Ostatnia szychta

Tym razem nie mój tekst, bo ja tak dokładnie nie umiałabym opisać..

Opublikowano 16 grudnia 2014, autor: emka,
http://hej-kto-polak.pl/wp/?p=84941 

 >> Był zwykłym górnikiem, szeregowym członkiem „Solidarności” na „Manifeście Lipcowym”. Codziennie dojeżdżał trzydzieści kilometrów kopalnianym autobusem do pracy. Tego dnia wrócił jakby zapadnięty w sobie, skurczony; minęło już tyle godzin, a on nadal nie mógł powstrzymać drżenia rąk. Powtarzał tylko: „Oni do nas strzelali” – pisze Jarosław Szarek.
Potem opowiadał, jak inni górnicy uciekali boso kilka kilometrów polami, gdzieś przed siebie, byle jak najdalej od rozjuszonych zomowców.
     W katowickim „Staszicu” ZOMO spacyfikowało nie tylko kopalnię, ale ruszyło też na hotele robotnicze. Pałowano i wypychano górników przez okna. Kilkunastu z nich miało połamane nogi i ręce. Tu nie chodziło tylko o przerwanie strajków, które wybuchły po wprowadzeniu stanu wojennego, ale przede wszystkim o zemstę.
     Od 1944 roku władza się nie zmieniła, więc i metody pozostały te same. Przecież Cyrankiewicz po krwawo stłumionym proteście robotników Poznania w 1956 roku zapowiadał: „Każdy prowokator czy szaleniec, który odważy się podnieść rękę przeciw władzy ludowej, niech będzie pewny, że mu tę rękę władza ludowa odrąbie, w interesie klasy robotniczej”, a w czasie studenckich protestów 1968 roku Edward Gierek, I sekretarz PZPR w Katowicach, groził: „Jeśli poniektórzy będą nadal próbowali zawracać nurt naszego życia z obranej przez naród drogi, to śląska fala pogruchocze im kości”. Dwa lata później Władysław Gomułka nie pozostawiał żadnych wątpliwości: „Z kontrrewolucją się nie rozmawia, do kontrrewolucji się strzela”.
     Po 13 grudnia 1981 roku na Górnym Śląsku komuniści wszystko to niemal dosłownie zrealizowali, aby na długo zapamiętano, jak kończą się marzenia o godnym życiu. Szczególnie na tej najbardziej uprzemysłowionej ziemi, która w PRL była hołubiona i stawiana za przykład solidnej pracy, a jednocześnie eksploatowana jak kolonia kosztem degradacji środowiska oraz zdrowia i życia jej mieszkańców.
Kiedy w końcu sierpnia 1980 roku również załogi zakładów Śląska i Zagłębia wsparły 21 gdańskich postulatów, przesądziło to o zgodzie komunistów na powstanie „Solidarności”. Region Śląsko-Dąbrowski skupił w swych szeregach ponad milion członków, stając się najliczniejszym i najsilniejszym w Polsce. Komuniści wiedzieli, że od zdławienia oporu w kopalniach i hutach będzie zależało powodzenie całego stanu wojennego. Dlatego tam właśnie uderzyli z taką bezwzględnością.

Spałowali figurę św. Barbary
     Już nocą z 12 na 13 grudnia rozpoczęły się internowania, które w województwie katowickim objęły kilkaset osób. Już niedzielnym świtem, na wieść o aresztowaniach działaczy związkowych, spontanicznie zawiązały się strajki w Hucie „Katowice” (doskonale zorganizowany mimo internowania 36 osób – prawie całej Komisji Zakładowej NSZZ), „Baildon”, w kopalniach „Wujek”, „Wieczorek”, „Julian”, „Manifest Lipcowy”. Wokół największych zakładów ustawiono kolumny 10. Sudeckiej Dywizji Pancernej mającej na swym „bojowym” szlaku udział w „zaprowadzaniu porządku” na ulicach Poznania w czerwcu 1956 roku.
     Nazajutrz – w poniedziałek – protesty rozszerzyły się na kolejne kopalnie, m.in. „Staszic”, „Andaluzja”, „Borynia”, „XXX-lecia PRL”, „ZMP”, „Piast”, „Ziemowit” (ogółem „stanęły” 24 śląskie kopalnie). Milicyjne oddziały ruszyły też do pierwszych pacyfikacji Huty „Baildon”, kopalni „Lenin”, „Wieczorek”.
We wtorek 15 grudnia, ZOMO uderzyło w Jastrzębiu-Zdroju, gdzie przerwano pracę we wszystkich kopalniach. Zaczęto od „Jastrzębia” i „Moszczenicy”. W dzień wypłaty po pieniądze przyjechali nawet ci niestrajkujący. Zomowcy, używając armatek wodnych, gazów łzawiących i pałek, rozpoczęli atak. „Myśmy zaczęli śpiewać pieśń ’Jeszcze Polska nie zginęła’. ZOMO wpadło przez wybite szklane drzwi, także przez wybite okna, przez które wrzucali gaz łzawiący i paraliżujący. Było widać wyraźnie, że z ust tych funkcjonariuszy ZOMO ciekła piana, a oczy mieli jak po narkotykach. Wrzeszczeli ’ch…’, inne wyzwiska, bili. Krzyż wiszący i figurę św. Barbary również spałowali. Jedną z kobiet, która była płatniczką, pałkami pobili, a była ona brzemienna, wiem, że poroniła na miejscu. Zabrało ją pogotowie ratunkowe” – zapamiętał akcję w kopalni „Jastrzębie” jeden z górników, Józef Gałuszka.

Podłogę zalała krew
Takie informacje dotarły na „Manifest Lipcowy” („Zofiówkę”), której górnicy postanowili się bronić. Ktoś trzymał gaśnicę, inny wąż z wodą… Przed południem czołg rozbił bramę, za nim weszli zomowcy i rozpoczął się ostrzał gazami. „Odrzucaliśmy puszki z gazem łzawiącym, gdy nagle zza zomowców wyskoczyła grupa milicjantów. Usłyszeliśmy suche trzaski i kule przeleciały ze świstem nad naszymi głowami. Z tyłu ze ścian budynku posypał się tynk, a niektórzy z górników padli na ziemię. Rannych zanieśliśmy do punktu opatrunkowego, gdzie szybko całą podłogę zalała krew. Nie było lekarzy. Pielęgniarki plastrem zaklejały rany postrzałowe brzucha. Gdy poprosiliśmy jednego z oficerów milicji, aby sprowadził pomoc lekarską, odpowiedział krótko: sp…! Karetki przyjechały po czterdziestu minutach, to, że nikt nie zginął, było cudem” – wspominał nieżyjący już Leopold Sobczyński, jeden z uczestników strajku. Wśród rannych był Czesław Kłosek. Wystrzelony pocisk trafił górnika w brodę, zmienił tor i przebił szyję, zatrzymując się w kręgosłupie. Podczas kolejnych operacji kuli nie udało się wydostać, Kłosek cudem uniknął śmierci i paraliżu.
     Zabici padli następnego dnia, 16 grudnia, w Katowicach, w kopalni „Wujek”. Milicja rozpoczęła od pacyfikacji za pomocą armatek wodnych i gazów łzawiących zebranych przed kopalnią, przede wszystkim kobiet i dzieci. „Powoli nadjeżdżają czołgi. Kobiety tarasują ulicę. Kilka kładzie się wprost pod gąsienice sunącego pojazdu. Czołg zatrzymuje się. Po chwili jednak rusza i przebija się przez kordon kobiet. Kobiety leżące na ziemi zostały zmyte sprzed czołgów strumieniami wody z armatki wodnej. Czołgi otaczają kopalnię. Kobiety wieszają na lufach różańce” – relacjonowali świadkowie.
Przez wyrwane w murze otwory wkroczyły setki zomowców, ale początkowo zostali wyparci. Rannych, lekarzy oraz pielęgniarki zomowcy wyciągali z karetek i bili. W czasie kolejnego ataku pluton specjalny użył broni palnej, strzelając z odległości 20-30 metrów – kule trafiały w głowy, klatki piersiowe, a nawet plecy. Poległo i zmarło od ran dziewięciu górników. Najmłodszy z nich, 19-letni Andrzej Pełka, umierał ze słowami „Mamusiu, ratuj!”. Wraz z nim zamordowani zostali: Józef Czekalski, Krzysztof Giza, Ryszard Gzik, Bogusław Kopczak, Zenon Zając, Zbigniew Wilk, Jan Stawisiński i Joachim Gnida.
„Idą pancry na ’Wujek’”
Tragedia w kopalni „Wujek” wstrząsnęła Polską, było to dokładnie w rocznicę Grudnia 1970 na Wybrzeżu. Po jedenastu latach milicja w służbie Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej znów strzelała do robotników. Ukrywający się na pobliskim osiedlu znany malarz, profesor katowickiej ASP Maciej Bieniasz napisał wtedy słynny wiersz „Idą pancry na Wujek”: „Przyszli nocą w uśpiony dom,/ Wyciągali nas chyłkiem, jak zbóje/ Drzwi zamknięte otwierał łom…/ A gdy opadł i strach i gniew,/ Jeden wybór: kopalnia strajkuje,/ Choć staniała bardzo nasza krew…/ Płoną znicze ku zabitych chwale,/ Ale zgasła nadzieja na potem,/ Gdzie twe czyste ręce, generale,/ Zawracają pancry z powrotem”. Gdy czołgi zbliżały się do kopalni, zapytał gospodynię, co tak drży, i wtedy usłyszał  - „A, to pancry…”.
     W lokalnej „Trybunie Robotniczej” trwał festiwal kłamstw i nienawiści wobec strajkujących, a nowy wojewoda katowicki generał Roman Paszkowski apelował: „Nie pozwalajcie, by za Waszymi plecami ukrywali się ludzie złej woli i prowokatorzy… Swoim rozważnym działaniem przeciwstawcie się szaleńczym i nieodpowiedzialnym działaniom”. (III RP pogrzebała go na wojskowych Powązkach z wszelkimi możliwymi honorami).
Wieść o tragedii w kopalni „Wujek” szybko rozeszła się po Śląsku. Z jednej strony spowodowała rezygnację z dalszych protestów, do domów wrócili nazajutrz m.in. górnicy z „Juliana” i „Andaluzji” w Piekarach Śląskich oraz „Brzeszcz”. Natomiast w Hucie „Katowice” i kopalni „Borynia” zaczęto przygotowywać się do walki. W tej ostatniej gromadzono butelki z benzyną, szykowano butle tlenowe i acetylenowe, ustawiano barykady z ciężkich maszyn i cysterny z benzyną. Strajk zakończono jednak pokojowo 18 grudnia, a dwa dni później zomowcy rozbili strajki w kopalniach „Anna”, „1 Maja”, „ZMP”.

„Wyjeżdżajcie już chłopcy od ’Piasta'” 
     W tym czasie w całej Polsce opór stawiały jeszcze Huta „Katowice”, która padła 23 grudnia – do końca wytrwało 3 tysiące hutników, o których kłamliwie pisała nawet sowiecka prasa, oraz dwie kopalnie. Ich załogi okupowały podziemne chodniki. Z „Ziemowita” – wyjechali w Wigilię, a „Piast” był ostatni, jak śpiewano w słynnej piosence-wierszu Jana Michała Zazuli, którego życie przerwała lawina pod Mont Blanc. „Wyjeżdżajcie już chłopcy od ’Piasta’/ Pora chłopcy opuścić tę dziurę/ Baby płaczą – napiekły wam ciasta/ Złota klatka uniesie Was w górę/ Wyjeżdżajcie, już szychta skończona/ Pielęgniarki i lekarz są w szatni/ Porozwożą Was suki po domach/ Mają wszystkich, Wasz szyb jest ostatni…”.
Dla strajkujących pod ziemią organizowano spontaniczne zbiórki pieniędzy, wykupiono wszystko, co było w kopalnianym sklepie. Ludzie przywozili towar z Tych, Oświęcimia, Bojszowych. Z czasem jednak zaczęło brakować jedzenia. Dzienną rację stanowiły: kromka chleba, cebula, łyżka smalcu.
     Jeszcze mniej mieli strajkujący w oddalonym o parę kilometrów „Ziemowicie”. Kilka razy odwiedzali się nawzajem, wymieniając informacje, żywność. Górników porywających się na takie eskapady nazywano „komandosami”. Wiele godzin szli kilometrami zalanymi, „pozaciskanymi” chodnikami, dziesiątki metrów po drabinach.
Od początku władze wywierały ogromną presję psychiczną, aby ich złamać. Telewizja nadawała relacje, pokazujące, jak rozhisteryzowane kobiety nakłaniały mężów do wyjazdu na powierzchnię. Odnosiło to wręcz odwrotny skutek. Pewnego dnia przyszedł górnik i powiedział, gdy jedna z kobiet wzywała go po nazwisku. „Przecież to nie moja baba, jo ni mom żadnej”. Przysyłano lekarzy, którzy straszyli wybuchem epidemii, podawali nieprawdziwe diagnozy, dostarczali fałszywe listy i telefony.
     Ogromny wpływ na zachowanie górników z „Ziemowita” w tych dniach miała postawa Jana Żaka. On inicjował modlitwy, budował kapliczki. Na początku przyłączała się połowa, w ostatnich dniach niemal wszyscy. Nawet ci religijnie obojętni i niewierzący. „Modlitwa pomagała nam wytrwać. Odmawialiśmy Różaniec, co dawało wewnętrzną siłę. W miejscach, gdzie spaliśmy, zawiesiliśmy krzyże, święte obrazki. Gdy dowiedzieliśmy się o zbrodni na kopalni ’Wujek’, także modliliśmy się za zabitych” – wspominał. Strajkujących kilkakrotnie odwiedzili księża, tak było też w innych zakładach.
     W „Piaście” zjechał na dół ks. bp Janusz Zimniak. Na początku górnicy byli nieufni, gdyż myśleli, że kapłani będą namawiać ich do przerwania protestu. Oni niczego jednak nie sugerowali. W Wigilię po wspólnej spowiedzi ks. bp Zimniak udzielił zbiorowej absolucji. Na wieczerzę każdy dostał kawałek chleba wielkości pudełka zapałek, opłatek, odrobinę cebuli, jabłka i ryby. Konserwę dzielili na 50 osób, do tego łyk coca-coli, tak aby było dwanaście potraw. Zaczęli śpiewać „Bóg się rodzi, moc truchleje”. Ze wzruszenia otwierali tylko usta, nie mogąc wydobyć słów, a mimo to podziemia dudniły od kolęd. W kopalnianym półmroku błyszczały tylko ich oczy pełne łez. Nikt się ich nie wstydził.

„Wolna Polska zepchnięta pod ziemię”
Tego dnia przeżyli jeszcze jeden dramat. Niewielka grupa poszła na kopalnię „Ziemowit”. Wrócili po kilku godzinach z wiadomością, że tamci już wyjechali. Po świętach było już wiadomo, że w całej Polsce „Piast” strajkuje samotnie. Rozpoczęto rozmowy z wojskowymi komisarzami, którzy zapewnili strajkującym bezpieczeństwo po wyjeździe. Mimo to trzystu najbardziej zdesperowanych górników chciało trwać do końca. Przekonał ich dopiero inż. Zbigniew Bogacz po kilku godzinach: „Co mieliśmy pokazać – pokazaliśmy, teraz pokażmy naszą siłę, będąc do końca razem”. I wyjechali.
     Po wyjściu z windy, zmęczeni, głodni i brudni, pierwsze kroki kierowali pod wizerunek świętej Barbary. Każdy klękał i modlił się chwilę. Przed kopalnią czekały już autobusy. Nie ujechali daleko, nic nie znaczyło słowo komunistycznych oficerów. Kilkaset metrów za kopalnią zatrzymywała je milicja, a bezpieka aresztowała górników. Rozpoczynał się kolejny etap zemsty: represje wobec tych, którzy odważyli się zaprotestować. Z samej Huty „Katowice” zwolniono ponad tysiąc osób, kilkuset skazano na grzywny, komitet strajkowy skazano na wyroki do siedmiu lat (podobnie jak na „Ziemowicie”). Komuniści „docenili” też wagę wolnego słowa – sześciu redaktorów „Wolnego Związkowca”, wydawanego podczas strajku, dostało od 3 do 6,5 roku, ale to był też odwet za rolę, jaką to doskonałe pismo odegrało przed 13 grudnia. Była to cena, jaką zapłacił Górny Śląsk za wierność sierpniowym ideałom: „Ze dwunastu nie wróci górników/ Czterech zniknie, trzech stanie przed sądem/ Trzech oplują wieczorem w dzienniku/ Dwaj są nie stąd, a reszta jest z Rządem/ Władza w Wasze przebrana mundury/ I bandyci przebrani za władzę…/ Tylko honor jest Wasz solidarni/ Bryłą węgla zaś polskie sumienie/ Wam już czas, wyjeżdżajcie z kopalni/ Wolna Polska zepchnięta pod ziemię…”. <<

Dr Jarosław Szarek, IPN Kraków

 

YouTube: 
Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika Andrzej W.

17-12-2016 [10:52] - Andrzej W. | Link:

Bardzo ważny tekst - przypomnienie. Dziękuję.