„OGNIEM I KOLTEM”, czyli Sienkiewicz na Dzikim Zachodzie.

Tytuł artykułu: „Ogniem i ... koltem” nie jest zabiegiem marketingowym autora, mającym na celu przyciągnięcie uwagi czytelnika. W zamyśle ma to być próba wyjaśnienia fenomenu powieści Henryka Sienkiewicza, które barwnością i przebojowością fabuły nie ustępują w niczym dziełom James’a F. Cooper’a (to ten od Ostatniego Mohikanina) czy Karola May’a (Winnetou i cała reszta)... Trochę wiedzy o amerykańskim epizodzie z życia autora „Krzyżaków”, który być może zaważył na stylu pisania naszego noblisty, wiele tu może wyjaśnić... Okazją przypomnienia tego artykułu  jest 100-lecie śmierci naszego najbardziej znanego w świecie autora...

Jednym z pierwszych, który określił najpoczytniejszego polskiego pisarza kozacko-szwedzkim Dumasem, a samą Trylogię – powieścią przygodową lub westernem był Kazimierz Wyka... I w tym stwierdzeniu tkwi chyba klucz do ogromnej popularności sienkiewiczowskich książek. Można by więc pokusić się o poszukanie bliższych związków pomiędzy niezmierzoną prerią Dzikiego Zachodu, a szerokimi stepami Dzikich Pól...

Pomimo zarzutów historyków, tyczących się koloryzowania i częstego „naginania” przez Sienkiewicza niektórych zdarzeń historycznych do własnych potrzeb, to właśnie jego dzieła przenoszone są najczęściej na ekran filmowy. Niewątpliwa w tym zasługa wartkiej akcji, wyraźnych podziałów na czarne charaktery i szlachetnych bohaterów, wątków romansowych umiejętnie wplecionych w wir wielkich wydarzeń... To wszystko stanowi o tym, że powieści Sienkiewicza są do dziś jednymi z nielicznych lektur szkolnych, które czyta się z wypiekami na twarzy. Odnieść można wrażenie, że stanowią one gotowy wręcz scenariusz filmu przygodowego... Jakiego?

Analogie nasuwają się same: sienkiewiczowscy bohaterowie – rycerze, Kozacy, Tatarzy – to doskonali jeźdźcy, wojownicy posługujący się mistrzowsko zarówno bronią palną, łukiem, arkanem, kindżałem, szablą jak i fortelem. Ucieczka Skrzetuskiego spod Zbaraża, podczas której wyposażony w ułamaną trzcinkę do oddychania bohater niepostrzeżenie przepływa rzeką obok patroli wroga, pojmanie Chmielnickiego na lasso przez zbójców, czy osaczenie i śmierć Longinusa Podbipięty – toż to sceny wyjęte żywcem z klasycznego westernu. Liczne pojedynki (niekoniecznie w samo południe), wyprawa Zbyszka z Bogdańca z włócznią na niedźwiedzia, polowanie Jagienki na bobry, efektowne pościgi i zasadzki – to wszak obrazki niczym z książek Karola Maya! Nawet pal męczarni (co prawda nieco inaczej aplikowany) występuje i tu, i tam... (tak na marginesie: Daniel Olbrychski, pytany o to, jak nagrywano słynną scenę nabijania odpowiedział krótko: „Ze znieczuleniem”...).

Czy jest możliwe aż tyle przypadkowych zbieżności? Czy też możemy śmiało tytułować Henryka Sienkiewicza ojcem polskiego WESTERNU (albo – jak kto woli – EASTERNU)?

Znawcy biografii pisarza wiedzą, że jego „kowbojskie” fascynacje nie były przypadkowe. Jako amerykański korespondent, pisujący regularnie do Gazety Polskiej pod pseudonimem Litwos Sienkiewicz spędził w Stanach Zjednoczonych dwa lata, przemierzając wzdłuż i wszerz bezkresną prerię dziewiczego, zasiedlonego wówczas zaledwie w jednej czwartej kraju...

Zrazu pan Henryk – baczny na złą sławę Dzikiego Zachodu – chodził po ulicach amerykańskich miast i miasteczek z rewolwerem, stalowym kułakiem (kastetem) w kieszeni i szpadą ukrytą w lasce... Ponieważ wzbudzał tym wesołość rodowitych amerykanów – po pół roku wyleczył się ze swej fobii... Jego plany na przyszłość też nie odbiegały od ówczesnych standardów; Sienkiewicz wraz z grupą przyjaciół, wśród których znajdowała się czas jakiś jedna z najpiękniejszych kobiet świata – aktorka Helena Modrzejewska (zresztą wielka miłość pisarza) – postanowił założyć w Górach Skalistych ... pionierską osadę ...

Wyruszając na tereny niezamieszkałe, a kontrolowane przez będących właśnie na wojennej ścieżce Indian nasz pionier wykazał się dużą znajomością rzeczy, zakupując dla całej swojej ekspedycji 6 nowoczesnych rewolwerów marki Colt (wbrew filmowym wyobrażeniom miejscowi osadnicy najczęściej nosili tę broń w tylnej kieszeni spodni)... Ponieważ szlak karawany wozów przecinać miał tereny objęte indiańskim powstaniem, zapobiegliwy Sienkiewicz zaopatrzył się dodatkowo w 14-strzałowy, nowoczesny karabin zwany tam Henry-Rifle. Miał przy tym ogromne szczęście, że nie dołączył do armii generała Custera, która wkrótce potem poniosła sromotną klęskę w starciu z plemionami czerwonoskórych pod wodzą legendarnego „Sitting Bull’a” („Siedzącego Byka”) i „Crazy Horse’a” („Szalonego Konia”). Gdyby stało się inaczej, skalp pisarza zdobił by prawdopodobnie pas jakiegoś dzielnego Siouxa...

Ale i tak nasi pionierzy na brak przygód nie narzekali. Karawanę często i gęsto nękali Indianie. Dochodziło do niebezpiecznych sytuacji i starć. Sytuację pogarszała choroba Sienkiewicza, który część podróży przeleżał w malignie, pod plandeką wozu. Na szczęście podróżnikom udało się w końcu dotrzeć do osad poszukiwaczy złota.

Nasi traperzy żywili się tym, co sami upolowali. Sienkiewicz strzelał więc do jeleni, wilków, pum i kuguarów (zwanych górskimi lwami). Uganiał się po stepie za bizonami. Upolował nawet największego drapieżnika tamtejszych lasów – groźnego niedźwiedzia Grizzly. A bażanty, króliki, grzechotniki i pozostała drobnica były na porządku dziennym.

W tym okresie zdarzył się też mniej chwalebny epizod; w drodze do Czarnych Gór ekspedycja Sienkiewicza napotkała duże stado bawołów. Nasi „dzielni” kowboje, wyjąc i bodąc konie ostrogami pogonili za zwierzętami, zabijając kilkanaście sztuk. Pisarz nie był zbyt dobrym strzelcem; goniąc za jedną sztuką przez kilka wiorst, wpakował w biedne zwierzę cały magazynek z karabinka i colta! Ponieważ wędrowcy nie byli w stanie zużyć takiej góry mięsa - padlinę porzucono na prerii...

Z tego wynika wprost, że i my mamy swój mały udział w wytępieniu amerykańskich bizonów... Podobnie zresztą, jak i w rozpijaniu Indian; nasz noblista napotkał w Kaliforni delegację czerwonoskórych, jadących bodajże do Waszyngtonu na negocjacje; kupił od nich łuk i strzały za butelkę whisky i tytoń...

Pierwszą lekcję amerykańskiej demokracji otrzymał Sienkiewicz w Stanie Virginia, w kopalni srebra. Po zwiedzeniu szybu górniczego dał za fatygę dolara sympatycznemu, umorusanemu przewodnikowi, który z pewnym zażenowaniem, ale jednak monetę przyjął. Jakież było zdziwienie pisarza, gdy wieczorem, na przyjęciu, rozpoznał w delikwencie jednego z właścicieli kopalni, „wartego” w gotówce pół miliona dolarów (nie licząc akcji...)...

Konsternację pisarza wywoływał widok amerykańskiego senatora czy burmistrza, który po zakończeniu kadencji wracał do swego baru i serwował piwo czy whisky klientom, stojąc osobiście za kontuarem. W ówczesnej Europie było to nie do pomyślenia! Przykładowo polski furman był w tamtych czasach przeważnie zapijaczonym analfabetą, podczas gdy jego odpowiednik w Stanach – to już prywatny przewoźnik całą gębą, często właściciel firmy transportowej... Szewca i adwokata (których na Starym Kontynencie dzieliła przepaść klasowa) traktowano w Ameryce na równi; byli to po prostu dwaj biznesmeni o różnych profesjach. A sprawił to nowoczesny jak na owe czasy system szkolnictwa elementarnego, uczący wszystkich jednako czytać, pisać, liczyć... Ale przede wszystkim – myśleć kategoriami biznesu!

Zaobserwował też Sienkiewicz dziwną rzecz: inteligenci z Europy nie radzili sobie w Stanach tak dobrze, jak prości, ale nie bojący się ciężkiej pracy i nowych wyzwań ludzie...

Co do własności prywatnej – była ona na nowym kontynencie rzeczą świętą. Nad przestrzeganiem prawa czuwał w ówczesnej Ameryce Uncle Lynch (Wujek Lincz). W dobie rodzącej się demokracji był to ponoć najskuteczniejszy szeryf...

W Stanach podobało się zwłaszcza Sienkiewiczowi nabożne wręcz traktowanie kobiet. Nic w tym dziwnego – na jedną przypadało w niektórych słabo zamieszkałych rejonach aż 20 mężczyzn... Niechby ktoś spróbował publicznie obrazić niewiastę – już po chwili miał 20 luf wycelowanych w swoim kierunku!

Natomiast zupełnie nie przypadła pisarzowi do gustu amerykańska kuchnia. Nazwał ją nawet bez ogródek najniegodziwszą na świecie! „Nie chodzi jej wcale, żebyś zjadł zdrowo i dobrze, ale o to, abyś zjadł jak najprędzej i mógł wrócić do business’u, który kończy się wraz z uderzeniem piątej godziny...” – pisał rozgoryczony w „Listach z podróży”... Skąd my to znamy?

Obserwując rodzenie się nowej, amerykańskiej demokracji Sienkiewicz stopniowo ewoluował; pod koniec swego pobytu w Stanach z zagorzałego, kastowego wręcz szlachciury przedzierzgnął się w entuzjastę nowego porządku. Zrazu raziła go prostacka z pozoru nonszalancja Amerykanów, te nogi na parapetach okien, to bezustanne żucie tytoniu, spluwaczki na każdym kroku, ten brak jakichkolwiek kompleksów i salonowej ogłady... Wyjeżdżając po dwóch latach był już jednak pełen podziwu dla ich praktycznego podejścia do świata i dla przedsiębiorczości tego młodego narodu. I „zamerykanizowany” na tyle, aby mogło to mieć wpływ na styl jego pisania.

Kilka nowelek powstałych jako pokłosie tego wyjazdu (m.in. „Sachem”, „Orso”, „Komedia Pomyłek”, „W krainie złota”, „Przez stepy”) – to gotowe już scenariusze westernów (polecam je naszym filmowcom do niskobudżetowej realizacji – ot, choćby w Bieszczadach).

Zdobyte traperskie doświadczenie pisarz przekuł na literacki sukces, uwiarygadniając i urealniając przygody swoich kresowych bohaterów. Ostra czasami krytyka jego stylu (pisano o nim na przykład: „jako intelektualista jest płaski i głupi, jako moralista – obrzydliwy, jako poeta uczuć – ckliwy...) ustąpić musiała przed jedynym najważniejszym argumentem: Sienkiewicz był czytany! I nadal jest... Dzięki niemu ocalała narodowa tożsamość Polaków, a motto: „Sławić wszystko, co polskie, kochać swój naród, czuć jego przeszłość i wierzyć w jego odrodzenie” może być nadal patriotyczną ideą przewodnią Polaków. A zawołanie: Bóg, Honor i Ojczyzna znaleźć by się mogło na sztandarach każdej współczesnej partii politycznej! No nie, tu może trochę przesadziłem J...

P.S. Wskazówka dla obecnych decydentów szkolnictwa: edukacja nie musi (a nawet nie powinna) być nudna! W tym przypadku jak najbardziej cel uświęca środki... Krótkie nawiązanie do „Inwokacji” w łzawej nowelce „Latarnik” spowodowało ogromne zainteresowanie mickiewiczowskim „Panem Tadeuszem”; mało kto wie, że pierwsze wydanie Epopei Narodowej rozeszło się w niezbyt imponującym nakładzie zaledwie 3 tysięcy egzemplarzy...

Henryk Sienkiewicz świadomie posłużył się w swej Trylogii konwencją westernu, a o sile oddziaływania jego pisania niech zaświadczy list do pisarza, skreślony nieporadną ręką germanizowanego Ślązaka: „Byłbym został „miemcem”, a i dzieci moje tyż, a mam ich aż 11... Ale ksiądz mi dali pańskie „Krzyżaki”. Dopiro ci zobaczyłem, jak oni nas tumanią (...) Teraz my wiemy, kto my...”

I z cyklu – znalezione w sieci – odrobinę starego, dobrego country-rocka z wolnościowym przesłaniem. Utwór powstał w czasach, w których cenzura wymuszała ucieczkę w przenośnie i niedopowiedzenia.

https://www.youtube.com/watch?v=vLG5HwPFkBs

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika Jabe

18-11-2016 [20:45] - Jabe | Link:

To Amerykanie mieli jakiś system szkolnictwa?

Obrazek użytkownika gorylisko

19-11-2016 [07:12] - gorylisko | Link:

tak i co najciekwsze uczono wtedy czytać, pisać i rachować...dopiero niedawno zaczęli cosik pipsztolić o równości kilku płci i afroamerykanach...
no i najstarszy zachowany zabytkowy budynek w USA to szkoła...

Obrazek użytkownika Jabe

19-11-2016 [15:23] - Jabe | Link:

Co nie znaczy, że mieli system. Obstawiam, że to właśnie jego brak był źródłem ich sukcesu.

Obrazek użytkownika gorylisko

19-11-2016 [17:43] - gorylisko | Link:

chyba pan nie rozumie...system był, po czym mozna poznać ? ano po tym, że w owym czasie gdyby jakiś gość chciał zostać nauczycielem i zamiast uczyć czytania, pisania, rachunków zacząłby chodzić w kiecce to okoliczna publika wytarzałaby by go w smole i pierzu... no i gdyby zaczął coś pitolić o koranie zamiast o Biblii... może system nie był tak ostry jak dzisiaj ale był... proponuje poczytać choćby "Przygody Tomka Sawyer'a"

Obrazek użytkownika Jabe

19-11-2016 [18:22] - Jabe | Link:

Trudno mi to nazwać systemem. Po prostu ludzie lokalnie pilnowali swoich spraw, a szkoły uczyły tego, co im się wydawało potrzebne, zamiast jak teraz zajmować się dostarczaniem papierków.

Obrazek użytkownika Jurek M

19-11-2016 [07:18] - Jurek M | Link:

Dziękuję za interesujący tekst. Tego o Sienkiewiczu nie wiedziałem. Zawsze czytam z uwagą Pańskie wpisy.
Mam tylko jedną, niewielką uwagę. Karabin (nie karabinek!) Henry`ego miał magazynek o pojemności 15 nabojów plus jeden w komorze.

https://pl.wikipedia.org/wiki/...

Ale to tylko tak dla ścisłości:) Ogólnie super.
Pozdrawiam

Obrazek użytkownika gorylisko

19-11-2016 [07:17] - gorylisko | Link:

panie kolego, mam na półce listy Sienkiewicza z podróży po hameryce ;-) fajnie sie to czyta, właśnie jak Trylogię... moim zdaniem ta podróż wpłynęła na rozwój jego talentu w tym kierunku ale jajko było juz rozbite i kogut piał ostro pisząc te relację... nawiasem mówiąc, Sienkiewicz spotkał prototyp Zagłoby w hameryce właśnie... ;-)
no i kiedy przeczytałem relację z sukcesu Heleny Modrzejewskiej... wtedy dotarło do mnie jak wielki ona odniosła sukces...
warto by nakręcić film ale bez udziału Jandy bodajże...