W dzielnicy śmieciarzy

Jest taka dzielnica. Choć ci, którzy tam mieszkają bardzo nie lubią, jak się tak to określa. Wolą mówić, że są „z Mukatta”. Tak nazywa się wzgórze. Ale to naciągane. Dzielnica Mukatta istnieje naprawdę, jednak to ekskluzywna część stolicy i mieszkają tu bogacze, a nie śmieciarze. Ale można też używać neutralnej nazwy „Dzielnica Jam”. Ona nikogo nie pozycjonuje, a oddaje istotę rzeczy. To przecież w tym miejscu były przez lata kamieniołomy.

Gdzie jest ta dzielnica? W Kairze. Właśnie z niej wracam. Piszę te słowa w samolocie do Polski. Bylem w „dzielnicy śmieciarzy”. To część egipskiej stolicy. Mieszkają tu głównie nasi bracia, chrześcijanie, Koptowie. Prezydent Naser utworzył tu w 1969 roku swoiste getto dla przybyszy z południowego Egiptu, którzy osiedlali się tu w latach 1960. i 1970. Na obrzeżach są tu dwa meczety, ale widać głównie Koptów. Mają tu trzy własne świątynie. Nieprawdopodobne, bo wykute w skale, właśnie w nieczynnych kamieniołomach. Największa może pomieścić nawet 9-10 tysięcy ludzi. Tymczasem katedra koptyjska w Kairze „tylko” sześć.

Te kościoły, w których odprawia się msze i śpiewa w martwym już języku Koptów (próby jego reanimowania są na razie bezskuteczne) imponują swą wyjątkowością jeszcze z jednego powodu. Z polskiego powodu. Ten polski powód nazywa się Mariusz Dybich ‒ dla miejscowych Mario ‒ mieszka wśród Koptów, zakochał się w koptyjskiej dziewczynie, dla niej zdjął salezjański habit, ożenił się, ma dwójkę dzieci, ale przede wszystkim rzeźbi monumentalne rzeźby sakralne. One ozdabiają ściany chrześcijańskich wysepek na oceanie islamu. Chłopak z Olkusza perfekcyjnie mówi po arabsku, ale nie pisze w tym języku, zatem podpisy pod dziełami przedstawiającymi świętych czy sceny z Biblii wykonują już jego koptyjscy uczniowie. Często są też napisy po angielsku, bo turystów jest tu ‒ poza regularnymi pielgrzymkami Koptów z całego Egiptu (mało kto wie, ale bardzo dużo jest ich choćby w okolicach dobrze znanej polskim turystom Hurghadzie), ale też z Kanady ‒ sporo. Na kanadyjskiej ziemi mieszka ich przeszło sto tysięcy. Sporo też zresztą w sąsiednim Sudanie.

Przywożą tu śmieci z całego Kairu. Tu są sortowane, przetwarzane, utylizowane. Dzięki śmieciom powstały nawet fortuny. Czemu wzbogacone na odpadkach chrześcijańskie rodziny nie chcą wyprowadzić się do ekskluzywnych dzielnic? Bo tu są wśród swoich, bo tu mogą się modlić, ale też ich biznesem nie interesują się, niechętnie się tu zapuszczający, przedstawiciele władz.

Trafiłem na uroczystości pogrzebowe ‒ tu tradycyjnie odbywające się 40 dni po śmierci. Koptowie przeżywają swoją wiarę. Może dlatego ze smutnego w końcu, wydawałoby się, ceremoniału wracają, dzieci, dorośli i starcy, pogodni, a nawet radośni. Są zwartą, lojalną, chrześcijańską wspólnotą, traktującą tradycję i wymogi wiary poważniej niż my, „na Zachodzie”. I wierzą, że byli tu przed muzułmanami, a święty Szymon Garbarz (Samaan Al-Kharaz) podniósł skałę i opuścił ją, aby dać znak islamskiemu kalifowi „my tu jesteśmy”... Bóg z Wami, śmieciarze z Kairu.

PS. W dniu, w którym po południu wylatywałem z Kairu przeprowadzono tam – na punkcie kontroli ‒ zamach terrorystyczny. Zginęło sześciu policjantów... Tuż po moim wyjedzie w zamachu w katedrze koptyjskiej św. Marka zginęło 21chrześcijan.

*tekst ukazał się w  "Gazecie Polskiej" (14.12.2016)