W kręgu premiera

Starzy Polacy powiadali, że kto z kim przestaje takim się staje. Czy to jest jeszcze aktualne w dzisiejszych czasach? Pytanie jest zasadne, bo ścisły krąg współpracowników premiera Tuska, ale także on sam, są wręcz nękani hochsztaplerskimi aferami. A jeśli stare porzekadło jest aktualne, to w jaki sposób dotyczy premiera Donalda Tuska: on sam się upodabnia do swojego najbliższego politycznego otoczenia, czy też oni stali się na obraz i podobieństwo swojego pryncypała i mentora?

Niedawno dopiero udało się zamieść pod dywan aferę hazardową, w której żywy i aktywny udział wzięli politycy z pierwszego rzędu Platformy Obywatelskiej. To mało powiedziane, bo przecież Schetyna, Chlebowski, Drzewiecki, Nowak, Szejnfeld czy Grupiński – którzy zostali usunięci przez Tuska z jego bezpośredniego otoczenia natychmiast po wybuchu afery, to creme de la creme Platformy Obywatelskiej.

Miro i Zbychu nie zdążyli się nacieszyć, że nie postawiono im zarzutów, ledwie co premier odetchnął odrobinkę, a już Prokuratura Okręgowa w Katowicach rozdrapuje świeże rany i bierze się za Pawła Grasia, najbliższego z bliskich premiera. Totumfacki to mało powiedziane. Mówimy Paweł, a myślimy Donek; słuchamy rzecznika rządu, a jakbyśmy słyszeli premiera. Już bliżej prokurator nie może strzelić, żeby nie trafić Tuska.

Bo okazuje się raptem, że tenże niezastąpiony dla premiera Graś miał w sierpniu 2008 roku niezwykle intensywne kontakty z wiceministrem finansów Andrzejem Parafianowiczem. Akurat w tym samym sierpniu tamtego roku bliska Grasiowemu małopolskiemu sercu Rafineria Trzebinia uzyskała zwolnienie z zapłacenia akcyzy na – bagatela! - prawie 900 milionów złotych.

Śledczy badają, czy nie doszło do przekroczenia uprawnień urzędników w sprawie należności podatkowych Rafinerii Trzebinia. Andrzej Parafianowicz jest podsekretarzem stanu w resorcie finansów, Generalnym Inspektorem Kontroli Skarbowej i Generalnym Inspektorem Informacji Finansowej. Prokuratorzy badają, czy wywierał bezprawny nacisk na Marka Piątkowskiego, dyrektora UKS w Krakowie, by ten zmienił niekorzystną dla Rafinerii decyzję”.

No i właśnie tu dochodzimy do sedna sprawy – prokurator już wezwał Parafianowicza na 23 marca, żeby mu postawić zarzuty, a Grasia wezwano na ten sam dzień, aby go z kolei przesłuchać na okoliczność intensywnych konszachtów z Parafianowiczem – prokuratorom zależało na sprawdzeniu jak ministrowie będą reagować na pytania dotyczące ich spotkań. Niestety, śledczy nie zaspokoją swojej ciekawości – ich przełożony uznał, że jest ona niezdrowa i cofnął decyzję o postawieniu zarzutów wiceministrowi. Natomiast wierny Graś jakoś nie znalazł czasu, żeby stawić się na przesłuchanie.

Jakkolwiek by się to nie skończyło, kolejny przyjaciel i wręcz niezastąpiony przyboczny premiera znalazł się na celowniku wymiaru sprawiedliwości, żeby już tak poetycznie to ująć. A przecież takich przypadków jest więcej. Pamiętamy Tuskowi heroiczną obronę ministra Grada, któremu już obiecał dymisję, gdy ten nie sprywatyzuje stoczni. Kiedy okazało się, że nie tylko nie sprywatyzował, ale utrzymywał dziwne konszachty z jakimiś dziwnymi firmami oraz handlarzem bronią, który wpłacił wadium, premier jakoś stracił rezon. A sprawa dotyczyła również setek milionów złotych i na dodatek losu tysięcy ludzi, którzy tracili źródło utrzymania. I po tej monumentalnej kompromitacji swojego ministra Tusk przeprosił, że go nie wywalił z rządu, gdyż Grad nagle i niespodziewanie stał się niezastąpiony, bo jest mistrzem prywatyzacji i bez niego rząd nie wykona planu.

Pamiętamy również, że w tej samej sprawie jeden z oficerów największych nadziei Platformy, czyli senator Tomasz Misiak nagle stracił zaufanie Donalda Tuska. Wyszło bowiem na jaw, że pracował nad ustawą o prywatyzacji stoczni, z której niebagatelną korzyść mogła odnieść firma, w której miał udziały. W lutym tego roku „Rzeczpospolita” doniosła, że Misiak negocjuje start do parlamentu z list PO z Dolnego Śląska. Pewnie poczuł, że odzyskał już zaufanie premiera.

Jacek Karnowski, z którym premier od wieków jest w komitywie, jeśli nieentente cordiale, został poparty przez niego w wyborach na prezydenta Sopotu, pomimo że ma zarzuty korupcyjne. Dobrze się miewa prominent Platformy i uznawany za człowieka Tuska Waldy Dzikowski, któremu prokuratura już w 2006 roku chciała postawić korupcyjne zarzuty. Efekt jest taki, że zarzutów nie postawiono, a śledztwo umorzono. Co mu tam jakiś prokurator skoro cieszy się względami premiera i aż do afery hazardowej był wiceprzewodniczącym klubu. Afery się zmieniają, a zaufanie Donalda Tuska do delikwenta trwa jak skała – już od czasu wyjścia z domu niewoli, czyli Unii Wolności. Dzikowski do końca kadencji ma spokój, a potem...pewnie znowu zostanie parlamentarzystą – startuje do Senatu.

Dowiaduję się właśnie, że Ryszard Kalisz w przyszłym tygodniu zwołuje posiedzenie Sejmowej Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka ws. wiceministra finansów Andrzeja Parafianowicza. Czyli można założyć, że sprawa Grasia jest również rozwojowa. Ale nie ma się co łudzić, to jest człowiek z kręgu premiera.

Ale chociaż wiemy, kto z kim w tym kręgu przestaje, to ciągle nie wiadomo kto kim się staje.

http://www.tvn24.pl/1,1696980,...

http://wiadomosci.gazeta.pl/Wi...

http://www.rp.pl/artykul/61298...

http://poznan.gazeta.pl/poznan...