Pół roku Tuska - jak w mordę strzelił

XXX

 

W ostatnich dniach odpowiedziałem na kilka pytań Katolickiej Agencji Informacyjnej (KAI) dotyczących zamykania polskich placówek dyplomatycznych. Oto „protokół przesłuchania”:

 

 „1) Czy polskie służby dyplomatyczne dobrze wspierają Polaków mieszkających poza granicami kraju? Jak się to ma na tle innych krajów?

 

Ryszard Czarnecki: Trudno dać jednoznaczną odpowiedź, często zależy to od zaangażowania poszczególnych dyplomatów, konsulów generalnych czy konsulów. Natomiast skandaliczna jest ostatnia decyzja likwidacji szeregu polskich konsulatów - w Europie i poza nią - co ograniczy w realny sposób możliwość wspierania Polaków mieszkających poza granicami kraju, na stałe i Polaków czasowo pracujących tamże lub polskich turystów.

 

2) Czy zamykanie polskich konsulatów z tzw. „powodów ekonomicznych” jest realizacją idei „taniego państwa”?

 

RCz: Nie, wręcz przeciwnie. Oszczędności dzielą się na te prawdziwe i te głupie. Zamykanie konsulatów - zwłaszcza tam, gdzie inne kraje je otwierają, jest niezgodne z polskim interesem i utrudni życie polskim obywatelom. To nie jest przykład "taniego państwa". To jest przykład głupiego państwa.

 

3) Czy decyzja o zamknięciu Konsulatu w mieście, w którym jest już 71 konsulatów innych państw i ciągle otwierane są nowe dobrze służy polskiej racji stanu?

 

RCz: To decyzja absurdalna i chyba zupełnie nieprzemyślana. Konsulat w Strasburgu obsługiwał bowiem nie tylko Alzację i Lotaryngię, ale faktycznie także pobliskie landy niemieckie. Zamykanie konsulatu w sytuacji, gdy rośnie liczba polskich studentów, stażystów i pracowników w tym regionie jest skrajnym dziwactwem. MSZ chyba źle zinterpretowało Traktat Lizboński, który, co prawda, mówi o wspólnej unijnej służbie dyplomatycznej, ale nie ma ona zastępować istniejących, zwłaszcza newralgicznych, placówek narodowych.”

 

 

Pół roku rządu Tuska minęło - używając retoryki Władysława Frasyniuka, przeciwko której jakoś nie zaprotestowały elity (nie oburzając się na „zdziczenie polskiego życia politycznego”) - jak w mordę strzelił. Następne półrocza to może być nieustający festiwal sado-maso. Na oczach publiczności, płacącej za to z własnych podatków... i do tego z własnej woli, wyrażonej jesienią zeszłego roku. Tyle, że nawet cierpliwa i zakochana publiczność może w końcu mieć dość.