PORUSZYŁ MNIE "GOŚĆ NIEDZIELNY"; WYSŁAŁEM LIST DO PROBOSZCZA

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus !
 
Czcigodny Księże Proboszczu.
 
W ubiegłą niedzielę Ksiądz Proboszcz tradycyjnie już zachęcił do nabywania tygodnika "Gość Niedzielny". Elementem zachęty stał się wymieniony przez Księdza Proboszcza artykuł p. Franciszka Kucharczaka nt przyjmowania Komunii Świętej. Z racji oczywistego kontekstu poczułem się zobowiązany do napisania tego listu.
Zatem ad rem.

Podtytuł artykułu publicysty „GN” brzmi:
"Z trzymania się nieaktualnych zasad mogą powstać kwasy."

Podtytuł ten miał być - jak sądzę - mocnym argumentem przeciw Tradycji, okazał się natomiast pseudoargumentem, który nijak się ma do treści publikacji p. Kucharczaka.

Konia z rzędem temu, kto wyjaśni, o jakie nieaktualne zasady miałoby chodzić w odniesieniu do dwóch opisywanych postaw przy przyjmowaniu Najświętszego Sakramentu. Albo o jakie „kwasy”.Autor w żaden sposób nie wyjaśnia ani jednego, ani drugiego.

Pan Kucharczak używa natomiast manipulacji charakterystycznych dla tekstów pisanych „na zamówienie” , a że jest też ignorantem, który nie rozumie subtelności materii, w której zabiera głos, więc w jego artykuliku jest „ i straszno i śmieszno ”.
 
Ale po kolei:
 
„Podczas wakacji trafiłem w jednym z kościołów na kazanie o lekceważeniu Eucharystii. – Są tacy ludzie, którzy przyjmują Komunię św. na stojąco! – oburzał się kaznodzieja.
Zrobiło mi się nieswojo, bo ja zazwyczaj tak właśnie przyjmuję Komunię. Robię tak, bo w większości kościołów, w których bywam, tak się Ciało Pańskie przyjmuje. Ale jeśli jestem w kościele, gdzie jest inaczej, wówczas dostosowuję się do tego zwyczaju. Czasem jednak widzę, że ktoś ostentacyjnie zachowuje się inaczej. Na przykład klęka na oba kolana, gdy inni stoją, albo wyzywająco stoi, gdy inni klęczą. Ten pierwszy prawdopodobnie nasłuchał się historii o profanowaniu Pana Jezusa postawą stojącą,(...)"
 

Autor manifestuje tutaj swoje rozumienie, które w istocie jest kompletnym niezrozumieniem, istoty Komunii Świętej. Właściwie wystarczy zwrócić uwagę na użyty bezosobowy zwrot: "tak się Ciało Pańskie przyjmuje”.
 

Otóż, akt ten stanowi Komunię Boga z człowiekiem. Istnieje tu wyłącznie osobowa relacja Bóg – ja, więc Ciało Pańskie, nie „się przyjmuje”, lecz zawsze - „ja przyjmuję”.
.
Jeśli ktoś nie dostępuje w tym Najważniejszym Akcie poczucia osobistej relacji z Odkupicielem, dla tego najważniejszym aspektem staje się rytuał obyczaju miejsca. Tam, gdzie w kulcie zanika osobowa relacja Bóg - ja, tam do rangi kultu urasta problem relacji wspólnota - ja; w takim postrzeganiu miejsce miłosnego wzruszenia zajmuje obserwacja zastanego w danym miejscu zwyczaju - "tak się przyjmuje".
 
O ile w ogóle wolno w odniesieniu do przyjmowania Komunii Świętej używać terminu „zwyczaj”, choć – jak udowadnia p. Kucharczak - niektórzy tak właśnie to rozumieją.
 
Mamy tu w istocie do czynienia z pokłosiem protestantyzacji katolickiego myślenia; gdy już nie rozumiem istoty Mszy Świętej jako Ofiary Odkupiciela, wówczas nie mam też poczucia, iż w Najświętszym Sakramencie urzeczywistnia się Ofiara Jezusa Chrystusa właśnie za mnie i dla mnie, dla mnie znanego Mu z imienia; wówczas to, co pozostaje, to percepcja Mszy Świętej jako aktu jedynie symbolicznej obecności Pana, a Eucharystia podobnie jak u protestanckich heretyków jest rozumiana jako uczta - wieczerza.
Czyż w takim rozumieniu nie jest logiczne, iż obserwuje się, jak na „uczcie” zachowują się inni i stara się do innych dostosować?
 
A kto się nie dostosowuje tego baczny Kucharczak podsumuje:
 
„Na przykład klęka na oba kolana, gdy inni stoją, albo wyzywająco stoi, gdy inni klęczą.”
 
Niezrozumienie, iż od Wieczernika „raz jeden” dla katolika znaczy „zawsze”, musi prowadzić do czegoś przeciwnego: właśnie percepcji Mszy Świętej jako jedynie symbolicznego odgrywania „czegoś”, „co” wprawdzie wydarzyło się „raz jeden”, lecz „raz jeden” wcale nie oznacza „zawsze”.
 
W proponowanej nam przez Autora postawie pokutuje fałszywy pogląd, którym niestety wielu katolików zostało zainfekowanych. Otóż niektórzy twierdzą, iż nie jest ważne, jaką postawę przyjmuję w czasie Komunii Świętej, lecz to, co mam w sercu; zaś to, co cielesne należy podporządkować zwyczajowej pragmatyce.
 
Oczywiście, że ważne jest to, co mam w sercu, lecz człowiek jest istotą zarówno duchową, jak i cielesną. Miłość nie wyraża się wyłącznie w uczuciu, lecz także w określonej postawie i określonych gestach. Szacunek i oddanie czci nie jest wyłącznie aktem myśli i uczuć, lecz wyraża się także w akcie gestów:

 „Adoracja jest jednym z tych zasadniczych aktów, które dotyczą całego człowieka. Stąd w obecności Boga żywego nie wolno porzucić gestu ugięcia kolan(…)
Liturgia chrześcijańska jest właśnie dlatego liturgią kosmiczną, że zgina kolana przed ukrzyżowanym i wywyższonym Panem. To właśnie jest centrum rzeczywistej kultury – kultury prawdy. Pokorny gest, w jakim padamy do stóp Pana, umieszcza nas na prawdziwej orbicie życia wszechświata(…)
Być może zatem postawa klęcząca jest rzeczywiście czymś obcym dla kultury nowoczesnej, skoro jest ona kulturą, która oddaliła się od wiary i wiary już nie zna, podczas gdy upadnięcie na kolana w wierze jest prawidłowym i płynącym z wnętrza, koniecznym gestem. Kto uczy się wierzyć, ten uczy się także klękać, a wiara lub liturgia, które zarzuciłyby modlitewne klęczenie, byłyby wewnętrznie skażone. Tam, gdzie owa postawa zanikła, tam ponownie trzeba nauczyć się klękać, abyśmy modląc się, pozostawali we wspólnocie Apostołów i męczenników, we wspólnocie całego kosmosu, w jedności z samym Jezusem Chrystusem”
- kardynał Ratzinger („Duch Liturgii”).

Autorowi tekstu w „GN” zrobiło się "nieswojo" z powodu kazania księdza.
Otóż prawda ma to do siebie, że nie zawsze jest przyjemna, a w Kościele nie ma być "swojo", znaczy przyjemnie i miło, wierni nie mają się czuć  jak u siebie, tylko ma być pobożnie i godnie, nie z myśleniem o sobie, czy innych, lecz w nieustającym odniesieniu do Pana i Jego Ofiary.
 
[Dlatego zupełnym nieporozumieniem jest także zbyt rozciągnięty w czasie i przestrzeni przez niektórych wiernych gest znaku pokoju, który powinien mieć wymiar wyłącznie symboliczny, więc wystarczające jest przekazanie go najbliżej stojącym (Benedykt XVI zastanawiał się, czy w ogóle jest w Liturgii potrzebny, a jeśli tak, to nie w obecnym usytuowaniu), gdyż nadmierne jego eksponowanie rozprasza uwagę wiernych, którzy w tym momencie szczególnie powinni być skupieni wyłącznie na Nadchodzącym.]
 
"Swojo" to ma być u protestantów celebrujących ucztę swojego zgromadzenia, czyli samych siebie, W obliczu Ofiary Pana, w poczuciu naszej niegodności wobec Łaski, której dostępujemy powinno nam wszystkim być "nieswojo". Powinno też nam być, jak najbardziej "nieswojo", gdy kapłan głosi homilię, bo gdy czujemy się wówczas "nieswojo", to znaczy, że kazanie jest autentyczne i głębokie, a nasze sumienie jeszcze nie umarło.
 
Choć należy uczynić i tę uwagę, że kazanie, aczkolwiek ważne, ani nie stanowi istoty Mszy Świętej, ani jej najważniejszego punktu.
Ani wierni, którzy omijają swoją parafię ze względu na kazania, ani ci, którzy przychodzą na określone Msze Święte wyłącznie z powodu homilii, nie rozumieją istoty Eucharystii.
 
Nie należy obawiać się tego, że ksiądz może czasem i przesadzi w swych napomnieniach, obawiać się należy raczej „fajnych” księży, którzy zamiast napominać „głaszczą po główkach” i mówią to, co miło nam słyszeć, księży, którzy głoszą idee bezwarunkowego miłosierdzia, nie zająknąwszy się przy tym o sprawiedliwości, sądzie i karze:
 
„Czy ostatecznie w obrazie Boga i Jezusa
nie doceniamy przypadkiem
jedynie łagodności i miłości,
podczas gdy spokojnie zapomnieliśmy o sądzie?
Myślimy: czyż Bóg mógłby robić dramat
z naszej słabości?

(…)
On również do nas mówi: nie płaczcie nade Mną,
płaczcie raczej nad sobą...”
- (Joseph Ratzinger, rozważania Drogi Krzyżowej, Coloseum 25.03.2005).

Tak, z pewnością, zamiast nieustannie popadać w samozadowolenie, powinniśmy się raczej czuć „nieswojo”, a nawet i „płakać nad sobą”.

Ksiądz Proboszcz wygłosił niedawno znakomitą homilię, w której zwrócił uwagę, że tak rzadko ostatnio w naszych kościołach słyszymy o piekle. To prawda, tylko, że trudno adresatami takiego przytyku czynić wiernych.
 
Być może będą tacy, którzy słysząc o swych grzechach i piekle poczują się urażeni i przestaną do kościoła przychodzić, lecz powołaniem kapłanów nie jest usypianie sumień, lecz ich budzenie, a nawet wstrząsanie nimi.
 
„Jedną z pierwszych przyczyn wszystkich naszych obecnych nieszczęść jest, że się tak rzadko mówi o piekle !”-  powie Papież Pius IX.
 
Czyżby od tamtych czasów świat naprawdę stał się już taki dobry, że piekło zostało zamknięte, czy może raczej, to ojciec kłamstwa stoi na straży skuteczności takiej cenzury?
 
Zatem, błogosławieni kapłani, którzy głoszonym słowem sprawiają, że robi się nam „nieswojo”.
 
Niech Bóg broni wiernych przed tym, aby kiedykolwiek w kościele czuli się „swojo”, czyli bezproblemowo, jak u siebie.
 
Z pewnością „swojo”, czyli dobrze, komfortowo i bez zbędnych dylematów czuł się w świątyni ów faryzeusz z przypowieści Jezusa, lecz to celnik – ten, który czuł się właśnie „nieswojo”, a co więcej rozumiał tego powody - odszedł usprawiedliwiony.
 
„Ja jestem chlebem żywym, który zstąpił z nieba. Jeśli kto spożywa ten chleb, będzie żył na wieki. Chlebem, który Ja dam, jest moje ciało za życie świata" ( J 6, 51)
 
"Trudna jest ta mowa. Któż jej może słuchać?" (J 6, 60)  
 
 „Odtąd wielu uczniów Jego się wycofało i już z Nim nie chodziło. „ (J 6, 66)
 
Jakże „nieswojo” musieli czuć się Żydzi słuchający słów Jezusa - „trudna jest ta mowa, któż jej słuchać zdoła” - a pycha sprawiła, że wielu z nich Go opuściło.
Celnik czujący się „nieswojo”, a dzięki pokorze rozumiejący dlaczego, został usprawiedliwiony.
 
 Jak wynika z tekstu publicysty „GN” raczej nie wybrał on drogi usprawiedliwienia, lecz drogę faryzeusza – bo jakże to, ja, który „daję dziesięcinę” i „nie jestem, jak ten celnik” - a tu taka homilia? „Któż jej słuchać zdoła?”.. Poczuł się więc zgorszony „trudną mową”,
 
Zwracam uwagę na określenia użyte w tekście w „GN”, gdyż świadczą one o „subtelności” oraz „głębi wiary” tego, który poczuł się urażony kazaniem w kościele:
 
1.„w większości kościołów, w których bywam”;
otóż bywa się w teatrze, czy w kinie; w kościele – realizujemy powinność uczestnictwa – więc w kościele „jestem”, a ponieważ jako katolicy wyznajemy Mszę jako Ofiarę Jezusa Chrystusa, więc jestem uczestnikiem Jego Ofiary, dlatego określenie „bywam” jest tu jak najbardziej nie na miejscu;
gdy ktoś rozumuje po protestancku, wówczas jest to tylko wspólna uczta; na uczcie rzeczywiście można sobie bywać, jak w każdym innym miejscu i przy każdej innej okazji;
 
2. „ktoś ostentacyjnie zachowuje się inaczej”;
 „wszystkowidzący” faryzeusz w czasie przystępowania do Komunii Świętej nie tylko zdąży zaobserwować postawy innych, ale nade wszystko „wszystkowiedzący” faryzeusz błyskawicznie oceni intencje innych, bo przecież ostentacja to demonstracja, to robienie czegoś na pokaz.
 
Poważny zarzut, zwłaszcza w odniesieniu do wiary innych..
Czy nie na tym właśnie polegała postawa faryzeusza z przywołanej wcześniej przypowieści („dziękuję, że nie jestem, jak ten celnik”)?
 
I jeszcze element komiczny. Ten, co nie uklęknął zrobił to  „wyzywająco”, a ten, co uklęknął, uczynił to na „oba kolana”. Gdybyż chociaż na jedno, ale on na OBA !?
Cóż za ostentacja ! Po prostu zbrodnia !
 
To, czy ktoś przyjmuje Ciało Pańskie na stojąco, czy klęcząc pozostawiamy jego sumieniu; a nie ocenie hipokrytów, którzy dają wątpliwe świadectwo  swej wiary, gdy przystępując do Komunii Świętej obserwują i oceniają innych, a nic nie rozumiejąc,  jeszcze o tym napiszą.
 
Tak samo, jak pozostawiamy sumieniu p. Kucharczaka to, czy odczuje jakieś wyrzuty z osądzania wiary osób, o których nic nie wie.
 
Natomiast kategoria „opinii publicznej” nie jest kategorią liturgiczną.
 
Czym innym jest zaś analiza tekstu p Kucharczaka, a na jego podstawie ocena Autora, gdyż nie mamy tu do czynienia ani z osobą prywatną, ani prywatną wypowiedzią. Jest to publikacja na temat wiary, tekst osoby, która wiarę deklaruje oraz prezentuje swoje poglądy w tym zakresie, ponadto czyni to w katolickim (podobno) periodyku rozprowadzanym w kościołach, a dodatkowo tekst ów został zaanonsowany przez Księdza Proboszcza.
 
W takim przypadku obowiązkiem katolika jest wykazać faryzeizm Autora oraz jego manipulacje w zakresie ważnych spraw wiary, odnośnie do których „nie skorzystał z okazji, aby siedzieć cicho”.
 
Zatem: ”Volenti non fit iniuria”
 
Zwrócę jeszcze uwagę na fragment: "ten pierwszy prawdopodobnie nasłuchał się".
 
"Nasłuchał się"- wydźwięk wyraźnie pejoratywny, ale pomińmy to zabarwienie, które także świadczy jedynie o "subtelności" Autora.
 
Ważne jest to, że istotnie niektórzy "nasłuchali się" (do, której to grupy mam zaszczyt się zaliczać).
 
Co więcej, także naczytali się, tak, być może nieistotnych dla p. Kucharczaka źródeł, jak: "upadnij na kolana ludu czcią przejęty" (p. prof. Wanda Półtawska napisała na ten temat piękny tekst pod tym właśnie tytułem), czy "niech na imię Jezus zegnie się każde kolano ..."; lub też naczytali się z takiego źródła, jak Słowo Boże, w którym znajdziemy opis, że nawet siepacze posłani do pojmania Jezusa, na Jego słowa "Ja Jestem" padają na ziemię.
 
Zarówno w Starym, jak i w Nowym Testamencie znajdziemy wiele przykładów oddawania w postawie klęczącej, czci należnej tylko Bogu, a niekiedy także upadania na twarz. Sam Zbawiciel nauczył nas takiej postawy.
 
 W Objawieniach Fatimskich dostajemy przykład pokornej postawy Anioła, który z czołem przy ziemi, na kolanach uwielbiał Boga w Eucharystii, mówiąc do dzieci fatimskich: "Tak macie się modlić!".
 
Niezliczone relacje Świętych mówią nam o jedynej właściwej postawie wobec Boga w Najświętszym Sakramencie.
 
Kiedyś czytałem wypowiedź przedstawiciela protestantów, w której oznajmił on, że gdyby oni (protestanci) wierzyli w to, co wyznają katolicy, czyli w rzeczywistą obecność Jezusa, to do Komunii Świętej posuwaliby się na kolanach już od samych drzwi świątyni. Czyż to nie druzgocąca, i niestety, w stosunku do wielu trafna, ocena katolików ?
 
Z drugiej zaś strony, na podstawie Ewangelii wiemy, jak bardzo kusicielowi zależało, aby to właśnie jemu Jezus oddał pokłon. Diabeł wie, jakie to ważne. Na szczęście także liczni katolicy, również kapłani zdają sobie z tego sprawę.
 
Chciałbym dodać, iż "nasłuchałem" się o wartości postawy klęczącej także w naszej Parafii, np. podczas odtwarzania kilka lat temu w okresie Wielkiego Postu treści objawień, których dostąpiła Catalina Rivas, do której Maryja mówi:
 
„Powiedz ludziom, że nigdy człowiek nie jest bardziej człowiekiem niż wtedy, gdy zgina kolana przed Bogiem.”

Ufam, iż w tej sytuacji, Ksiądz Proboszcz nie skwituje jednak tego wszystkiego formułą, iż niektórzy "nasłuchali się".
 
Przytoczę jeszcze fragment z konferencji Kardynała Roberta Saraha, o której pisałem Księdzu Proboszczowi w poprzednim liście; a także kilka innych cytatów.
 
Kardynał Robert Sarah:
„Tam gdzie klękanie i przyklękanie usunięto z liturgii, istnieje potrzeba przywrócenia tego, zwłaszcza w czasie przyjmowania naszego Błogosławionego Pana w Komunii Świętej.”

„Chrystus, istniejąc w postaci Bożej, nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem”, lecz uniżył się aż do śmierci krzyżowej. Właśnie ta pokora, która pochodzi z miłości, jest tym, co prawdziwie Boskie i co daje Mu „ imię ponad wszelkie imię”, „aby na imię Jezusa zgięło się każde kolano istot niebieskich i ziemskich, i podziemnych”(Benedykt XVI – „Jezus z Nazaretu”);

„Pycha będąca kłamstwem bytu, w którym człowiek czyni się bogiem, zostaje przezwyciężona w pokorze Boga, który sam czyni się sługą, który zniża się do nas. Kto chce zbliżyć się do Boga, ten powinien umieć spojrzeć w górę – to rzecz najważniejsza. Jednak musi on także nauczyć się kłaniać, gdyż sam Bóg skłonił się w geście pokornej miłości, w obmyciu stóp, w którym klęczy u naszych stóp – tam właśnie go znajdujemy.(…) Pokłon oddany Bogu nigdy nie jest „nienowoczesny”, gdyż odpowiada prawdzie naszego bytu. A jeśli człowiek współczesny już tego się oduczył, to jako chrześcijanie we współczesnym świecie tym bardziej powinniśmy nauczyć się tego na nowo i nauczyć także naszych bliźnich.” ( Benedykt XVI – „Jezus z Nazaretu”)

„Diabeł był czarny, brzydki, o przerażająco wątłych członkach, przede wszystkim  jednak nie miał kolan. Niezdolność klęczenia okazuje się zatem istotą elementu diabolicznego.” (kardynał J. Ratzinger – „Duch Liturgii);

"Na poprawnie celebrowanych mszach świętych widzimy w wielu kościołach wiernych przyjmujących Komunię św. na stojąco. Dlaczego - pytamy się - zastąpiono klęczenie staniem? Czyż klęczenie nie jest klasycznym wyrazem modlenia się? Jest to nie tylko szlachetny wyraz proszenia, błagania, jest to także typowa forma pełnego czci oddania, podporządkowania, spojrzenia w górę, a przede wszystkim - wyraz modlenia się, pokornej konfrontacji z absolutnym Panem." - (Dietrich von Hildebrand, "Spustoszona winnica").

Święty Jan Paweł II: „Maryjo (…) otwieraj na Niego moje serce, gdy klękam przed Komunią Świętą i wyznaję moją niegodność.”

Być może publicysta „GN” byłby skłonny skwitować także powyższe, prostackim -"nasłuchaliście się"; no cóż - korzystając z daru wolnej woli - sami wybieramy autorytety, których słuchamy. Pan Kucharczak nie powołał się na żaden, bo on sam sobie autorytetem jest i basta!
Jakoś tam powołuje się wprawdzie na autorytet Kościoła, ale za chwilę poznamy, cóż to dla niego znaczyć może…

 Kolejny fragment tekstu z „GN”:

 "Od Kościoła także zależy kto, gdzie i ile razy może przyjmować Komunię św., kto ma ją rozdawać, na jakich warunkach i w jaki sposób należy ją przyjmować, na przykład do ust czy na rękę."
 
To oczywiste, tyle tylko, że ma się to nijak do wywiedzionej następnie przez pana Kucharczaka konkluzji. Ale do tego jeszcze powrócę nieco później.
 
W tym miejscu natomiast pewna dygresja; pan Kucharczak być może nie wie, a być może udaje, że nie wie, iż niektóre „nowości” w KK nie wyniknęły z Urzędu Nauczycielskiego KK, nie są efektem teologicznych przemyśleń Stolicy Apostolskiej, lecz efektem zachodniej, posoborowej, wciąż postępującej schizmy, a kolejni Papieże byli stawiani przed coraz dalej idącymi pomysłami metodą faktów dokonanych.
Żaden Papież nigdy nie wydał instrukcji, aby różne takie „nowości” wprowadzić, natomiast Papieże (Św. Jan Paweł II i Benedykt XVI) postawieni w obliczu szantażu faktów dokonanych usiłowali taką „kreatywność” ująć w ryzy liturgicznych przepisów, czego dowodem jest choćby instrukcja Redemptionis Sacramentum.
To nie jest tak, że Urząd Nauczycielski KK jest autorem różnych „nowości”, lecz autorem jest właśnie zachodni bunt, którego pragenezę możemy z łatwością odnaleźć w Księdze Rodzaju.
Kolejni Papieże określone przejawy takiego buntu zdecydowali się w imię wyższych racji - jakkolwiek je oceniamy - zaledwie tolerować (a tolerować wcale nie znaczy aprobować), usiłując nadać im cywilizowaną (katolicką) formułę za pomocą liturgicznych przepisów. Praktyka pokazała, że nadzieje, iż w ten sposób modernistyczna judeo - protestantyzacja KK zostanie zahamowana, a nadużycia zastopowane, okazały się naiwnością.
 
Kiedy niezamężna córka oznajmia rodzicom, że zaszła w ciążę, a oni nie wyrzucają jej z domu, lecz usiłują minimalizować skutki grzechu, choćby poprzez zabezpieczenie sakramentów dla wnuka, to wywodzenie z tego wniosku, iż w ten sposób akceptują wyjściowy grzech cudzołóstwa jest nieuprawnione, i wypełnia co najwyżej kryteria prymitywnego sofizmatu, nie zaś kryteria intelektualnej uczciwości.
 
Jeśli czcimy Świętych, a przecież w katolicyzmie to właśnie czynimy, to może odnośnie Komunii Świętej na rękę warto przywołać słowa - już Świętej - Matki Teresy, która na pytanie duchownego odpowiedziała,

„Gdziekolwiek bym nie była w świecie, rzeczą, która powoduje mój największy smutek jest widzieć ludzi przyjmujących Komunię na rękę”- ( za: Ojciec George William Rutler, Wielki Piątek 1989 r.).
 
[Miała także powiedzieć, że Komunia Święta na rękę jest czymś gorszym niż grzech aborcji; jedynie odnotowuję te słowa, gdyż jak na razie nie udało mi się ich potwierdzić w więcej niż kilku źródłach; potrzeba jeszcze dodatkowej weryfikacji..]
 
A teraz dłuższy fragment tekstu z „GN”:

"Bóg szanuje autorytet, który złożył w ręce ludzi. Szanuje decyzje kościelnych przełożonych i podoba Mu się, gdy podwładni w duchu posłuszeństwa podporządkowują się im.
Jeśli Kościół w ramach swoich uprawnień na coś się zgodził – to i Bóg się na to zgodził. A skoro tak, to znaczy że korzystanie z tego nie może nikomu szkodzić. Jeśli są szkody, to z zamieszania, które sieją ludzie przekonani, że Bóg nie związał lub nie rozwiązał tego, co związał lub rozwiązał Kościół. Bo mylą przykazania Boże z przykazaniami kościelnymi i sądzą, że formy publicznego wyrażania wiary nie mogą się zmieniać."
 

Można by się z tym, „z grubsza” zgodzić, przy zastrzeżeniu, że – jak już wcześniej wykazałem – to, iż Kościół postanowił tolerować – w imię wyższych racji - pewne zjawiska, to nie znaczy wcale, iż „się zgodził”, a jeśli już upierać się przy tym, że „się zgodził”, to „zgodził się” dokładnie tak samo, jak „zgodził się” Mojżesz na rozwody wśród Żydów, czyli ze względu „na zatwardziałość serc”.
 
Warto jednak zauważyć i tę właściwość myślenia p Kucharczka, iż broni on pewnych tendencji uzasadniając je tym, że ponieważ Kościół „się zgodził”, to „korzystanie z tego nie może nikomu szkodzić”.

Myślę, iż Autor pisząc o nieszkodzeniu mimowolnie ujawnił całą istotę fałszu takiego pseudokatolickiego myślenia..
 
Otóż, Bóg nie jest jakimś bożkiem - minimalistą, bożkiem- sknerą, jak Go sobie wyobraża publicysta „GN”.
Bóg nie pragnie nas obdarowywać czymś, co jest neutralne, obojętne, co zaledwie „nie szkodzi”. Bóg w swoim Kościele pragnie nas obdarowywać wyłącznie Tym, Co nas uzdrawia, a ostatecznie nas zbawi.
To, co „nie szkodzi” jest natomiast po to, aby zamiast tego, co „nie szkodzi” nie napychać się tym, co całkowicie truje. I na tym polega istota „zgody” Kościoła na pewne tendencje w Kościołach partykularnych.
Kościół wie jednak, że nie można zawsze karmić się tylko tym, co „nie szkodzi”, bo to, co „nie szkodzi”, także nie uzdrawia.
I dlatego to, co „nie szkodzi” musi być tylko pewnym stanem przejściowym; czasowym, czy sytuacyjnym wyjątkiem. Każdy natomiast powinien dążyć i pragnąć, aby korzystać tylko z Tego, Co uzdrawia i zbawia.
 
Bóg poniżył się dla mnie aż do Męki i Śmierci, i pragnie mi dać Wszystko, ja zaś mam zadowalać się tym, co dopuszczalne,  tylko dlatego, że to „nie szkodzi”?
 
Nie wszystko, co dozwolone jest zarazem pożądane, godne i zbawienne.. Zdanie ze Świętego Pawła, choć wypowiedziane w kontekście innej sytuacji z pewnością i tu może znaleźć swoje zastosowanie:

„wszystko mi wolno, ale nie wszystko przynosi korzyść” (1K 6,12).
 
Kto czci Świętych, ten przede wszystkim słucha, czego nauczają oraz, na miarę choćby wątłych możliwości, próbuje ich naśladować:

„ Czy nie wiecie, że święci będą sędziami tego świata?” (1 Kor 6, 2).

W odniesieniu do tak niewyobrażalnego Daru, jaki otrzymaliśmy „raz” i odtąd już otrzymujemy „zawsze”, nie wolno nam poprzestawać na „letniej’ obojętności tego, co „nie szkodzi”:

„Znam twoje czyny, że ani zimny, ani gorący nie jesteś. 
Obyś był zimny albo gorący! 
A tak, skoro jesteś letni 
i ani gorący, ani zimny, 
chcę cię wyrzucić z mych ust” (Ap 3, 15-16);

„Oto stoję u drzwi i kołaczę: 
jeśli kto posłyszy mój głos i drzwi otworzy, 
wejdę do niego i będę z nim wieczerzał, 
a on ze Mną.” (Ap 3, 20).

To fragment Listu do Kościoła w Laodycei. Nie do pogan - do Kościoła. Wszystkim nam nieustannie zagraża rutyna „letniości” powodującej i „głuchotę”, i „ślepotę”.

Mamy zatem podążać za Świętymi, choć zapewne niewielu świętość osiągnie. Lecz to nic; Pan patrzy na intencje i podjęty trud; do Świętej Faustyny mówi przecież:
„Nie za pomyślny wynik nagradzam, ale za cierpliwość i trud dla Mnie podjęty” („Dzienniczek” 86).

Jeśli nawet przyjmiemy pewne elementy prawdziwości tego fragmentu tekstu p. Kucharczaka (przy zachowaniu wymienionych wcześniej zastrzeżeń), to i tak nie można zapominać, że klasyka manipulacji polega na tym, że nie usiłuje ona truć odbiorców samymi kłamstwami.
Manipulacja od zawsze polega na tym, że na podstawie jakichś elementów prawdziwych zwodziciel formułuje fałszywe wnioski, których celem nie jest ukazanie prawdy, lecz uwiarygodnienie założonej na początku fałszywej tendencji.
Tak właśnie czynił diabeł w kuszeniu Jezusa, kiedy posłużył się Psalmem  podsuwając jego fałszywą interpretację.
 
 I tak oto, po jakichś ułamkach prawdy publicysta „GN” przechodzi do całkowicie fałszywej konkluzji:

„Oczywiście trzeba przyjmować Komunię św. na klęcząco i tylko do ust – jeśli tak zarządzi Kościół. Jeśli natomiast pozwala inaczej – to wolno inaczej. Najlepiej tak, jak w danym kościele zarządził proboszcz. Bóg to aprobuje, więc ludzie też powinni."
 
Tu przypomnę tytuł artykułu:
Na klęcząco? Na stojąco? Tak!”
 
A teraz jego puenta:
„Najlepiej tak, jak w danym kościele zarządził proboszcz. Bóg to aprobuje, więc ludzie też powinni."
 
Tak oto, od tytułu zgodnego z przepisami liturgicznymi KK (z pewnym zastrzeżeniem, które przedstawię poniżej), poprzez fałszywe treści w środku, Autor dochodzi do końcowego, fałszywego wniosku, który jest z sprzeczny z tym, czego Kościół wymaga. Czy można mieć wątpliwości odnośnie do pełnej premedytacji Autora tej manipulacji?
 
Wniosek końcowy jest wnioskiem fałszywym  stanowiącym zaprzeczenie rzekomej troski Autora o ducha posłuszeństwa w Kościele..
 
Istota jego manipulacji polega na tym, że pod przykryciem posłuszeństwa  przewrotnie ukrywa on bunt przeciwko temu, na co w całym tekście usiłuje się nieudolnie powoływać, czyli właśnie przeciwko hierarchicznemu posłuszeństwu w Kościele Katolickim..
W instrukcji Redemptionis sacramentum, w punktach 90 - 91. czytamy bowiem:
 
„90. „Wierni przyjmują Komunię świętą w postawie klęczącej lub stojącej, zgodnie z postanowieniem Konferencji Episkopatu, zaaprobowanym przez Stolicę Apostolską. „Jeśli przystępują do niej stojąc, zaleca się, aby przed przyjęciem Najświętszego Sakramentu wykonali należny gest czci, który winien być określony tym samym postanowieniem”.

91. Przy udzielaniu Komunii świętej należy pamiętać, że „święci szafarze nie mogą odmówić sakramentów tym, którzy właściwie o nie proszą, są odpowiednio przygotowani i prawo nie zabrania im ich przyjmowania”1. Stąd każdy ochrzczony katolik, któremu prawo tego nie zabrania, powinien być dopuszczony do Komunii świętej. W związku z tym nie wolno odmawiać Komunii świętej nikomu z wiernych, tylko dlatego, że na przykład chce ją przyjąć na klęcząco lub na stojąco.”

Zapytam retorycznie: Co zatem aprobuje Bóg?

Czego natomiast pożąda bożek p. Kucharczaka, to ujawnił nam już on sam.

Zatem, Kościół postawę w czasie Komunii Świętej pozostawia sumieniu wiernego (wg dopuszczonej normy); pan Kucharczak zaś sugeruje, że to nie sumienie wiernego jest ważne, lecz okoliczności. To nie moja wiara ma być decydująca, nie ona mówi mi, jak powinienem się zachować w obliczu Boga, lecz zdecyduje ktoś inny i sytuacja (administracyjnie proboszcz, wikariusz, „zwyczaj”).
A jakie miejsce pan Kucharczak zechce łaskawie w Sakramencie Komunii Świętej wyznaczyć Jezusowi Chrystusowi?

To, co zaleca p. Kucharczak, to w istocie degradacja tego Najważniejszego dla katolika Aktu Wiary do poziomu wyłącznie technicznego, do administracyjnego zarządzenia („najlepiej tak, jak (…) zarządził proboszcz”), któremu należy się podporządkować. To nie tylko nie jest katolickie, to jest wymierzone w fundament Kościoła Katolickiego. Na taki pomysł może wpaść tylko ten, kto absolutnie nie wierzy w rzeczywistą obecność Jezusa Chrystusa w Eucharystii.

Czyż logiczną konsekwencją takiego myślenia nie będzie (a często już jest) pogląd, iż nie należy w ogóle okazywać gestów, czy symboli naszej wiary poza miejscami kultu? Że w środowisku laickim wszyscy mamy być „laiccy”, bo „liczy się to, co w sercu”. A nawet księżą poza kościołem powinni ubierać się jak świeccy. Pełna relatywizacja i oportunizm.

Albo mamy poczucie, że w Najświętszym Sakramencie znajdujemy się wobec Króla Królów, a wtedy padamy na kolana, albo widzimy tylko stojącego przed nami człowieka – mistrza ceremonii z opłatkiem w ręku, a wtedy do najwyższej rangi urasta to, jakie jest zarządzenie, czy jak zachowuje się cała wspólnota; czyli w zależności od okoliczności – raz tak, raz siak  (jak w przypadku pana Kucharczaka), a najczęściej jednak – czuję że - na stojąco.
Próba wbicia nam do głów myślenia, jakie prezentuje p. Kucharczak jest zarazem próbą wybicia nam z głów i serc poczucia żywej obecności Jezusa Chrystusa w Eucharystii:

„Czy jednak nie powinniśmy myśleć także o tym,
ile Chrystus musi wycierpieć w swoim Kościele?

(…)

Ileż razy czcimy samych siebie,
nie biorąc Go nawet pod uwagę!”
– (Joseph Ratzinger, rozważania Drogi Krzyżowej, Coloseum 25.03.2005).

Pan jednak daje nam ciągle Znaki. Choćby dwa ostatnie cuda eucharystyczne w Polsce są tego dowodem. Gdyby nie zanikała w nas Prawda żywej obecności Jezusa w Najświętszym Sakramencie, to czy potrzeba byłoby Takich Przypomnień?

Interesujące wskazanie na temat posłuszeństwa i jego granic odnajdujemy w Redemptionis Sacramentum w punkcie dotyczącym posługi nadzwyczajnych szafarzy Komunii Świętej;

„157.(…) Jeśli w sytuacji zwyczajnej obecna jest wystarczająca liczba wyświęconych szafarzy, również do rozdawania Komunii świętej, nie należy wyznaczać nadzwyczajnych szafarzy Komunii świętej. W takich okolicznościach ci, którzy byliby wyznaczeni do tego rodzaju posługi, nie powinni jej wykonywać..”

Ten przepis należy odczytywać zarówno w odniesieniu do wymienionej posługi, jak i w sensie ogólniejszym; chodzi tu w istocie właśnie o wskazanie granicy posłuszeństwa, a także hierarchii posłuszeństwa.

Pan Kucharczak manipuluje pojęciem posłuszeństwa, przymioty tej niewątpliwie pożądanej postawy usiłując przenosić na pojęcie oportunizmu; religijny oportunizm przedstawia jako posłuszeństwo, gdy w istocie propagowany przez niego w tekście oportunizm stanowi nic innego, jak właśnie nieposłuszeństwo wobec Kościoła.

W sytuacji konfliktu rozporządzeń jest oczywiste, iż posłuszeństwo należy wykazać wobec zarządzenia wyższej rangi, Kościół posiada przecież strukturę hierarchiczną, zaś szczytem tej struktury jest Urząd Nauczycielski Kościoła, i nie zmieni tego kłamstwo manipulacji zawarte w tekście p. Kucharczaka, jakoby to proboszcz, czy rutyna zwyczaju miejsca decydowały za każdego wiernego jak ma przyjąć Ciało Pana.

Dla każdego parafianina powinno być jasne, że istnieją sytuacje i materie problemów, w których decydujący dla parafian głos musi posiadać proboszcz. Są sprawy parafii, w których to jej Gospodarz musi podjąć decyzję, nawet jednoosobowo (doskonale rozumiem, że nie jest to posługa łatwa, zwłaszcza w sytuacji budowy świątyni).

Nie można jednak twierdzić, iż w sytuacjach uregulowanych przez Kościół, głos proboszcza jest nadrzędny w stosunku do tego, czego Kościół naucza i co Kościół nakazuje w wydanych przepisach.
A jakże perfidne jest powoływanie się przy tym na wartość posłuszeństwa tak, jak to czyni „katolicki” publicysta „GN”.

Bp Atanazy Schneider mówi:
„Księża mogą się mylić. Świeccy mają więc prawo - a nawet obowiązek - zwracać uwagę biskupom, na nadużycia - również na nadużycia przy udzielaniu Komunii Świętej. Niewykorzystywanie tego prawa jest objawem zaniku świętej bojaźni Bożej! „

Grzeszymy nie tylko myślą, mową i uczynkiem, lecz także zaniedbaniem.

Natomiast Kardynał Sarah powołuje się na inny jeszcze dokument:
 
„Drodzy księża! Tak gdzie jest to możliwe, z duszpasterską roztropnością, o której mówiłem wcześniej formujcie ludzi w tym pięknym akcie kultu i miłości. Uklęknijmy jeszcze raz w geście miłosnej adoracji przed Eucharystycznym Panem! Mówiąc o przyjmowaniu Komunii Świętej na klęcząco chciałbym odwołać się do listu z 2002 r. Kongregacji Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów, który wyjaśnia, że: „odmówienie Komunii świętej komuś ze względu na jego klęczącą postawę jest poważnym złamaniem jednego z jego najbardziej podstawowych praw jako wiernego świeckiego” (List, 1 lipca 2002, Notitiae, n. 436, XI-XII 2002, p. 583).”
 
To nie proboszcz, wikariusz, ani żaden inny duchowny, choćby był to kardynał, posiada prawo, aby decydować o tym, w jaki sposób wierny ma przyjąć Komunię Świętą. Decyduje o tym Kościół, który wydał określone przepisy wywodząc je z Nauczania (kapłan może i powinien natomiast reagować w każdym przypadku, gdy zachodzi możliwość profanacji Najświętszego Ciała Jezusa Chrystusa).
I tu leży właściwe posłuszeństwo, które każdy – proboszcz, wikariusz, czy kardynał - korzystając z daru wolnej woli może oczywiście złamać. I to jest jego odpowiedzialność przed Bogiem, ale też przed Kościołem.
 
Natomiast z tego, że Kardynał Sarah, Prefekt Kongregacji Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów zwraca uwagę na bezprawność odmowy udzielenia Komunii Świętej osobie klęczącej możemy wyczytać dwie informacje. Pierwsza mówi o tym, jaką postawę Kardynał uznaje za najbardziej godną Najświętszego Sakramentu; druga jest jasnym wskazaniem, że to wierni, którzy tak właśnie pragną przyjmować Ciało Pańskie są dyskryminowani.
 
Tekst p. Kucharczaka jest w istocie próbą wprowadzania zamętu i rozbijania Kościoła od wewnątrz. To, co Kościół integruje, to właśnie fundament w postaci Urzędu Nauczycielskiego.
To, co dezintegruje, to pomysły  pyszałków, którym się zdaje, że są mądrzejsi od dwóch tysięcy lat Apostolskiej Tradycji; lub też są świadomymi wrogami Kościoła uplasowanymi w jego wnętrzu.
Pomysł, że to proboszcz danej parafii powinien decydować, w jakiej postawie wierni mają przyjmować Ciało Jezusa Chrystusa, gdy obowiązuje jasne rozporządzenie Stolicy Apostolskiej, jest takim właśnie rozbijaniem Kościoła.
 
Załóżmy, że wprowadzamy w życie pomysł p. Kucharczaka.
Czy naprawdę tak trudno wyobrazić sobie „turystykę” części wiernych w poszukiwaniu „odpowiedniej parafii”.  Niestety, w tym wypadku taka peregrynacja miałaby swoje uzasadnienie.
A co z tymi, którzy nie mogą uklęknąć z przyczyn zdrowotnych, a proboszcz zarządzi jednak w parafii postawę klęczącą? Będą okazywać zwolnienia lekarskie?
Czyżby p. Kucharczak nie wziął ich pod uwagę? 

Niekoniecznie..Publicysta "GN" wprawdzie pisze - "tak, jak zarządził proboszcz", ale rozumie - "na stojąco".

Po prostu p.Kucharczak przewidział już rezultat...
 
                                           ***
 
W KK nie obowiązuje zasada odpowiedzialności zbiorowej, dlatego żaden kapłan nie może powiedzieć wiernym –„macie przyjmować Komunię  na stojąco, bo to ja biorę za to odpowiedzialność”.Tak, jak czymś niewłaściwym byłoby narzucanie postawy odwrotnej (dopóki nie nakaże tego Kościół).
 
Na słowa kapłana – „Ciało Chrystusa” – to każdy wierny indywidualnie odpowiada – „Amen”, i to każdy wierny bierze za ten akt osobistą odpowiedzialność przed Bogiem, a zatem to wierny decyduje, w jaki sposób przyjmuje Komunię (nie mówimy tu oczywiście o jakichś profanacyjnych zachowaniach, gdyż wówczas to kapłan ma obowiązek zareagować).Twierdzenie, że to kapłan decyduje i on bierze odpowiedzialność byłoby jakimś sekciarskim ubezwłasnowolnieniem sumień wiernych.

Trzeba tu p. Kucharczakowi wyłożyć zastrzeżenie, które wcześniej zaledwie zapowiedziałem. Otóż nawet tytuł, jaki nadał swej publikacji wykazuje pewien brak, a właściwie nieścisłość, która w kontekście fałszywego wniosku końcowego, który miał zostać „udowodniony”, wydaje się – z perspektywy zamierzeń Autora nieścisłością w pełni logiczną. Jak to się czasem mówi - „diabeł tkwi w szczegółach”.

Otóż, w Kościele Katolickim w odniesieniu do postawy przy przyjmowaniu Komunii Świętej nie obowiązują dwie oddzielne normy obligatoryjnej treści; nie ma normy „na klęcząco”, oraz normy „na stojąco”. Takie ujęcie sugeruje bowiem pewien normatywny dualizm do fakultatywnego rozstrzygnięcia przez proboszcza, czy celebransa. W Kościele Katolickim obowiązuje wyłącznie jedna obligatoryjna norma o treści zawierającej alternatywę - „na klęcząco lub na stojąco” - adresowaną do każdego wiernego indywidualnie. W ten sposób Kościół nie wprowadzając normatywnego dualizmu dla duchowieństwa (co mogłoby skutkować zamętem już w tym tekście sygnalizowanym), wyraża zarazem poszanowanie wolności sumienia każdego wiernego.

Jeśli ktoś preferuje myślenie heretyckie, Mszę Świętą postrzegając jako ucztę, to w takim ujęciu rzeczywiście zrozumiałe jest, iż to podający „posiłek” decyduje o sposobie jego podania.
Nie ma to jednak nic wspólnego z katolicyzmem, o czym p. Franciszek Kucharczak albo - w swej kompromitującej ignorancji - nie wie, albo świadomie kłamie obrażając przy tym Boga, Kościół i ludzi.
 
Warto czytać historię KK i pamiętać choćby o herezji arianizmu, za którą podążyła większość biskupów i księży. Nie bacząc na prześladowanie przeciwstawił się jej Św. Atanazy , aż w końcu udało mu się przekonać Papieża. Zatem, nawet hierarchowie mogą zwodzić wiernych na manowce i dlatego potrzebny jest fundament w postaci Magisterium Kościoła,
 
Każdy hierarcha, nawet Papież może zbłądzić i właśnie dlatego, aby samemu nie pobłądzić, tak ważne jest czytanie każdego nowego dokumentu kościelnego, każdej wypowiedzi (i czynu) Papieża, zarządzenia biskupa, czy słuchanie nauczania jakiegokolwiek duchownego przez pryzmat hermeneutyki ciągłości, czyli interpretacja „nowego” w świetle Tradycji Apostolskiej. Żadne zmiany nie mogą mieć na celu radykalnego zerwania z przeszłością, lecz muszą posiadać charakter organiczny; właśnie z Objawienia oraz Tradycji być wywodzone. Tak od zawsze, i tak ciągle naucza Magisterium Kościoła, bez względu na nieprzemyślane wypowiedzi różnych hierarchów, nawet samego Papieża, czy wręcz świadomie zwodnicze pseudonauczanie prominentnych hierarchów, np. niemieckich.
 
Jasno wyraził to niedawno także kardynał Carlo Cafarra:
„A kiedy będziesz słyszał jakieś wypowiedzi (…) – nawet, jeśli będą one padały z ust kapłanów, biskupów czy kardynałów – a potem dostrzeżesz, że są one niezgodne z katechizmem, nie słuchaj ich. Oni są ślepymi przewodnikami ślepych.”
 
W tym miejscu powrócę do jeszcze jednego fragmentu tekstu z „GN”:

„– Mnie do grzechu nawet papież nie namówi – upierała się babcia, której powiedziano, że jeśli weźmie udział we Mszy św. w sobotni wieczór, spełni obowiązek uczestnictwa we Mszy św. niedzielnej. Bo „kiedyś tak nie było”. No zgoda – i wtedy Msza w wigilię niedzieli nie była Mszą niedzielną. Ale teraz jest – bo tak zdecydował Kościół. I ma do tego prawo.” 
 
Znowu mamy tu do czynienia albo z niezrozumieniem intencji Kościoła, albo też kolejnym świadomym wprowadzaniem czytelników w błąd. Możliwe, że Autor nie zauważył, że postawa opisanej „babci” perfekcyjnie wręcz koresponduje z mową Jezusa do  Żydów, którzy pytają Go o kwestie rozwodowe. Gdy faryzeusze powołują się na Mojżesza, czyli na to, że dał im on prawo do rozwodu, Jezus odpowiada:
 
"Przez wzgląd na zatwardziałość serc waszych napisał wam to przykazanie. Lecz na początku stworzenia Bóg stworzył ich jako mężczyznę i kobietę(…) (Mk 10, 5-6).
 
Czyż owa „babcia” z tekstu p. Kucharczaka nie mówi w istocie tego, co Jezus do faryzeuszów: „kiedyś tak nie było”?
 
A cóż odpowiada na to w swej arogancji p. Kucharczak?: „Zgoda, że tak nie było. Ale teraz jest!”
 
Tak sobie myślę, że coś w tym stylu musieli odpowiedzieć faryzeusze, skoro odeszli tak samo zatwardziali, jakimi do Jezusa przyszli.
 
Czasem Kościół rzuca koło ratunkowe w kierunku pewnego minimalizmu, niekiedy nawet zatwardziałości części wiernych, ale to wcale nie znaczy, że wszystkich wiernych do takiego minimalizmu zachęca, że ów minimalizm praktyki wiary uważa za stan, do którego należy dążyć.
Przeciwnie, Kościół wyciągając pomocną dłoń do tych, którzy być może bez tej pomocy w ogóle by zginęli, cały czas zachęca wiernych nie do poprzestawania na takim minimalizmie, ale do dążenia do czegoś więcej, do świętości.
Czymże są słowa Świętego Jana Pawła II skierowane do młodych: „musicie od siebie wymagać nawet, jeśli inni od was nie wymagają” ?

Nawet, jeśli Kościół nie wymaga od wiernych pewnego dyscyplinarnego rygoru, to wcale nie znaczy, że zabrania wierności katolickiej ortodoksji.
Dowodem jest zachowanie i umożliwienie wiernym uczestnictwa we Mszy Świętej według tradycyjnego rytu i to wcale nie u „lefebrystów” tylko w KK.
Zupełnie inną kwestia jest, że są duchowni wrogo do tego nastawieni.
 
Czwarte przykazanie kościelne brzmi: „Przynajmniej raz w roku, w okresie wielkanocnym, przyjąć Komunię Świętą”. 
Czy wolno z tego wywieść wniosek, że Kościół do takiego minimalizmu zachęca i czy mielibyśmy czuć się dobrze na takim minimalizmie poprzestając i traktując go jako stan pożądany, czy optymalny?
Kościół mówi „przynajmniej”, ufając, że taki początek przyniesie w przyszłości dobre owoce. I tak samo „przynajmniej” mówi w przypadku opisanym przez p. Kucharczaka.
Jeśli naprawdę nie możesz lub subiektywnie uważasz, że nie możesz być na niedzielnej Mszy Świętej, to przynajmniej bądź na Mszy Świętej w wigilię Dnia Pańskiego.
Analogicznie Kościół mówi w odniesieniu do sposobu przyjmowania Komunii Świętej: jeśli nie możesz upaść na kolana, albo jeszcze nie czujesz takiej wewnętrznej potrzeby, to przynajmniej przyklęknij lub skłoń głowę.
 
PRZYNAJMNIEJ !
 
A „przynajmniej’ nie znaczy : „ osiągnąłeś szczyt możliwości, tak trzymaj ”.
 
Jezus naucza nas:
"Starajcie się wejść przez wąską bramę, gdyż wielu, powiadam wam, będzie próbowało wejść, a nie zdoła.” (Łk 13, 24).
 
Nieco szerzej uchylona przez Kościół brama wejściowa jest tylko bramą do „przedsionka”, a zarazem zachętą i szansą, aby w „przedsionku” nie pozostać, lecz zasmakować wnętrza „świątyni”,  w nim zaś już będąc, kierować się ku ostatecznej wąskiej bramie z pragnieniem rozkoszowania się tym, co za sobą skrywa.
Zachwycić się „przedsionkiem” (owym „przynajmniej”) i w nim pozostać może okazać się złudne.
Pierwsza, ta szeroka jeszcze brama, nie jest jeszcze tą, o której mówi Jezus Chrystus.
 
Bo to nie jest tak, jak głoszą heretycy, że zostaliśmy zbawieni. To nie jest tak, że wchodząc do „przedsionka”  posiadamy już pewność zbawienia.
 
Katolicka Prawda brzmi: NIKT NIE JEST ZBAWIONY DOPÓKI NIE ZOSTANIE ZBAWIONY.
 
Kardynał Robert Sarah na spotkaniu z rodzinami w Filadelfii powiedział:
„Sercem diabelskiego kłamstwa jest to: ‘Bóg chce, byście się ograniczyli (…)”
 
Mówił to do rodziny i w kontekście rodziny. Czy jednak tak trudno zauważyć celność tego spostrzeżenia w odniesieniu do całości życia człowieka, jego religijnej praktyki?
 
Jeśli diabeł nie może zwieść nas na zupełne manowce daleko od Kościoła, to  zależy mu z pewnością, abyśmy ograniczyli się do religijnego „przynajmniej” i na takim minimalizmie poprzestali.
Tak, ojciec kłamstwa z pewnością powie nam, że ”przynajmniej” znaczy „wystarczy”, że to już kres naszych możliwości. Gdy na tym wstępnym poziomie popadniemy w  samozadowolenie on dokona już reszty.
 
Zatem sobotnia wieczorna Msza Święta nie została uznana jako wypełnienie niedzielnego obowiązku w tej intencji, aby sobie niedzielną Mszę regularnie odpuszczać, ale jako ratunek dla tych, którzy mają uzasadnione i poważne przeszkody, aby w którąś niedzielę na Mszę się udać (została też uznana ze względu na zatwardziałość niektórych wspólnot w KK, aby nie doprowadzić do ich "odejścia", lecz to dłuższy i nieco inny temat).
Jeśli nie istnieją niepodważalne, czy bardzo trudne do ominięcia przeszkody, aby w niedzielę we Mszy Świętej uczestniczyć, to nie należy koła ratunkowego podanego przez Kościół w postaci wieczornej Mszy sobotniej nadużywać.
„Babcia” z  tekstu w „GN” to rozumie. Czy rozumie to p. Kucharczak?
Tego nie wiem, gdyż – jak już zaznaczyłem – możliwe są tu dwie opcje, niekoniecznie się wykluczające.
 
Jeśli ktoś, jak owa ”babcia” czuje więc potrzebę stawiania sobie wyższych wymagań niż minimalizm propagowany przez p. Kucharczaka, to jest to postawa zasługująca – jak najbardziej - na szacunek. Na szacunek, a nie na ironizowanie.
 
„Sługa, który zna wolę swego pana, a nic nie przygotował i nie uczynił zgodnie z jego wolą, otrzyma wielką chłostę. Ten zaś, który nie zna jego woli i uczynił coś godnego kary, otrzyma małą chłostę. Komu wiele dano, od tego wiele wymagać się będzie, a komu wiele zlecono, tym więcej od niego żądać będą” (Łk 12, 47-48).

Aż chce się dodać, że owa „babcia” z tekstu p. Kucharczaka nie tylko właściwie zrozumiała ten fragment Ewangelii, ale wszystko wskazuje na to, że także „więcej otrzymała”. Zatem zarówno wymiar Łaski, jak i jej postawa powinny raczej skłaniać nas do zdrowej zazdrości stanowiącej motywację, nie zaś do ironii.
Tylko barbarzyńcy  są w stanie ironizować z Tradycji i z wiary stawiającej sobie wyższe wymagania.
 
„Alternatywą dla Kościoła kontynuującego Tradycję nie jest Kościół "duszpasterski", ale "Kościół dowolności" - zależny od ducha czasu.”  - głosi  kardynał Carlo Cafarra.
                                   
Z kolei Benedykt XVI głosi:
„Do istoty pokusy należy jej aspekt moralny: nie ciągnie ona nas bezpośrednio do złego – to byłoby zbyt proste. Pokusa stwarza wrażenie ukazywania czegoś lepszego: porzucić wreszcie iluzje i zabrać się z całą energią do ulepszania świata.”;
 
Święty Jan Paweł II zawsze wielkim szacunkiem darzył prostotę wiary zwykłych wiernych, choćby to byli ludzie prości:

„ Nie oszukujmy się : zwykli, prości wierni, jakby wiedzeni instynktem ewangelicznym, rozpoznają od razu, kiedy w Kościele służy się Ewangelii, a kiedy się ją zuboża i przytłumia przez inne sprawy.”
 
Już owa „babcia” użyta przez p. Kucharczaka jako zwolenniczka Tradycji, czyli owych, użytych w podtytule „nieaktualnych zasad”, więc nie do końca świadoma, po prostu pełen „kwasów” relikt na drodze oświeconego ducha czasu, budzi jak najgorsze skojarzenia.
Kto żył w PRL-u lub zna nieco metodykę propagandy peerelowskiej bezpieki, ten może powiedzieć: skąd my to znamy.
Migawki bezpieczniackiej propagandy z każdej kościelnej uroczystości prezentowały wyłącznie osoby w podeszłym wieku (takie Kucharczakowe „babcie”) jako antytezę nowoczesnej, oświeconej laickości.
Po prostu klasyka manipulacji. Publicysta katolickiej (sic!) gazety jest tu zaledwie niezbyt inteligentnym epigonem.
 
Być może, z całą miłosierną łaskawością uznałbym p. Kucharczaka za żałosnego ignoranta, gdyby nie kontekst, w jakim się znaleźliśmy, oraz w jakim tekst w „GN” się ukazuje.
Oto bowiem w lipcu br. odbyła się w Londynie kolejna konferencja z cyklu Sacra Liturgia, a bardzo głośnym echem – z uwagi na rangę prelegenta oraz treść przemowy – odbiło się wystąpienie Kardynała R. Saraha,
 
Jako niepoprawny wyznawca teorii spiskowych (z jakiegoż to niby powodu miałby szatan zaniechać prób zniszczenia Chrystusowego Kościoła?), pamiętając bunt hierarchów, lecz także niższego duchowieństwa wobec motu proprio Summorum Pontificum Benedykta XVI (także encyklik poprzednich papieży od „Humanae Vitae począwszy), nie mogę uznać Autora tekstu w „GN” za aż takiego ignoranta.
Sądzę, iż zaprezentowana przez niego manipulacja ma właśnie związek z treścią wspaniałego wystąpienia kardynała Saraha, na które już alergicznie zareagowali kościelni moderniści.
Lecz nie tylko; tekst p. Kucharczaka jest też emanacją myśli i zamierzeń modernistów niemieckich, których otwarcie wyrażonym celem jest decentralizacja KK. Zostało to jasno wyartykułowane kilka miesięcy temu przez kardynała Marxa, który stwierdził: „Nie jesteśmy filią Watykanu.”
 
Dlatego p. Kucharczak w omawianej kwestii ignoruje rozporządzenia Stolicy Apostolskiej, a usiłuje wprowadzać posłuszeństwo wobec „zwyczaju” (sic!), czy księdza na parafii (patrz: która – zdaniem Kardynała Saraha - postawa wiernych potrzebuje wzięcia w obronę).
 
I dlatego właśnie uprawniona jest teza, że tekst w „GN” to manipulacja "na zamówienie" – niestety- dopiero początek tej odsłony akcji zamętu.
 
W Polsce, która katolicką wiarę jeszcze obroniła jest to pewien rodzaj sondowania.
Właśnie w Polsce, bo tu wciąż jeszcze dużo tradycjonalistów, którym trzeba wybić pewne rodzaje zachowania z głów, a w to miejsce implantować ciało obce.
                             
Zbyt dobrze pamiętam to, co pisał w dziele „Duch Liturgii” – wydanym w roku 2000  - kardynał Ratzinger, aby sądzić, że zaprzestano już walki o wyrugowanie Tradycji z KK:
„Istnieją wpływowe środowiska, które próbują wyperswadować nam postawę klęczącą (…)” – („Duch Liturgii”, rozdz. „Ciało i Liturgia”, podrozdz. „ Postawy”.)
 
Czy Kardynałowi mogło chodzić o wpływowe środowiska spoza Kościoła?
Któż spoza Kościoła mógłby usiłować narzucić takie rozwiązania w Kościele?
 
Trzeba tu raz jeszcze przypomnieć, że to właśnie postawę klęczącą bierze w obronę Kardynał Sarah. A czyni to słowami:
„odmówienie Komunii świętej komuś ze względu na jego klęczącą postawę jest poważnym złamaniem jednego z jego najbardziej podstawowych praw jako wiernego świeckiego”.
 
Jeśli Prefekt, uznawanej za najważniejszą, watykańskiej Kongregacji, późniejszy Ojciec Święty pisał o wpływowych środowiskach chcących wyrugować z KK postawę klęczącą, to sprawa musiała być poważna.
A jeśli dziś, inny Prefekt uważa za konieczne wzięcie w obronę tego samego skarbu wiary, to powinniśmy zdawać sobie sprawę, co dzieje się w Kościele i jakich czasów doczekaliśmy?
Dostajemy tu odpowiedź na pytanie, gdzie uplasowane są owe „wpływowe środowiska”, o których pisał Kardynał Ratzinger.
 
Czy nie dlatego właśnie p. Kucharczak odrzuca obowiązujące przepisy Kościoła, a gotów byłby nawet "zaryzykować" i postawić na proboszczów?
 
„Istnieją wpływowe środowiska…”. 
 
Wpływowe – nawet, jak dla Prefekta Kongregacji Nauki Wiary, przyszłego Papieża.
 
„Najlepiej tak, jak w danym kościele zarządził proboszcz.”
 
Jaki byłby dalszy scenariusz?
Czy przypadkiem nie taki: wpływowe środowisko kontra proboszcz?
 
Trudno przewidzieć wynik?
 
A potem, tym razem gromkie:
„Bóg to aprobuje, więc ludzie też powinni." !
 
Widać już perfidię całej kombinacji, której wyrazem jest tekst p.Kucharczaka prezentowany w (ponoć) katolickim tygodniku?
 
                                   ***
 
Dominikanin Ives Cognar jeszcze w czasie trwania Soboru Watykańskiego II powiedział: „Nie trzeba robić drugiego Kościoła, trzeba zrobić inny Kościół”
 
Oto, jawnie i bez ogródek wyrażona strategia zniszczenia Kościoła od wewnątrz.
 
Ta walka o „inny Kościół” toczy się cały czas, i chyba na naszych oczach wkracza w decydującą fazę.
                                                           
                                   ***
 
Benedykt XVI  w dziele „Jezus z Nazaretu” pisze:

„Chrystus definitywnie przyciągnął do siebie ten fragment materii i nie zawiera się w nim jakiś dar rzeczowy, lecz obecny jest On, Niepodzielny, Zmartwychwstały- z ciałem i krwią, ciałem i duszą, boskością i człowieczeństwem. Obecny jest tu cały Chrystus.";
„Przyjmowanie Eucharystii oznacza, że nie spożywa się tu „rzeczowego” daru (ciała i krwi), lecz że dokonuje się tu wejście Osoby w osobę. Żywy Pan ofiarowuje się mi, wkracza we mnie i zaprasza mnie, bym się Mu oddał tak, aby wypełniły się słowa: „Teraz zaś już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus.”(Ga 2,20).
Dotykamy tutaj istoty wiary: jeśli w Sakramencie Świętej Komunii naprzeciwko siebie widzi się tylko drugiego człowieka, wówczas niechęć do upadania przed nim na kolana wydaje się zrozumiała. Co to ma jednak wspólnego z wiarą, dzięki Łasce której wiemy, że stajemy przed Zbawicielem, a nie będąc równymi Bogu, w sposób naturalny padamy na kolana przed Jego Majestatem? Rzeczywiście, z pełnym przekonaniem można stwierdzić, iż „wiara lub liturgia, które zarzuciłyby modlitewne klęczenie, byłyby wewnętrznie skażone”
(J. Ratzinger).

Tam, gdzie zatraciło się poczucie obecności Chrystusa, tam trzeba skupić się już na czymś „ważniejszym”, pojawia się zatem wątpliwa troska o to, aby wszystko przebiegało sprawnie, a najlepiej szybko.
Tymczasem takie kategorie, jak „sprawnie”, „szybko”, czy „kreatywnie”, to nie są autentyczne kategorie liturgiczne.
Czas, w którym dostępujemy Łaski obcowania z Panem i stajemy się uczestnikami Jego Ofiary nie należy do kategorii zwykłego chronos, lecz jest to wyjątkowy, uświęcony czas kairos.
Kto tego nie pojmuje, nie rozumie w czym uczestniczy i jakiej Łaski dostępuje.

Jestem przekonany, że w świetle tego wszystkiego o czym tutaj piszę jedyną właściwą postawą wobec Boga obecnego w Najświętszym Sakramencie jest upadnięcie na kolana.
Piszę - „przekonany”, bo to nie tylko potrzeba serca, to także akt rozumu.
 
Zakazywanie przez kogokolwiek postawy klęczącej byłoby barbarzyństwem; natomiast nakazywanie takiej postawy tym, którzy jeszcze nie czują takiego imperatywu mogłoby się okazać przeciwskuteczne.
 
Warto jednak zadać pytanie; nawet trzeba je zadać: czy, gdy odrzucamy gest pokory i szacunku wobec Tego, Który tak bardzo uniżył się właśnie dla nas, żywimy w sobie miłość do Niego?

Właściwa katecheza z pewnością przyniosłaby tu wiele zrozumienia i dobra.

W tym stanie rzeczy, jaki mamy, Kościół wykazuje swą mądrość, która jest opisana w przytaczanych w tym tekście dokumentach. Dlatego właśnie przejawem mądrości i prawdy jest konferencja Kardynała Saraha, który zachęca do postawy uniżenia wobec Boga, lecz jej nie narzuca.
 
I dlatego właśnie, z tych samych powodów to, co pisze p. Kucharczak jest kompilacją pyszałkowatości i arogancji, fałszu i tępej manipulacji „na zamówienie”, a w związku z tym także objawem braku wiary.
Gdyby był uczciwy i traktował ludzi poważnie napisałby tekst pt. "Na stojąco? Na klęcząco? Na stojąco !"
Tylko, że wtedy musiałby od razu ujawnić intencje.
A tak, to wydaje mu się, że je sprytnie zakamuflował. Wydaje mu się...

Przy czym, to niekoniecznie jest tak, że owo ”zamówienie” należy rozumieć dosłownie: ktoś przyszedł, zamówił i w jakiejś formie uregulował należność.
Termin „zamówienie” oznacza tu raczej proces przemyślanej długofalowej strategii (patrz: kard. J. Ratzinger; rok 2000: „istnieją wpływowe środowiska”). Po odpowiednio długim okresie indoktrynacyjnej „obróbki” i uzależniania, podatność osiąga taki poziom, że nie ma już potrzeby składać formalnego zamówienia.
Wykonawstwo realizuje się nieomal samoczynnie.
 
                                          ***
Czy nie uważa Ksiądz Proboszcz, że po udzieleniu artykułowi p. Kucharczaka swoistego parafialnego „imprimatur” w postaci zachęty do zapoznania się z tą publikacją, przejawem duszpasterskiej troski i odpowiedzialności byłoby teraz przedstawienie parafianom rzeczywistego, a nie zmanipulowanego nauczania Kościoła odnośnie do sposobu przyjmowania Komunii Świętej ?
 
Szczęść Boże !

 
 
http://rzymski-katolik.blogspo...
 
http://gosc.pl/doc/3420620.Na-...
 

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika andzia

11-09-2016 [17:28] - andzia | Link:

Przeczytałam, bardzo dokładnie i bardzo uważnie, tym bardziej, że jestem po lekturze owego tekstu z GN. Kapitalna analiza Panie Andrzeju, kapitalna. Dodatkowo wyłożona zrozumiałym językiem i odnośnikami. Mnie intuicyjnie -nie znam, tak jak Pan teologii, pism ... - obruszyły te słowa, że to ksiądz "zarządza jak w jego kościele"
(?) będzie przyjmowane Ciało Pańskie. Tyle, bo reszta była by zbyt osobista. Serdecznie dziękuję za ten wpis.

Obrazek użytkownika Andrzej W.

11-09-2016 [19:47] - Andrzej W. | Link:

Nie kupuję "GN" od sierpnia 2010, z powodu laurki wystawionej J. Millerowi już po pierwszych smoleńskich kłamstwach; następnie był tekst niejakiego Grajewskiego o Jarosławie Kaczyńskim i Komorowskim ocenionych przez pryzmat Smoleńskiego Krzyża na Krakowskim. Już o tym wspominałem, nie ma sensu powtarzać.
Więc w ogóle nie wiedziałbym o tekście p. Kucharczaka. gdyby nie Ksiądz Proboszcz. Ale i to nie skłoniło mnie do sięgnięcia po ten artykuł. Dopiero Przyjaciółka zadzwoniła oburzona:"Czytałeś?!"

Tak obłudnie perfidnej, aroganckiej, ale i tępej manipulacji nie spodziewałem się; musiałem coś z tym zrobić.

Oczywiście to prawda, że wysłałem tę moją analizę Księdzu Proboszczowi (4 dni temu), a po wczorajszym i dzisiejszym kazaniu wiem, że przynajmniej jeden Wikariusz też czytał. Zwłaszcza dzisiejsza homilia była przejmująca. Módlmy się za naszych Kapłanów.

To ja dziękuję Pani za komentarz i dobre słowo.
Pozdrawiam.
A.

Obrazek użytkownika andzia

11-09-2016 [22:56] - andzia | Link:

Wspólnota z Głogowa "Cisi pracownicy Krzyża" wydaje czasopismo "Kotwica" i tylko ono prenumerowane przez córkę (jako wolontariusz bywała we Włoszech pracując w domach tej Wspólnoty). Natomiast inne czasopisma katolickie przynosimy z kościoła (i odnosimy), bo jest specjalne miejsce, gdzie można dzielić się tym, co już się przeczytało. Stąd mam też możliwość czytania bardzo różnych wydawnictw katolickich.

Obrazek użytkownika Stoczniowiec

12-09-2016 [06:43] - Stoczniowiec | Link:

Nie kupuję GN od czasu batalii o TV TRWAM. Podczas gdy w porządnych czasopismach pisano o nadużyciach KRRiT oni dawali głos tow. Luftowi pozwalając, bez komentarza i wyjaśnienia, głosić wszystkie 'ich' kłamstwa...

Także w wersji 'małej' Gościa natknąłem się na takie nauki pana Jachimowicza dla dzieci, że swoim dzieciom nie pozwalam tego czytać. Taka środowiskowa gazetka dla bogatych - w świadectwach wiary zawsze 'prawnik', 'dziennikarz', 'aktorka'.

Obrazek użytkownika ruisdael

13-09-2016 [11:26] - ruisdael | Link:

Panie Andrzeju.
Przeczytałem ten długi artykuł jednym tchem. Pozostało mi tylko Pana serdecznie pozdrowić, bo zgadzam się z każdym Pańskim słowem. Trzeba być czujnym i reagować na ciągła "modernizację" w KK, która występuje na każdym poziomie- począwszy od najwyższego w hierarchii a kończąc na zwykłym zjadaczu chleba, do którego można mieć jednak najmniejsze pretensje- wszakże nie jest przewodnikiem. Niejednokrotnie te wymierające babcie posiadają zdrowego ducha sprzed zmian posoborowych. Właśnie Tradycja utrzymuje nas w tym samym, świętym, powszechnym i apostolskim Kościele Katolickim. Amen.

Obrazek użytkownika Andrzej W.

13-09-2016 [21:38] - Andrzej W. | Link:

Ja również Pana pozdrawiam. Dziękuję za ten komentarz.
A.

Obrazek użytkownika Sir Winston

18-10-2016 [23:36] - Sir Winston | Link:

Panie Andrzeju,

Pański artykuł dotyczy sprawy zbyt poważnej, by go tu pozostawić.
To wnikliwa analiza, a tu trafia ona do niewielu odbiorców, niektórzy ją nawet docenią (na przykład ja ;-) ), ale zasługuje na więcej.
My też zasługujemy na więcej niż taką indoktrynację. Nie czytuję GN, nie potrafię więc ocenić, na ile jest to tygodnik rzeczywiście katolicki, a na ile pokroju TP.
Tym niemniej sądzę, że właściwym adresatem Pańskiego listu do proboszcza byłby 1) ks. Marek Gancarczyk, redaktor naczelny GN (skr. poczt. 659, 40-958 Katowice), oraz 2) Metropolita Katowicki, Arcybiskup Wiktor Skworc (Skr. poczt. 206
40-950 Katowice).
Nie jestem pewien, który z nich powinien być adresatem, a który 'do wiadomości', ale chyba po starszeństwie?

Gratuluję.
Trafne rozważanie.

Pozdrawiam

Obrazek użytkownika Andrzej W.

19-10-2016 [20:34] - Andrzej W. | Link:

GN przestałem czytać już dawno. Gdyby nie Ksiądz Proboszcz, który polecił parafianom ten artykuł nie wiedziałbym o nim. A właściwie to przeczytała go najpierw moja Przyjaciółka, która zbulwersowana zadzwoniła do mnie z zapytaniem:"Czytałeś ?!"
Napisałem do Księdza Proboszcza, aby zrozumiał, że tu taka manipulacja nie przejdzie. A przynajmniej nie przy moim milczeniu.
Nie pomyślałem o wysyłaniu gdziekolwiek indziej, ale przynajmniej o ks. Gancarczyku - przyznaję - mogłem pomyśleć.

Dziękuję za docenienie tekstu i pozdrawiam Pana.
A.