Maleńki fragment puzzla

Po powrocie do Warszawy moja rodzina zamieszkała w rodzinnym domu przy ulicy Odyńca róg Czeczota. Naprzeciwko naszych okien były gruzy, niezwykle dla dzieciaków interesujące. Łaziliśmy tam wbrew wyraźnemu zakazowi rodziców, ryzykując trafienie na jakiś niewypał nazywany potem, nie wiem dlaczego, niewybuchem. Przy Odyńca i Czeczota były same prywatne przedwojenne domy, odbudowane na podstawie tak zwanej promesy, czyli obietnicy pozostawienia wyremontowanego domu w rękach jego prawowitych właścicieli, którą komuna natychmiast złamała wprowadzając do nich ( w tym do naszego domu) kwaterunkowych lokatorów z niższych sfer ubeckich i milicyjnych. Ci z wyższych sfer panoszyli się w Alei Przyjaciół i na Szucha 16.

Pod koniec lat pięćdziesiątych na gruzy przywieziono aktyw robotniczy, który z zapałem je likwidował metodą „podaj cegłę”. Jasne było, że powstanie dom dla prominentów i tak się stało. W tym domu zamieszkała, wśród wielu innych znanych z pierwszych stron gazet osób Ewa Wende z matką. Na jakiej zasadzie nie wiem i nie przyszłoby mi do głowy tego sprawdzać. Z Ewą Wende spotkałam się w liceum imienia Narcyzy Żmichowskiej, które chcąc nie chcąc stało się szkołą czerwonej burżuazji. Nie przyjaźniłyśmy się ani nie kolegowałyśmy. Byłyśmy, jakkolwiek to rozumieć, z zupełnie innych sfer. Ewa była dziewczyną wielkiej urody. Tyle tylko mogłabym wówczas o niej powiedzieć. Potem dotarło do mnie, że Ewa wyszła za mąż za Edwarda Wende. Może nie chciała zmieniać dowodu osobistego. Edward Wende zwany w środowisku Wendziem był to klasyczny bon vivant, na miarę tamtych siermiężnych czasów. Szczerze zdumiało mnie kiedyś, że nie rozpoznał Bacha na płycie włożonej przez pomyłkę do innej obwoluty i zachwycał się głośno rzekomym Beethovenem. Pomylić Bacha z Beethovenem to sztuka, szczególnie,że Wendziowie uczęszczali regularnie do filharmonii. Widać Edzio miał nie najlepszy słuch muzyczny.

Spotykaliśmy się często u wspólnych znajomych ale na ogół nie rozmawialiśmy, po prostu nie mieliśmy żadnych wspólnych spraw. Wende raz poprosił mnie o wprowadzenie go w wyższe sfery jeździeckie i był szczerze zdumiony gdy okazało się, że jeżdżę za pracę na wyścigach i nie tylko nie znam ale wręcz nie chcę znać komunistycznych koniarskich „ wszystkich”. Są jak widać różni „ wszyscy” - wytłumaczył Edwardowi Wojtek Karpiński i szkoda tylko, że przy tym podziale nie wytrwaliśmy. Różni „wszyscy” się ostatecznie wymieszali tworząc niestrawną, sztucznie homogenizowaną „elitkę z Warszawki”.

Choć Wende nie miał za grosz słuchu muzycznego, miał dobry słuch polityczny. Po zamordowaniu księdza Popiełuszki wkręcił się na pełnomocnika jego rodziców i dojechał na tym aż do Senatu. Trudno sobie wyobrazić bardziej odległe środowiska- prości uczciwi ludzie i kawiorowa opozycja, emanacja czerwonych „ wszystkich”. Były to jednak czasy gdy korowcy nie pogardzali polskim robolem i nie chcieli go batem gonić do roboty. Do dobrego tonu należały wyjazdy do Radomia gdzie każdy z „ tout le monde ” miał swego Piętaszka, jakiegoś skrzywdzonego przez los i komunę robotnika z licznymi, najlepiej krzywicznymi dziatkami, dobrze nadającymi się do obdarowywania lizakami i czekoladą. Ewa Wende wystartowała kiedyś do mnie z propozycją sfinansowania kolonii dla moich dzieci przez Rotary Club. Powiedziałam jej, że moje dzieci jeżdżą na wakacje do Ochotnicy Dolnej, a konno mogą jeździć -jak ja - na wyścigach za darmo. I że zupełnie nas nie interesuje kto jeździ w tatersalu Rotary Club w Józefowie.

Po śmierci Księdza Popiełuszki zastanowiła mnie kwestia ogromnego odszkodowania dla Chrostowskiego, które uzyskał mecenas Wende. Zadawałam sobie pytanie dlaczego nie uzyskał przede wszystkim odszkodowania dla rodziców księdza? Gwoli uczciwości dodam, że być może padła taka propozycja ale jej nie przyjęli. W historii Polski powojennej nie był jednak znany przypadek wypłaty przez państwo odszkodowania za szkody spowodowane przez służby. I to za co ? W przypadku Chrostowskiego -za zniszczoną marynarkę i stłuczony łokieć.

Niedawno przeczytałam książkę Wojciecha Sumlińskiego pod tytułem „ Lobotomia”. Polecam. W książce tej autor udowadnia, że oficjalna wersja śmierci księdza, którą wbrew oczywistości nadal uporczywie się podtrzymuje, była od początku fałszywa. Przyczyny takiego postępowania nie są do końca dla mnie jasne. Nasi okupanci zapewne sądzą, że wywracając którąkolwiek kostkę, tak pracowicie od lat budowanego domina, możemy spowodować wywrócenie się całego łańcucha.

W książce tej na stronie 82 autor cytuje oświadczenie Romy Szczepkowskiej. „ Z wiadomością o znalezieniu i wydobyciu zwłok księdza Popiełuszki z Wisły we Włocławku pobiegłam do mieszkania mecenasa Edwarda Wende. Nie zastałam go jednak w domu, była za to jego żona Ewa ( oboje już nie żyją). Opowiedziałam Ewie o wydobyciu ciała księdza Jerzego z Wisły na tamie we Włocławku w dniu 26 października. Na to Ewa Wende powiedziała do mnie zdecydowanie: <zostaw to>”.

Zabójstwo księdza Popiełuszki należy niewątpliwie do tak zwanych „mordów założycielskich III RP”. Zdumiewające jest, że żadna z ekip rządzących nie miała pokusy wyjaśnienia sprawy do końca. Wręcz przeciwnie- robiono wszystko żeby uniemożliwić prokuratorowi Witkowskiemu dokończenie śledztwa. Nie ułatwiano też życia Wojciechowi Sumlińskiemu. Prześladowania doprowadziły go do załamania i próby samobójczej. Wydanie książki oznacza, że Sumliński nie zrezygnował ze swej misji. Można snuć różne hipotezy dla kogo obecnie wyjaśnienie tej sprawy mogłoby być jeszcze niebezpieczne i niemiłe. Należałoby zacząć od Edwarda Wende, który był w tej sprawie zapewne niewielkim trybikiem, a jego żona rozumiała dobrze co to jest omerta. Edward Wende funkcjonuje obecnie jako wzorzec palestry i istnieje nawet nagroda jego imienia.

Jeżeli w tej sprawie omerta jest tak ściśle przestrzegana tym bardziej warto ją wyjaśnić. Tak jak niezbędne dla nas jest wyjaśnienie sprawy katastrofy smoleńskiej. Musimy pogodzić się, że- jak powiedział Kiszczak -z głów spadną aureole.
Tekst drukowany w numerze 3(396) Gazety Warszawskiej

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika NASZ_HENRY

18-01-2015 [10:23] - NASZ_HENRY | Link:

Aureole spadają tylko razem z głowami ;-)

Obrazek użytkownika izabela

18-01-2015 [10:58] - izabela | Link:

Ma Pan na myśli żyjących.

Obrazek użytkownika PIOTR Z GDAŃSKA

18-01-2015 [13:57] - PIOTR Z GDAŃSKA | Link:

Mam dziwne wrażenie, że wiele aureol już spadło a jeszcze więcej wisi na ostatnim włosku. Na ich miejscu wyrosły świecące różki, a ich blask czyni posiadaczy "godnymi szacunku". Dla większości rodaków nie ma różnicy czy światło ma złoty czy czerwony kolor, ważne że świeci. :-)

Obrazek użytkownika izabela

19-01-2015 [09:25] - izabela | Link:

Jeżeli rodacy nie odróżniają już aureoli od rogów sytuacja jest tragiczna.

Obrazek użytkownika szara_komórka

18-01-2015 [17:53] - szara_komórka | Link:

Pani Izabelo
Obawiam się, że gdyby nawet tak jak pisze Henry aureole spadły z głowami to nic się nie zmieni.
Nikogo, oprócz nielicznych już wymierających, już to nie obchodzi.Dla nich historia nie jest nauką życia.
To tylko starsi powoli starają się układać te puzzle, bo zostali ukształtowani w pewnym obowiązku wobec tych, którzy żyli obok nich i chcą przestrzec naszych następców przed popełnieniem błędów, które popełniliśmy czy przez zaniechanie, zawierzenie nie tym co trzeba, brak zainteresowania czy też zwykłą gnuśność.
Przychodzi młodość jako "wiatr historii" i rozwiewa to co my ułożyliśmy. Dopiero jak dojrzeje znajdzie czas na pozbieranie okruchów po nas, których wcześniej nie chciała zauważyć.
Czy zdajemy sobie sprawę, że nasza zbiorowa świadomość historii(nie wiem czy coś takiego można definiować, ale..) największe straty poniosła w wyniku działania historyków tych co dorwali się do szczytów władzy?
Czego więc można oczekiwać od tych co starają się w dzisiejszych czasach jakoś "wiązać koniec z końcem".
Są oczywiście wyjątki co nie dają się nabrać na grę w trzy karty. Czy ich jest jednak stać na to aby wywrócić stolik z kartami.
Serdecznie pozdrawiam.

Obrazek użytkownika izabela

19-01-2015 [09:24] - izabela | Link:

To prawda, ze zdumieniem stwierdzam, że historia, nawet niedawna, nikogo nie uczy. Historia jednostkowa nie skłania ludzi do rezygnacji z życiowych błędów. Historia polityczna też nie uczy niczego obywateli. Wydaje mi się, że odpowiedzialne są za to mechanizmy przesuwające niemiłe doznania do niepamięci, do zbiorowej nieświadomości. Serdecznie pozdrawiam.

Obrazek użytkownika grzegorz l.

26-01-2015 [12:12] - grzegorz l. | Link:

dlaczego w Polsce jest poch...ane

bo wychowany gdzieś w PRL-u
łachudra bez charakteru
w dzielnicy krzyku, kopa miał w dupę
Polacy byli mu najeźdźcami
tak bardzo kłekłać mu było niezręcznie
że do dziś nie wie komu gdzie służyć
---mimo że główny szmaciarz szmaciarzy
wciąż na nas chmurzy się i burzy
gromi i chromi swym ćwierćintelektem
chcąc uczyć tego
co sam nie umi
no i zapomniał kłekłezu baran
że cego Jaś się nie naucył
tego Jan się nie naumi
------poliglocie z Brukseli
były kolega z pracy L.G.

dedykuję cieśli budującemu potiomkinowskie wioski na zielonej wyspie pożyczoną siekierą od bolka bezgraniczna wiara we własne obietnice tak znamienna dla wujka Adiego. Tyle że hajluś nie miał możliwoci spieprzyć do Brukseli. Ortografia i składnia prezydencka.