Szwaby, na kolana!

Jest nadzieja, że wyjdziemy z grupy, ale awans okraszony pobiciem Teutonów smakuje specjalnie. Dlatego to spotkanie budzi takie emocje, ale też pozasportowe konteksty i podteksty. Zresztą nie tylko spotkania Polaków z Niemcami mają wymiar także poza piłkarski. Leo Benhakker może poświadczyć, że gdy Holandia gra z RFN to kibice z Niderlandów nieodmiennie skandują: „oddajcie nam nasze rowery”. To czytelna aluzja do 1940 roku: gdy Niemcy zaczęli okupować Królestwo Holandii to zarekwirowali wielu mieszkańcom tego kraju rowery - podstawowy dla Holendra środek komunikacji… I jak widać nie tylko my, Polacy, w konfrontacjach z naszymi sąsiadami sięgamy po historyczne metafory. A więc nie wstydźmy się mówić o „nowym Grunwaldzie”, „nowej Cedyni” czy nowym „Berlinie 1945”…

                     

Jutrzejszy mecz z Niemcami w Klagenfurcie pasjonuje też kompletnych piłkarskich laików. Nie pierwszy to raz. Przypominam sobie, jak przed wieloma, wieloma laty przed podobną futbolową konfrontacją polsko-szwabską pewna nobliwa pani profesor, od której trudno byłoby nawet wymagać znajomości nazwiska jakiegokolwiek polskiego piłkarza, w rozmowie ze mną wzniosła zaciśniętą pięść do góry i powiedziała z zaciętym wyrazem twarzy: „Musimy wygrać! Za Oświęcim!”...

 

A zatem, i tam w Austrii i tu w Polsce, krzykniemy wspólnie, oby skutecznie:„ Biało-Czerwone to barwy niezwyciężone”. Czyż jest piękniejszy widok niż widok Szwabów na kolanach?         

 

XXX

 Podsumowanie tygodnia:

 

1) Dramat tygodnia - śmierć siatkarki Agaty Mróz-Olszewskiej. Przegrała walkę ze śmiertelną chorobą, choć trzymała za nią kciuki cała Polska. Już będąc bardzo ciężko chora zaszła w ciążę. Radzono jej, aby - ze względu na stan zdrowia - poddała się aborcji. Odmówiła. Dziś jej córeczka ma już dwa miesiące. Agata nie żyje, ale przecież jednak żyje - i w swoim dziecku i we wspomnieniach ludzi. Będzie przykładem dla wielu.

 

 

 

 

2) Wydarzenie tygodnia - wręczenie Nagrody im. Jana Nowaka-Jeziorańskiego wiecznemu rosyjskiemu dysydentowi Siergiejowi Kowaliowowi. Miałem zaszczyt uczestniczyć w tej uroczystości, która odbyła się w środę we Wrocławiu, w murach Ossolineum, z którego dyrektor Adolf Juzwenko uczynił instytucję doprawdy „eksportową”. Kowaliow - miły, starszy, kulturalny pan z niezłomnymi zasadami, choć ze swoimi poglądami kompletnie niereprezentatywny dla Rosji. Rosyjski laureat mówi to, co myśli, ale też to, co Polacy chcą usłyszeć. On i garstka mu podobnych reprezentuje Rosję nierzeczywistą, fikcyjną, taką, która choć budzi nasze uznanie faktycznie istnieje na marginesie. Kowaliow jest odległy od rosyjskiego „mainstreamu” - szowinistycznego i imperialistycznego. Przyjemnie się go słucha, ma moralne racje za sobą, ale to nie on jest twarzą Rosji. Dialog polsko-rosyjski, jeśli w ogóle jest dziś możliwy: polityczny czy ekonomiczny, nie będzie się odbywał z udziałem zacnego, szlachetnego Siergieja Kowaliowa. Żadnych złudzeń. Niestety.

 

XXX

 

W ostatnim numerze tygodnika „Gazeta Finansowa” opublikowałem artykuł o globalizacji. Jego tytuł jest francuską nazwą tegoż procesu: „Mondializacja”. A oto pełny tekst tego artykułu (w wersji drukowanej redakcja dokonała pewnych skrótów):

 

„Redakcja "Gazety Finansowej" wykazuje praktyczną tolerancję w ogóle nie ingerując w tematy moich felietonów. Mówię o tym z uznaniem, jako że tematyka międzynarodowa - o której piszę nie jest najbardziej ulubionym tematem do czytania i rozmów w windzie naszych rodaków. Stąd też polskie tygodniki tematykę zagraniczną raczej marginalizują: nie dalej jak wczoraj redaktor naczelny największego (w sensie nakładu), polskiego tygodnika "Polityki" powiedział mi, że pojawienie się tematu międzynarodowego na okładce oznacza sprzedawalność niższą o 15 -20%! Polacy po prostu najbardziej interesują się polskimi sprawami, specjalnie się tym jednak nie różniąc od Anglików, Niemców czy Duńczyków.

 

Tyle, że Polska nie jest samotną wyspą na oceanie świata. Globalizacja - prezydent Sarkozy użyłby tu słowa "mondializacja" - sprawiła, że jeżeli ktoś kichnie na nowojorskiej giełdzie to polskie firmy zaraz mają katar. Nawet trochę dla nas abstrakcyjne niektóre kraje afrykańskie - gdzie Polska nigdy nie miała, nie ma i nie będzie mieć ambasady - są o tyle istotne, że w ramach pomocy charytatywnej, humanitarnej, żywnościowej etc., Rzeczpospolita, (a więc polski podatnik) współfinansuje działania z Unii Europejskiej na tym kontynencie.

 

Oczywiście, bliższa koszula ciału, a więc Polacy z definicji niejako, bardziej interesować się będą tym, co dzieje się na Południowym Kaukazie, gdzie Rosjanie nie dają spokoju Gruzinom. Dotychczas dla przeciętnego obywatela III czy IV RP (a wcześniej PRL) słoneczna Gruzja kojarzyła się z niesamowitą gościnnością, niezłymi trunkami i czołowym mordercą XX wieku - Józefem Dżugaszwili - Stalinem. Ale teraz świat skurczył się, a globalny, w tym europejski mecz o strefy wpływów politycznych i ekonomicznych toczy się wszędzie - a więc przy tak sporym zaangażowaniu naszego kraju w tamtym rejonie Polaków musi obchodzić, czy w wypadku militarnej awantury o Abchazję nasi żołnierze nie będą musieli się tam pojawić…

 

Cóż, dożyliśmy czasów, w którym nie tylko Amerykanie nie mogą pozwolić sobie na izolacjonizm, modny jeszcze w USA 80 lat wstecz. Ale też Polacy, chcąc nie chcąc muszą zrezygnować z filozofii życiowej, skądinąd sympatycznej, zawartej w słynnych słowach wiersza staropolskiego poety: " niech na całym świecie wojna, byle moja wieś spokojna."

 

"To se ne vrati" - jak by to ujął zaprzyjaźniony z prezydentem Polski czeski prezydent Vaclav Klaus.”

 

 

Emocje rosną - „ one day before”. Jutro mecz z Niemcami. I trzeba go wygrać. Potem zagramy jeszcze z Austrią i Chorwacją, ale tak naprawdę ten mecz będzie najważniejszy - ze względów sportowych i nie tylko. Tą polsko-niemiecką konfrontacją żyje dziś cały kraj, nawet ludzie, którzy nie interesują się sportem. Bo mecz ze Szwabami to zawsze mecz ze Szwabami.