Opowieść o wędrówce - fragment drugi, czyli ciąg dalszy.

Zobacz – powiedział zbieracz i ostrożnie wyłożył przed Szałaputkiem zawartość worka, który przyniósł.
 Butelki były brązowe jak oczy driad, niebieskie jak pierwsze krople nowego źródła, srebrne jak powietrze wdmuchiwane w wodę i zielonkawe jak głębia studni w spiekotę, już samym swym widokiem gasząca pragnienie.
- Mam ich dopiero kilka, ale powiedz czy nie warto się dla nich trudzić ? – spytał radośnie.
- A pewnie, że nie warto – mruknął Szałaputek ledwie rzuciwszy okiem na cały zbiór. – W ogóle to - nic nie warto – wybuchnął nagle.
Oczy Michała Gabriela zrobiły się  okrągłe i zaczęły  wymownie spoglądać na szczura .
- Tak – To jest zdaje się szczególny przypadek - westchnął Amadeusz i nie całkiem było wiadomo do czego się te słowa odnoszą.
 Zbieracz dwojga imion rozglądał się po niebie niepewnie  kiwając głową. Naraz roześmiał się głośno i  zawołał :
- Ej wiatraczku! A daleko tam od ciebie do wieczora ? A wiesz co będzie wieczorem ? – zwrócił się do Szałaputa.
- Wieczorem będzie wieczór.
- Bal będzie !
- Festyn – sprostował Szałaputek
- Tak tak. Festyn.  – śmiał się zbieracz.
- Więc jednak nie bal – mruknął krasnal.
- Dla niektórych bal – uśmiechnął się Amadeusz zerkając na swoje buty.
- Dla mnie z pewnością kiedy wsłuchamy się w niego razem z wiatraczkiem, będzie balem, z wielkim „B” na początku i musującym „M” na zakończenie i całą elegancją pośrodku - zakrzyknął  Michał Gabriel uderzając się dłońmi po kolanach. - I pozostaną po nim butelki, jak wspomnienie tego czaru – szepnął w rozmarzeniu.
- Festyny nie są balami. A ty zbierasz odpadki festynu. Zwykłe śmiecie zresztą. Ale wszystko to razem mało mnie obchodzi – zakończył ziewnięciem  Szałaputek.
- Ooo…oocho – bardzo wolno powiedział zbieracz i popatrzył na Amadeusza, a ten oblizał wąsy i sięgnął po flet.
- Cóż za pomysł! – zawołał niezwykły kolekcjoner i przyłożył szyjkę jednej z butelek do ust. Dmuchnął w nią , a butelka zagrała nagle  jak trąba jerychońska.
– Och - jęknął Szałaputek z niesmakiem.
- Trzymam w nich niekiedy muzykę –tłumaczył się zbieracz – albo  raczej ona sama się ich trzyma, wydobywając się czasem w zupełnie nieprzewidywalnym humorze.
- Bo muzyka dziczeje w zamknięciu - powiedział szczur.
 
Głos II / z głębi wiatraka / - O to, to...W zamknięciu wszystko dziczeje.
 
- W dodatku pustym butelkom wydaje się, że są wreszcie samodzielne i wszystko im wolno - roześmiał się Michał Gabriel - dlatego gram na nich wtedy kiedy ujarzmię je  napełniając  wodą. Wtedy mogę dopiero robić z nimi co mi się podoba. A ty skąd masz ten…no wiesz?
- Długo podróżowałem – powiedział Amadeusz – a kiedy się ma wszystko wokół siebie w niskiej tonacji, począwszy od marynarzy a skończywszy na morzu, wtedy robi się flet.
- No to zobaczmy co nam wyjdzie ze współpracy – roześmiał się Michał Gabriel.
 
I zagrali coś co nie drażniło tylko Szałaputka z zamyśleniem wpatrującego się w kamień przy ścianie wiatraka. Ten zaś w połowie melodii gwałtownie odskoczył odsłaniając mroczny wylot podziemnego tunelu, z którego wyszła zakuta w zbroję postać.
- Czy już ? – spytała ponuro.
- Ech, zupełnie zapomniałem – sumitował się Amadeusz
- A gdzież tam! Spijcie sobie dalej! – zawołał zbieracz.
- Nie Tatarzyn ? – dobiegło z loszku.
Postać uważnie przyglądnęła się szczurowi i jęknęła z rezygnacją : Amadeusz.
Usz-usz-usz… – poleciało w loszek
- I  nie Mozart na szczęście. A ten to dopiero miał charakter  – parsknął zbieracz
- Ale za to jak grał … – wtrącił  Szałaputek.
- Uszy utniem pokrace! – odwrzaśnięto z głębi lochu.
- Cichajcie bracia. Nie pora – zazgrzytała postać – I na to przyjdzie czas – dodała groźnie, zachrzęściła zbroją i weszła pod ziemię  zasuwając za sobą głaz. A za chwilę znowu rozłożyło się na nim słońce w sposób jaki robi to  na dalekich południowych klifach.
- A tak w ogóle, to co to było? – spytał krasnal.
- Eeee , nic takiego – machnął ręką Michał Gabriel – tylko śpiący rycerze.
- Oni się zawsze budzą kiedy nie potrzeba, a kiedy akurat potrzeba wtedy ich nie ma. Tak już mają – uzupełnił Amadeusz.
 
Bas - dalej jako - Duch młynarza : Uuuuuuu aaach ! Śpiący rycerze. Ja się tego boję !
Głos II : No wiecie państwo! W ubłoconych butach na obrus ?! Zejdzie mi ze stołu ! Ale już .
Duch młynarza : Kiedy…bo …Boję się !
Głos II : Głupi, rycerzy się boi. Ta dawno oni do loszku zeszli.
Duch młynarza : Ww – w – wszyscy?
Głos I – Pojedynczo już teraz nie łażą po świecie.
Głos III – A pamiętasz Ludwisiu takiego jednego co udawał rycerza i na wiatraki napadał ?
Duch młynarza / z przerażeniem / :  Na wiatraki ?
Głos III – To dawno było.
Głos II – I nie tutaj
Głos I – Tak, tutaj to najwyżej ktoś przyjdzie pod wiatrak napaskudzić.
Głos II – A w ogóle to wiatraków już nie ma, chyba tylko ten pozostał i to na wieki wieków.
Głos I – Bo durny młynarz umowę z piekłem podpisał, a że czytać nie potrafi, to sam nie wie co podpisał.
Duch młynarza : - No ja, to…tego…ten.
Głos II – No ten, ten.
Głos I – Tumen
Głos II – Taaa
Duch młynarza / stanowczo / : Aleee... ja znajdę kiedyś tego Rokitę i powiem mu co i jak. Że tak nie wolno i że nie na zawsze przecież. I w ogóle wszystko powiem.
Głos II – Akurat znajdzie. Akurat powie.
Głos I– Durniu. Zapamiętaj najważniejsze. Jak się dom sprzedaje to : b-e-z lokatorów! Poniał  a?
Duch młynarza : Pewnie, że rozumiem. Że bez lokatorów. Pewnie, że rozumiem. Pewnie.
Głos III – Nie rozumie i nie zapamięta.
Duch młynarza : / gwałtownie / A kazał się kto wam do mnie wprowadzać ?!
Głos I - Bo zimno było. Pogoda podła. Deszcz, wiatr i różne inne siurpryzy jesienne.
Duch młynarza : Hyy...a jakże - pogoda... Co wtedy mówiły? Pamiętają? Nie? To ja przypomnę : Że powyrzucało ich z dziupli wierzbowych! Na pysk powyrzucało. A czemu powyrzucało? Ja tam już teraz wiem czemu powyrzucało... A pamiętają co obiecywały za odrobinę domowego ciepła? Za jesień albo i zimę spędzoną w domu? No...Rodzinną atmosferę też obiecywały… Ooo, co mnie wtedy otumaniło, gdzie ja rozum miałem, że uwierzyłem...Żal mi się zrobiło wiedźm i tego tam ich przychówku, co mi teraz zdechłe jeże podkłada do łóżka...
Głos III - Kłamco bezczelny, pazerność cię zgubiła a nie współczucie.
Duch młynarza : Że chciałem trochę z tego mieć dla siebie, a co w tym złego ? Takie teraz czasy, że nie ma bezinteresowności. Już wy to dobrze wiecie... A co dostałem za swoją chwilową słabość? To też wiecie.
Głos III : / z przekąsem / Powiedz więcej : za swoją dobroć.
Duch młynarza : Właśnie - za dobroć; bo to i święta prawda.
Głos III : No tego, to już słuchać nie sposób!
Duch młynarza : A nie sposób, nie sposób.
Głos III : Jak ci źle, to się wreszcie wyprowadź.
Duch młynarza : Ja ( ?! )
/  słychać wyraźne zamieszanie /
Głos II – A daliby już temu wszystkiemu spokój. Pomyśleliby lepiej jak się szczura pozbyć, bo jeszcze gorszą zarazę sprowadzi.
Duch młynarza : Goorszą jakąś?
Głos II : Ja tam wiem, że bywają gorsze. Sie tylko rozejrzy...
Głos I : No już, już...niech Matylda nie rezonuje.
Głos III – I ten drugi nie lepszy. Dobrali się jak w korcu maku dwa ziarenka.
Głos V – Może by krasnoludkiem poszczuć, bo on jakby inny?
Głos II : Taś, taś, taś…
Głos III – Baron C, o ile pamiętam, twierdził, że schwytanie krasnoludka nie sprawia trudności, byleby się tylko zastosować do następujących wskazówek. Otóż należy wziąć cylinder i nakryć nim  kapkę miodu, aaa, tak, i wokół trzeba rozsypać popiół. Krasnoludek wyjątkowo łasy na delicje wchodzi pod cylinder i zjada miód brudząc sobie jednocześnie nóżki popiołem. Dlatego trafić potem do niego, kierując się pozostawionymi śladami, jest niezwykle łatwo.
Głos II – Przecież tego tu paskudnika widać
Duch młynarza – I po co właściwie kapelusz?
Głos II – No co racja, to racja.
Głos I – A jakby takiego na kolację zaprosić ?
Głos III – A kto tu jada kolacje? Ja już nawet nie pamiętam co to kolacja.
Głos I – Zawsze byłaś nieznośna. Nawet teraz myślisz tylko o sobie. Matyldo! Matyldo!
Głos II – No co tam znowu?
Głos I – Zwabić wpierw trzeba zapachem. Upiecz coś szybko i migiem nakrywaj w stołowym.
Głos II - Znaczy na dole ?
Głos III - / z rezygnacją / No na dole, na dole...
Duch młynarza : Akurat. Nie dam mąki i tyle.
Głos I – Przecież…
Duch młynarza : No nie dam i już.
Głos I : A tamten zagra i znowu rycerzy wywabi.
Duch młynarza / z rezygnacją / - Kiedy tak…
 
- Mmmmmnniammm – mlasnął zbieracz  wpatrując się w słońce wylegujące się na kamieniu – to wygląda całkiem jak talerz jajecznicy. Ech zjadłoby się, zjadło…
A w tej samej chwili w wiatraku z zapraszającym skrzypnięciem otworzyły się  drzwi. A to co za nimi zobaczyli było najwspanialszą kolacją jaką sobie można wyobrazić. Właściwie obiadem – wspominał potem Amadeusz.
- Ho, hoooo ho wiatraczku ! – wrzasnął zbieracz. – Kochane próchenko. Stoi sobie, poskrzypuje bezsensownie i nagle ….fiuuu!  patrzcie no państwo – kolacja! Chacha cha …KOLACJA ! Ech, gdybyś był troszeczkę niższy i cieńszy, to bym cię uściskał. Jeszcze jak uściskał.
 
Duch młynarza : Ja ich uści…
Głos II / groźnie / : Cicho mi tu ! Przecie nie po to piekłam, żeby sie zmarnowało.
/.../

/ Ryszard Sziler - "Opowieść o wędrówce" /

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika andzia

01-06-2015 [20:38] - andzia | Link:

No fajnie tak Panie Ryszardzie znaleźć się wśród Krasnoludków,Szałaputków ... Ja znałam Kogutka-Szałaputka,co to łyk-gdłyk zadławił się ziarnkiem pszenicy i jak nieżywy wpadł w pokrzywy i leży ... a myślcie sobie co tam chcecie,a ja przecież wam powiadam,Krasnoludki są na świecie ...
A kiedyś,z kolorowych,butelkowych szkiełek robiono lunety(?).Kiedy się taką obracało zaglądając jednym okiem ;),pokazywały się najpiękniejsze baśniowe wzory.Dla tych z wyobraźnią,mogły to być postaci z Pańskiej Opowieści.
Troszkę przewrotny ten mój komentarz,ale bajki i baśnie tak mają - bajkowo ...
Pozdrawiam pięknie.

Obrazek użytkownika Ryszard Sziler

03-06-2015 [06:28] - Ryszard Sziler | Link:

Ta lunetka z kolorowymi drobinami szkła, to kalejdoskop, urządzenie całkiem już nieznane współczesnym dzieciom.Zabijało się nim, jak pamiętam, jesienną nudę.
Dziś może być jedną z furtek prowadzących do baśni mojego dzieciństwa, podobnie jak "traktorek" zrobiony z drewnianej szpulki po niciach, albo "strzelawka" z tutki gęsiego pióra, do której nabój wykrawało się z plasterka surowego ziemniaka, czy też "lotka" warcząca w powietrzu kurzymi piórami za którą ganiało się po pastwisku...

Rozmarzyłem się...
Pozdrawiam jak zawsze najserdeczniej.

P.S.Kogutka też pamiętam :)