Do budy, psubraty!

Mam kłopot, który najlepiej zilustruje stary, nieco frywolny, dowcip. Czerwony Kapturek spotyka wilka.
- Pozwól Czerwony Kapturku, że ucałuję cię w miejsce, w które cię jeszcze nikt nie całował - prosi wilk.
- To chyba w koszyczek - chichocze panienka.
Otóż chciałbym napisać o czymś w miarę ważnym, lub chociaż zajmującym, o czym jeszcze nikt nie pisał. I kombinuję jak koń pod górę. Co wpadnę na jakiś pomysł, to aż roi się od tekstów na ten temat. I jak tu być prekursorem? Pocieszam się jedynie, że od czasów „Romea i Julii” trudno coś odkrywczego powiedzieć o miłości. A jednak naśladowcy wcale się tym nie przejmują.
Z polityczną bieżączką jest jeszcze gorzej. Każdy do znudzenia recytuje swoje w koło Macieju. Marzę o jakimkolwiek zaskoczeniu, niekoniecznie ekscytującym, bo aż tak wiele nie wymagam. Na przykład żeby damy z Nowoczesnej poprzedzały słowotok odrobiną myślenia. A ich boss choć przez dobę nie straszył rządzących trybunałem stanu. Stefan Niesiołowski mógłby bardziej wyeksponować swoją… Jakby tu określić jego stan nie narażając się na proces? No, powiedzmy, specyficzną psychikę, nosząc mundur Napoleona. Chętnie obejrzałbym na fejsbuku pierwszokomunijną fotografię Kazimiery Szczuki z podpisem: „jak trwoga, to do Boga”. Mateusz Kijowski z żoną i dziećmi na marszu KOD też by uszedł w tłoku, ostatnio zresztą coraz mniejszym.
Wiele oddałbym za możliwość oglądania pani profesor Pawłowicz w „Tańcu z gwiazdami”, a pana premiera Kaczyńskiego w programie „Rolnik szuka żony”. Powie ktoś, że prezes nie jest rolnikiem. A któż inny bardziej niż on przeorał w ostatnich czasach polską świadomość?
Natomiast nie oczekuję, ba, nie życzę sobie, aby liberyjne media przestały uprawiać chamówę propagandową. Teraz przynajmniej wiadomo kto jest kim. Gdyby zaś funkcjonariusze manipulacji totalnej bardziej dbali o mimikrę jeszcze by zdołali oszwabić garstkę naiwnych.
Barowa pogoda sprzyja marudzeniu. Życie przypomina zamulony staw pozorów, w którym ryby, jak to ryby, śpiewają tylko na niby, żaby na aby, aby, a rak byle jak… Ten wierszyk, niestety, też już ktoś przede mną wymyślił. Jednak nim się obejrzymy hedonistyczny modernizm szczeźnie w paroksyzmach groteskowej poprawności politycznej. I tyle w miarę oryginalnego, jeśli nie w treści, to przynajmniej w formie, mam do napisania jako samozwańczy futurolog.
A schodząc z górnego C, nic mnie tak od dawna nie zadziwiło, jak zasłyszana w radiu rozmowa z małym bystrym chłopcem. Miał odgadnąć, że w zagadce chodziło o psa. Dla ułatwienia pani prowadząca audycję podpowiedziała mu, że owo zwierzę mieszka w budzie. Ale ja nie wiem, wyznał bezradnie chłopiec, co to jest buda. Ot i jeszcze jeden argument za reformą szkolnictwa.

Sekator

PS.
- Niektórzy Węgrzy także mieszkają w Budzie - błyska geograficzną erudycją mój komputer.
- A niektóre psy, zwłaszcza małe, w koszyczkach - zataczam koło rozpoczęte dowcipem o Czerwonym Kapturku.