Globalizacja w kraju postkolonialnym

Miałem bardzo spokojne i zdrowe Święta Bożego Narodzenia aż do chwili, gdy nieopatrznie sięgnąłem po gazetę Dziennik Bałtycki. Tam właśnie przeczytałem, że Lech Wałęsa został doradcą rektora Uniwersytetu Gdańskiego i poczułem się jakoś dziwnie. Mianowicie w pierwszej kolejności poczułem dziwną ulgę, że moje dzieci już dawno pokończyły studia. Piszę o dziwnej uldze, bo prezes Instytutu Lecha Wałęsy, niejaki Piotr Gulczyński, twierdzi coś przeciwnego, że to będzie promocja uczelni. No, nie wiem, ja mimo wszystko czuję ulgę.

Wracając do osoby rektora, byłoby pół biedy, gdyby to on sam zapragnął dobrej rady od byłego prezydenta, który ma zostać jego doradcą ds. globalizacji. Niestety, gazeta podała, iż nie jest to pragnienie samego rektora, ale takie zapotrzebowanie – to znaczy na doradztwo Wałęsy – zgłaszali dziekani różnych wydziałów. Zaciekawiłem się przez chwilę, czy dopominał się również dziekan filologii polskiej, ale zdecydowałem, że lepiej nie będę dociekał. Lepiej oczywiście dla mojego zdrowia, bo i tak mam dysonans poznawczy, cóż dopiero będzie, gdy okaże się, że poloniści również będą zasięgać porady Wałęsy?! Okazuje się, że na UG chyba nie mają dobrego speca od globalizacji, a pod ręką jest Wałęsa, który  "jest w Europie zaangażowany w liczne prace związane z globalizacją".  Ot i cała rekomendacja dla specjalisty od globalizacji.

Z kolei syn premiera Tuska, jako dziennikarz Gazety Wyborczej specjalizuje się w szybkich pociągach i pojechał aż do Chin, żeby się z nimi zapoznać na kongresie szybkich pociągów. Oczywiście na zaproszenie naszego PKP, bo wiadomo, że dla naszych kolejarzy szybkość to grunt i nigdy nie przegapią okazji, żeby się podciągnąć do czołówki światowej. Przy czym Michał Tusk zaznaczył, że nie interesował go program turystyczny – zwiedził jedynie Wielki Mur, a poza tym łaził pewnie wyłącznie po torach. Zresztą PKP na ten kongres wysłało również wiceministra Engelhardta, który się specjalizował w rozkładach jazdy. Widocznie chciał zmienić specjalizację na szybkie pociągi, ale nie zdążył, bo go wylano.

Przeżywamy obecnie chyba apogeum globalnego postmodernizmu w obecnych czasach – wszyscy się na wszystkim znają, do wszystkiego się nadają i za nic nie odpowiadają. Zresztą, jak się wyraził premier Tusk o ministrze Grabarczyku – on ponosi odpowiedzialność polityczną za chaos na kolei. Cokolwiek by to miało oznaczać, Grabarczyk – chłop jak dąb - nawet się nie ugiął pod ciężarem odpowiedzialności.

Po pewnym namyśle doszedłem do wniosku, że być może niepotrzebnie panikowałem. Wszyscy ci ludzie, o których mowa w moim poście są wybitnie renesansowymi typami i poradzą sobie wszędzie. Równie dobrze Wałęsa mógłby zostać głównym specjalistą PKP ds. globalizacji podkładów kolejowych, a młody Tusk doradcą rektora Uniwersytetu Gdańskiego w kwestii szybkich autobusów.

Oczywiście, w takim przypadku konieczne byłyby dalsze roszady, wtedy Grabarczyk musi iść do Rady Bezpieczeństwa Narodowego jako fachowiec od dróg ewakuacji. Nowak automatycznie przechodzi na szefa Instytutu Sztuki Filmowej, natomiast Nałęcz musi zostać przerzucony z odcinka polityki historycznej na politykę geograficzną. Naturalną koleją rzeczy Zbigniew S. pseud. Niemiec, który jest w Warszawie zaangażowany w liczne prace związane z prywatyzacją, przychodzi na doradcę premiera Tuska ds. prywatyzacji. Zresztą jakiegokolwiek premiera, bo Tusk odchodzi na naczelnika Wydziału Przełomów i Sukcesów Komisji Europejskiej. Skądinąd znany Rychu, jako najbardziej wyszczekany, wskakuje za niego na Prezesa Rady Ministrów, a Władysław Bartoszewski, który w AK wysadzał tory kolejowe będzie rzucony na infrastrukturę za Grabarczyka.

Jednak z drugiej strony myślę sobie, że na rozkłady jazdy potrzebny jest doświadczony praktyk, więc tam nadałby się Wałęsa. Wtedy na doradcę PKP ds. pasażerskich idzie Bogdan Klich, bo zna się na psychologii rozwścieczonego tłumu. Do obrony narodowej nadaje się z kolei Julia Pitera, która co prawda nie była w AK, ale oglądała dużo filmów o wojnie, gdyż ma męża reżysera. Na zwolnione przez nią miejsce pełnomocnika rządu ds. korupcji automatycznie wskakuje Rychu, bo on w korupcji czuje się jak ryba w wodzie. Wtedy na stanowisko premiera desygnuje się Andrzeja Wajdę, krajowego specjalistę od pojednania z Rosją, a Bartoszewski dokończy za niego film o Wałęsie. I tym sposobem całość się dopina jak w najlepszym holywoodzkim scenariuszu.

Tak właśnie działa globalizacja.

http://gdansk.naszemiasto.pl/artykul/712290,walesa-doradzi-rektorowi-ug,id,t.html?kategoria=675

http://wiadomosci.dziennik.pl/polityka/artykuly/314668,syn-premiera-w-delegacji-sponsorowanej-przez-pkp.html,1,9