PS jeszcze a propos p. Timmermansa to za wikipedią:

" In 1984 he also enrolled at the Nancy-Université in Nancy, France, where he read European law, French literature and History, taking the degrees of Master of European Law and Master of Arts in 1985."

Ciekawa dziedzina to "prawo europejskie" skoro można mieć z niego magisterkę po roku "studiów" i nie móc pojąć struktury prawnej państw członkowskich :) 
Niestety wciąż nie wiem gdzie pan Timmermans opanował ten rosyjski, czy była to armia holenderska czy wciąż to Nancy ....:).

Kursy Nancy swojego czasu organizował Instytut Francuski w Polsce no ale nie każdy kurs to studia a nie każde studia jak widać dają kwalifikacje do bycia dobrym politykiem.