Steinbach na horyzoncie, czyli zapach rządowej klęski

Czy niemiecki rząd zaakceptuje kandydaturę Eriki Steinbach? Czy kanclerz RFN, a zarazem przewodnicząca CDU, Angela Merkel, zgodzi się na członka prezydium swojej partii… Erikę Steinbach? Niby jest to wewnątrzniemiecka sprawa, ale jej reperkusje będą bardzo silne również w Polsce.

 

Jeżeli szefowa Związku Wypędzonych, urodzona w okupowanej przez Niemców polskiej Rumii k. Gdańska, córka stacjonującego tam oficera Wehrmachtu znajdzie się, decyzją rządu RFN, w kierownictwie (kuratorium) owej fundacji - będzie to klęska "polityki niemieckiej" rządu Donalda Tuska.

 

Tusk i Sikorski chcieli odróżnić się od raczej sceptycznych wobec Berlina Kaczyńskich i postawili na "politykę miłości" wobec Niemiec. Wszelkie problemy, konflikty zamiatali pod dywan. Oficjalna linia rządu, oderwana zresztą od rzeczywistości, była i jest: "Niemcy - to nasz strategiczny partner". Tyle że efekty tej strategii są żadne, a właściwie wręcz negatywne. Przegrywamy wszystkie, kluczowe dla nas sprawy, w których liczyło się poparcie Berlina. W walce o siedzibę EIT (Europejski Instytut Technologiczny) Niemcy poparły Budapeszt, a nie Wrocław. Pakiet klimatyczno-energetyczny był znacznie korzystniejszy dla krajów "starej" Unii (w tym RFN), a nie "nowej" Unii (w tym Polski) - mimo nadziei Tuska wizyta Merkel w Warszawie niczego konkretnego Polsce nie przyniosła. A teraz dochodzi prawdopodobna, prestiżowa porażka, a w zasadzie klęska w sprawie Steinbach.

 

Dziś Donald Tusk pewnie żałuje, że kilka lat temu już jako lider PO wystąpił na wspólnej konferencji z Eriką Steinbach. Było to w Zielonej Górze. Daremne jednak żale Sarmaty. Teraz jego główny problem to fakt, że nowa polityka rządu RP wobec Niemiec okazała się przeciwskuteczna. Tusk coraz bardziej rozumie, że choć Niemcy nie przepadali za jego poprzednikiem premierem Kaczyńskim, to jednak czuli przed nim respekt jako politykiem, który potrafił się im nieraz skutecznie "postawić". Ci sami Niemcy dziś poklepują premiera Tuska po plecach i nawet go oficjalnie komplementują - ale nic a nic z tego dla Polski nie wynika.

 

Steinbach we władzach fundacji "Ucieczka, Wypędzenie, Pojednanie" - to będzie spektakularna klęska polityki zagranicznej, a zwłaszcza polityki niemieckiej obecnego rządu. Będzie to też osobista porażka premiera i ministra spraw zagranicznych, którzy wmawiali Polakom, że jak się nie będzie mówić z Niemcami o tym, co nas dzieli - to wówczas to, co nas dzieli samoistnie wyparuje. Ale to też może być porażka Bartoszewskiego, który okaże się kwiatkiem do kożucha Angeli Merkel. Oby tak nie było. Jest to jednak, niestety, prawdopodobny scenariusz.

 

Najgorsze, że w relacjach polsko-niemieckich straciliśmy 15 miesięcy. I tego czasu nikt Polsce nie zwróci.

Na dniach decydować się będzie skład władz muzeum "wypędzonych" Niemców w Berlinie. Placówką, nazwaną "Widoczny Znak", ma kierować fundacja "Ucieczka, Wypędzenie, Pojednanie". Jej władze liczyć będą 13 osób - wszystkie wskaże rząd - ale aż 3 wytypuje BdV, czyli Związek Wypędzonych. Czy niemiecki rząd zaakceptuje kandydaturę Eriki Steinbach? Czy kanclerz RFN, a zarazem przewodnicząca CDU, Angela Merkel, zgodzi się na członka prezydium swojej partii… Erikę Steinbach? Niby jest to wewnątrzniemiecka sprawa, ale jej reperkusje będą bardzo silne również w Polsce.