2017 - kolejny rok pracownika

Rok ubiegły ogłoszony był przez ekspertów rynku pracy rokiem pracownika. Już na progu 2017 wiadomo, że także i on będzie takim rokiem. Wynika to z utrzymującego się (i spodziewanego w najbliższych miesiącach) niskiego poziomu bezrobocia, utrzymującej się presji na wzrost płac i przewidywanego odpływu z rynku ponad pół miliona osób dotąd zatrudnionych z powodu przejścia na emeryturę. Niestety, na razie niewiele wskazuje też, by ponad 2-milionowa rzesza emigrantów ekonomicznych w Wlk. Brytanii i innych krajach zachodnioeuropejskich miała zamiar masowo wracać do Polski.
Wszystko to sprawi, że łączna liczba pracowników się zmniejszy, przez co będą bardziej pożądani przez pracodawców. To sprawi, że ci ostatni będą musieli płacić więcej tym pierwszym, którzy będą, w jeszcze większym stopniu niż wcześniej, mogli „przebierać” w ofertach pracy. Naturalnie sytuacja nie wygląda we wszystkich regionach i miejscowościach jednakowo. Znacznie łatwiej o pracę w największych miastach i regionach najsilniej zurbanizowanych, trudniej - np. w „tradycyjnym” zagłębiu bezrobotnych, woj. warmińsko-mazurskim czy zachodniopomorskim.
Z szacunków ZUS wynika, że w 2017 r. ze względu na otrzymanie świadczeń emerytalnych, z rynku pracy może zniknąć ponad 500 tys. osób. Proces ten został dwukrotnie przyspieszony poprzez powrót do niższego wieku emerytalnego. - To ogromnie wyzwanie dla pracodawców, bo ma ono miejsce w warunkach kurczenia się zasobów kadrowych, rekordowego wzrostu wakatów i prognoz demograficznych przewidujących zmniejszenie się liczby ludności w niektórych regionach Polski o nawet 30 proc. - mówi Andrzej Kubisiak z Work Service.
Z danych zebranych przez jego firmę wynika, że malejąca liczba pracowników na rynku w połączeniu z rekordowo niskim poziomem bezrobocia spowoduje zaostrzanie się rywalizacji o kandydatów. Już dziś ponad 35 proc. firm deklaruje trudności rekrutacyjne, a ponad 59 proc. kandydatów wskazuje, że zachętą do zmiany zatrudnienia będą dla nich wyższe wynagrodzenia.
- W kolejnych miesiącach, w wyniku zaostrzającej się rywalizacji o pracowników, spodziewamy się wzrostu wynagrodzeń o ponad 5 proc. w stosunku do poprzedniego roku - dodaje Krzysztof Inglot z tej samej firmy. - Ta poprawa będzie szczególnie widoczna wśród pracowników fizycznych i niewykwalifikowanych, którzy dotychczas notowali wynagrodzenia poniżej średniej. To właśnie osób gotowych do podjęcia pracy na podstawowych stanowiskach brakuje dziś w największym stopniu w gospodarce – dodaje.
W opinii prof. Jacka Męciny z Konfederacji Lewiatan w najbliższym czasie możemy mieć do czynienia z dalszym przyspieszeniem wynagrodzeń. Od 1 stycznia obowiązuje podniesiona do 2 tys. zł płaca minimalna i minimalna stawka godzinowa. - Pojawi się też w presja na wzrost płac ze strony pracowników, którą już teraz obserwujemy w niektórych branżach. Spora grupa zatrudnionych odczuje to pozytywnie w swoich portfelach - kończy Męcina.