JAK ZASŁUŻYĆ NA NIENAWIŚĆ ?

Pora zaprzestać oszukiwać samych siebie, że żyjemy w społeczeństwie dojrzałym, mądrym i autonomicznym, które kształtuje swoje wybory w sposób wolny i racjonalny. Nigdy nie mieliśmy nic wspólnego z takim wzorcem. Ostatnie wybory prezydenckie pokazały aż nadto dobitnie, jak łatwo osiągnąć zwycięstwo kłamstwa i nienawiści. Wybór dokonany wówczas przez Polaków nie miał nic wspólnego z mechanizmem demokracji, skoro musiał się wspierać się na fałszowaniu i ukrywaniu rzeczywistości. Był możliwy, bo grupy interesu nazywające się mediami, po raz kolejny oszukały Polaków ukrywając przed nimi prawdę o postaci głównego kandydata. Nazywanie tego wyboru „zwycięstwem demokracji” było aktem bezprzykładnego draństwa i pogardy dla polskiego społeczeństwa.
Zaledwie niewielki procent ludzi wypowiadających się na tematy polityczne bądź historyczne, ma poglądy ukształtowane jako wynik własnych, świadomych wyborów. Większość bezmyślnie i bezrefleksyjnie powtarza opinie zasłyszane lub utrwalone w medialnym przekazie, nie zadając sobie trudu samodzielnej weryfikacji. Przez ostatnie 20 lat nikt nie podjął się zadania edukacji politycznej Polaków, nikt nie nauczył nas postaw obywatelskich, ani dokonywania mądrych, odpowiedzialnych wyborów.
Dla tej władzy – podobnie, jak dla rządzących Polską kremlowskich namiestników, obywatel niemy i głuchy, nie znający historii i tradycji własnego kraju, jest wielce pożądanym ideałem. O intencjach rządzących świadczy nie tylko programowa walka z Instytutem Pamięci Narodowej i fałszowanie najnowszych dziejów, ale również drastyczne ograniczanie szkolnego programu nauczania historii, czego efektem będzie wychowywanie kolejnych pokoleń historycznych analfabetów.
Może w tej odziedziczonej po komunizmie spuściźnie tkwi przyczyna, że tak trudno przychodzi nam zrozumieć prostą relację, zachodzącą między głoszonymi poglądami i wyznawanym systemem wartości, a akceptacją obecnego przekazu medialnego i uleganiu narracji narzuconej przez ośrodki propagandy.
Nie jest przecież rzeczą naturalną, jeśli ta część społeczeństwa, która krytycznie ocenia dzisiejszą władzę, oskarżając ją o uległość wobec obcego mocarstwa i współwinę w zbrodni smoleńskiej, dostrzega jednocześnie w mediach III RP źródło racjonalnych informacji, a ludzi z grupy rządzącej traktuje jako polityków, polemistów, a nawet „mężów stanu”. Nie jest naturalne, jeśli wyznawcy poglądów (nazwijmy je umownie) prawicowych i zwolennicy partii Jarosława Kaczyńskiego, są jednocześnie biernymi odbiorcami tysięcy kłamstw, oszczerstw i ewidentnych bredni rozpowszechnianych przez wiodące media i traktują ten przekaz jako podstawę do własnych refleksji i reakcji.
Do powszechnych należą sytuacje, gdy politycy PiS-u oraz ludzie utożsamiający się z tą partią, podejmują wyłącznie tematy narzucone przez ośrodki propagandy, reagując polemicznie na rozliczne „wrzutki” i prowokacje oraz działając w rytm podanej narracji. Niemal każdego dnia, jesteśmy świadkami wywoływania przez ośrodki propagandy nowych, zastępczych tematów – zwykle opartych na wiedzy uzyskanej z działań służb specjalnych lub z kontrolowanych przecieków. Rzesze funkcjonariuszy medialnych prześcigają się w wynajdywaniu kolejnych „punktów zapalnych”, w produkowaniu bezpodstawnych oskarżeń, plotek czy „analiz”. Od cuchnących tchórzostwem pomówień pod adresem ofiar tragedii smoleńskiej, po pokrętne zarzuty i kombinacje, godne następców Urbana.
W ten proces zaprzęgnięto grupę zawodowych oszustów oraz grono rezonatorów i pospolitych idiotów. Niestety - biorą w nim udział również ci wszyscy, którzy uznają ów przekaz za godny zainteresowania i polemiki, traktując propagandystów jako dziennikarzy, a wywoływane przez nich tematy – jako informacje. Jeśli są to ludzie świadomi realiów III RP - świadomi manipulacji i złej woli mediów, popełniają kardynalny i groźny w konsekwencjach błąd.
Kto sądzi, że odpowiadając na medialną prowokacje działa w dobrej sprawie, zdaje się w ogóle nie rozumieć, że zwycięstwo dezinformacji nie polega na przekonaniu przeciwnika do fałszywych racji lecz wyłącznie na narzuceniu mu konkretnej i kontrolowanej narracji. Dzieje się tak dlatego, że mamy do czynienia z odwróceniem podstawowych funkcji języka.
W przekazie ośrodków propagandy i ludzi z grupy rządzącej, nie służy on już komunikacji, a manipulacji, nie opisuje rzeczywistości, a ją kreuje i nie odkrywa przed nami żadnych prawd, a służy ich fałszowaniu.
Z takim przekazem, nie można dyskutować i nie wolno traktować go jako obszaru racjonalnej myśli. Wszelkie próby zaprzeczeń, krytyki i polemiki są całkowicie zbędne i nieskuteczne, bo przekaz ten nie powstał na gruncie faktów, ocen czy (choćby błędnych) poglądów, lecz wyłącznie po to, by absorbować uwagę odbiorcy i odwracać ją od rzeczy prawdziwie istotnych. Gdy przyjmujemy go za podstawę własnych rozważań i krytycznych odniesień – już przegraliśmy i ulegliśmy celom dezinformacji.
Tego rodzaju praktyka jest szczególnie niebezpieczna, gdy dotyczy polityków PiS-u oraz ludzi utożsamiających się z tą partią. Nie chodzi jedynie o miałkość argumentacji czy brak twardego, czytelnego przekazu. Wielu z nich nie chce bowiem zrozumieć, że cała transmisja medialna związana z tragedią smoleńską, liczne publikacje dziennikarskie i wypowiedzi polityków z grupy rządzącej, korzystają z tych samych mechanizmów fałszerstw, jakimi posługiwali się komuniści i ich sukcesorzy. Jest w niej obecny ten sam prostacki układ „słów – paralizatorów”, wykorzystany w przeszłości do obrony interesów władzy komunistycznej i ten sam, niemal odwieczny schemat dezinformacji. Gdyby kiedykolwiek to dostrzegli, nie mogliby z atencją traktować swoich rozmówców, ani ulegać obsesji polemiki z każdą brednią wygenerowaną przez media.
Nikt przy zdrowych zmysłach nie traktował przecież produkcji „Trybuny Ludu” jako wolnego dziennikarstwa, a żadnemu z prawdziwych opozycjonistów nie śniłoby się toczyć doktrynalnych sporów z Gomułką czy Kiszczakiem. Jeśli więc otwarcie mówi się o powrocie do praktyk PRL-u, szalejącej propagandzie i medialnej dezinformacji – jak można uważać propagandystów za godnych miana dziennikarzy, a partyjnych funków za polityków? W imię jakich racji uwierzytelniać ten przekaz polemiką, a jego twórców obdarzać uwagą? A wreszcie - dlaczego brak odwagi, by potraktować tych ludzi według kryteriów na jakie zasługują?
Są to kryteria jasne, jeśli uświadomimy sobie, że tragedia smoleńska przecięła naszą teraźniejszość, krojąc Polskę według miary najprostszej i najmądrzejszej - miary człowieczeństwa. Wbrew temu co twierdzą propagandyści, wybór dokonywany w obliczu tej tragedii nie ma podłoża politycznego, a w najbardziej elementarny sposób dowodzi lub zaprzecza naszemu człowieczeństwu. Nagonka wobec prezydenta własnego państwa, tysiące wyzwisk i kalumnii, retoryka pogardy, wojna ze znakiem krzyża, szyderstwa z osób zmarłych, drwiny z majestatu śmierci – nie stanowią instrumentów walki politycznej.
Kto dotąd tego nie zrozumiał i w obliczu tajemnicy tragedii smoleńskiej chce budować swoją władzę – zasługuje na pogardę i odrzucenie. Podobnie jak ci wszyscy, którzy z powodu mętnych „racji politycznych” odmawiają zmarłym pamięci, a nawet dźwięku dzwonów.
Nie może być dialogu z kimś, komu trzeba udowadniać, że zagłada współczesnej elity jest zdarzeniem wymagającym wyjaśnienia i zdecydowanych reakcji państwa. Nie może być dialogu z oszustem, tratującym kłamstwo, jak narzędzie pracy. Nie może być polemiki z chamem, drwiącym z ofiar tragedii.
Podobno car Mikołaj I zwykł mawiać, że zna tylko dwa rodzaje Polaków: tych, których nienawidzi i tych, którymi gardzi.
Dobrze, gdybyśmy w imię dokonywania mądrych wyborów, potrafili zasłużyć na nienawiść.

Artykuł opublikowany w Warszawskiej Gazecie.

Wydawnictwo ANTYK - Aleksander Ścios „ZBRODNIA SMOLEŃSKA. Anatomia dezinformacji”: http://ksiegarnia.antyk.org.pl...