Nie poświęcać Polaków na ołtarzu przyjaciół

XXX

 

Sojusze sojuszami, ale nigdy nie powinniśmy zapominać o naszych rodakach, żyjących teraz lub kiedyś na dawnych polskich ziemiach. Nie można ich poświęcać na ołtarzu nawet najlepszych stosunków z naszymi sąsiadami. Takie właśnie tezy wysuwam w artykule napisanym dla tygodnika "Gazeta Finansowa" (dostępnej praktycznie w każdym saloniku prasowym w Polsce). Tytuł tekstu to: "Bez taryfy ulgowej". Oto jego treść:

 

"Ostatnio pisałem, że warto być twardym w polityce międzynarodowej - w tym także wobec sojuszników. Odnosi się to nie tylko do relacji Warszawa - Waszyngton, choć to sojusz najbardziej spektakularny. Są też sprawy, o które nie tylko można, ale nawet trzeba upominać się wobec naszych europejskich przyjaciół: Ukrainy i Litwy.

 

Polska powinna być ambasadorem Kijowa odnośnie unijnych i NATO-wskich dążeń naszego największego wschodniego sąsiada. Ale to nie oznacza, abyśmy byli politycznymi daltonistami, niewidzącymi spraw trudnych, bolesnych, drażliwych w naszych bilateralnych relacjach.

 

Taką sprawą zapewne dla Ukrainy są wizy. Za to dla Polski takim trudnym tematem była i pozostanie historia, a konkretnie sprawa ludobójstwa ludności polskiej na dawnych Kresach Wschodnich RP, a konkretnie w byłej Małopolsce Wschodniej i na Wołyniu. Polskie władze nie mogą za żadną cenę na ołtarzu słusznej przyjaźni Warszawy i Kijowa poświęcać pamięci dziesiątków tysięcy ofiar - naszych rodaków zamordowanych w okresie II wojny światowej, niestety, z ukraińskiej reki. Dobrze, że od lat w Polsce mówi się o ukraińskich krzywdach i o niesławnej pamięci komunistycznej Akcji "Wisła". Ba, tuż po 1989 roku Senat RP pierwszej kadencji podjął uchwałę potępiającą ówczesne działania władz PRL. Tyle, że bez wzajemności. To przykład asymetrii: władze Ukrainy nigdy oficjalnie nie potępiły rzezi na Wołyniu, a ostatnio trwa wręcz festiwal upamiętniania UPA - poprzez nowe nazwy ulic i placów ukraińskich miast. Tej samej UPA, z ręki której zginęło wiele tysięcy Polaków, a wielokrotnie więcej musiało w obawie przed nią uciekać do swoich domów.

 

Sojusz Polski i Ukrainy - będący w interesie obu krajów - nie może być powodem, abyśmy nagle dostali historycznej amnezji (słusznie pisał o tym ostatnio Rafał Ziemkiewicz w "Rzeczpospolitej").

 

Naszym strategicznym partnerem wśród krajów bałtyckich - nowych członków UE - jest Litwa. Nasze losy z Wilnem trzeba pielęgnować (a nie zostawiać Litwy "sam na sam" z Rosją, jak uczynił to obecny polski rząd w kontekście nowego 10-letniego porozumienia UE - Moskwa), ale nie za cenę zgody na bezprecedensowe w skali Unii działania władz Litwy na siłę zmieniające nazwiska Polaków tam mieszkających. A taka "lituanizacja" w praktyce nie napotyka na opór ze strony władz w Warszawie. Tak samo przykra sprawa uniemożliwienia zwrotu ziemi polskim właścicielom, którzy nigdy z Litwy nie wyjechali: w skali kraju oddano 90% zabranej przez komunistów własności, ale na terenach zajmowanych przez polską mniejszość tylko 15 %...

 

Sojusze sojuszami, ale nawet wobec sojuszników nie możemy zapominać o własnej historii i własnych narodowych interesach."

 

Dziś Dzień Matki. Mojej Mamy już nie ma. Ale przecież jest. I zawsze będzie. Zwłaszcza wtedy, gdy Jej najbardziej brakuje. I zawsze będzie Kimś Bardzo Specjalnym. Zawsze. I żal, że już nigdy do niej nie zadzwonię. I że już nigdy nie będzie na mnie czekać.