Atrofia państwa i pocałunek Angeli

Państwo polskie jest w stanie atrofii. Ale też anarchii. Świadczy o tym skandaliczna sprawa żądania, aby prezydent RP zwracał (w praktyce jego kancelaria) pieniądze za karetkę, która dyżurowała w czasie jego urlopu. Z ręką na sercu: taka sytuacja byłaby nie do pomyślenia we Francji, Niemczech czy jakimkolwiek innym europejskim państwie) ale też w USA, Japonii, etc. etc. Bo to obniżałoby autorytet głowy państwa, a wiec państwa jako takiego. Ale w Polsce własnego państwa się nie ceni, ani się go nie szanuje. W ramach walk partyjnych czy protokampanii prezydenckiej uderzy się w Kaczyńskiego, ale jednocześnie wystawia się na pośmiewisko Polskę. I obojętne czy to wicepremier Schetyna podpuszcza podległy mu szpital pionu MSWiA, czy też nadgorliwe kierownictwo kliniki ogłasza swoją prywatną, żenującą krucjatę (a nadgorliwość gorsza jest od faszyzmu). Liczy się efekt. I obraz. A obraz polskiego państwa jest jednoznaczny: słabe, skłócone, ze strukturami władzy bez posłuchu i autorytetu. To fatalny sygnał do opinii międzynarodowej. I co mi z tego, że komuś nie o to chodziło, że ktoś chciał „tylko” podszczypać „Kaczora”. Smutny to w sumie gol samobójczy do polskiej bramki.  Ale też pokazujący, że własne państwo ludzie władzy mają za nic.

 

XXX

 

Jacek Kurski ujawnił, że Patrycja Kotecka jest narzeczoną Zbigniewa Ziobro. Nie wierzę w przypadek, chlapniecie, niedyskrecję, ot, tak niechcący, wymsknięcie się.  Sadzę, że zaprzyjaźniony z Ziobro Kurski świadomie zdetonował coś, co i tak było tajemnicą poliszynela, ale mogło być „odkryte”  nagle jako niby - wielka sensacja.

 

Po prostu saper Jacek Kurski...

 

XXX

Późnym wieczorem wylatuję z Akry. Kierunek: Amsterdam. Słucham sobie Katie Melua - "Pictures". Daleko po lewej stolica Wybrzeża Kości Słoniowej  - Abidżan. Jeszcze dalej w lewo - Liberia i jej stolica Monrowia. Ale my lecimy wzdłuż Afryki, prosto. Mijamy Kumasi - to tam, gdzie produkują główne piwo w Ghanie - "Star". Za jakiś czas po prawej rzeka Niger, miasto Dosso, potem wyżej Niamey - stolica Nigru, po prawej Etiopia i Addis Abeba, gdzie lądowałem w listopadzie. Ale znacznie bliżej, tak, żeby pomachać skrzydłami Lomé - stolica Togo i dalej po prawej - Lagos, gdzie zawitałem przed trzema dniami, w drodze do Akry.

Przede mną 5,5 godziny lotu - mniej niż z Frankfurtu do Akry. Lecimy na Gao, pozostawiając po prawej Birnin Kebbi, a jeszcze dalej w prawo Kano i - poniżej Abuja. Jesteśmy na wysokości Bamako - stolicy Mali - tam byłem przed 3 laty, zachwycając się krajobrazami Timbuktu, do którego to miasta nawiązał… Kornel Makuszyński, każąc tam wędrować Koziołkowi Matołkowi.  Można spokojnie starać się zamknąć w pewne klamry tych kilka dni w Ghanie. Po prawej miasto  Tamanrasset, po lewej Taoudenni, ale ja myślami jestem w Akrze. Akrze, która tak naprawdę nie wiadomo ile liczy mieszkańców. Jedne źródła podają 1,7 mln, inne ok. 2 mln. Jedno jest pewne: cała aglomeracja liczy ok. 3 mln. Przed 132 laty Akra stała się stolicą brytyjskiej kolonii Złote Wybrzeże, by po kolejnych 8 dekadach stać się stolicą niepodległej Ghany. W czasie ONZ-owskiej konferencji, na której byłem, specjalne spotkanie zorganizowali producenci ziarna kakaowego. Nie przypadkiem: Ghana, w tym Akra, jest prawdziwą potęgą w tej branży. W Akrze ma kwitnąć przemysł drzewny, papierniczy i meblarski - ale tak jest w wielu miastach na świecie.  Dlatego ważniejszy jest fakt, że bardzo dobrze rozwinięte jest tu rzemiosło artystyczne, a zwłaszcza wyroby ze srebra i złota. Bo to jest dopiero wyróżnik stolicy!

Akra ma też, liczący 60 lat uniwersytet i nawet miasteczko uniwersyteckie. Chlubą miasta może być rzeczywiście nowoczesne międzynarodowe lotnisko Kotoka, uroczyście otwarte przez prezydenta Johna Agyekum Kufuora tuż przed Świętami Bożego Narodzenia 2002 roku (dokładnie 23 grudnia, o czym oczywiście informuje tablica wmurowana we frontowa ścianę portu lotniczego, tak, aby nikt jej nie przeoczył...). Ale żeby nie było tak słodko: Ghana to istotny punkt, niestety, na narkotykowej mapie świata. To niespodzianka, bo państwo to nie ma takiego „image”. Tym niemniej to fakt i to podwójny: w Ghanie produkuje się marihuanę na rynek międzynarodowy oraz jest też ona miejscem transferu heroiny z Azji Południowo-Wschodniej i Południowo-Zachodniej oraz w mniejszym stopniu kokainy z Ameryki Południowej do Europy i USA. A więc Ghana jako producent i jako punkt przerzutowy.   XXX 

Dużo było o Ghanie, mało o konferencji ONZ, czyli UNCTAD. Gwoli statystyki i faktografii: przemawiali sekretarz generalny ONZ - obecny (Koreańczyk) i poprzedni (obywatel Ghany - nie wiem, ale jakoś nie przechodzi mi przez gardło Ghańczyk). To właśnie dzięki Kofi Annanowi konferencja odbywała się w Akrze, ale mówcami byli również prezydenci Ghany (Johna Agyekum Kufuor), Brazylii (Luiz Ignacio Lula da Silva - szczególnie fetowany), Finlandii (Tarja Halonen), Rwandy (stary znajomy Paul Kagama), Sierra Leone (Ernest Bai Koroma), Liberii (Ellen Johnson-Sirleaf), były prezydent Tanzanii (Jakaya Mrisho Kikwete), wiceprezydent Salwadoru, była prezydent Irlandii (kobieta Mary Robinson). A także: b. premier Algierii, wicepremier Luksemburga oraz okazy dość egzotyczne,  np. minister spraw zagranicznych KRL-D, czyli Koreańskiej Republiki Ludowo-Demokratycznej (Korea Północna, ta od Kim Ir Sena).

XXX 

Na koniec rzecz o ryzyku. W VIP-owskiej sali lotniska Kotoka czekam na odlot do Amsterdamu.  Czekam długo, bo znając afrykańskie zwyczaje i dziwy, widząc różne cuda w przeszłości, nie tylko potwierdziłem mój wylot 2 dni wcześniej (w Europie byłoby to zupełnie niepotrzebne), ale też przyjechałem ponad 3,5 godz. przed wylotem! Znając mnie, wpadającego na lotnisko w ostatniej chwili - to duża sztuka. Czekam więc i w przerwie transmisji półfinału Ligi Mistrzów Barcelona - Manchester Utd., siedząc obok jakiegoś hiszpańskojęzycznego obywatela z jednej strony i dwóch eleganckich Murzynów z drugiej, spokojnie rozmawiam sobie przez telefon. Po polsku oczywiście. Z własnym ojcem, ale na bardzo prywatne tematy. Cóż bowiem może się zdarzyć w dalekiej Akrze i któż może słuchać mojej rozmowy, gdy w promieniu kilku kilometrów od lotniska nie uświadczysz ani jednego Polaka?

Może. Mój sąsiad - już po meczu - odzywa się do mnie dobrą, choć murzyńską polszczyzną ... Mało kto i mało co może mnie zaskoczyć, ale tym razem ów Nigeryjczyk - jak się okazało - to zrobił.  Isaac Dawid Otuorimuo spędził w Polsce jako nigeryjski dyplomata pełne 4 lata,  kocha flaki (rozmarza się, gdy o nich mówi - serio!), mieszkał w Warszawie na Ursynowie. Bywał w Krakowie, w Gdańsku, w Poznaniu i do naszego kraju ma stosunek entuzjastyczny. Jeszcze sporo pamięta polskich słów, w zasadzie wszystko rozumie. Boże, co za szczęście, że nie rozmawiałem o najtajniejszych kulisach najbardziej dyskretnych politycznych planów...

Dzisiaj nasz nigeryjski przyjaciel jest specjalnym doradcą Ministra Nauki i Technologii swojego kraju. Mówi ciekawe rzeczy: zapóźniona technologicznie Nigeria kupuje  najnowszą technologię, która bardzo szybko okazuje się już wcale nie najnowsza i trzeba kupować znowu - i tak w kółko. Ale to może i oczywistość. Ciekawsze, że zdradza, iż Nigeria i szereg innych państw afrykańskich - kupuje technologię od... Chin. Z prostych powodów: bo taniej i bo jest ona prostsza, łatwiejsza w obsłudze dla Afrykanów. Znamienne.

A ja mam nauczkę. W najmniej spodziewanym zakątku świata, daleko od Polski i Polonii nawet, wszędzie możesz spotkać Murzyna (lub Azjatę), który kocha polskie flaki i świetnie rozumie mowę wieszcza Mickiewicza!

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

W dzisiejszej francuskiej „La Liberation” na czwartej stronie smakowite zdjęcie ilustrujące tekst „Europejski minitraktat”. Artykuł sugeruje, że Traktat Lizboński jest prawdziwym, osobistym sukcesem Nicolas  Sarkozy, a na fotografii widać prezydenta Francji tuż przed pocałunkiem kanclerz Niemiec. Pocałunek zapewne był w policzek (choć któż to wie ... ),  ale na zdjęciu Sarkozy nachyla się tak, jakby zaraz miał wpić się w usta Angeli Merkel! Cóż, ciężką robotę ma ten Francuz...