Święto żołnierzy „Wyklętych”

Decyzją prezydenta Lecha Kaczyńskiego dzień 1 marca został ogłoszony dniem narodowego święta żołnierzy „Wyklętych” walczących z sowiecką okupacją Polski, czyli zarówno z sowieckimi jak i występującymi pod polską firmą formacjami bezpieczeństwa i wojska znanymi z PRL „utrwalaczami” władzy ludowej. Wprawdzie ani żołnierze AK ani innych organizacji wojskowych walczących o niepodległą Polskę nie doczekali się takiego wyróżnienia, ale ze względu na szczególne prześladowania, jakie dotknęły walczących z reżimem komunistycznym może to być przydatne dla przywrócenia im właściwego miejsca w historii. Trzeba przy tym podkreślić, że walka zbrojna była jedną z form narodowego ruchu oporu przeciwko bolszewikom i ustanowionym przez nich władzom w Polsce. Brały w nim udział zarówno obydwie niezależne partie polityczne Polskie Stronnictwo Ludowe i Stronnictwo Pracy i to częstokroć wbrew stanowisku kierownictwa tych stronnictw, które formalnie uznały urzędujące już w Warszawie „lubelskie” władze za legalne. Sytuacja PSL była tym trudniejsza, że wchodziło ono w skład tymczasowego rządu „jedności narodowej”, który w myśl strofy Wyspiańskiego przybrał „jak na urągowisko sprzeczne z naturą nazwisko”. W oporze tym uczestniczyło szczególnie chwalebnie polskie harcerstwo, ocalałe kadry polskiego nauczycielstwa, masy polskiego chłopstwa i robotników, a nade wszystko kościół rzymsko katolicki. Zbrojne oddziały leśne różnych formacji nie byłyby w stanie utrzymać się gdyby nie powszechne wsparcie ludności cywilnej.

Trzeba podkreślić, że walka orężna z nową okupacją sowiecką w Polsce miała szerszy zakres aniżeli powstanie styczniowe, które doczekało się swojego miejsca w polskiej historii, obejmowała bowiem zarówno teren Polski włączonej do Sowietów jak i praktycznie obszar całego kraju sięgając nawet ziem odzyskanych. Ponadto w odróżnieniu od powstania styczniowego włączyła się do niej niemal cała polska wieś.

Z własnego doświadczenia wiem jaką pomoc uzyskiwaliśmy zarówno ze strony poszczególnych chłopów jak i terenowych komórek PSL i innych organizacji chłopskich. Przecież w samej akcji referendalnej, a później wyborczej padło z rąk zbirów ubeckich przynajmniej kilkuset działaczy wiejskich. Pisałem o tym kilkakrotnie, między innymi w związku ze sprawą Siła – Nowickiego wymusiłem niejako wydrukowanie mojej opinii „Gazecie Wyborczej”.
Słabością ruchu oporu w tym czasie był brak jednolitego kierownictwa narodowego co tak chwalebnie wyróżniało powstanie styczniowe.

Dla jednych w dalszym ciągu ośrodkiem kierowniczym był rząd w Londynie, który niestety nie panował nad sytuacją, dla innych własne kierownictwa /exemplum NSZ/, dla PSL w terenie wyłącznie osoba Mikołajczyka i to oczywiście nie jako wicepremiera w warszawskim rządzie, ale jako lidera partii walczącej z reżimem.

Pozycja kierownictwa WiN’u też nie była wyraźnie określona, nie występowało ono, jako organ rządu, a jedynie jako stowarzyszenie. Rozwiązanie Armii Krajowej 19 stycznia 1945 przez „Niedźwiadka” miało na celu uchronienie polskiego narodu przed dalszymi ofiarami, ale w praktyce przyniosło wiele zamieszania organizacyjnego, a żołnierze AK i tak nie uniknęli prześladowań.

Solidarna postawa narodu znalazła swój wyraz w prawdziwych wynikach referendum z 1946 roku i wyborów w 1947. Zgodnie z decyzją jałtańską wolne wybory miały być przeprowadzone w kilka miesięcy po powstaniu rządu złożonego z przedstawicieli PKWN i demokratycznych partii stanowiących podstawę rządu londyńskiego. Już na samym początku bolszewicy nie dotrzymali zobowiązania eliminując Stronnictwo Narodowe, natomiast w stosunku do pozostałych partii utworzyli swoje atrapy, które wcisnęli do PPS, Stronnictwa Ludowego Wincentego Witosa i Stronnictwa Pracy. Zmusiło to Witosa i Mikołajczyka do wystąpienia z SL powołania PSL, niestety gorzej było z PPS i SP, z których pierwsza została opanowana przez agenturę, a druga na skutek nie dopuszczenia do wolnego kongresu zmuszona do zawieszenia swojej działalności na terenie kraju. Sfałszowane referendum a następnie wybory pozbawiły możliwości jawnego oporu w stosunku do władzy z sowieckiego nadania. Była to główna przyczyna utrzymywania się różnych form konspiracyjnego oporu. Natomiast opór zbrojny był przede wszystkim samoobroną przed różnymi formami prześladowań.

Przykładowo mój udział w obywatelskiej AK na terenie białostocczyzny po ucieczce z obozu w lutym 1945 roku sprowadzał się głównie do akcji likwidacji posterunków milicji i innych formacji ubeckich szczególnie uciążliwych dla ludności. W tym przedmiocie komenda okręgu białostockiego jak i jej agendy terenowe starały się współpracować z oddziałami przybywającymi ze wschodu z „Łupaszką” na czele. W późniejszym okresie podjęto zgodnie z zaleceniami kierownictwa WiN akcję „rozładowania ternu” przez wyszukiwanie miejsc osiedlenia względnie szlaków ucieczki na zachód. Brałem w niej udział poszukując takich możliwości głównie na terenie ziem odzyskanych i nawiązując kontakty z łącznikami z zagranicy. Akcja ta niestety w wielu przypadkach zawiodła na skutek ubeckich prowokacji a także nieufności wielu dowódców oddziałów uzasadnionej zbyt wielu przypadkami wsyp.

Czynnikiem wpływającym na postawę „leśnych” była podsycana zewnątrz wiara w nieuchronny bliski konflikt zbrojny między Stanami Zjednoczonymi i Sowietami. Wiara ta wątlała w miarę upływu czasu, ale sytuacja nie sprzyjała ani akcji ujawniania, ani tajnego przechodzenia do życia cywilnego. Za dużo było przykładów oczywistej zdrady ze strony ubeckiej w stosunku do podjętych zobowiązań, a także coraz bardziej zagęszczającej się sieci penetrującej teren.

Jednak na postawę największy wpływ miało poczucie wierności przysiędze żołnierskiej, osobiście zostałem wprawdzie „urlopowany” ze służby przez mojego bezpośredniego przełożonego inspektora obwodów białostockich „Jerzego” Aleksandra Rybnika dla ukończenia rozpoczętych w czasie wojny studiów, ale ze zobowiązaniem stawienia się na każdy jego rozkaz. Był to koniec roku 1945, ale nasza postawa była taka, że traktowaliśmy podporządkowanie się rozkazom, jako coś oczywistego. Dla ogromnej masy żołnierzy AK i innych formacji była to kontynuacja walki podjętej w czasie wojny.

Tragiczny los żołnierzy zbrojnego oporu przeciwko reżimowi został spotęgowany przez zdradę i ugięcie się przed ubecką władzą przez kierownictwo tej walki, tym się różniło ono od naczelnych władz powstania styczniowego, które zostało wierne idei walki o niezawisłość do końca aż do śmierci na stokach Cytadeli. Bohaterami zostali dowódcy oddziałów z Łupaszką i Zaporą na czele i ich podkomendni natomiast zabrakło Traugutta.

Nie mniej ta walka wymaga swego miejsca w polskiej historii, a także kompleksowego opracowania we wszystkich jej aspektach. Ciągle, bowiem mamy do czynienia z bałamutnymi enuncjacjami na ten temat. Wystarczy, że w podręczniku historii mojej wnuczki wydanym już w „III Rzeczpospolitej” ograniczono się do wzmianki mniej więcej takiej treści: „ W 1945 roku część oficerów AK niezadowolonych z rozkazu jej rozwiązania postanowiła prowadzić walkę zbrojną z nowymi władzami w Polsce”.

Jest to jeden ze skutków ustanowienia w 1989 roku nowej władzy, jako kontynuacji PRL, co zresztą jest zapisane w konstytucji z 1997 roku, a nie niepodległego państwa polskiego, o które wtedy walczyliśmy. Zapisuję to pro memoria dla wszystkich tych, którzy dziś walczą o zmiany polityczne w Polsce.