METODA PROSTYCH PYTAŃ

Na wstępie zaznaczam, że ten tekst piszę jako bezpartyjny, szeregowy obywatel żywiący obawę, że rządy Platformy Obywatelskiej mogą nas doprowadzić do tego samego, co stało się z Grecją.

Bo mimo alarmujących sygnałów, ludzie wciąż dają się nabierać na sztandarową blagę, jakiej Platforma Obywatelska używa w walce o jej dalsze rządy. Ta perfidna ściema to straszenie ludzi PISem wspomagane wyrafinowanym szantażem, który nazywam „terrorem poprawności politycznej”.

Potrzebna jest, zatem jakaś skuteczna metoda, która umożliwiłaby przerwanie bezzasadnej hegemonii Platformy wspartej na wspomnianych sztuczkach.

Otóż przekonałem się osobiście, że niezawodnym sposobem na straszenie ludzi PISem jest zabieg, który na własny użytek nazywam „metodą prostych pytań”.

Spytacie mnie teraz, co to takiego? Już tłumaczę.

Jeśli w pracy, po niedzielnej mszy, na imieninach u cioci, w eleganckim towarzystwie, w kawiarni, a nierzadko w domu ktoś zacznie straszyć PISem, nie należy się w żadnym razie zaperzać, obrażać, czy kłócić, a wręcz przeciwnie, należy w grzeczny sposób zadać proste pytanie, co takiego złego te pisiory zrobiły? Przekonałem się, że w takich razach pada zawsze mniej więcej ta sama sakramentalna odpowiedź: „przecież każde dziecko wie”. Wtedy, nie dając się zbić z pantałyku, należy konsekwentnie dopytać, co takiego wie to dziecko? Spróbujcie Państwo, a przekonacie się sami, że reakcja będzie zawsze podobna. Wasz rozmówca kompletnie zbaranieje, poczym spąsowieje ze złości, usiłując was zakrzyczeć albo zmienić temat.

Opisane reakcje zaobserwowałem po zadaniu prostych pytań, pani sprzątającej, przekupce na placu, lecz również koledze, który jest adwokatem i kilkunastu profesorom krakowskich uczelni. Reakcja była niezmiennie ta sama. Przyciśnięci do muru, milkli nie potrafiąc podać żadnego konkretnego powodu, dlaczego plują na PIS.

Wtedy idąc za ciosem trzeba im wyjaśnić, że zostali chytrze podpuszczeni przez pewnego sprytnego redaktora poczytnej gazety i uparcie zadawać te same proste pytania o konkrety, aż do wykazania pytanemu, że nie ma de facto nic do powiedzenia. Spróbujcie Państwo koniecznie. Gwarantuję sukces.

Nie mam złudzeń, że w wyniku tego zabiegu zagorzali platformersi zmienią swoje poglądy. Ale przekonałem się wielokrotnie, że raz zagonieni w kozi róg „metodą prostych pytań” tracą bezpowrotnie ową butną pewność siebie, która stanowiła i niestety wciąż jeszcze stanowi ich siłę.

Więcej. Przekonałem się, że w dziewięciu przypadkach na dziesięć ci, których raz ośmieszyłem wspomnianą metodą, nie mieli już odwagi w mojej obecności bezkarnie kłapać jęzorem na PIS. A to już jest znaczące osiągnięcie. Bo jak wiemy do celu należy zmierzać małymi kroczkami.

Pozostał jeszcze problem „terroru poprawności politycznej”, który można w pewnym uproszczeniu sprowadzić do wciąż skutecznego dla Platformy hasła, że „”PIS to obciach”.

Ale jak ten problem rozwiązać? Zapytacie Państwo. Odpowiadam. Trzeba tylko przełamać psychologiczną barierę wstydu przed rzekomym obciachem i zdobyć się na odwagę by przy każdej możliwej okazji, nie bacząc na szyderstwa, kpiny i obelgi odkłamywać publiczne ten pokrętny slogan. Podobnie jak kiedyś czynili pierwsi chrześcijanie pośród pogan.

Doskonałym przykładem takiego „małego bohaterstwa” może być wypowiedź pana Pawła Kukiza w trakcie sobotniej relacji w TVN 24 z “Biegu po nowe życie” w Wiśle, poświęconemu transplantologii dziecięcej.

W czasie telewizyjnej relacji, odpowiednio wyszkolony redaktor haniebnie wykorzystał okazję i kosztem tragedii śmiertelnie chorych dzieci nawiązał do zapaści transplantologii polskiej, a jakże by inaczej z winy PISu.

Ale pan Paweł nie tylko nie dał się nabrać na lansowane hasło, że „PIS to obciach”, lecz więcej, zdobył się na odwagę powiedzenia przed kamerami do tysięcy ludzi, że to nie Zbigniew Ziorbo odpowiada za zapaść transplantologii polskiej, lecz dziennikarze TVNu, którzy w odpowiednim kontekście roztrąbili na wszystkie strony świata niezręczną wypowiedź pisowskiego posła.  I mimo rozpaczliwych wysiłków pana redaktora wiadomość poszła w eter.

Właśnie z takich ludzi jak Paweł Kukiz należy brać przykład.

A tym, którym odwagi nie starcza przypominam, że już wolno głośno mówić o tym, co myślimy, a jedynym, co nam może za to grozić jest, że jak śpiewała Maryla Rodowicz „drugi raz nie zaproszą nas wcale”.

Lecz zastanówcie się Państwo, czy wam naprawdę zależy na tym zakłamanym balu???

Krzysztof Pasierbiewicz
(nauczyciel akademicki)