"Donald w piłkę gra, emerytów w nosie ma"

Wśród czołowych klubów europejskich rozeszła się lotem błyskawicy wieść o polskim premierze, który zamiast umierać z nudów na nieatrakcyjnych głosowaniach w parlamencie (takie tam mało ważne ustawy o gospodarce) woli pograć w piłę. Tusk wprawdzie ustępuje kondycją, techniką, przeglądem pola, dryblingiem oraz odstaje taktycznie itd. od tysięcy zawodowych piłkarzy, ale skoro włoskie czy angielskie kluby sprowadzają Japończyków czy Koreańczyków licząc na wycieczki turystów z Azji, przyjeżdżających na mecze z udziałem ich rodaków - to dlaczego nie zatrudnić polskiego premiera? Transfer byłby hitem, zwłaszcza na Wyspy Brytyjskie, gdzie mieszka dużo Polaków… Oczywiście, chodzi o tych Polaków, którzy nie wrócili jeszcze do kraju zachęceni projektem ogłoszonym z hukiem w listopadzie w Londynie przez tegoż Tuska - projekt ów nosił nazwę "Masz plan na powrót?". Plan to ma, ale premier Donald.

Transfer byłby świetny dla wszystkich. Premier: nie męczyłby się dłużej w Sejmie, nie musiałby skrywać ziewania na długich naradach, nie musiałby wciskać tych przycisków w Sejmie i w ogóle tracić czasu na głupoty. Polacy na Wyspach byliby na pewno zadowoleni, bo mogliby pośmiać się wreszcie z polityków a przynajmniej z jednego. Z innych powodów zadowolony byłby jeden z liderów PO, w przeszłości sprawny prezes klubu sportowego, i nieoficjalnie menager - on mógłby zastąpić premiera nie tyle w ataku, co na urzędzie, w Alejach Ujazdowskich… Satyrycy też byliby zachwyceni układając kuplety typu: "Donald Tusk w piłkę gra, emerytów w nosie ma". Po cichu zadowolony byłby również minister finansów, bo niespodziewane funty szterlingi za transfer Tuska zmniejszyłyby choćby o setną promila tzw. dziurę Tuska, czyli nieistniejącą oficjalnie dziurą budżetową. Co prawda funt szterling nie jest tak fajny jak ukochane przez Rostowskiego euro (choć wyżej stoi!), ale "pecunia non olet". Pewnie zadowolone byłoby też w sumie społeczeństwo, bo cały ten transfer zwiększyłby szansę na objęcie władzy w Polsce przez człowieka, który co prawda nie gra w piłkę, ale zajmował się jako premier pracą państwową, a nie kiwaniem na boisku…

Premierowi na boisku w czwartek towarzyszyła cała plejada graczy - posłów PO. Oni na transfer szans nie mają. Mogą najwyżej startować w konkursach typu "bajera roku", jak minister, poseł, pomocnik Sławomir Nowak, który dziś w "Kropce nad i…" tłumaczył, że przecież Kaczyński jako premier miał jeszcze więcej nieobecności niż Tusk. Może, tyle że gdy go nie było w Sejmie nie hasał za piłką tylko pracował w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. Taki drobiazg. Ale Nowak jest ministrem, a nie aptekarzem i o takie szczegóły nie dba. 

Donald, gola! Emeryci, bezrobotni, przyszli bezrobotni, biedni i bogaci (przed podwyżką podatków) trzymają kciuki.

 

Na zapleczu angielskiej Premiership, czyli Championship pięknego gola z voleja strzelił w ostatni weekend Grzegorz Rasiak, a w bramce Arsenału w spotkaniu o Puchar Ligi Angielskiej przez cały mecz bronił Łukasz Fabiański. Jednak to nie te nazwiska elektryzują brytyjskich menadżerów piłkarskich. Oni myślą o kimś zupełnie innym. Oni myślą o napastniku pochodzącym z Wybrzeża, ale grającym obecnie w Warszawie.  Ów utalentowany prawoskrzydłowy ostatnio mocno pracuje nad poprawieniem uderzenia z lewej nogi… Chodzi o Donalda Tuska.