Cena przetrwania. Stefan Kisielewski a "Tygodnik Powszechny"

Gazeta Wyborcza rytualnie piętnuje Rafała Ziemkiewicza, tym razem za bluźnierstwa na temat środowiska Znaku i Tygodnika Powszechnego. Publicysta Rzepy śmiał bowiem wyrazić dobrą opinię o książce Romana Graczyka, a na dodatek wysnuć z niej wniosek, że zarówno PAX, jak i Znak, próbowały kolaborować z bolszewią. A robiły to w nadziei, że ją z czasem ochrzczą i uczłowieczą, a tymczasem były przez czerwonego wykorzystywane do rozwalania spoistości Kościoła.

Rozsierdzony tą herezją Waldemar Kumór w ramach polerowania pomnika nieskazitelności środowisk okołogazetowowyborczych bluzga co prawda krótko, ale obficie. Według niego Ziemkiewicz popisuje się bezczelnością i udawaną głupotą i to już kolejny raz. Być może Ziemkiewicz cierpi na taki specyficzny rodzaj masochizmu, czyli notorycznego popisywania się udawaną głupotą, zostawmy to medycynie.

Nie da się jednak ukryć, że jeśli chodzi o meritum, czyli pogląd na działalność wyżej wspomnianych środowisk, to Ziemkiewicz miał wielkiego poprzednika. I to człowieka z samego wewnętrznego, wąskiego kręgu ikon Tygodnika Powszechnego, któremu to pismo zawdzięcza czasy największej świetności i poczytności. Osobą, która do dzisiaj uosabia niezłomność charakteru i która Tygodnik Powszechny budowała niemal od samego początku.

Sięgnąłem do „Dzienników” Stefana Kisielewskiego, który z przerwami pisywał w Tygodniku przez pięćdziesiąt lat lub coś koło tego. Można zatem z nieudawaną i bezczelną pewnością siebie stwierdzić, że w relacji do wiedzy Kisielewskiego o tym środowisku, wiedza Kumóra stanowi mniej niż zero. Oto co napisał długoletni felietonista Tygodnika Powszechnego na dokładnie ten sam temat, który tak rozjuszył dziennikarza Gazety Wyborczej.

4 sierpnia 1971:  "Nawet pisanie felietonów już mi nie przeszkadza. Zwłaszcza że nie wierzę w grupę "Tygodnika": to jeszcze gorsze od PAX-u – robi tę samą robotę, a udaje coś lepszego. Nieuzasadnione roszczenia – PAX przynajmniej ma odwagę, komunizuje otwarcie, dorabia do tego uzasadnienia, filozofię. A u nas tylko taktyka i obłuda, tudzież własny interes – żeby jeździć za granicę i reprezentować tam "prawdziwy" polski katolicyzm. Nie lubię ich, choć sam to współtworzyłem”.

Nieźle popularny „Kisiel” pojechał po całym towarzystwie, prawda? Nawet Ziemkiewicz przy tym wysiada, gdyż przypisuje temu środowisku naiwność raczej niż prywatę, którą bez ogródek zarzuca im Kisielewski.Zobaczmy w takim razie, co ikona „TP” , jaką był niewątpliwie Kisiel, sądziła o roli tego pisma w naruszaniu spoistości Kościoła i autorytetu prymasa Stefana Wyszyńskiego.

25 lutego 1970:  „Z Jerzym T. pokłóciłem się okropnie – oczywiście o „Tygodnik”(...)Jedyny prywatny tygodnik na 32 miliony ludzi, który, mimo cenzury, miałby szansę zaznaczyć jakoś, że są w tym kraju niemarksiści, którzy coś myślą i robią, stał się, dzięki maniakalnemu skupieniu się na sprawach reformy Kościoła, czymś niemal dywersyjnym wobec prymasa i rozbijającym zainteresowanie katolicyzmem u wielu laickich środowisk”.

Hm, Kisielewski pisze w 1970 roku o uprawianej przez Tygodnik dywersji wobec Prymasa Tysiąclecia. Myślę sobie, że musi być coś na rzeczy, gdy patrzę na gorączkową skwapliwość, z jaką dzisiaj prezes Znaku Henryk Woźniakowski opowiada o „ogromnym szacunku” środowiska wobec tej postaci. Byłoby też nieprzyzwoitością nie poruszyć kwestii być może najważniejszej, czyli owej mniej lub bardziej bezwiednej „kolaboracji z bolszewią”, o której napisał Ziemkiewicz. Literalnie tę samą kwestię porusza Stefan Kisielewski w swoim dzienniku.

10 grudnia 1972:  „Dziś rozmawiałem o tym ze Stachem Stommą, próbując go nakłonić, aby zmusił „tygodnikowców” do jakiejś narady ideologicznej, bo to pismo staje się już dziś nie do zniesienia, na przykład w powielaniu sowieckiego systemu kłamstw na temat polityki zagranicznej(np. konferencja w Helsinkach – przecież to próba zastąpienia konferencji pokojowej uznaniem status quo, czyli podbojów Rosji – rozumiem, że my musimy popierać wszystko, co Rosja chce, ale po cóż „Tygodnik” ma umieszczać tasiemcowe powielania rosyjskiej dialektyki – toć nikt tego nie wymaga).

Tego nawet nie trzeba komentować, to jest druzgocące samo w sobie: powielanie przez Tygodnik sowieckich kłamstw, chociaż nikt tego od nich nie wymagał. Czy świadectwo Stefana Kisielewskiego, świadka epoki, człowieka z wewnątrz, autorytetu i współtwórcy Tygodnika Powszechnego, jest w stanie zmienić opinię jego bezwarunkowych apologetów? Sądzę, że wątpię.

Czy dla tych środowisk może być wiarygodny człowiek, który wygłosił w swoim dzienniku taką oto opinię:

31 stycznia 1970: ”Wolna Europa nadała sądowe przemówienie młodego Michnika, bardzo się przy tym nasładzając. Bohater nasz cacka się ogromnie ze swoim ciągle podkreślanym marksizmem i „socjalizmem”, dużo też mówi o Kuroniu i Modzelewskim, drobiazgowo analizując swoje z nimi różnice. Przypomina mi to rabiniczne dyskusje między Plechanowem a Leninem – znów jakieś marksistyczne szakale przygotowują się, aby nami rządzić”.

A swoją drogą, ten Kisielewski...prorok jakiś, czy co?

http://wyborcza.pl/1,75968,9205532,Bezczelnosc_i_udawana_glupota.html#ixzz1FnoYTHZk

Stefan Kisielewski „Dzienniki”, Wyd. Iskry 1996