Witaj: Niezalogowany | LOGOWANIE | REJESTRACJA
Sylwester w szpitalu...21.odc. niepubl. pow. "Polino"
Wysłane przez Tadeusz Buraczewski w 13-01-2017 [20:39]
21.odcinek niepublikowanej powieści „Polino”
Taćka Burdon, jako klasyczny naukawiec i wynalazca, odkrył niespodziewanie, iż są akurat święta i to już drugi ich dzień. Poczuł nagle tak wilczą fizyczność głodu, jaką nie przymierzając miewa lowelas Rysiek Maderak na widok swoich wyznawczyń itp. Nowoczesnych trabantek & akolitek, acz nieco w innym bo erotycznym wymiarze. Otóż Taćka postawił był niedawno śmiałą tezę, iż krętki blade (potencjalne naturalnie) u przedstawicieli lewicy są prawoskrętne i vice versa. I pracował wydajnie nad dowodami niczym sejmici, ale kiedy są w sali kolumnowej. Ad rem. Dobył przeto z zamrażalnika chińską kaczkę i począł ją namiętnie grillować. Tłuszcz pryskał po całej kuchni jak krętki po poradni W. Nagle pośliznął się był tak widowiskowo, że wywinął radebergera z tulupem pospołu i spadł obok stołu z roztrzaskaną kością udową. Klasycznie po dwóch godzinach oczekiwania uwoził go ambulans, którego dźwięk alchemik transponował na – „u-marł, u-marł”. I tak dotarł do wielkiej lecznicy w nieodległym Wiocherowie, zbudowanej onegdaj na wypadek dużej awarii w atomowym Żarnowcu. Szpital okolony brzozowym romantycznym gajem sprawiał jakże europejskie wrażenie. Czasy kiedy tu rezydowali pacjenci (honoris causa), o których najstarsi lekarze nie pamiętali, kiedy ich tu przywieźli, minęły bezpowrotnie. Teraz liczył się przerób , szybkość i ilość etc. statystyka. Zatem ten przybytek eksperymentów medycznych dr Rottweilera miał w sobie klimaty zimnych szeregów logicznych. Oto ciąg zdarzeń: wwózka, sala operacyjna – prosektorium – kaplica – krematorium, za szybami którego cmentarna gęstwa lastrykowych płyt – zamykała koło egzystencjalnej koncepcji. Rottweiler, wszechstronny niczym róża wiatrów, szpital traktował jak własne dziecko, swój dom czy wszechświat białych kitli, skrzypu protez w D-dur i obezwładniającej woni lizolu. Tu na wniosek lokalnej kurii stosowano od niedawna tzw. pokropek przed operacją. Nie szkodzi i zawsze to jeszcze przed kadzidłem. To tu tak sprawnie przyfastrygował urwaną rękę posła Kierwy, i to tak ksobnie, że mu i immunitet nie pomógł. Tak ostro poseł brać począł... Tu chirurg wlewał wiadra silikonu powiększając walory górnych partii bujnego ciała szefowej polińskiej agencji towarzyskiej Aśki Latexyszyn. A` propos brania… Dr Rottweiler, gwiazda miękkiej chirurgii, szorował swe górne kończyny pod kranem, sposobiąc się do operacji. I pomyśliwał sobie od niechcenia. Cyrulik to był dużego formatu, urodzony zali w czepku Hipokratesa a do tego - naturalny wnuk sławetnego profesora Wilczura. Ba! Siostrzeniec księcia Radziwiłła. Był zdecydowanym przeciwnikiem narodowych funduszy, kas chorych. Jeżeli już „kasiora” (jak mówi Ferdek Kiepski) to „od chora”. Niektórzy lekarze sądzą, że choroby spadły na rodzaj ludzki z powodu satyr na lekarzy jak twierdzi aforysta Lichtenberg. I dlatego szło tu o prywatyzację szpitali i lecznictwo na wzór amerykański, a nie tam jakieś dykteryjki o „drobniakach”. Wzorem dr Michalaka (co to pierwszy publicznie w Radio Gdańsk wyznał, że lekarze muszą brać) wprowadził nowy krój kitla z jedną, ale ewidentnie wyeksponowaną kieszenią. Potwierdzał na konsyliach itp. sekcjach zwłok, że lekarz jak saper – myli się tylko raz! Kiedy?! Kiedy inkasuje – po operacji...Inni , że ten raz …to mówią, kiedy idzie na studia medyczne. Zresztą co to były za pieniądze na służbę zdrowia w porównaniu z kolonialnym rabunkiem Polski rocznie szacowanym na 90 mld zł. I stąd brała się aktywność puczystów i innych pomioteł, którym możni Jewropy rzucali kości pod stół, a krzykliwym durniom z namiotu przed siedzibą premiera, zaklejano pyszczki banknotem z królem Jagiełłą. Co znamienne i ciekawe kasa do „opozycji” szła w dużej mierze ze strony potomków tych, co dostali od króla Władka wybitny wpie*dol pod Grunwaldem. A od czasów Targowicy mamy stałą ilość zdeklarowanych zdrajców, wywodzących się z szeregów lewackiej szumowiny i „kujbyszewskich” gumiaków dowiezionych sowieckimi ciężarówkami. A tu szedł Sylwester, Madonna Platformy już nuciła „nie pucz kiedy odjadę”. Pucz odjeżdżał w niebyt, bo jeden liderek gził się na Maderze, a wódz Widelec szalał na nartach. Po częstych zmianach schetynowych garniturów zębnych, można by mniemać, iż narciarz to nietęgi. A Taćka, kiedy pierwsze fale novocainy pospołu z morfiną rozlały się w jego cielesności już pisał odę do czarnowłosej siostry Teresy ze Szpitalnego Oddziału Ratunkowego (SOR) zwąc ją jak najbardziej słusznie księżniczką SORayą. Zresztą świat po morfinie (vide Witkacy) pięknieje i staje się bardziej bajkowy, niż marzenia opozycji sejmicznej. I alchemik Taćka Burdon już nie wiedział, czy przybyła delegacja z Polina, czy to czyste fantasmagorie. Słyszał jakby baryton Bucia Sabelbona – życzący mu odkryć na miarę Nobla. Potem z innej jakby klechdy wyszła sexowna Cykris jako Czerwony Kapturek z koszyczkiem. A tam pod aromatyczną szynką, słojem rydzów w occie, coś na Sylwestra. Perrier – Juet. Buteleczka niewielka ale z serca Szampanii. I Czerwonego Kapturka…
Komentarze
13-01-2017 [21:27] - Domasuł (niezweryfikowany) | Link: Mamy nowego bohatera. Rysiek
Mamy nowego bohatera. Rysiek Maderak ha ha
14-01-2017 [10:12] - Lech Makowiecki | Link: "...nowy krój kitla z jedną,
"...nowy krój kitla z jedną, ale ewidentnie wyeksponowaną kieszenią"... Tadeusz! Nie podpowiadaj takich rozwiązań, bo jeszcze ktoś to wprowadzi... :)))