Czym Powstanie Warszawskie różni się od Fukushimy

Dwa lata temu byłem w Londynie i jakoś tak się złożyło, że znalazłem się na wielkiej imprezie zorganizowanej przez miejscowych Japończyków. Rzecz miała rozmach, wynajęto pięć pięter „Olimpii” i zaproszono mnóstwo ludzi. Było tam wszystko z czym współczesnemu człowiekowi może kojarzyć się Japonią. Od bohaterów mangi zaczynając poprzez te dziwne prawie pedofilskie kostiumy dla dziewcząt, na pokazach sztuk walki kończąc. Impreza zaś poświęcona była zbieraniu pieniędzy na ofiary katastrofy w Fukushimie. Tyle, że Fukushimy tam wcale nie było. To znaczy prawie nie było. Gdzieś w kącie wisiał obraz pewnego polskiego malarza zatytułowany Noe z Fukushimy, który tu opisałem http://coryllus.salon24.pl/321... Obraz ten został podarowany Japończykom przez pracowników ambasady polskiej w Londynie z nadzieją, że ktoś go kupi i powiększy w ten sposób fundusz przeznaczony dla ofiar katastrofy. Nic takiego się jednak nie stało. Obraz pozostał w Londynie i znajduje się tam do dziś w prywatnym domu pewnego Brytyjczyka polskiego pochodzenia. Japończycy nie zwracali na niego uwagi, choć jest to dobry i rzucający się w oczy obraz, jest także naładowany emocjami wobec których trudno pozostać obojętnym.

Prócz obrazu przedstawiającego Noego ratującego pokemony, była tam także wystawa fotografii z elektrowni w Fukushimie, ale jakoś tak głęboko schowana, że nie miała właściwie szans z bohaterami mangi i dziewczętami w tych przedziwnych inspirujących zboczeńców strojach. Dlaczego tak jest? Znajomy, który zna Japończyków i z nimi rozmawia twierdzi, że to ma przyczynę wprost w tym, że Japończycy nie wierzą w Chrystusa Zmartwychwstałego, że u nich cierpienie nie uświęca, nie nobilituje, ale jest powodem do wstydu i znamieniem hańby. Przegrana wojna zdegradowała Japończyków w ich własnych oczach, klęska Fukushimy pogłębiła tę degradację i dlatego właśnie na imprezie zorganizowanej z wielkim rozmachem na ofiary katastrofy przeznaczono stosunkowo niewiele miejsca, rezerwując je dla tego wszystkiego co dziś jest uznawane za japońską kulturę, a co w moim odczuciu nic nie znaczy i jest po prostu śmieciem. Fukushima musiała zniknąć, a namalowany przez Polaka Noe nie pojechał do Japonii, pozostał w Londynie. Wróciły tam za to wszystkie prezentowane na wystawach gadżety, wszystkie kostiumy i wszystkie dziwne maski. Wszystko to pojechało tam z powrotem i zasłoniło Fukushimę.

Wczoraj zaś byłem w Warszawie, mnóstwo ludzi, przeważnie młodych, miało na sobie koszulki z symbolami Powstania. Znak Polski walczącej, jakieś cegły z napisami, i takie tam historie, których obecność na koszulkach trudno było sobie do niedawna wyobrazić. Bo przecież Powstania nie było na ulicach, prawda? Poza bilbordami, jakimiś oficjalnymi malowanymi na zlecenie władz miasta muralami, poza uroczystościami, nie było nic, co mogłoby Powstanie spopularyzować? Czy się może mylę? Oczywiście ktoś może powiedzieć, że te koszulki to głupstwo, że to może nawet źle, bo przecież ludzie umierali w kanałach, ale ja myślę, że to świetnie, powinni tych gadżetów naprodukować jeszcze więcej i sprzedawać w specjalnych kioskach w każdym przejściu podziemnym. Żeby wszyscy pamiętali o tamtym mieście, które zostało zamordowane. Kiedy zaś wracałem pociągiem próbowałem sobie przypomnieć w jaki sposób przedstawiano Powstanie w filmach i widowiskach po wojnie. Marnie to wyglądało. Były jakieś fragmenty filmów dokumentalnych, jakieś wspomnienia, opisy grozy, ale nikt nie oddał tam tego co najważniejsze, nikt nie pokazał jak zabija się młodych, bardzo chcących żyć ludzi, jak się to robi masowo za pomocą różnych środków. Ja mogę sobie przypomnieć taki film jak „Kolumbowie” nakręcony według książki Bratnego, gdzie oglądamy tragedie poszczególnych bohaterów, ale nie widzę nigdzie tej grozy. A chciałbym zobaczyć, bo to właśnie jest to o czym mówił mój kolega – obecność Chrystusa Zmartwychwstałego, Chrystusa, którego nie musimy się wstydzić i nie musimy go nigdzie chować. Tyle tylko, że do pokazania cierpienia potrzebny jest artysta prawdziwy, a ten gatunek niestety w Polsce doby obecnej nie występuje. Malarz, którzy namalował Noego, nie zrobi filmu o Powstaniu i nie napisze o nim książki, bo ma inną misję po prostu. Pozostają więc gadżety, uroczystości i tandeta filmowa, w której możemy oglądać perypetie bohaterów skonstruowane na zasadzie „coś się polepszy, a coś popieprzy”. Bo na tyle stać nas dzisiaj. Może to się jeszcze kiedyś zmieni i w opisach Powstania wyjdziemy poza dramaty miłosne łączniczek i młodych podchorążych, którzy później giną na barykadzie. Może uda nam się nie popaść w manierę Marka Edelmana, którego ktoś,( ciekawe kto?), nakłonił do napisania książki „I była miłość w getcie”. Oby.

Ja tu, jak zauważyliście nie mówię o publicystyce historycznej, nie mówię o rozważaniach w stylu „bić się czy nie bić” i innych fałszywych alternatywach, ale mówię o wizji artystycznej. Ta zaś musi pojawić się sama, a wszystko co żyje musi jej pojawienie się utrudniać. Powstanie bowiem jest dziś własnością wszystkich, tych głupich i tych mądrych i wszyscy mają coś do powiedzenia na jego temat. Pamiętam, że przez długi czas nie mówiło się o Powstaniu inaczej jak tylko przez historię samych powstańców. Nie chcę tu sobie przypisywać jakichś zasług, ale byłem chyba jednym z pierwszych autorów, którzy opowiedzieli o Powstaniu poprzez historie zbrodniarzy. W dodatku postarałem się zrobić to tak, by nie było w tym prawie wcale negatywnych emocji. By nie było tam oburzenia i grozy, a jedynie prosta historia kilku panów w mundurach. Chodzi mi o to opowiadanie z pierwszej części „Baśni jak niedźwiedź”, ci którzy mają książkę na pewno je pamiętają. Myślę, że to jest dobra droga, dla ludzi, którzy chcą pokazać prawdziwe potwory, tak jak dobrą drogą dla ukazania grozy Fukushimy było namalowanie pokemonów na łódce.

Jak pamiętacie nie ma chyba żadnego utworu, żadnego dzieła, poza piosenką Jacka Kaczmarskiego o czołgu, która opisywałaby Powstanie od strony rosyjskiej. O tym, by ktoś wpadł na pomysł i nakręcił film o dyplomatach na Zachodzie, którzy rozmawiają o życiu i śmierci tysięcy pomiędzy kawą i rogalikiem, na razie nie może być mowy.

Kłopot z Powstaniem i twórczością okołopowstaniową, a także z twórczością dotyczącą innych narodowych tragedii jest też taki, że dla artysty taka praca to wyróżnienie i dlatego mogą się nią zająć jedynie najlepsi i wybrani. Czy się zajmują? Oczywiście, że nie, bo albo są starzy, albo ich misja koliduje całkowicie i nieodwołalnie z wizją jakiej oczekujemy. Filmy zaś to budżety i nie ma szans by ktokolwiek poza państwem mógł znaleźć pieniądze na film o Powstaniu, taki film, o jakim właśnie myślę. Bo na zwykłe, konwencjonalne opowieści, która znamy już choćby z „Kanału” Wajdy może się parę groszy znajdzie. Pozostają książki. Z tym jest jeszcze gorzej, bo każdy autor w Polsce uważa, że to on właśnie powinien napisać książkę o Powstaniu. Nie ma jednak odwagi, by to zrobić. Jestem dziwnie spokojny o to, że dobra, uczciwa i prawdziwa pod względem artystycznym książka o Powstaniu Warszawskim nigdy nie zostanie napisana. Ilość warunków, jakie muszą być spełnione by coś takiego się wydarzyło jest zbyt duża. Najważniejszy moim zdaniem warunek to stała obecność Powstania w naszej pamięci i stała o nim dyskusja, to przywrócenie właściwej roli krytyce literackiej, która mogłaby wspomóc autorów i zająć się tym do czego została kiedyś powołana, czyli tworzeniem kryteriów oceny. Potrzebna jest także nie okazyjna, ale stała działalność publicystyczna i dyskusja wokół wspomnień i relacji, które po Powstaniu pozostały. Ja wiem, że Muzeum Powstania wykonuje wielką prace, ale potrzebne jest jeszcze coś – trzeba z tym wszystkim wyjść poza język polski, w dodatku w takiej formie, by ludzie oniemieli z wrażenia. Czy to jest możliwe? Nie wiem. W tej chwili raczej nie, ale może kiedyś.

Wspominamy znów Powstanie Warszawskie, zaplanowałem na sierpień wielką wakacyjną promocję. Jak pamiętacie I tom „Baśni jak niedźwiedź” zawiera 63 rozdziały, tyle ile dni, w wersji znanej i akceptowanej przez większość, trwało Powstanie. W sierpniu więc tom I Baśni oraz Audiobook kosztować będą po 25 złotych za egzemplarz plus koszta wysyłki. Promocja dotyczy tylko strony www.coryllus.pl Na mieście książki i płyta kosztują tyle co wcześniej, ale tak jak nadmieniłem, promocja trwa tylko miesiąc.

Jeśli ktoś poczuł po przeczytaniu powyższego przemożną ochotę zakupienia naszych książek, zapraszam na stronę www.coryllus.pl, do księgarni www.multibook.pl. Do księgarnihttp://www.ksiazkiprzyherbacie... do księgarni Tarabuk przy Browarnej 6 w Warszawie i do sklepu FOTO MAG przy stacji metra Stokłosy.

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika NASZ_HENRY

02-08-2013 [09:50] - NASZ_HENRY | Link:

w piosenkach
http://bognalewtakb.dt.pl/mp/p...
jesteśmy ;-)

Obrazek użytkownika Janko Walski

02-08-2013 [09:55] - Janko Walski | Link:

Tak mu się przynajmniej wydaje.

Obrazek użytkownika NASZ_HENRY

02-08-2013 [10:20] - NASZ_HENRY | Link:

POniżej ;-)

Obrazek użytkownika dogard

03-08-2013 [08:59] - dogard | Link:

dogania gebbelsa--nawet wstawki zywcem przepisuje z hitlerowskich ,wojennych gazet.Taki proszwabski zbok...