Lobbyści na barykadach Sejmu

Histeria polityczna 3RP osiąga coraz wyższe poziomy. Wydawałoby się, że okupacja gmachu parlamentu dużego kraju Unii Europejskiej może zdażyć się w sytuacji abolutnie niezwykłej: po ujawnionych mordach politycznych lub w razie wojskowego puczu. W 3RP wystarczyło usunięcie wrzaskliwego posła z mównicy sejmowej oraz obrona wolności prasy w wykonaniu partii, która tą wolność wielokrotnie łamała, a przed partią rządzącą, próbującą wyjątkowo nieudolnie i niemądrze zmieniać reguły dostępu mediów do gmachu parlamentu. PIS metytorycznie ma rację starając się ograniczyć dostęp dziennikarzy, żaden parlament poważnego kraju nie jest tak otwarty jak Sejm, ale metodę wybrał fatalną. 

Ten kto wierzy w takie powody budowania sejmowych barykad, zakłada, że poziom polskiej klasy politycznej, szczególnie tej spod znaku Opozycji Totalnej, sugeruje konieczność uaktywnienia się Stowarzyszenia Psychiatrów Polskich. Znacznie bardziej prawdopodobne jest to, że za ową rzekomą histerią stoją twarde interesy. Szczególnie te mocno zagrożone. Zaś słowo "histeria" należy raczej zastąpić zwrotem "rozpaczliwa i propagandowa walka". Choć zachowania histeryczne są także widoczne. 

Chorobą 3RP jest rozbestwienie się licznych i wpływowych grup interesu. Przypominają one z nazwy te z krajów Zachodu, różnią się jednak całkowitą obojętnością na dobro publiczne. Typowe dla dojrzałych krajów połączenie nieuchronnego egoizmu z poczuciem wagi swojej profesji zastapiono jedynie tym pierwszym, a to przy państwowotwórczym założeniu, że: "środki publiczne są niczyje" i generalnie: "należy się". 

Pomysł PO, a wcześniej SLD na rządzenie, to pozwolenie owym grupom interesu na działalność pod hasłem: "róbta co chceta, a od czasu do czasu udawajta, że robita swoje obowiązki". Dotyczyło to: sądownictwa, wojska, administracji publicznej, państwowej służby zdrowia, szkolnictwa, nauki, mediów, artystów i wielu innych. Każde z tych środowisk zbudowało przeżartą nepotyzmem i najczęściej marną merytorycznie strukturę. 

PIS stanowi dla wielu z nich zagrożenie. Nieporadność polskiego sądownictwa nie wymaga już udowadniania, jest oczywista. Próby podejmowane przez MS są bolesne dla wielu, ostatni przykład to Sąd Apelacyjny w Krakowie. Prezes SSA dorabiał sobie na kwotę ok. miliona zł na ekspertyzach i uważa, że to nic złego. Zaś wg. CBA dyrektor Sądu i główna księgowa za pomocą fikcyjnych firm wyłudzili ponad 10 milionów. Takich historii jest zapewne dużo więcej, przez lata nikt temu nie przeszkadzał. 

Kilkudziesięciu urzędników warszawskiego Biura Gospodarowania Nieruchomościami nie wie czy najbliżsi krewni mają roszczenia do stołecznych nieruchomości. Postawmy hipotezę, że doskonale wiedzą. W stolicy prawdopodobnie ukradziono ok 100 nieruchomości, z których średnia wartość każdej podobna jest do całej afery Rywina z tamtymi kilkunastoma milionami łapówki. Przez całe lata nikt temu procederowi nie przeszkadzał. Takich historii w innych miastach zapewne też jest wiele. Rodzina prezydent europejskiej stolicy uwłaszczająca się na, wg. dokumentów sądowych, kradzionej pożydowskiej kamienicy to standardy zdecydowanie odległe od tych z Zachodu.

W Wojsku mamy rekordową liczbę generałów, a jakieś 40% pułkowników to pracownicy MON. Pracują tam całe rodziny, wyższy stopień to nie tyle prestiż, co wyższe pensje i emerytury. Tymczasem przez minione lata trudno znaleść choć jeden poważny projekt modernizacji armii zakończony sukcesem. Dla wojskowych rodzin z silną tradycją LWP ciosem jest nominacja zdegradowanego i skazanego na śmierć Kuklińskiego na generała, a Jaruzelskiego w odwrotną stronę. 

90% to teatry państwowe i takoż utrzymywane. Wbrew lamentom środowiska, to nie jest model typowy dla Zachodu, lecz bliższy Włochom Mussoliniego, albo czasom PRL. W krajach Zachodu albo państowe pozostają teatry wyjątkowe (sceny "narodowe"), albo tak jak w Szwajcarii płacą władze kantonów, ale jednocześnie mają wpływ na repertuar. I z tego prawa korzystają: ostatnio decyzją lokalnych władz teatr stracił 40% dotacji, bo wystawił sztukę uderzającą w jednego posła. W Polsce samo pytanie ministra dot. danej sztuki ogłaszane jest jako "atak na wolność artystyczną", zaś rozpolitykowani polscy artyści wygłaszają protest na deskach szwajcarskiego teatru, tego samego, który musi uzgadniać repertuar z lokalną władzą. 

Media to mieszanka ideologicznego zacietrzewienia z kwestią finansowania. GazWyb zwalnia dziennikarzy, bo instytucje państwowe przestały zamawiać dziesiątki tysięcy prenumerat i masowo publikować ogłoszenia. Nic dziwnego, że ew. upadek rządu PIS to wymarzony ratunek dla madiów boleśnie uderzonych rzeczywistością wolnego rynku.

Gdzieś tam w tle pojawia się strach przed emerytowanymi ubekami, którzy w wyniku obniżenia emerytur mogą odczuć ekonomiczną potrzebę, możliwą do realizacji dzięki prywatnym archiwom. 

Do tego dochodzą kwestie geopolityczne. PIS zmienia priorytety z proniemieckich na proamerykańskie. Stąd wzmożona aktywność tych, którzy dostaja dotacje od europejskiej lewicy. Niektórzy wierzą w to co robią, inni starają się udowodnić sponsorom swoją lojalność i zaangażowanie.

PIS to nie jest stowarzyszenie aniołów walczących z opozycyjnymi diabłami. Kaczyński podążając tropem myśli swojego nauczyciela prof. Ehrlicha zakłada, że istnienie różnych grup wpływu to stan, który należałoby zaakceptować, jednak nie w skrajnie zdegenerowanej formie jak tej w 3RP. PIS nie walczy ze wszystkimi, póki co zostawia w spokoju administrację, naukę i generalnie także artystów. Ci ostatni  stają na barykadach podpuszczeni przez innych, pasując do tezy: "łatwo mówią, z trudem myślą". Ponadto PIS traktuje bynajmniej dalekie od ideału: lobby górnicze, lobby związków zawodowych i Kościół Katolicki za koniecznych sprzymierzeńców. 

Najbardziej zagrożone wydają się być lobby sądownicze i prawnicze, wojsko, media lewicowe. Naturalnie także wszyscy ci, którzy za sposób na życie wybrali przytulenie się do poprzedniej władzy, a to oznacza wielu urzędników. Właśnie te grupy stanowią trzon maszów KODu. Dodatkowo pojawiają się na nich ludzie zaślepieni propagandą, a przy tym bezradni wobec pytania na czym miałby polegać zamach na demokrację autorstwa PISu, przeciwko któremu występują. 

Sejmowy protest, znacznie swą formą wykraczający poza swoje oficjalne powody, to w istotcie rozpaczliwa walka owych różnych wpływowych ale i wystraszonych grup interesu, przy użyciu swoich przedstawicieli, którymi są przede wszystkim posłowie PO i N. Sposób protestu świadczy jednak o braku pomysłów Opozycji Totalnej, wydaje się bowiem, że może on jedynie przekonać przekonanych. Czyli mniejszość. 

Gdzieś tam w medialnym tle wypowiedzi Wałęsy dopominające się wyrzucenia Polski z UE i poparcie dla niego ze strony Opozycji Totalnej. Tym samym ci, którzy twierdzą, że jedyną drogą dla Polski jest Unia Europejska popierają tego, który zaleca wyrzucenie Polski z UE. Członek "proeuropejskiej" kanapowej partyjki Europejscy Demokracji Stefan Niesiołowski w wywiadzie dla rosyjskiej gadazinówki Sputnik opisuje Polskę jako dziki kraj pod rządami dyktatora. Kolejne debaty nt. Polski w Parlamencie Europejskim przy niemal pustej sali obrad z nieodmiennie wygłaszanymi tyradami przez polskich europosłów z PO to zupełnie niebywały przykład zacietrzewienia.

Niestety koszty tego cyrku w postaci fatalnego wizerunku Polski na świecie są realne. Niewspółmierna reakcja Opozycji Totalnej może wywrzeć wrażenie za granicą, sugeruje bowiem, że w Polsce naprawdę dzieje się coś nadzwyczajnego. Zagranica może zostać przekonana, ale polscy wyborcy niekoniecznie. Wyjątkowo głupi pomysł polityczny: nieskuteczna zadyma uderzająca w polską rację stanu. Owe grupy interesu też na tym stracą, ale póki co trwa polityczne chuligaństwo, zarówno w gmachu Sejmu RP jak i w mediach zagranicznych. Niestety konsekwencją owej rozpaczliwej walki w obronie interesów zagrożonych przez PIS może okazać się prawdziwa histeria, która doprowadzi do tragedii. W styczniu 2017 wielu emerytowanych esbeków naprawdę się wścieknie, gdy zobaczą swoją nową emeryturę. W atmosferze histerii jakiś kontynuator Ryszarda Cyby może odkurzyć głęboko schowany w szafie pistolet.