Przed czym ucieka Rokita i czy ucieka w ogóle

Pamiętam dokładnie, jak pewnego dnia kupiłem sobie Gazetę Wyborczą i znalazłem w niej artykuł opiewający Jana Rokitę i jego inteligencję. Określana była ona tam mianem piekielnej. Nie wiem czy ze względu na nazwisko, czy z jakichś innych powodów. Nie jest to istotne. Byłem wtedy młody, naiwny, ale nawet wtedy nie wierzyłem w to, że Rokita jest inteligentny i to jeszcze piekielnie. Dziś muszę tę swoją opinię zweryfikować.

Pojawiła się oto informacja, że Jan Maria i małżonka jego oraz ich wspólna piekielna inteligencja zamierzają wyjechać do Włoch. Może na stałe, a może nie. Raczej jednak na stałe, bo Jan Maria i jego inteligencja zakochali się po prostu w tym kraju i jego kulturze, zadurzyli się w niej i nie wyobrażają sobie już życia bez słonecznej Italii. Właśnie takich słów używa piekielnie inteligentny Rokita na określenie kraju swoich marzeń – słoneczna Italia.

Oboje Rokitowie zapisali się już dawno na kurs języka, ale idzie im ta nauka nierówno. Rokita Jan czyni duże postępy, zaś jego małżonka mniejsze. Nie ma jednak tragedii, albowiem we Włoszech jak się kto uprze to i po niemiecku pogada, a język ten pani Rokita ma przecież opanowany, wychowała się w nim. Jak tam sobie radzi na kursie włoskiego inteligencja Jana Marii nie wspomniano.

Co Rokita będzie robił we Włoszech? Poznawał kulturę kraju, fascynował się nią, oraz jadł pyszne włoskie dania, to jasne. Obstawiam także, że pozwoli się sfotografować przed grobem papieża, a wszystko przez to by przypomnieć o tych swoich fascynacjach i pobycie we Włoszech narodowi wracającemu z uroczystości beatyfikacyjnych. Kiedy już umęczony naród zdejmie buty, włoży kapcie i usiądzie przez telewizorem, by oglądać tam siebie jak stoi masą na placu Św. Piotra, pokażą mu w przerwie na reklamy Rokitę właśnie. Pamiętacie – powie Rokita – jak chciałem być premierem z Krakowa, ale mnie te chamy nie dopuściły? - Pamiętamy – mruknie naród – co mamy nie pamiętać. - Właśnie – Rokita na to – nie wydaje ci się narodzie szanowny, że czas coś zmienić, że nadeszła już pora? Naród rozejrzy się wokół, po firankach, które przecież były niedawno zmieniane, po wykładzinie też nowej, spojrzy wreszcie na obrusy i powie – rzeczywiście, obrusy stare i wyświechtane. - Nie o to – ryknie z telewizora Rokita – ćwoku mi chodzi. Premiera mam na myśli. Po czym mrugnie ku narodowi porozumiewawczo.

Naród rozejrzy się niepewnie, po pokoju, wyjdzie do kuchni po piwo z nadzieją, że jak wróci Rokity w odbiorniku już nie będzie. Okaże się jednak, że błądził, bo nie po to Rokita fascynował się tym całym makaronem, nie po to uczył się poprawnie wymawiać słowo Caravaggio, by go teraz jakieś chamy z wizji wypychać miały. Rokita tam pozostanie i będzie trwał, aż naród, pod koniec tej butelki co ją sobie z kuchni przyniósł, zrozumie wreszcie o co chodzi. Wieczorem zaś wyjdzie na podwórko, w gaciach samych, jak to u nas we zwyczaju jest na wiosnę i latem i rzeknie do sąsiada – Ty, Władek? Pamiętasz ty tego Rokitę Janka? - Tego złodzieja z Kłoczewa? - Władek na to. - Jakiego kurwa złodzieja – zirytuje się naród – tego polityka z telewizji. Władek z wrażenia odłoży karty i otworzy szeroko usta. Wszystkiego się mógł spodziewać, ale nie tego, że jego rodzony sąsiad na jednym oddechu wypowie te trzy słowa: polityk, telewizja, Rokita. Oprzytomnieje w końcu jednak i spyta – tego co ma taką ....... żonę w kapeluszu? - Tego samego – naród na to. - No, pamiętam i co? Karty wracają do rąk Władka ponownie. - On to by się chyba na premiera nadał – rzecze naród – tak myślę Władziu, tak myślę. Władek w tej sekundzie orientuje się co się stało jego sąsiadowi i nie patrzy już nawet w jego stronę, uspokojony i cichy kombinuje jak tu oszukać szwagra, który co i raz po kieliszek sięga i karty mu coraz słabiej się palców trzymają. - Tak myślę Władziu, tak myślę – mruczy do siebie naród i wraca przed telewizor, w którym jak raz puszczają nową edycję „Tańca z gwoździami”.
Jest jeszcze inna opcja. Oto obok informacji o tym, że Rokita się fascynuje Italią pojawiła się inna. Taka mianowicie, że w supermarketach nie można sobie kupić cukru ile się chce. Dla mnie to jest akurat szczęśliwa wiadomość, bo nie słodzę i innym także odradzam – cukier biała śmierć – ale wielu słodzi i fakt, że tego cukru nie jest tyle co dawniej może ich irytować. Rokita także na pewno o tym słyszał. O tym cukrze. Słyszał pewnie także, że we Włoszech z cukrem wszystko w porządku, choć znaleźć tam jedną plantację buraków cukrowych to jest duży kłopot, nie to co u nas. Pomyślałem więc, że może – skoro ma ten Rokita i piekielną inteligencję i „....... żonę w kapeluszu”, to może on także lubi słodzić i to jest główny powód jego wyjazdu do Włoch. Co myślicie?