„Trawka” Donalda Tuska, czyli ucieczka w przeszłość

To tyle, gdy chodzi o skutek wyborczy. Co do mojej prywatnej oceny: sam trawki nie „jarałem”, ale Tuska nie potępiam. Jeżeli o coś można mieć pretensje do Donalda T. to o to, że nie rządzi, a zajmuje się własną propagandą. Krytykować go można za teraźniejszość, a nie za przeszłość.

 

XXX

 

Niezaproszenie mnie na dzisiejszy zjazd PZPN „za karę”, za krytykowanie władz Związku - jak przekazał mi to wczoraj późnym wieczorem rzecznik PZPN - jest dowodem na jedno: szereg ludzi w tej strukturze boi się, że mam realną szansę zostać prezesem PZPN. Najlepiej więc jest „wyciąć” mnie zawczasu, ograniczyć możliwości kontaktu z delegatami i działaczami lokalnymi. I chcą to robić wszystkimi możliwymi, także mało eleganckimi, metodami...

 

 

Tusk palił „trawę”. Politolog Kik powiedział,  że dodaje mu to „koloru”. To, co może dodać koloru w oczach pana profesora nie musi w oczach kilkuset tysięcy, czy może miliona jego bardziej tradycyjnych wyborców, dla których narkotyk - każdy narkotyk (także tzw. miękki) -jest złem samym w sobie. Ludzie młodzi, lubiący „luzactwo” i życie bez ograniczeń, akceptujący „trawkę”, na Tuska - i tak głosowali - jeśli w ogóle poszli do wyborów. Stąd po ujawnieniu Tuskowych grzechów młodości raczej wyborców mu nie przybędzie. Natomiast może sporo stracić wśród elektoratu starszego, bardziej religijnego - bo jednak i tacy ludzie na niego głosowali (choć większość takich na pewno na PiS).