Dzień Kobiet … oraz Nuno i złote dolary

Dzisiaj mamy Dzień Kobiet. W czasach komuny Dzień Kobiet był bardzo popularny. Komuniści ‘dbali’ o kobiety. Pierwszy sekretarz wręczał goździki… i rajstopy z importu w prezencie. Tak z importu bo w tamtym czasie 'z importu’ oznaczało lepsze. Do dziś dnia Polacy uważają, że to co zagraniczne jest lepsze. Inaczej niż np. Anglicy czy Niemcy, którym przez głowę nie przejdzie, że coś może być lepsze niż angielskie czy też niemieckie. I pewnie dlatego, że Dzień Kobiet komuna tak celebrowała ja ten dzień ignorowałem. A dzisiaj? Dzisiaj jakby mniej. Bo mimo wszystko mam swojego rodzaju sentyment do tego dnia. I jak jestem w domu, przynoszę żonie kwiatki. A żona, zdziwiona i z zaskoczeniem, mam wrażenie, że miłym, pyta. Ty obchodzisz Dzień Kobiet? Tak, obchodzę od dzieciństwa …. :)
………
To było w Walimowie, w trzeciej klasie szkoły podstawowej. Nie pamiętam jak ten kolega miał na imię, ale pamiętam, że przezywaliśmy go Nuno. Dlatego Nuno, bo każdą odpowiedź przy tablicy zaczynał od słów - Nu… no …. I zwykle na tym kończył. A nauczycielka, która akurat chciała wyrobić sobie opinię o stanie jego wiedzy, widząc, że nic więcej nie usłyszy, odsyłała go z powrotem do ławki.
Nuno w szkole w Walimowie był krótko. Tak jak pojawił się w naszej klasie nagle, tak i nagle wkrótce potem zniknął. Ale, nie z powodu swojego przezwiska, Nuno utrwalił się w mojej pamięci. Przyczyna jest inna. Otóż nasza pani wychowawczyni, od pierwszej klasy wpajała nam zasady dobrego wychowania i zgodnie z obowiązującymi wtedy normami, kazała nam przynosić do szkoły kwiatki na Dzień Kobiet. W Walimowie z kwiatkami nie było problemu, rosły w każdym ogródku. W ogródku dziadków Nuna, z którymi on mieszkał, też rosły. W Gdyni na początku marca przeważnie jest jeszcze zima. Ale tam w Walimowie, na południu Polski jest inaczej. Na początku marca, często jest już wiosna w pełni. I w ogródkach kwitną przebiśniegi, narcyzy, fiołki. Pani wychowawczyni, każąc nam przynieść do szkoły kwiatki, miała oczywiście na myśli kwiatki w takiej formie jak to zwykle komuś przy takich okazjach się daje. Czyli kwiatki, które potocznie nazywamy ‘cięte’. Ale Nuno w swojej prostocie ducha, był ponad takie niuanse. Zamiast uciąć nożem kilka narcyzów w ogródku babci, wziął łopatę i wykopał cały krzak – razem z korzeniami.
Ale traf chciał, że z kwiatkami wykopał jeszcze coś innego. A były to, ni mniej ni więcej tylko dolary. A do tego jeszcze, złote dolary. Dzisiaj czas dolarów już przeminął i waluta ta, tak jak każde inne pieniądze traci na wartości. Ale kiedyś było inaczej. Dolary były pewniejsze niż najlepszy bank. Szczególnie złote dolary. I babcia Nuna, pod tym właśnie krzakiem narcyzów, które Nuno wykopał – zakopała całe oszczędności rodzinne.
Oszczędności rodzinne, czyli dolary zarobione ciężką pracą – jeszcze przed wojną – przez dziadka Nuna w Ameryce. A potem szczęśliwie uchronione, tam za Bugiem, przed sowietami, gdy przyszli oni ‘bronić’ miejscową ludność przed Niemcami. I wreszcie przywiezione tutaj jak to się wtedy mówiło - na Ziemie Odzyskane w wyniku przesiedlenia. Niemcy o swoich przesiedlonych rodakach mówią wypędzeni. My Polacy jednak, jakby wzdragamy się przed nazwaniem rzeczy po imieniu. I w stosunku do Polaków wypędzonych z Kresów, używamy enigmatycznego określenia ‘przesiedleni’. Określenia, które sprawia wrażenie jakby to wyrzucenie milionów ludzi z ich rodzinnych stron, nastąpiło w wyniku jakiejś bezosobowej mocy albo konieczności dziejowej (to drugie określenie było koronnym argumentem ‘naukowego socjalizmu’). A przecież przesiedlenie nastąpiło w wyniku decyzji ludzi, którzy o tym zadecydowali i je przeprowadzili. I nie było ono wynikiem jakichkolwiek ‘konieczności dziejowych’.
Ale wróćmy do dolarów. Czasy, o których jest ta opowieść i której bohaterem jest Nuno, to był przełom lat 50-tych i 60-tych, czyli okres głębokiej komuny. A wtedy posiadanie dolarów i trzymanie ich w domu było zakazane. Toteż babcia Nuna, w obawie przed rewizją, którą władza ludowa mogła wtedy przeprowadzić w każdym domu i w każdej chwili, zakopała je w ogródku. I pewnie leżałyby tam bezpiecznie gdyby nie Dzień Kobiet i Nuno, który chciał ten dzień uczcić (zgodnie ze wskazaniami pani wychowawczyni).
Nuno, po wykopaniu kwiatków i dolarów, nic w domu o tym nie mówiąc, poszedł do szkoły. Kwiatki dał Pani a dolary na przerwie pokazał kolegom. Wszystkim bardzo się podobały. I tak jak przedtem, Nuno był na szarym końcu, gdy na dużej przerwie kompletowano drużyny do gry w dwa ognie, tak teraz był pierwszy. Wszyscy chcieli, aby Nuno był razem z nimi. Bo Nuno nie tylko pokazywał dolary, ale również je rozdawał.
Rozdawanie dolarów jednak nie trwało długo. Ktoś z kolegów (tacy są zawsze i wszędzie) ‘niewinnie’ zameldował Pani nauczycielce. Proszę Pani, Nuno ma dolary.
Pani oczywiście kazała Nunowi oddać dolary (te, które jeszcze mu pozostały). Ale w tamtych czasach złote dolary były rzadkością (w dzisiejszych zresztą również). I wśród nauczycieli zapanowało zamieszanie. Czy dolary, które przyniósł do szkoły Nuno, są prawdziwe czy też są to tylko zwykłe miedziaki. Wątpliwość tę wyjaśnił jednak nauczyciel, którego nazywaliśmy Łysy (oczywiście było to przezwisko a nie nazwisko tego nauczyciela, a wzięło się stąd, że bo był łysy jak kolano). Łysy był mężem kierowniczki szkoły i uczył chemii. Wziął, więc dolary (które Pani odebrała od Nuna) i potraktował je kwasem solnym, który był w szkolnej pracowni chemicznej. I okazało się, ponad wszelką wątpliwość, że dolary są prawdziwe.
I wówczas, wśród nauczycieli zapanowało zamieszanie jeszcze większe, niż po otrzymaniu pierwszej informacji od jednego z uczniów – ‘proszę Pani, Nuno ma dolary’.
Czy ‘wiadomy’ telefon był decyzją całego grona nauczycielskiego, czy też decyzją podobną do tej ucznia skarżypyty? Tego nie wiadomo. Niemniej jeszcze tego samego dnia przyjechało do naszej szkoły dwóch ‘smutnych’ panów w długich skórzanych płaszczach (taka była wśród nich moda wtedy).
I wszystkie dolary zostały przez owych panów zabrane. Tak jak by to była ich własność. Jakim prawem? Komunistycznym prawem kaduka oczywiście. Oczywiście nie zabrali ich dla siebie. A co z nimi zrobili? Pewnie zrobili protokół i z dolarów, które były prywatne, zrobili własność państwową. I tutaj pozwolę sobie na dygresję. Historia robi sobie żarciki. Wszyscy wiemy w jak rabunkowy sposób przebiegała u nas prywatyzacja. Jak powstawały prywatne banki gdy upadła komuna. Jak przebiegała potem reprywatyzacja w Warszawie i nie tylko w Warszawie. I niewykluczone, że inni, zrobili z tamtych upaństwowionych dolarów, znowu dolary prywatne. Jakim prawem? Ano też prawem kaduka. Tamte dolary stały się znowu prywatne ale ich właścicielem oczywiście został zupełnie kto inny.
A co z babcią Nuna?  Po historii ze złotymi dolarami, które Nuno przyniósł do szkoły, przez wiele miesięcy można było ją spotkać, jak szła na piechotę do miasta. Stara kobieta, co tydzień musiała meldować się w powiatowej komendzie milicji. Że jest w Polsce i że nie uciekła na Zachód. 

I wszystko z powodu kwiatków na Dzień Kobiet.

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika michnikuremek

08-03-2017 [18:41] - michnikuremek | Link:

Z okazji Święta Ośmiu Kobiet składam wszystkim Paniom najserdeczniejsze życzenia – Rysiek.