Gdzie jesteśmy?

„Opozycja” na zasadzie porzekadła, że największą radość sprawia padnięcie krowy u sąsiada, cieszy się z obniżenia wskaźnika wzrostu gospodarczego Polski z przewidywanych 3 do 2,7%.
Na wstępie trzeba wyjaśnić dlaczego umieściłem słowo opozycja w cudzysłowie, otóż ci którzy odeszli od formalnej władzy w wyniku wyborów nie są wcale opozycją w powszechnym rozumieniu tego słowa. Są to spadkobiercy, lub pełnomocnicy właścicieli Polski ludowej, którzy ją sobie sprywatyzowali i rządy w tym interesie należą się im z tytułu własności.
Dojście do władzy takich, którzy tych uprawnień nie mają traktują jako nieporozumienie, które wkrótce zostanie naprawione, podobnie jak w roku 1992 czy 2007.
Co się tyczy owego wskaźnika wzrostu gospodarczego to chyba jest dostatecznie wyjaśnione jaka jest realna wartość PKB, którym można manipulować niemal dowolnie, jak choćby na zasadzie obciążenia obrotów rolników zerowym wskaźnikiem VAT i odpowiednim szacowaniem tego obrotu.
GUS ma w tym względzie bogate doświadczenia pochodzące jeszcze z czasów PRL, kiedy to wyliczano nasze dochody na poziomie przodujących krajów Europy zachodniej.
Byłoby może bliżej prawdy gdyby podobnie jak przed wojną GUS liczył dochody w oparciu o produkcję materialną, ale ostatecznie możemy całe to wyliczanie potraktować z właściwym dystansem.
 
Istotne jest ustalenie jakie jest nasze położenie jako państwa i jak żyje nasze społeczeństwo.
Najważniejsze jest nasze usytuowanie w UE w którym, chcąc nie chcąc, tkwimy chyba już powyżej uszu.
Zajmujemy 7 % powierzchni UE i mamy 7,5 % ludności, niestety przy unijnej średniej 0,2 %o przyrostu naturalnego my mamy 0,0.
 
Dla określenia naszego położenia gospodarczego ważny jest wskaźnik aktywności zawodowej społeczeństwa, niestety w porównaniu ze średnią unijną jest on dla nas niekorzystny mamy bowiem tylko 68,1 % przy średniej UE 72,5%.
Jest to tym bardziej niedobry objaw, że mamy znaczne zaległości w poziomie rozwoju cywilizacyjnego wymagające większego niż przeciętne zaangażowania w pracy.
Na tym tle dość dziwnie prezentuje się stopa bezrobocia: - przy przeciętnej dla UE 9,4 %, Polska wykazuje zaledwie 7,5 %, tymczasem ten sam GUS, który opublikował te dane w Małym Roczniku 2016, wykazuje, że na koniec roku 2015 mieliśmy 9,7 %, a 2014 – 11,4 %, wygląda to na znacznie bliższe prawdy niż zbyt optymistyczne – 7,5 %.
Ten niezbyt optymistyczny stan istnieje mimo wykazanego lepszego wskaźnika wykształcenia Polaków – 90,8, aniżeli innych w UE – 82,7.
Problem chyba leży w kierunkach wykształcenia i możliwościach ich wykorzystania.     
 
Niezależnie od różnorakich idei rozwoju gospodarki opiera się ona na produkcji materialnej, w której poza pozyskaniem surowców naturalnych najważniejsze są przemysł przetwórczy i rolnictwo.
W rolnictwie udział Polski wyznaczony jest posiadanym zasobem gruntów rolnych, który stanowi około 20 % wszystkich gruntów rolnych w UE.
Na tym tle należy uznać, że nasza produkcja rolna wynosząca w zbożach 10,1 %, w produkcji mięsa rzeźnego – 8,8 % i w mleku – 8,3 % - jest stanowczo za niska.
Jest to w znacznej mierze rezultat dyskryminacyjnej polityki władz unijnych wobec polskiego rolnictwa, lub wprost ustanowienia na niebywale niskim poziomie limitów produkcyjnych / szczególnie mleko i buraki cukrowe/.
Decyzje te są wprost sprzeczne z podstawowymi zasadami gospodarki unijnej /cztery wolności/ i równości podmiotów gospodarczych.
Pisałem wielokrotnie, że Polska może bez większych nakładów zwiększyć o 50 % produkcję rolną i przemysłu rolno spożywczego.
 
Produkcję przemysłową należałoby zacząć od produkcji energii, bez której gospodarka nie może funkcjonować. W pozyskiwaniu nośników energii mamy w UE niezłą pozycję na średnią 1520 kg. rocznie na 1 mieszkańca UE uzyskujemy w Polsce 1759 kg, co zawdzięczamy węglowi, niestety brakuje nam własnej produkcji gazu ziemnego i ropy naftowej, a te surowce odgrywają decydującą rolę we współczesnej gospodarce.
Gorzej jest ze zużyciem energii tu na odpowiednie 2090 kg. przeciętnie w UE mamy zaledwie 1621 kg na mieszkańca rocznie. Decyduje o tym głównie nasze zacofanie w rozwoju przemysłu, głównego konsumenta energii.
Notujemy ciągle zbyt niski poziom produkcji energii elektrycznej, od kilkudziesięciu lat nie możemy wyjść poza granicę 160 TWh rocznie, co daje zaledwie 4,6 % produkcji unijnej. Naszym celem powinno być przynajmniej 250 TWh, co stworzyłoby warunki dla rozwoju przemysłu przetwórczego i unowocześnienia rolnictwa.
Poziom wytwarzania poszczególnych produktów miałem możność omówienia przy okazji opisu Małego Rocznika Statystycznego 2016, chciałbym tylko zwrócić uwagę na fakt, że w sztandarowej dziedzinie produkcji samochodów osobowych przepaść pomiędzy Polską a nawet przeciętnymi krajami UE – rośnie. Wyprodukowaliśmy wg GUS’u 473 tys. samochodów, czyli zaledwie 2,9 % produkcji unijnej.
Nawet mała Słowacja nie mająca żadnych tradycji w tym przemyśle produkuje już ponad milion.
 
Motorem napędowym gospodarki europejskiej jest wymiana towarowa, miejsce Polski w tej dziedzinie wyznaczają wskaźniki:
Import: z krajów UE – 4,1 % obrotów unijnych
             Z poza UE    -  3,0 % 
Eksport: do krajów UE 4,6 %
               poza Unię       2,1 %       „        „
W sumie jest to pozycja żenująca, nie sięga nawet połowy naszego statystycznego udziału w UE.
 
Polska jest krajem tranzytowym i posiadanie dobrych warunków komunikacyjnych jest naszym priorytetem, niestety ciągle mimo upływu prawie trzydziestu lat
mamy zaledwie 2,7 % stanu posiadania autostrad w UE, o kolei i żegludze śródlądowej wolę nie wspominać.
O transporcie morskim pisałem niedawno.
 
Od wielu lat pisze się i mówi, że Polska jest szczególnie atrakcyjna dla zagranicznych inwestycji, a tymczasem przy średniej unijnej 2,4 % tych inwestycji w relacji do PKB, w Polsce mamy zaledwie 0,7 %.
 
W relacjach finansowych, przynajmniej statystycznie, nie wyglądamy najgorzej:
-deficyt sektora publicznego wynosi u nas 2,6 % przy średniej UE 2,4 %, dług publiczny 51,3 % PKB podczas gdy w UE 85,2 %.
Jest tylko jedno zastrzeżenie, że polski dług nie obejmuje zadłużenia ZUS, które jest niebotyczne i może spowodować katastrofę niewyobrażalnych rozmiarów.
 
Pozycję naszej gospodarki w UE może zobrazować w jakiś sposób poziom wydatków na prace badawczo rozwojowe: - średnio w UE wynoszą one 2,03 %PKB, w Polsce 0,94 %, obawiam się, że ten wskaźnik wyznacza nasze miejsce w unijnej gospodarce.
 
Na zakończenie warto wspomnieć, że GUS przedstawiając naszą pozycję w UE podał, że parytetowy dochód narodowy liczony w PKB wynosi średnio na mieszkańca UE 27,5 tys. euro rocznie, a w Polsce 18,6 tys. euro, mamy zatem 68 % średniej unijnej, a mieliśmy w tym czasie już ją osiągnąć i to bez Bułgarii i Rumunii, które znacznie ją obniżają.
Pomijam optymistyczne wyliczenie parytetu przez GUS, o którym miałem możność wielokrotnego pisania.
Na tle całej UE nasza pozycja jest dość żałosna, a jej ilustracją jest wskaźnik korzystania z usług hotelowo restauracyjnych wynoszący dla średniej unijnej 8,3, a dla Polski 3,3, po prostu jesteśmy za biedni żeby z tych usług korzystać.
 
Przez 8 lat, a i poprzednio też karmiono nas propagandą o „zielonej wyspie” i najwyższym wzroście gospodarczym, tymczasem podane liczby obnażają fakt, że ci, którzy płaczą nad owymi 0,3 % PKB, powinni przynajmniej włożyć włosiennicę i odbyć pokutę za swoje „dokonania” właściwie we wszystkich dziedzinach państwowej administracji.
Ilustracją naszego stanu są unijne badania stopy dobrobytu w UE, w której zagregowane wskaźniki umieszczają Polskę na jej końcu pozostawiając za nami tylko Rumunię i Bułgarię.  
 

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika Zygmunt Korus

08-12-2016 [23:09] - Zygmunt Korus | Link:

2/ Co jest u licha, że my, Polacy, ponoć tak ruchliwi i rzutcy, w kwestiach europejskiej wymiany handlowej leżymy tak na łopatki, jak jakieś zaściankowe chłopy, co nie umieją wyjechać "furką z kuniem" poza parafialne opłotki?

Wydaje mi się, że jest to spadek po komunie, gdzie za oddolne inicjatywy obywatelskie służyły państwowe izby handlowe (owe centrale import-eksport) i wybrani urzędnicy (wszyscy TeWulce!), którzy mieli na różnicach walutowych możność zalegalizowanego dorabiania sobie. Mamy niby wolność przekraczania granic, ale zapewne już utrwalone mocno w głowach zniewolenie duchowe, wyhamowujące skutecznie - nazwijmy to - "zdolności operacyjne".

Nawoływanie dziś, by Państwo pomagało w ekspansji polskiej gospodarki jest oczywiście słuszne, ale bez oddolnej odwagi nas samych na niewiele się to zda. Stamtąd najeżdżają nas skutecznie prawdziwie zmotywowani handlowcy, praktycy, reprezentujący silne firmy (przeważnie międzynarodowe konsorcja), a w obronie naszego interesu narodowego stają ciapowaci urzędnicy, których można ograć jak dzieci, że o możliwości skorumpowania nie wspomnę.

Obrazek użytkownika Zygmunt Korus

08-12-2016 [23:09] - Zygmunt Korus | Link:

1/ Szanowny Panie Andrzeju, żeby Panu dodać ducha, że jednak ktoś się pod tym artykułem odezwał (bo w następnym wpisie wyznał Pan, że jest rozczarowany brakiem dyskusji na tak ważne tematy) chcę tylko wspomnieć o moim osobistym doświadczeniu w temacie "wymiana towarowa".

Otóż od wielu lat zajmuję się importem unikalnego produktu z Włoch (żeby nie ujawniać, to dla zmyłki podam: coś jak trufle) i za żadne skarby nie jestem w stanie z niczym wejść na tamtejszy rynek, żeby nie jeździć po towar pusto i wozić powietrze. Italiańcy są tak uszczelnieni, zablokowani, niechętni, wyniośli, że najzwyczajniej nie daję rady, a znam biegle język i kooperuję z nimi ponad ćwierć wieku, od 1990 r. Prywatnie wezmą wszystkie prezenty, zachwycają się naszymi rzeczami, smakiem, jakością, a gdy tylko trzeba zrealizować jakiś kontrakt formalnie, nagle wyrastają takie progi podskórne, że wszelkie finalne zabiegi spełzają na niczym.

A w drugą stronę, stamtąd do naszego kraju...?
Od wielu lat, niezmiennie, gdy podaję swój NIP unijny, nic się nie zmienia... "- Skąd Pan jest?" - Polonia. "- A Bolonia." - Nie, Polonia, Polacco, Poland. I tu zaczyna się. Szukanie pośród sterty ksiąg, segregatorów, list lub zeszytów... A potem zakładanie dla mnie specjalnie kartoteki "unijnego bezwatowca" (esenzione IVA) z nagłówkiem POLONIA - i wpisywanie mnie na polską listę pod pozycją jeden. Ongiś to było dla mnie zrozumiałe - wyszliśmy z kołchozu, ludzie nie znali języków, ale nadal, w 2016 roku, jest to samo, ponieważ zmieniam regiony, producentów, hurtownie, rodzaje wyrobów, i wciąż w jakimś sensie jestem z Polski liderem, zajmuję pozycje jako pierwszy - jak jakiś konkwistador, co to wyjechał za granicę zdobywać dobra, by przywieźć je do kraju. Wielostronicowe listy Rumunów, Bałtów, a zeszyt polski dopiero dla mnie zakładany.