Wysłuchana rada Chiraca

Uzupełniające wybory do Senatu na Podkarpaciu: panoptikum kandydatów i 2 poważnych, także dlatego, że miejscowych polityków: b. wicemarszałek Sejmu RP Stanisław Zając i jego konkurent z PO (3 miejsce w ostatnich wyborach senackich 2007). Na Podkarpaciu 2 mandaty do Izby Wyższej wziął PiS, ale teraz prawica jest bardziej podzielona, a notowania PO są lepsze niż pół roku temu. Tyle, że do czerwca jeszcze 2 miesiące.

XXX              

W ostatnim numerze tygodnika "Gazeta Polska" ukazał się mój felieton pod ironicznym tytułem "Wysłuchana rada Chiraca" (mam tam stałą rubrykę "Widziane z Brukseli"). To reakcja na ostatnie decyzje polskiej dyplomacji w kwestiach relacji UE-Rosja. Szlag mnie trafił… i napisałem to, co napisałem:

"Nie tak dawno były już prezydent Francji Jacques Chirac bezczelnie radził Polakom, żeby siedzieli cicho i karcił nas, że z takowej szansy żeśmy nie skorzystali. Jakubek Chirac jest już na politycznej emeryturze i teraz raczej denerwuje się na, grożący mu, francuski wymiar sprawiedliwości, a nie na upartych Sarmatów. Ale gdyby dalej był prezydentem - dziś byłby zachwycony. Bo Polska właśnie, w końcu, wedle francuskich życzeń, ale zgodnie z własnym wyborem jest cicho! Rząd Tuska w sprawie Gruzji, ale też 10-letniego porozumienia UE-Rosja siedzi jak mysz pod miotłą. Ale bynajmniej nie jest to postawa, budzącej sympatię dzieci, myszki - jubilatki Mickey Mouse. To Polska sprawiła, że nasz sojusznik - Litwa pozostała osamotniona, gdy chodzi o sprzeciw wobec rozpoczęcia negocjacji nad nową 10-letnią umową między Brukselą a Moskwą. Wilno wysunęło konkretne - i stare niemal jak świat zastrzeżenia - od spełnienia, których uzależniało swoją zgodę na "klepnięcie" unijno-rosyjskiego porozumienia. Chodziło m.in. o fundamentalną dla bezpieczeństwa także naszego kraju sprawę wspólnej, unijnej polityki energetycznej, której Rosja respektować nie chce, a powinna, czy możliwość ścigania sowieckich zbrodniarzy. Litwa miała rację, ale - mimo, że to już kwiecień - została na lodzie. Polska siedziała cicho, bo nowemu rządowi zależy na... poprawieniu stosunków z Federacją Rosyjską.

Natomiast w sprawie Gruzji, a właściwie systematycznego okrążania tego kraju przez Rosję, szef naszego MSZ miał tylko tyle do powiedzenia, że z tego powodu "nie wytoczymy przecież Rosji wojny". Rzecz w tym, że nikt wojny od nas nie oczekiwał, a zamiast opowiadania dowcipów o polskiej agresji militarnej minister mógł choćby zdobyć się na zwykłe poparcie pomysłu wysłania do Abchazji i Osetii międzynarodowych obserwatorów. Tak, jak uczyniła to... Litwa.

Rosyjski niedźwiedź może zauważył zaloty, przepraszam wstrzemięźliwość rządu Tuska i to, że zostawiliśmy Litwę samą sobie, choć dotąd w sprawach dotyczących relacji UE-Rosja zawsze występowaliśmy razem. A może i nie zauważył, ziewając szeroko, z lekceważeniem, przyzwyczajony do lekceważenia tych, którzy nie "stawiają się", nie walczą o swoje, licząc na łaskawsze spojrzenie "Miszki". Gorzej, że Polska nie zauważyła dwóch rzeczy. Po pierwsze, że złamana solidarność polsko-bałtycka osłabi nasz kraj nie tylko teraz, ale i na przyszłość, gdy po wejściu Traktatu Lizbońskiego w życie trzeba będzie szukać sojuszników do tworzenia koalicji większościowych (nie będzie już - z czasem - prawa weta). A po drugie, że po raz kolejny ktoś za nas podjął decyzję: zgodę - w imieniu także Polski - na bezproblemowy start negocjacji o unijno-rosyjskiej umowie przekazał Putinowi premier Luksemburga Juncker. To, co oburzyło Litwinów - rozmowy ponad ich głowami - jakoś w ogóle nie poruszyło Polaków. Wreszcie polski rząd skorzystał z rady Chiraca: siedział cicho, kiedy tego od niego oczekiwano. I - jak się wydaje - uczynił to z przyjemnością."