Prezydent na miarę naszych potrzeb i możliwości

Sami sobie pułapkę zastawili. Bo tak właściwie, to po ortograficznej wpadce Pana Prezydenta Rzeczypospolitej Bronisława Komorowskiego należało powiedzieć – że taka wpadka, chociaż nie przystoi, każdemu się zdarza, nawet Prezydentowi. Nawet autor piszący ten post, po prezydentowej wpadce sprawdził pod kątem ortografii kilka pracy.. i nawet nie będzie się chwalił ile i jakich błędów ortograficznych się dopatrzył. Tak więc trzeba było ten „bul” pokazać i temat zamknąć, bo przecież tak właściwie to nic się nie stało. Japonia wojny Polsce nie wypowie, ani nie zamrozi stosunków gospodarczych, tudzież każe japońskiej młodzieży demonstrować pod Polską ambasadą w Tokio, i domagać się szacunku wobec języka. Konstytucja Rzeczypospolitej nie przewiduje odsunięcia prezydenta za wpadki ortograficzne. Kodeks karny również za takie błędy nie karze. Prawo cywilne raczej nie przewiduje odszkodowań za straty moralne spowodowane prezydenckimi bykami. Więc naprawdę – nic się nie stało. Tylko, żeby powiedzieć tak, że każdemu się taka wpadka zdarza i tak właściwie nic przez tą wpadkę nie będzie ponosił konsekwencji, to trzeba było za prezydentury śp. Pana Prezydenta Rzeczypospolitej Lecha Kaczyńskiego nie krzyczeć co chwila o kompromitacji, gdy pojawiały się Irasiady czy borubary. Nie żądać odsunięcia od władzy, gdy ktoś (celowo lub nieświadomie) przekręcał flagę na samochodzie czy źle ją ustawiał w tle nagrywanego prezydenckiego przemówienia. Po co było podnosić taki wydarzenia, nadające się na ostatnie strony kolorowych gazet do działu żartów i innych śmiesznych rzeczy, do rangi wielkich wydarzeń politycznych z tych gazet stron pierwszych? Cóż, jak się nie ma zdolności przewidywania to w politykę iść nie należy, albo później cierpliwie znosić błędów swoich konsekwencje.


Wpadkę Bronisława Komorowskiego można teraz rozpatrzeć z dwóch punktów: oceny Bronisława Komorowskiego jako człowieka, i z punktu drugiego: pojęcia Polaków o osobie Prezydenta.
 

Z punktu widzenia osobistego Bronisława Komorowskiego. Otóż wydaje się, że nasz obecny Pan Prezydent doskonale zdaje sobie sprawę z własnych ułomności. Nie można mu zarzucić braku autoironii, więc chyba sam doskonale widzi co dzień w lustrze Bronka – kumpla sołtysa Bolka z Budy Ruskiej, a nie Bronisława I, Króla Polski, Wielkiego Księcia Litewskiego, Księcia Ruskiego, Kijowskiego, Pruskiego etc. To z jednej strony powoduje, że program polityczny Bronisława jest programem politycznym na miarę Budy Ruskiej… z drugiej strony zabezpiecza nas obywateli przed wariactwami w stylu cesarza Bokassy I. Problemem jednak jest to, że zamiast nad swoimi słabościami walczyć, próbować się zmieniać, poprawiać Komorowski wybrał metodę inną. Znaleźć takich ludzi, którym moje słabości przeszkadzać nie będą. Takich ludzi znalazł – stworzył kochającą rodzinę. Poszedł krok dalej. Znaleźć takich ludzi, którzy moje słabości zaczną uważać za moje atrybuty. I okazuje się, że takich ludzi też można znaleźć! Najprawdopodobniej w zaprzyjaźnionej ambasadzie obcego mocarstwa. Skoro takich ludzi się znajduje, i oni mnie za ten cały mój charakter lubią, to należy im się za tą pomoc odwdzięczać. Jak mnie zapraszają na polowanie, to ja ich zaproszę na nasz tajny poligon, wszak jestem wiceministrem obrony. Oni mnie zapraszają na kolejne polowanie, to ja im przyniosę jakieś tam dokumenty z sejmu. Przecież to błahostka taka, co te dokumenty mogą dla kogoś znaczyć, a ja jeszcze będę mógł zrobić mały kawał straży sejmowej i przenieść przez nią arcytajne dokumenty. Z czystej dobroci i grzeczności. Ja im daje informacje. Oni pozwalają mi rosnąć. Pozwalają mi nawet dorosnąć do urzędu Prezydenta Rzeczypospolitej. Ale akuratnie oni w dziele obsadzania urzędu Króla Polski, czy Prezydenta Rzeczypospolitej mają sporo doświadczenia i kilka udanych prób.

Gdyby Komorowski walczył ze swoimi ułomnościami, to na pewno nie brałby sobie za doradców największych pochlebców w rodzaju Nałęcza czy Nowaka. Brałby sobie ludzi o większym formacie niż Mazowiecki czy Kuźniar. A tak dobrał sobie towarzystwo wzajemnej adoracji bezustannie prawiące o swojej wyższości. Dobrał sobie ludzi tchórzliwych, których jedyna siła bierze się z liczebności. To powoduje, że Komorowski jest idealny dla manipulatorów z zagranicy, którzy doskonale wiedzą, że pochlebstwem i uznaniem dla wad Komorowskiego są w stanie wysoce zajść w jego oczach. Przydałby się audyt wszelkich pism ręcznie pisanych przez Komorowskiego, czy tam nie było więcej jakiś byków. Tylko nikt nie miał siły zwrócić uwagi na nie Komorowskiemu, bo ten mógłby się obrazić i przejść do innej kokieterii. A przecież to taki miły i pożyteczny człowiek.


Tylko to wszystko świadczy jak najgorzej o Komorowskim polityku. Który nie będzie potrafił stanąć sam na sam z problemem, tylko zawsze będzie uciekał do swoich doradców, do ich opinii. I nie będzie w stanie nic przeprowadzić wbrew im i wbrew ich opiniom. Może gdyby dobrał sobie innych doradców… ale czy jest się w stanie zmienić człowieka 60 – letniego? Polityk musi budować swoją osobowość na własnym przekonaniu o swojej racji, a nie na przekonaniu innych, bo musi być niezależny od innych. Wtedy tylko będzie miał program i będzie go w stanie realizować.

Na wpadkę należy popatrzeć także ze strony opinii Polaków o polityce. Pojawiającym się często komentarzem było to, że Polska nie ma szczęścia do Prezydentów i każdy z nich ma jakieś wady, to że Wałęsa Robotnik, Kwaśniewski, miłośnik trunków i żartów, Kaczyński… Komorowski… wpadka goni wpadkę. Wniosek z tego, że dobry Prezydent to człowiek o urodzie Jamesa Bonda i profesor wykładający zasady Savoir Vivre i piszący książki o podstawach etykiety. W takim wypadku kandydatów na Prezydenta należałoby wybierać spośród szefów protokołu w MSZ-ecie. O jakości polityka, nie decyduje jego wykształcenie, bo robotnik też może być dobrym prezydentem. Nie decyduje też czy ktoś pije czy jest abstynentem, bo od sir Winstona zawsze było czuć dobrą Whisky. Nie chodzi też o to czy czyni taki polityk wpadki czy nie czyni. Nie w tym jest rzecz. Rzecz jest w tym „czymś politycznym” co sprawiało, że nawet z szumiącą głową Churchill wiedział jak dbać o interes Wielkiej Brytanii, że nawet pochodzący z galicyjskiej wsi Witos orientował się w tajemnicach wiedeńskiego parlamentu. I gafy też nie stanowią kryterium oceny polityka. Tylko jego polityka.

Powinno więc być całkowicie jasnym, że jeżeli krytykuje się czy tu na blogu czy gdzieś indziej po prawej stronie prezydenturę i osobę prezydenta Komorowskiego, to przede wszystkim nie ze względu na jego wpadki czy gafy czy jakkolwiek inaczej zostanie to nazwane, ale na wzgląd jego programu politycznego, czy nawet złośliwie mówiąc braku jakiegokolwiek programu. Polityk może popełniać pięć tysięcy gaf dziennie, robić coś niezgodnie z protokołem czy zwyczajem dyplomatycznym, ale jeżeli ma program działania i program ten realizuje, to nic mi do jego gaf, i wyrzucam je do wspomnianego działu śmiesznostek na ostatnią stronę. Krytykuje Komorowskiego bo to jest człowiek nie mający predyspozycji intelektualnych na urząd prezydenta. Nie posiadający wizji, koncepcji, siły i woli politycznej. To jest w nim najbardziej przerażające. Wpadki są tylko pochodnią rzeczą i ubocznością.

W bulowej aferze najbardziej żałosne jest przykrycie sprawy w myśl „a u was biją murzynów, i też błędy robicie”. Żałosne chociażby przez to, że wytykanie Panu Premierowi Jarosławowi Kaczyńskiemu „obiatu” można z łatwością obalić jako nędzną manipulację. Ale właśnie na takim gruncie nasz prezydent i jego otoczenie czuje się dobrze. Jak najdalej od prawdziwej polityki, a jak najbliżej błahostek i śmiesznostek. Tak jak cały dzisiejszy świat, jak najdalej od realności i tylko wir zabaw i rozrywek wszelakich. Straszliwą cenę jaką Polska zapłaci za błędy Komorowskiego, to nie będzie cena za jego błahostki, ale za arcy boleśnie prawdziwe całkowite beztalencie polityczne.