destrukcja polskiej polityki zagranicznej

Z przerażeniem wysłuchałem relacji z próby podsumowania „osiągnięć” polskiej polityki zagranicznej Radosława Sikorskiego.
Nie można z powodu sprawowania władzy tylko obnosić się z nosem do góry, mieć poczucie wyższości i uważać się za kogoś lepszego oganiając się od krytyki, niezależnie od jej wartości. Jeśli ktoś tak ma, trudno. Należy jednak jeszcze zdawać sobie sprawę z ogromnej odpowiedzialności własnych działań lub zaniedbań, gdyż te będą miały ogromne skutki materialne i niematerialne teraz, a o ile większe w przyszłości. Mam jednak wrażenie, że rządzących dotyczy jedynie ten pierwszy przymiot władzy. Jakże bym chciał się mylić.

Samą polityką zagraniczną, a raczej anty polityką obecnej ekipy rządzącej, przerażony byłem niegdyś. W czasie kampanii wyborczej miałem wrażenie, że PO zapowiadała niszczenie wszystkiego, co w polityce zagranicznej udało się osiągnąć poprzednikom. Myślałem, że na tym się skończy. Pogadają w kampanii, wykpią PiS, a potem i tak po chwili przestoju realizowane będą priorytety polskiej racji stanu. Myliłem się. Po wyborach dokonali gwałtownego zwrotu, rzeczywiście zniszczyli osiągnięcia poprzedników. Nie dość tego, konsekwentnie niwelują to, co z trudem powstawało w ciągu dwudziestolecia, nawet za postkomunistów. Tym byłem przejęty.

Podstawowe poczucie bezpieczeństwa kolejnych pokoleń, pożądany w przyszłości dostatek materialny oraz swoboda rozwoju duchowego, rozwoju kulturowego, intelektualnego całego społeczeństwa i każdego człowieka z osobna, wymagają tu i teraz w latach 1990 – 2020, a daj Boże i dalej, określonych konsekwentnych działań organów państwa. Na politykach biorących w dłonie stery władzy spoczywa więc ogromna odpowiedzialność.
Działania muszą więc służyć rzetelnemu zbadaniu, zdefiniowaniu zjawisk społeczno politycznych najnowszej historii Polski, co pozwoli zbudować poczucie odpowiedzialności i wspólnoty, a także wyzbyć się postkolonialnych obciążeń systemowych. Jest to czynnik, który między innymi pozwoli zdefiniować i eliminować zagrożenia dla wcześniej określonych celów. Kolejnym działaniem jest tworzenie równowagi regionalnej w Europie co z natury rzeczy musi prowadzić do ukształtowania przeciwwagi dla Rosyjskiego imperializmu politycznego i gospodarczego, co akurat dla naszego sąsiada zdaje się być tożsame. Dla średnio inteligentnego człowieka stało się jasne, że nie wystarczy tu organizm Unii Europejskiej ze względu na wielość i różnorodność interesów państw członkowskich, które bywają po prostu przeciwstawne. Trzeba jeszcze cały czas zdobywać odpowiednią do naszego znaczenia geopolitycznego pozycję w Unii poprzez proponowanie stanowczych, nowatorskich rozwiązań oraz inicjowanie śmiałych projektów. Łączy się to z koniecznością dodatkowej integracji grupy państw Europy Środkowej, szczególnie strefy postsowieckiej. Ogromne znaczenie ma także nie tylko wzmacnianie naszej pozycji i obecności w NATO, lecz również samego Sojuszu. Koniecznym jest uniezależnienie gospodarcze, co oznacza w pierwszym rzędzie dywersyfikację dostaw i niezależność od rosyjskich surowców energetycznych. Polska przy tym nie powinna unikać roli lidera regionu, lecz wobec próżni, której powstanie wspomaga paraliżujący „wschodni wiatr” odważnie ją wypełniać.

Tych kilka założeń stanowiących spłycenie i skrót zagadnienia rozumiało wielu przywódców naszego państwa w dalekiej i niedawnej historii. Jak wspomniałem, przerażało mnie, że ekipa Donalda Tuska, a teraz i Bronisława Komorowskiego, mając usta pełne pięknych frazesów po kolei demontuje, wręcz bezczelnie rozwala dotychczasowe rezultaty pracy poprzedników. Robi to w sferze personalnej – polityka kadrowa organów centralnych, BBN, korpusu dyplomatycznego, ustawodawczej – polityka historyczna, zmiany w IPN i w systemie edukacji, wykonawczej – zaniechanie projektów energetycznych, tarczy antyrakietowej, abdykacja w sferze ustaleń i rozstrzygnięć międzynarodowych, dotyczących żywotnych interesów Polski, brak jakichkolwiek działań w sprawie zbyt płytko ułożonej rury gazowej przed portem w Świnoujściu, wreszcie mentalnej – nieskrywana naiwna satysfakcja, że nikt już na Polskę się nie złości, nikt od nas nie „wymachuje szabelką” i zadowolenie posiadacza poklepanych pleców przez dobrego pana z zachodu lub ze wschodu.
Swoją drogą, wyobraźcie sobie, że premier Polski blokuje rozmowy Unii z Rosją ze względu na blokadę produktów spożywczych z Polski na wschód, wprowadzoną przez Putina. Wyobraźcie sobie stanowcze „nie” premiera dla innych działań w Unii dopóki ta nie zajmie się gazrurą Rosja – Niemcy. Wyobraźcie sobie, że tym premierem jest Tusk. Śmieszne co?

Wiem, że jedynie musnąłem temat, ale nie miejsce tu na pełną analizę, a i moja ocena jest przecież amatorska. Pragnę zwrócić uwagę na co innego. Konsekwencja w destrukcji polskiej pozycji międzynarodowej i realizowaniu anty polityki już mnie nie przeraża. Zobojętniałem z bezsilności. Agresywne ataki lewackiej prasy i dyskusje z wypranymi z własnych przekonań przygodnymi znajomymi, bezmyślnie powtarzającymi slogany gazet wyborczych i wyrobniczych dokonały swego. To przykre, ale prawdziwe. Z wystąpienia ministra spraw zagranicznych i wypowiedzi premiera wynika jednak coś znacznie gorszego. Po kilku już latach, sami widząc efekty, będąc ludźmi myślącymi, przynajmniej przeciętnie, musieli zrozumieć do czego doszło. Jeśli nie, to są tylko dwa wyjścia. Albo są tak zaślepieni, oderwani od rzeczywistości, że nie pozwala to im na właściwą percepcję, albo mają jakiś plan i celowo go realizują. Tego obawiam się najbardziej, gdyż taki plan nawet przez chwilę nie leżał przy Polskiej Racji Stanu.
Jak w tym kontekście opozycja miała potraktować wystąpienie ministra w sejmie. Poważnie?