Epitety zamiast polityki, czyli Kostuś - bój się Boga!

Wówczas "proeuropejska" była Unia Demokratyczna, a potem Unia Wolności. Dziś "nie pamięta wół, że cielęciem był". Niegdyś Niesiołowskiego usiłowano wepchnąć do antyeuropejskiego rogu, dziś on to czyni z gorliwością neofity. Kiedyś jemu przyprawiano "gębę", teraz on to robi z zacięciem godnym Dzierżyńskiego i Bieruta, tropiących "reakcję" lub "odchylenie prawicowo-nacjonalistyczne". Na szczęście działacze PiS nie są jeszcze torturowani, choć może, gdyby to zależało od jednego z liderów PO, to kto wie, cel uświęca środki, dla wyższych celów i na ołtarzu walki z kulactwem i ciemnotą, może by takiemu Putrze czy Gęsickiej paznokcie poobrywać...

 

Polityka epitetów Polsce nie służy. Choć może służy PO. Ale odstrasza ludzi od polityki. Czyni ją sfera kojarzona z agresją i słownym mordobiciem. Jako metoda uprawiania "polityki" przypomina "argumenty" w postaci kłonicy na wiejskim weselu i kija bejsbolowego na osiedlu po zmroku.

 

W dawno minionych czasach - które nie wrócą - Stefana Niesiołowskiego przyjaciele nazywali "Kostusiem" - od jego drugiego, praktycznie nieużywanego imienia. Kto by pomyślał, że po latach dawni "koledzy z boiska "politycznego będą łapać się za głowę i wzdychać: "Kostuś, bój się Boga!".

 Dawne ideały daleko, Bóg wysoko, marszałek hula, piekła nie ma. Widać, że nikt nie zdążył powiedzieć Stefanowi Niesiołowskiemu, że w naszej szerokości geograficznej nadgorliwość jest gorsza od faszyzmu...

Stefan Konstanty Myszkiewicz-Niesiołowski powiedział, że jego partia, czyli PO jest proeuropejska, a PiS to zaścianek. Tako rzecze pan wicemarszałek. Ma krótką pamięć. Kilkanaście lat temu "siły postępu" nazywały "zaściankiem" poprzednie ugrupowanie p. Stefana, czyli ZChN (kto jak kto, ale ja to dobrze pamiętam...).