EROS & ETHOS & DYPLOMACJA...

20.ocinek powieści „Polino”
Baron Makabrycy von Pipsztok otworzył ostrożnie jedno oko, dostrzegając dwa atomy helu na tle makatki z „Jankiem, wiankiem i kaszanką”. Goniły one jądro wodoru, a może muchę, lecz pewnikiem to urywki filmu z poprzedniego dnia. Zespół minionego dzionka. Głowa zdawała się być cięższa od ciężkiej wody, atoli kac kulisty (szczególnie po mieszance ćmagi zali bimbru i szampana) objawia się poczuciem zatopienia w chybotliwej nadrzeczywistości, która tu i teraz miała cieleśnie wybujałe parametry Aśki Latexyszyn, w szklanej jakby kuli. Nie bez trudu uniósł był drugą powiekę by skonstatować, że on czyli „von” znajduje się gdzieś pomiędzy dwiema dorodnymi  wydmami (jedna z pieprzykiem) na plaży prześcieradła jakby powiedział poet Landecjusz. Wypada przypomnieć, ż baron został nieszczęśliwie postrzelony na polowaniu. Trafił go drobnym śrutem taki „mały co ma kota, a nie ma nawet konta na pejs buku”. A podobno jest zaliczany do Wielkiej Czwórki rozgrywającej zdychającą Jewropę. Ministranci bismarczycy Angeli robią z niego perfidne kabarety. Ale nie ma się co obrażać, bo dobry Bóg dał Niemiaszkom „ordnungu” aż do obrzydliwości, ale zabrał im poczucie humoru. I dołożył do tego język, który przeklinają nawet najwięksi poeci nad Renem i Łabą. Patrz – casus J.W.Goethe. Nadto wypada uzupełnić wiedzę o baronie, iż po ciężkich orgietkach i chlajstwach alkoholicznych mawiał po niemiecku, zaś po kokainie mówił szekspirowską angielszczyzną, naturalnie z akcentem oxfordzkim. Tamże pono studiował z Nikodemem Dyzmą, a nawet baronetem Rostowerem.
 „Jeszcze...?” – spytała przytomnie Czarna Aśka, sztukując w nocy zdobytą wiedzą – „noch mal?”.-„Żadnego raza” – ripostował ku własnemu zdziwieniu baron. –„Widzisz jak szybko łapiesz nasz język” – cieszyła się uczycielka, która w rubryce – „towarzyskie” – reklamowała się jeno ustną francuszczyzną. „To może – kawa – herbata – masaż”- spytała niczym rasowa sekretarka. Zwłoki barona uniosły się jak kobra przed fakirem z fujarką: „was ich – czo ja wczoraj?” – „Ty wielki pan – z gestem – wszelkie piwo zostało wyssane z pubu „Pod Pipą”. Wójtowi dałeś w leasing auto czyli Lincolna, organiście nastrzeleś po pysku, bo fałszowal jakieś „uber ales...” – „Mein Gott” - tu przerwał „von” ,bo właśnie ktoś zdecydowanie zapukał i zwyczajowo nie czekając na zaproszenie  wparował wójy Buć Sabelbon. Dzierżył w prawicy świeżutki numer „Baltischer Zeitung”, gdzie pierwsza strona wyła wielkim nagłówkiem „von Pipsztok Pod Pipą”... Sprytny fotoreporter uchwycił moment jak w palec z herbowym sygnetem cmoknął barona wójt sąsiedniej wioski – Globina. Kacyk Buć, jak na VIP-a nr 2 (dyć po proboszczu Trybularzu) przystało, niósł życiodajny czteropak „żywca” i komplementy, które lingwistka Aśka tłumaczyła z użyciem wdzięku i wszystkich kształtnych kończyn. Żyło we wsi dwóch takich (jak Gerwazy i Protazy) co to walczyli o sławetne włoskie Monte...(każdy wie jakie). Tylko, że jeden na dole, a drugi na górze. No cóż, historia nie wybiera. Historia się jeno powtarza, jak mawiał Jędrzej Kapustak, udający przygłupa we wsi. Ale nie teraz powracać do annałów, foliałow i dociekań, do paralel i karabel...
-„I pan baron ich pojednał wczoraj- frojndszaft!” – wypalił jak z pancerfausta Buć. Nie bardzo jednak pojmujemy, co pan Makabrycy miał na myśli krzycząc, że „dorżnie watahę”. I potem wysłał swojego lokaja autem po ośmiorniczki do Waltzburga (dawniej Warszawa). Przez te ośmiorniczki, homary i langusty (tak dowcipkowano) został konsulem honorowym Oceanii. „Gut –gut” – cieszył się jak dziecko baron, łykając piwo i szukając w międzyczasie przyodziewku. Wtedy do okna zastukała stara Szlemicha, ongiś zwana czarownicą, dziś ceniona bioenergoterapeutka i powiatowa różdżkarka. Sabelbon zza firanki ocenił sytuację. No – toć i wszyscy już byli...I jasnowidz z Człuchowa i ekipa eksplorerów z Pasłęka, redaktor Trusia z tivi, tudzież pomniejsi ezoterycy i tropiciele skarbów. Wyposażeni byli bojowo w różdżki, wahadełka, wory i sakwy, kamery, krótkofalówki łopaty i oskardy, łysych ochroniarzy jak i dystyngowanych podręcznych adwokatów.
-„Aśka! Pytaj teraz precyzyjnie von Makabrycego! Wczoraj ewidentnie twierdził, że wie gdzie jest „bursztynowa komnata?!”...