Śnieg na Saharze (30 lat 1 dzień)

Ale cielaki o dwóch głowach zdarzają się też w polityce. Z racji zawodowych dużą część czasu spędzam w Brukseli i mogę dać słowo, że w zachodniej Europie żadna rządząca partia nie chwali się politykiem, który na konferencji prasowej wymachuje sztucznym penisem prosto z seks-shopu. Poseł Palikot jest wyjątkiem i nawet w supertolerancyjnej UE byłby uważany za ostrego odmieńca. No, ale ostatecznie jest to problem PO, której ów polityk jest jednym z liderów. Gorzej, że śnieg na Saharze jest - mówiąc metaforycznie - w polskiej gospodarce. Gdy cały świat walczy z kryzysem "uciekając do przodu", pompując pieniądze w gospodarkę, ratując rodzime firmy, bijąc się o zachowanie miejsc pracy, powiększając nawet w tym celu deficyt budżetowy - to w Polsce rząd Donalda Tuska płynie pod prąd: robi cięcia, tnie inwestycje, nie wykorzystuje środków unijnych, a w efekcie biernie przygląda się, gdy tysiące ludzi traci robotę.  Tak jak Sahara potrzebuje wody, tak polska gospodarka żąda nie hochsztaplerów czy profesorów, którzy podatki w Polsce zaczęli płacić raptem dwa lata temu (jak… odpowiedzialny za zbieranie podatku w Polsce minister finansów Jacek Rostowski!), ale zastosowania metod walki z kryzysem, które są udziałem krajów od nas zarówno bogatszych, jak i biedniejszych.  Nie trzeba wymyślać Ameryki. Trzeba wspierać rodzimy przemysł, chronić rodzime firmy i walczyć o miejsca pracy dla Polaków.  Tak jak Amerykanie czy Brytyjczycy walczą o swój przemysł, swoje usługi, swoich ludzi. Pora, aby Donald Tusk z Sopotu w końcu to zrozumiał.

Akurat gdy piszę te słowa mija 30. rocznica niebywałego wydarzenia: pierwszy i ostatni raz w historii świata spadł śnieg na Saharze! Takie dziwy meteorologiczne zdarzają się równie rzadko jak dziwy biologiczne - np. biały nosorożec (albinos?) lub cielę o dwóch głowach.