Dobre i złe „prawo łaski” czyli pan Komorowski i jego krasnale

Zważywszy na to, że od początku a nawet jeszcze przed tym początkiem znane były a i nawet przez niektórych podziwiane niedostatki obecnego prezydenta, wydawało się oczywistym, iż właściwym sposobem ich neutralizacji będzie otoczenie Bronisława Komorowskiego szczelnym kordonem kompetentnych współpracowników, przez który nie przedrze się nic, co mogłoby zaważyć na wizerunku aktualnej głowy państwa*. Wydawało się to oczywistym przynajmniej dla mnie. Okazuje się, że mojego sposobu widzenia nie podzielił ani pan prezydent (co mnie nie dziwi) ani też, o ile istniał ktoś taki, nikt z tych co panu Komorowskiemu skład ekipy polecili.

Może to była i jest taka świadoma taktyka w myśl odwiecznego przekonania, że karzeł przy skrzatach jest olbrzymem. Może chodzi właśnie o to, by uwagę od kolejnych ewentualnych gaf pana Komorowskiego, które są nie tylko prawdopodobne ale oczywiste zważywszy na wiek pana prezydenta w którym na jakiekolwiek oddziaływania edukacyjne jest zdecydowanie zbyt późno, odwracać nachalnymi wręcz wpadkami jego otoczenia.

Od jakiegoś czasu wygląda na to że skrzaty czy tam krasnale z Dużego Pałacu sprawiają sioe przednio. I przyznać trzeba, że mają do tego wrodzone predyspozycje przerastające te, które w genotypie odziedziczył ich pryncypał albo też przyznać im trzeba skalę talentu domagającą się natychmiastowego uhonorowania wszelkimi możliwymi Oscarami, Legiami Honorowymi, Orderami Podwiązki. Póki co muszą im starczyć Orły Białe rozdawane jak arbuzy z ciężarówki (taka scenka mi przed oczami stanęła z czasów ruskiego ataku na Gruzję).

Ten długi wstęp, sprowadzający się do konkluzji, że spryt ekipy Dużego Pałacu skażony jest taka „skazą Midasa” na opak, sprawiającą, ze czego się dotkną, w g…o się zmienia, wprowadzić ma czytelnika do, jak mniemam, krótkiego komentarza w sprawie udowadniającej ową konkluzję jak nic, co z pałacu wyszło wcześniej. No może poza zapętleniem się w prezydenta dramatycznym uścisku ambiwalentnych uczuć wobec Jaruzelskiego.

Na początku tej historii była oczywista intryga, która bez udziału krasnali Komorowskiego ( niektórzy pokazują paluszkiem na pana Sławka N, pomińmy litościwie resztę nazwiska) nie mogła mieć miejsca. Chyba że po kancelarii prezydenta każdy łazi jak po dworcu kolejowym. Okazało się że poprzedni Prezydent ułaskawił skazanego na dwa lata w „zawiasach” „zbrodniarza”, który miał jakieś „niebezpieczne związki” z zięciem poprzedniej Głowy Państwa. Początkowe reakcje krasnale przewidzieli jak się należy bo i trudno było tego nie przewidzieć. Ale to, co powinni tez przewidzieć jako konsekwencję tej, jak im się pewnie zdawało, „genialnej wrzutki”, jakoś w głowie nie postało im chyba nawet przez chwilę. Stąd w odpowiedzi na zgłoszone niedługo później, oczywiste oczekiwanie ujawnienia dorobku obecnego prezydenta, który w rzeczonej materii okazuje się istnym Stachanowem, usłyszeliśmy idiotyczne tłumaczenia o „poszanowaniu” tego i owego. Przyznam szczerze, ze lepiej by chyba wyglądało gdyby powiedzieli, że im się papiery zgubiły. Ale nie zgubiły się niestety… Niestety dla prezydenta i jego krasnali. Bo skoro się nie zgubiły to jasnym było, że kiedyś ktoś do nich zajrzy. a jak tego szczęścia dostąpi to i nie omieszka się nim podzielić z reszta Narodu.

Efektem „genialnego” planu krasnali (niektórzy palcem wskazują na Sławomira N, który na takiego Gapcia tu nam wyrasta) są pogłoski o tym, że przy „przypadkach”, które ma na koncie prezydent Komorowski, ów Adam S to zaiste anioł który do nieba może być nawet żywcem wzięty. Bo gdzie mu tam do pospolitej „gangsterki” albo „damskich bokserów”, mogących jakoby liczyć na łaskawość pana Bronisława. Nadto gdzie tym urzędnikom poprzedniego Prezydenta do krasnali podsuwających swemu szefowi dokumentację ze wszelkimi możliwymi negatywnymi opiniami.

Może te doniesienia prasowe to bzdura, przekłamanie albo i oczywisty spisek godzący w dobre imię i publiczny wizerunek pana prezydenta i, być może niesłusznie określanych przeze mnie mianem „krasnali”, jego kompetentnych urzędników i doradców. Może te liczne przypadki dotyczą wyłącznie staruszek przyłapanych podczas przechodzenia na czerwonym świetle albo dziatwy ukaranej uwagami w dzienniczku za sporadyczne naruszanie dyscypliny na lekcji. Nie ma lepszego sposobu tylko ten audyt, który oberkrasnal Nałęcz zapowiedział we wiadomym przypadku, rozszerzyć na dorobek obecnego prezydenta a efekt badań podać do publicznej wiadomości. I pozwolić na to by sami obywatele a nie jakiś ktoś (niektórzy szepcą coś o panu Sławomirze N) decydował co jest OK. a co jest „be”.

Wtedy zobaczymy. I to zobaczymy wiele. Choćby to które media też gotowe są w sposób jawny założyć publicznie krasne czapki a nie udawać „obiektywizm”. Chciałbym chyba nawet popatrzeć w jaki sposób uzasadnia się c cała powagą, że gdzie tam jakiemuś, dajmy na to, „Słowikowi bis” do tego Adama S co to miał czelność popełnić zbrodnię prowadzenia interesów z Dubienieckim.

* By było jasne przypomnę, że od czasu oficjalnej wizyty pana Jaruzelskiego, którego uważam i zawsze będę uważał za bandytę, nie czuje się zobowiązany do stosowania w tytulaturze pana Komorowskiego dużych liter. Tym, którzy moje tłumaczenie uznają za dęte i kłamliwe pragnę zwrócić uwagę, że Donalda Tuska, którego nie lubię i nie szanuję znacznie bardziej niż pana Komorowskiego, zawsze tytułuje panem Premierem.