Publicystyka a Polityka

„Zadaniem publicystyki jest stwarzać programy, wyszukiwać możliwości, wskazywać na drogi, nowe lub szlaki inne od których kroczy polityka właściwa”

Tak rolę publicystyki politycznej definiował przed II Wojną Światową mój ulubiony Stanisław Cat Mackiewicz. Gdybyśmy tak mogli poszukać definicji która przyświeca dzisiejszej publicystyce. Po co jest nam publicystyka, czemu służy?

Biorąc definicję z red. Janke wyszłoby, że dzisiejsza publicystyka pełni rolę specjalnej moralistyki, prowadzonej wobec polityków przez publicystów. Słowa pana Igora: „Mam nadzieję, że już takich uwag nie usłyszę” http://jankepost.salon24.pl/29... należy uznać, za deklarację nauczyciela do przepytywanego ucznia, który swoim słowem bądź uraził nauczyciela, bądź obnażył jego nieznajomość rzeczy. Relacja nauczyciel – uczeń w wypadku dziennikarz – polityk, sprowadza się do tego, że słów dziennikarzy się nie podważa, że dziennikarz ma zawsze rację i to on uczy polityka jak ma prowadzić politykę. Rok temu popełniłem w tym kierunku post pt: „Przyganiał kocił garnkowi. Polityk głupszy od dziennikarza” http://grudqowy.salon24.pl/148...

Można próbować takiej relacji uczeń – nauczyciel bronić, ale tylko w wypadku gdy dziennikarscy nauczyciele pełnili w przeszłości funkcje premiera, sprawowali wyższe urzędy państwowe, poznali od kuchni tajniki negocjacji politycznych etc. po prostu byli uczestnikami realnej polityki, a nic mi na razie nie wiadomo o funkcjach publicznych, rządowych pełnionych przez Pana Igora. Można też próbować takiej relacji bronić, gdyby faktycznie nasi dziennikarze byli starannie wykształceni, zwiedzili wszystkie możliwe kontynenty przez swoje długie życie i na starość swoim doświadczeniem i swoimi spostrzeżeniami dzielili się z politykami, ale tu też brakuje mi informacji o stopniu znajomości świata przez Pana Igora, o jego podróżach i wnioskach, a wreszcie Pan Igor ma dopiero 45 lat, więc jeszcze parę doświadczeń przed nim. Można też nawet próbować bronić tej relacji za pomocą przytoczonej na samym początku definicji publicystyki Cata-Mackiewicza, że przecież tam jest wyraźnie napisane, że to publicystyka kroczy przed polityką, nie odwrotnie, więc to do publicystyki i do publicystów należy sztandar pierwszeństwa.

Jednak nie do końca. Publicyści to prędzej znani nam z Grunwaldzki pól 1410 roku lekkozbrojni Litwini przeprowadzający zwiad i rozpoznanie bojem sił wroga, niż stojący w lesie rycerze Jagiełły decydujący o zwycięstwie. Publicystyka to nic innego jak rozpoznanie polityki. Właśnie wyszukiwanie tych dróg, po których będzie kroczyła właściwa polityka. Publicyści mają za zadanie przewidywać co będzie tematem, co będzie problemem. Gdzie te problemy leżą i jaka jest ich skala. Mają jak wszystkie oddziały rozpoznawcze pełną swobodę. Są szybcy, mogą się maskować, mogą prowokować, mogą udawać przeciwnika, mogą stosować przeróżne fortele. Ba, nawet mogą się pomylić co do swojego rozpoznania. Ale nie publicyści, tylko politycy podejmują decyzję i to politycy, a nie publicyści są za te decyzje rozliczani. Dlatego dobrze jest zdawać sobie sprawę, że będąc publicystą można co najwyżej zdobyć Order Virtutti Militari IV klasy – za sprawną akcję zwiadowczą, te powyżej są jednak zarezerwowane dla polityków, bo to nich spada zachwyt po słusznych, zwycięskich decyzjach, jak i gorycz nienawiści i rozczarowania gdy ich decyzję okazały się klęską. Awansem jest przejście z publicystyki do polityki, tak jak niestety degradacją jest odejście z polityki do publicystyki, co oczywiście nie oznacza, że nie można i nie należy szanować znakomitych publicystów i oddawać należną im cześć, nawet jeżeli przez całe życie byli publicystami, ale zdawać sobie sprawę, że jeżeli ma się aspiracje oficera liniowego to do polityki, jeżeli zaś ma się naturę harcownika to do rozpoznania.

Wydaje się to proste. U nas jednak wszystko jest powariowane i to właśnie panowie dziennikarze uważają się za najważniejszych i najgodniejszych. Oczywiście bez rozpoznania, zwłaszcza dobrego, żadna armia kroczyć nie może, ale cóż nam z dobrego rozpoznania gdy armia naszych polityków jest przeraźliwie słaba. I odwrotnie co nam z dobrej armii politycznej, kiedy rozpoznanie nie potrafi rozpoznać sytuacji?

Publicyści w Polsce powinni wreszcie zdać sobie sprawę ze swojej służebnej wobec polityków i polityki roli. Tymczasem ma się wrażenie, że ponieważ publicyści chcą udowodnić swoją wyższość i udowodnić jakimi to słabeuszami taktyki są polityka, to co rusz wyprowadzają ich albo w jakieś maliny, albo na krawędzie przepaści. Rzecz jasna potem tłumacząc, że zobaczcie jaki to polityk głupi i słaby i gdzie doszedł. Potem nie dziwne, że politycy przestają mieć zaufanie do publicystów i miast poruszać się po tym lesie do przodu, to wszyscy i politycy i publicyści błądzimy i biegamy to tu, to tam, bez celu, ładu i składu.

Zarzut jaki można jeszcze podnieść przeciw publicystyce, to „koniki” poszczególnych publicystów, polegające na tym, że dany publicysta ma jakiś osobisty uraz do polityka albo jest szczególnie przeczulony na jakimś punkcie. Publicysta wykarczuje jakiś szlak, odnajdzie jakąś myśl i już tylko ona dla niego istnieje i tylko ona prowadzi do zwycięstwa. Z politycznej perspektywy ta super ścieżka może wyglądać całkowicie inaczej. Co innego przeprowadzić oddział zwiadowczy, a co innego oddziały liniowe. Wreszcie czasem trzeba wytłumaczyć takiemu dziennikarzowi, że co prawda jego odkryta ścieżka jest dobra, ale znaleziono jeszcze inną lepszą, i po niej pójdzie polityka. Dziennikarze to artyści i ich miłość własna jest siła przeogromną. Najgorzej kiedy prowadzi do zaślepienia i nie umiejętności przyznania się do własnego błędu i oddania racji drugiej stronie.

Z takim konikiem ot chociażby spotkałem się dzisiaj (tj. 02 IV 2011r.) na poznańskim spotkaniu z Grzegorzem Braunem. Pan Grzegorz tradycyjnie w rzetelny sposób opisywał działalność układu medialnego. Ma doskonałe rozpoznanie co do rozległości systemu i co do prawdziwej pozycji Polski. I tylko w pewnym momencie zastrzelił mnie „socjalistą z Żoliborza”, czyli Jarosławie Kaczyńskim… który chce socjalistycznie rozpieszczać nasze społeczeństwo, podczas gdy ono potrzebuje jak najszybszego wprowadzenia pełnego kapitalizmu. Podobny „konik” ma jeszcze Ziemkiewicz, u którego chyba ta niechęć do Kaczyńskiego jest również budowana na zarzutach „żoliborskiego socjalizmu” i przeciwstawianemu mu jako rozwiązanie prawie idealne, czyli UPRowski„czysty korwinizm. Gdyby to było takie proste. Wprowadzić w Polsce pełny kapitalizm, nie dofinansowywać przedsiębiorstw państwowych, zlikwidować jakiekolwiek zapomogi społeczne. Pewnie, że trzeba mieć taką drogę opisaną i przygotowaną, ale to nie powód, że jeżeli polityk dzisiaj tej drogi nie wybiera, to już teraz trzeba go zwalczać i podważać polityczne kompetencje. Bo dzisiaj pójście ot chociażby drogą błyskawicznego urynkowienia wszystkiego w Polsce, skończy się katastrofą, bo niestety nie mamy własnych kapitałów. Pozbierać najpierw kapitał, i dopiero potem.

I tu może jest jeszcze całe clou różnicy między polityką a publicystyką. W rachubach publicystycznych można teoretyzować. Nawet trzeba! Dla przejrzystości publicystyki konieczne jest przyjęcie jednej perspektywy – bo tekst publicystyczny zbudowany na zasadzie: „jest A, i to jest bardzo dobre, ale jest również przeciwne B i też jest bardzo dobre” za publicystykę trudno uznać. Publicystyka może uciec od miejsca i czasu w którym znajduje się polityka. Prawdziwa publicystyka to myśl pewna siebie, myśl odważna ale jednak zawsze myśl teoretyczna. A polityka to rzecz szalenie wielopłaszczyznowa i szalenie praktyczna. Drodzy publicyści warto o tym pamiętać. Z resztą chętnie poznałbym jak według Pana Igora Janke jest definiowana publicystyka.