Trump nowym Churchillem?

Obama Obamą, może i w swym przemówieniu pochwalił właśnie Polskę, lecz szczerze mówiąc już czekam, aż skończy się jego kadencja. Zbliżają się tą jesienią wybory prezydenckie w USA, w których zetrą się ze sobą Donald Trump i Hillary Clinton. Choć wiele osób wiele zarzuca Trumpowi, to jego zwycięstwo może być historyczne. Churchillowi też można zarzucać, iż jako mianowany w 1911 pierwszy lord admiralicji spaprał atak na Gallipoli przeciw Turkom w I wojnie światowej, lecz potem przeszło to niejako w niebyt.

Przejdźmy jednak do rzeczy. Wiele można zarzucić Wielkiej Brytanii, jak to najpierw swoją polityką Appeasementu napędzała bezkrwawe podboje III Rzeszy, a potem sprzedała pół Europy pod okupację sowiecką. Jednakże, pomimo tego wszystkiego… niejako podziwiam Winstona Churchilla. Omówmy jednak pewne sprawy, a konkretnie wydarzenia sprzed I wojny światowej, bo tak właściwie to wręcz fenomen, że doszło wtedy do konfliktu między Cesarstwem Niemieckim, a Imperium Brytyjskim. W zasadzie to Cesarstwo Niemieckie zadarło z Brytanią, która konfliktu niespecjalnie chciała, bo też istniała w przeszłości praktyczna współpraca brytyjsko-niemiecka przeciw Francji. Najlepszym przykładem jest tu wojna siedmioletnia 1756-1763, w której na Prusy Fryderyka Wielkiego rzuciła się niemal cała Europa, w tym Francja. Brytania więc nakazała tej części Niemiec, która była w brytyjskiej strefie wpływów (Hanower i Hesja-Kassel), opowiedzieć się po stronie Berlina. I dywersja gotowa: gdy Francja zajęta była Niemcami, łatwiej było zagarnąć w tej wojnie słabiej strzeżone kolonie francuskie.
https://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/f/f1/NorthAmerica1762-83.png
Potem zaś współpraca przeciwko Napoleonowi, ukoronowana wspólnym zadaniem mu ostatecznego ciosu w bitwie pod Waterloo z rąk Brytyjczyków i sił niemieckich przewodzonych przez Prusaków. Oczywiście w prawdziwej polityce nie ma pojęcia bezinteresownego przyjaciela, dla Brytanii w obydwu tych przypadkach Niemcy były niejako mięsem armatnim: przydatną, antyfrancuską dywersją na lądzie. Zwłaszcza w wojnie siedmioletniej, w której już po ogołoceniu Francji z kolonii, Brytanię guzik już obchodził europejski teatr konfliktu, tj. tragiczna pozycja otoczonego Berlina, którego przed całkowitą klęską ocalił tylko „Cud Domu Brandenburskiego”. Trzecie, praktyczne wykorzystywanie Niemców jako „lądowa siła” przeciw Francji mogła mieć miejsce w 1898 podczas Incydentu w Faszodzie, który omal nie skończył się wojną francusko-brytyjską, a równocześnie Francuzi wciąż prowadzili politykę antyniemiecką, będącą wyrazem obsesyjnej chęci zemsty na Niemcach za klęskę z 1871. Do kontynuacji praktycznej współpracy brytyjsko-niemieckiej jednak nie doszło, bo marzący o koloniach Wilhelm II bezpardonowo pokazywał Brytanii środkowy palec, rozbudowując właśnie przeciw niej niemiecką flotę atlantycką, co zresztą jawnie przyznał w niesławnym wywiadzie dla „Daily Telegraph” podczas swej wizyty w Londynie z 1908.

Brytania i Niemcy byli przyjaciółmi i przyjaźń ta została zerwana wyłącznie dlatego, bo to Niemcy to popsuły, wykazując się z ich punktu widzenia kretynizmem. Wielka Wojna mogła być Drugą Wojną Siedmioletnią. W pierwszej Niemcy odwrócili uwagę Francji, umożliwiając Brytyjczykom ogołocenie Francuzów z kolonii w Ameryce Północnej. W kwestii kolonii Francja utraciła niemal wszystko (Napoleon na krótko odbił Luizjanę wymuszeniami od Hiszpanów, ale i tak ją szybko sprzedał USA), musząc w XIX wieku (kolonizacja Afryki i Azji) zaczynać od zera. W sytuacji zaś „drugiej wojny siedmioletniej”, Niemcy mogły (tym razem w znacznie sprawniejszej, bo oficjalnie zjednoczonej formie) ponownie odwrócić uwagę Francji, umożliwiając Brytyjczykom ponownie zaszaleć. Niemcy jednak spaprały sprawę, żądni potęgi. Cóż, choć Bismarck brutalnie prześladował Polaków, to był jednak inteligentny i celowo unikał zakładania kolonii, przewidując tego mizerny efekt, lecz Wilhelm II po prostu zdymisjonował niesławnego, Żelaznego Kanclerza, bo "cesarz wie lepiej".

Wydaję mi się, iż właśnie dlatego Brytania nie darzyła po I wojnie światowej nienawiścią Niemców. Ba, Brytyjczycy wręcz Niemcom niejako współczuli. Prym wiódł tu ówczesny brytyjski premier, David Lloyd George. Wykorzystując zamieszanie z I wojną światową, Irlandia się zbuntowała i odszczepiła od Zjednoczonego Królestwa. Niektórzy sądzą, że rozwścieczony tym faktem David Lloyd George sam sobie nasuwał skojarzenia, iż „Tak jak Brytania ucierpiała przez tych przeklętych Irlandczyków, tak samo niemiecka duma ucierpiała przez tych przeklętych Polaków”. Gdy odzyskiwaliśmy od Niemców Górny Śląsk, David Lloyd George przyrównał nas do… małp. Poza tym, po I wojnie światowej Francja chciała jak największego osłabienia Niemiec, myśląc nawet o ich ponownym rozbiciu na mniejsze państewka sprzed ich zjednoczenia z 1871. Sprzeciwiła się temu Brytania, nie chcąc zbytniego zaburzenia równowagi na lądzie na korzyść Francji, co też przekuło się w pogardliwie postrzeganie osłabiającej Niemcy Polski. Dość powiedzieć, że David Lloyd George otwarcie marzył o sowieckim podboju Polski w 1920, przygotowując zawczasu wielką konferencję w Londynie dla Lenina, w czasie której również co nieco Niemcom by się zwróciło. Polska wszystko popsuła, więc George znalazł sobie potem nowe hobby: wielbienie Hitlera w wywiadzie z 1936 dla „Daily Express”, w którym to wywiadzie nazywał Hitlera „największym spośród wszystkich Niemców i niemieckim George’em Washingtonem”. Choć Polska wygrała przeciw Sowietom w 1921, to jednak pozostała wymyślona przez Brytyjczyków koncepcja "linii Curzona", dająca Sowietom wymówkę dla przyszłych działań przeciw Polsce.

Zamiast już wcześniej zdać sobie sprawę z szaleństwa Niemiec, których ślepa żądza podbojów już raz dała o sobie znać w formie spaprania sojuszu z Brytanią sprzed I wojny światowej, Brytania wciąż patrzyła jak w obrazek w przydatne jej w przeszłości Niemcy, jakby rękawica rzucona w 1914 w ogóle nie miała miejsca. I tak oto Brytyjczycy doprowadzili do Appeasementu, którego podłoże wykracza poza zwykły strach przed kolejną, niszczycielską wojną.

I właśnie wtedy na scenę wkroczył Churchill. Mało osób zdaje sobie z tego sprawę, ale Winston Churchill został wybrany premierem dopiero PO polskiej klęsce w Kampanii Wrześniowej, a swój urząd mógł zdobyć właśnie dzięki temu, że poprzedni rząd brytyjski, wraz z niemieckim podbojem Danii i Norwegii (strategiczne bazy przeciw wyspom brytyjskim) i atakiem Niemiec na Francję, wreszcie przejrzał na oczy i podał się do dymisji. Tymczasem zaś Churchill był zdecydowanym wodzem, który chciał zwalczać nie tylko Nazistowskie Niemcy, lecz również Związek Sowiecki. Churchill planował Operację Pika, której celem było zaatakowanie sowieckich pól naftowych na Kaukazie, odcinając od tych cennych złóż zarówno Sowietów, jak i ich niemieckich przyjaciół, z którymi się tą benzyną napędzającą machinę wojenną ochoczo dzielili. Jednakże, znacznie bardziej ambitniejszym planem Churchilla była Operacja Unthinkable: opracowany w końcówce II wojny światowej plan zaatakowania komunistów dla ich wyparcia z Europy Wschodniej i „zapewnienia uczciwego ładu dla Polski”. Ostatecznie alianci uznali ten plan za zbyt ryzykowny i nie doszedł on do skutku.

Cóż to ma wspólnego z Trumpem? A no to, że Trump, tak samo jako Churchill, może przejąć władzę nad współczesnym sobie supermocarstwem i z korzyścią dla świata ponaprawiać nim bagno, pośrednio rozpętane przez jego nieodpowiedzialnych poprzedników.

Rosja to nasz wróg naturalny, od zawsze patrzący na nas z góry, ale trudno nie dostrzec wydarzeń, którymi Stany Zjednoczone tylko pogorszyły całą sytuację. Putin najzwyczajniej w świecie przewidział skutki błędnych decyzji amerykańskich i na swych trafnych przewidywaniach skorzystał. Mowa o katastrofalnej destabilizacji świata islamu i Bliskiego Wschodu. Pod pozorem zwalczania terroryzmu i chęci odwetu za atak na World Trade Center, Amerykanie zaatakowali Irak, Syrię i Libię. W przypadku Iraku argumentowano to podejrzeniami, iż kraj ten posiada broń biologiczną i brał udział w ataku na WTC. Ani jednego, ani drugiego nie udowodniono, zaś koncerny amerykańskie przejęły tamtejszą ropę naftową. Potem zaś wciskanie się w Arabską Wiosnę i przyśpieszanie procesu demokratyzacji państwom, które są przesiąknięte swych własnym, muzułmańskim konserwatyzmem. Jeżeli w ogóle możliwe jest wprowadzenie tam demokracji, to powoli i z biegiem czasu, a nie na siłę nalotami, które obaliły reżimy będące tylko troszeczkę okrutne, i zastąpiły je niestabilnymi wylęgarniami potencjalnych terrorystów, okazjonalnie wywołując zresztą wielką wędrówkę ludów w Europę, żądnych socjali i seksualnych uciech. Poza tym, niedawno wyciekły na światło dzienne maile Hillary Clinton (co kluczowe, sprzed wojny domowej w Syrii), z których jasno wynika, iż wg niej „Obecny syryjski rząd brata się z Iranem, a Iran to zadeklarowany wróg naszego izraelskiego sojusznika, więc syryjski rząd już teraz trzeba obalić”. Tymczasem zaś podejrzana (ba, podejrzana z prawdziwego zdarzenia) o sfinansowanie ataku na WTC, Arabia Saudyjska… No cóż, ważny, roponośny partner handlowy, przed którego królem Obama dosłownie się uniżony kłaniał.

Stany Zjednoczone rozpanoszyły się na Bliskim Wschodzie, pośrednio wywołując kryzys imigracyjny destabilizujący Europę i dający neoimperialnej Rosji pole do popisu wobec paraliżu Europy. USA nawaliły, dokładnie tak samo, jak Wielka Brytania w dwudziestoleciu międzywojennym. Nie wspominając zresztą o bezpośrednim rozochoceniu Rosjan do polityki podbojów: w 2012 podczas pobytu w Seulu, Obama zagapił się i myśląc, że kamery już są wyłączone, uspokajał Miedwiediewa, że deklaracje pomocy dla Polski są tylko dla picu, bo zbliżała się wtedy kampania wyborcza do amerykańskich wyborów prezydenckich 2012, w których Obama chciał zdobyć drugą kadencję.

I teraz pojawia się Trump, który głosi, że na Ameryce ponownie będzie można polegać (z bezpośrednim wspomnieniu o Polsce w jego przemowie o polityce zagranicznej) + skończy się beztroskie wysyłanie sprzętu wojennego do pierwszych lepszych frakcji syryjskiej opozycji, bez żadnego sprawdzania, czy to przypadkiem nie ISIS. Cytując zresztą Trumpa, za jego kadencji „dni ISIS będą policzone”, bez przechwalania się, kiedy i o której godzinie wylądują przeciw nim jakie wojska.

Czyżby Trump okazał się nowym Churchillem, odkręcającym fatalne błędy supermocarstwa i mierzącym się z demonami, które przypadkiem się zachęciło do swego ujawnienia się? Jeśli tak, to przynajmniej tym razem znacznie szybciej, niż w 1940, kiedy to szanse na odkręcenie wszystkiego już były niestety raczej małe.

YouTube: 
Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika gorylisko

10-07-2016 [17:17] - gorylisko | Link:

najsampierw Trump musi zasiąś w owalnym pokoju Białego Domu a potem będziemy się zastanawiać czy jest Churchillem nr 2 czy numer 999c...
generalni co do Bismarcka to się zgadzam, Bismarck niejeden raz mawiał, że popiera politykę kolonialną...Francji, Wielkiej Brytanii i robił wszystko aby nie wchodzić angolom w drogę na światowych szlakach... dopiero mrzonki wilusia, że cesarz niemiecki musi mieć coś do powiedzenia na morzach i oceanach doprowadziły do tego, że angole zwyczajnie się wkurzyli na szkopów i zrobili im kuku, pospołu z francami i z USA...

Obrazek użytkownika Dreamer24

10-07-2016 [18:32] - Dreamer24 | Link:

W dyplomacji potrzeba finezji, zamiast bezpardonowo mówić carowi "Admirał Atlantyku pozdrawia admirała Pacyfiku" i uparte niewycofywanie się z takiego pomysłu nawet wtedy, gdy Rosja sparzyła się tym kierunkiem ekspansji po klęsce w wojnie z Japonią 1904-1905. Swoją drogą, Japonia była wtedy sojuszniczką Brytanii i w razie współpracy niemiecko-brytyjskiej, być może w Wielkiej Wojnie Japonia zaatakowałaby na Dalekim Wschodzie nie odcięte od metropolii minikolonie niemieckie, tylko właśnie Rosję?

Obrazek użytkownika gorylisko

10-07-2016 [23:09] - gorylisko | Link:

w żadnym wypadku Japonia nie zatakowałaby rosji... proszę pamietać, że rosja miała pożyczki wojenne we francy a jak we francy to część tej kasy poszła z city... inna sprawa, że to japońskie okręty wojenne eskortowały brytyjskie zaopatrzenie z kolonii... japończycy próbowali dokopać rosji dopiero w czasie komuny ale jakoś niespecjalnie im to szłow...Chiny były pod ręką i na zasadzie bajki Krasickiego, smaczynyś, w lesie i sam...

Obrazek użytkownika Dreamer24

11-07-2016 [00:12] - Dreamer24 | Link:

Może tak, może nie, ale w każdym razie cytat Wilhelma II o admirałach padł na 2 lata przed starciem Cesarstw Rosyjskiego i Japońskiego, a konkretniej podczas wspólnych manewrów rosyjsko-niemieckich, podczas których dla zabawy Wilhelm II ubrał się w mundur rosyjski, a Mikołaj II w mundur niemiecki. Zresztą Wilhelm II zachęcał Mikołaja II do zaatakowania Japonii-nikt się na świecie nie spodziewał tak miażdżącej klęski Rosji.

Zamiast więc poklepać starego znajomego po plecach na zasadzie "A niech będzie moja strata, podzielę się z tobą częścią wpływów, które wspólnie zdobędziemy, odkujesz się w Europie po niewypale z Japonią", Niemcy wciąż wolały brać wszystko tylko dla siebie, tylko zyskując w oczach Rosji reputację kogoś, kto ją posłał na silniejszą Japonię. Obrażona Moskwa zacieśniła współpracę z Francją. Wychodzi więc na to samo, co w relacjach Berlin-Londyn: niemiecka niemożność zrozumienia, że w misternych grach politycznych trzeba się czasem dzielić.

Obrazek użytkownika Amadeus

11-07-2016 [01:54] - Amadeus | Link:

Po tak długim wywodzie historiozoficznym jakoś mało dowiedzieliśmy się co z tym Trumpem, poza tym że być może facet wzorem innych wielkich postaci historycznych, które w młodości swej błędy popełniały, zmieni się kiedy już zasiądzie w Owalnym Gabinecie. No a co z tego wyniknęłoby dla Polski? Trump nie kryje się ze swoją wizją rządzenia światem jak wielkim biznesem, a także tym, że w tym biznesie interesowałyby go tylko kraje najbogatsze i największe, do których zalicza Rosję i Chiny. O Europie niemal nie wspomina, jakoś współpracy z nią ani handlowej ani wojskowej nie widzi. Tedy nasza mała geograficznie na globusie ojczyzna polska jest dla niego niemal niewidoczna i pewnie zbyt dokładnie nie orientuje się on gdzie ta Poland leży. Podoba się natomiast temu kandydatowi idea splendid isolation plus wygnanie wszelkiej maści imigrantów z USA. Ale coś wygląda na to, że PiS-owi ta ponura, choć pajacowata postać się dość podoba...

Obrazek użytkownika Dreamer24

11-07-2016 [09:22] - Dreamer24 | Link:

Szczerze mówiąc, sporo ataków na Trumpa jest na podstawie rzeczy wyrwanych z kontekstu i śmiesznych, więc już chciałem pokazać, że nawet prawdziwa wpadka, jak ta z Gallipoli, nie przeszkadza. Trump mówi, że jak już by gdzieś widział jakąś współpracę z Putinem, to tylko przeciw ISIS. Cóż, islamiści to tacy komuniści sprzed I wojny światowej: fanatycznie mówiący "GIŃ!!!" jak leci, komu popadnie, nie akceptując sojuszy z nikim. Walki z nimi nie są niczym nadzwyczajnym. Poza tym Trump mówi, że spróbuje rozmawiać, a jak to nie zadziała, użyje siły. To jak dla mnie bardziej brzmi, jak rozmawianie w stylu Reagana.

Obrazek użytkownika mmisiek

11-07-2016 [12:35] - mmisiek | Link:

Po prawdzie to powoli zaczynam powątpiewać czy Trump zostanie dopuszczony do władzy bo współczesne "demokracje" w różny sposób potrafią sobie z takimi problemami radzić. Niedługo się zresztą przekonamy...