Rok 2010 wg. GUS

Mamy już drugą połowę marca a GUS jak zwykle nie jest w stanie poinformować nas jakie były nasze dokonania w 2010 roku. Wprawdzie w biuletynie nr 1 z bieżącego roku podane są niektóre dane za rok ubiegły, ale daleko im do kompletności.

GUS w dalszym ciągu pielęgnuje kult dla uprawianej w PRL „wskaźnikowej ekonomii” i temu poświęca znakomitą większość swoich publikacji. Ponadto w każdym numerze biuletyn przeznacza kilkadziesiąt stron na objaśnienia swojej metodologii. Dla oszczędzenia papieru i ludzkiego czasu wystarczyłoby wydać stosowną broszurkę za każdym razem, kiedy dokonuje się zmian w metodologii.

Ze strzępów rzeczowych informacji zamieszczonych w biuletynie możemy się dowiedzieć, że w podstawowych składnikach produkcji notujemy niezbyt imponujące wyniki, i tak węgla kamiennego wydobyto 76,6 mln ton wobec 78,1 mln ton w roku 2009, stali wprawdzie wyprodukowano 8 mln ton, czyli aż o 900 tys. ton więcej aniżeli w 2009, tylko że w kraju, w którym nie ma dróg, brakuje mieszkań i są znaczne braki w infrastrukturze ten poziom produkcji stali jest dalece niewystarczający.

Podobnie mimo wzrostu produkcji energii elektrycznej ze 151,7 do 157,4 TW jest to poziom zdecydowanie niewystarczający i nawet niższy od produkcji w 2007 roku, która wyniosła 159,3 TW. W związku z tym chyba winduje się ceny energii elektrycznej w celu zahamowania jej zużycia. Jak można oczekiwać na zaangażowanie inwestorów w polskim przemyśle nie dostarczając im dostatecznej ilości energii po konkurencyjnej cenie?

Zwiększyliśmy produkcję miedzi z 520 do 568 tys. ton, ale za to zredukowaliśmy produkcje aluminium do mikroskopijnych rozmiarów 10.147 ton / 2009 roku było nieco więcej, bo 10.344 ton/. Jak można prowadzić nowoczesny przemysł bez aluminium?

Zagadką jest również humorystycznie niska produkcja ciągników rolniczych notująca spadek z 3.719 sztuk do 3.427, przy liczbie około miliona traktorów w eksploatacji sama wymiana wymaga przynajmniej 50 tys. ciągników rocznie.

Spadła nam również produkcja samochodów osobowych o przeszło z 819 do 785 tys. sztuk, a przecież przemysł samochodowy w Polsce miał szansę na uzyskanie pozycji wiodącej gałęzi, a mimo to pozostajemy znacznie w tyle za wielkimi producentami europejskimi. Najboleśniejsze jest to, że Hiszpania, która wystartowała z tym przemysłem znacznie później od Polski przewyższa nas w produkcji kilkakrotnie. Nawet produkcję rowerów zredukowano z 913 tys. do 742 tys., co zresztą GUS uznał. Za zmniejszenie tylko o 2% /sic!/. Jeżeli inne wyliczenia mają podobną precyzje to tylko pogratulować. Odnotowaliśmy natomiast wzrost produkcji cukru z 1.515 tys. ton do 1.615 tys. ton, jednak okazuje się, że to nie pokrywa potrzeb w świetle ostatnich drastycznych podwyżek cen cukru.

Niestety nie poinformowano nas co dzieje się w innych dziedzinach przemysłu z przemysłem okrętowym na czele, chyba tylko ze wstydu.

Natomiast wartość produkcji sprzedanej przemysłu wykazuje imponujący wzrost o 9,8 % osiągając 945,3 mld.zł. co w świetle rzeczowych informacji o spadkach produkcji, a także oczywistych braków danych może budzić podziw lub niedowierzanie, zależy kto co woli.

W budownictwie mieszkaniowym odnotowujemy prawdziwą klęskę. W 2009 roku oddano do użytku 160 tys. nowych mieszkań co i tak było ilością dalece niewystarczającą, zaś w roku 2010 już tylko 135, 7 tys. W związku z tym „rynek” mieszkaniowy reguluje się za pomocą śrubowania cen, które są przeciętnie dwa razy wyższe od racjonalnie wyliczonego kosztu budowy. Pisałem o sprawie budownictwa mieszkaniowego wielokrotnie, jak dotychczas bez skutku.

Pocieszającym jest znaczny wzrost eksportu w stosunku do poprzedniego roku z 432,7 do 469,2 mld. zł. ale import wzrósł jeszcze bardziej bowiem z 480,1 do 523,0 mld. zł. mamy zatem ujemne saldo w wysokości 53,8 mld. zł. co stanowi swoisty rekord. Żyjemy zatem nadal na kredyt, a ponieważ znaczna część z niego została „przejedzona” to w rezultacie mamy zwiększone obroty handlu wewnętrznego. Jest to znakomity patent na wzrost PKB.

Podobnie mimo zapaści w budownictwie mieszkaniowym notujemy wzrost sprzedanej produkcji budowlanej z 80,0 do 82,6 mld. zł.

Biuletyn nie pofatygował się poinformować nas co wyprodukowało rolnictwo polskie w 2010 roku. Ograniczył się jedynie do podania ile mamy bydła i trzody oraz wybranych danych na temat skupu, a przecież rok rolniczy skończył się zeszłej jesieni i wszystkie informacje są dostępne, ale uznano je za nieważne lub niedające powodu do satysfakcji.

Natomiast imponująco nam wzrósł dług publiczny z 689,9 mld. zł do 746,1 mld.

Trawestując zatem sławne powiedzenie Stalina: „nie ważne kto i co produkuje, ważne kto liczy”, GUS pod tym względem znakomicie realizuje życzenia swego pana.

W odniesieniu do informacji dotyczących UE na próżno szukalibyśmy rzeczowych danych o poziomie życia, rozmiarach produkcji, zróżnicowaniu cen i dochodów, poza obojętnymi informacjami na temat warunków naturalnych, zaludnienia itp. Mamy wyłącznie wskaźniki. Wypisz wymaluj jak za PRL, kiedy GUS’owi nie wolno było poza wskaźnikami podawać żadnych konkretnych danych o tym jak żyją ludzie na „zgniłym zachodzie”. Z interesujących konkretów możemy jedynie dowiedzieć się, że PKB w jedynym podanym okresie porównywalnym tj. odpowiednio między lipcem i wrześniem 2009/ 10 wzrósł z 2.933 mld euro do 3.018, a zatem niewiele, ale coś wzrosło. Ciekawe tylko skąd się wziął triumfalnie ogłoszony wskaźnik wzrostu PKB w 2010 roku o 3,8 %?

Najważniejsza informacja kryje się w pozornie pozytywnej pozycji wzrostu zaludnienia w Polsce z 38.167 tys. na koniec roku 2009 do 38.204 tys. na koniec 2010 roku. Różnica 37 tys. osób czyli niecały 1 promil mieści się w granicach błędu statystycznego, niestety brakuje najistotniejszej informacji ilu Polaków formalnie zameldowanych w Polsce przebywa czasowo zagranicą i ilu z nich nie wróci do Polski. Wówczas mielibyśmy jakieś pojęcie ile naprawdę jest nas w Polsce.

Podobnie nie wiemy czy wskaźnik aktywności zawodowej Polaków, który wykazuje lekki wzrost z 55,1 do 55,8 % obrazuje stan zatrudnienia w Polsce czy też i poza jej granicami, wiemy jedynie, że bezrobocie w roku 2010 wzrosło z 1.893 tys. osób do 1.955 tys. /dzisiaj jest to jeszcze więcej/.

W sumie mamy niezbyt imponujący obrazek naszej rzeczywistości, który jest dość czytelny mimo zasadniczych luk informacyjnych.

Jest to po prostu żenujące, że Polska nie wykorzystuje swego potencjału twórczego w sytuacji, gdy nasze potrzeby w nadrabianiu zaległości cywilizacyjnych wymagają maksymalizacji wysiłków, a już haniebną sprawą jest dopuszczenie do konieczności masowego poszukiwania pracy poza ojczyzną i praktycznie stawianie narodu w obliczu zagrożenia jego bytu. Tego nie można darować wszystkim kolejnym ekipom rządzącym w Polsce, które dostały szanse sprawowania władzy w odpowiednim przedziale czasowym.