Lokarneńczyk (2)

Pomimo wysiłków Skrzyńskiego Polska poniosła dotkliwą porażkę na konferencji w Locarno.
 
    Po wstępnym zaakceptowaniu przez Francję niemieckiej propozycji dotyczącej gwarancji jej granicy z Niemcami, polski szef dyplomacji starał się uzyskać od państw zachodnich zapewnienie o uwzględnieniu w ostatecznym porozumieniu polskich interesów, zagrożonych przez niemiecki rewizjonizm.
 
    Jednocześnie Skrzyński odrzucił – popieraną przez większość polskiej prasy - koncepcję zbojkotowania przez Polskę udziału w rokowaniach, uznając, że „zupełna abstynencja przy zawieraniu układu o tak ogólnym europejskim znaczeniu byłaby połączona ze znaczną szkodą dla interesów Polski i jej położenia międzynarodowego”.  Pragnął także przez swój aktywny udział w negocjacjach „wpoić Anglii przekonanie o walorach Polski jako dodatniego współczynnika pokoju i stabilizacji na kontynencie” oraz „stworzyć podstawę do odprężenia stosunków na naszej granicy wschodniej”.
 
    Podczas marcowej podróży do Paryża i Londynu starał się przedstawić polski punkt widzenia, zapewniając jednocześnie, iż Warszawa nie stanie na przeszkodzie umocnieniu pokoju w Europie. Ta aktywność polskiego ministra wywołała irytację niemieckiej dyplomacji, a Stresemann ironicznie stwierdził, iż Skrzyński „zamieszkał w Paryżu, aby tam reprezentować interesy swego kraju”.
 
    Po powrocie do kraju zapewnił zaniepokojonych posłów, iż zdecydowanie stoi na gruncie traktatów i nigdy nie dopuści do dyskusji nad integralnością polskich granic. Równocześnie dobitnie wskazał, iż „Polska nie wątpi i wątpić nie może ani w świętość swoich praw, ani w swoją sojuszniczkę Francję, ani w siebie, we wolę spokojną stanowczą, niezłomną swego ludu, który chce żyć w swoich granicach i gotów umierać na swoich rubieżach”.
 
    Z kolei w artykule, opublikowanym w „Bellonie”, zatytułowanym „Istota i znaczenie Paktu Gwarancyjnego” podkreślił, iż jakkolwiek Polska nie stanie w poprzek żadnych rozwiązań, mających ułatwić pokojowe rozwiązanie konfliktów międzynarodowych, to jest „powołana z racji swych doświadczeń historycznych i położenia geograficznego do niezmiernie odpowiedzialnej roli niezbędnego członka wszystkich kombinacji mających na celu stworzenie gwarancji pokoju powszechnego. W ręku Polski znajduje się klucz do rozwiązania zagadnienia bezpieczeństwa europejskiego – każda kombinacja, która stałaby się to ignorować, skazana by była z góry na kompletne niepowodzenie”.
 
    Dążąc do wzmocnienia polskiej pozycji podjął próbę zbliżenia do Czechosłowacji, także zagrożonej roszczeniami niemieckimi. Jednak wizyta w Warszawie czechosłowackiego ministra spraw zagranicznych Edwarda Beneś’a nie przyniosła przełomu. Czechosłowacki minister w rozmowach z różnymi dyplomatami wyrażał opinię, iż nie wierzy w stałość polsko-niemieckich granic i na miejscu Polaków oddałby „korytarz” i starał się uzyskać dojście do Bałtyku przez Kłajpedę. Ponadto Praga wyraźnie dystansowała się od Warszawy i próbowała nawiązać bezpośrednie rozmowy z Niemcami.
 
    W połowie czerwca 1925 roku Paryż w porozumieniu z Londynem przesłał Niemcom odpowiedź na propozycje Stresemanna. Wyrażając w niej zgodę na podpisanie umowy gwarantującej nienaruszalność zachodnich granic Niemiec oraz przewidzianych w niej umów arbitrażowych (dotyczących relacji Niemiec z Pragą i Warszawą) wskazywano, iż wszystkie umowy powinny być gwarantowane przez wszystkich sygnatariuszy układu.
 
    Minister Skrzyński dążył do uzyskania od rządu francuskiego zapewnienia, że przygotowany pakt nie ograniczy prawa Francji do wystąpienia przeciwko Niemcom – zgodnie z podpisanym w 1921 sojuszem polsko-francuskim – w razie zagrożenia przez nie Polski.    
 
    Na początku października 1925 roku polska delegacja z ministrem Skrzyński na czele przybyła do Locarno, gdzie miała odbyć się konferencja zwołana z inicjatywy Niemiec. Stanowisko strony polskiej oparte było na trzech punktach: „1. bezpieczeństwo zachodnie jest nieodłącznie od bezpieczeństwa wschodniego; jedno nie może być zapewnione jeśli drugie nim nie jest; 2. arbitraż musi być oparty na prawie międzynarodowym, a więc na istniejących traktatach; 3. przyszły pakt winien wykluczać uciekanie się do wojny jako środka do rewizji traktatów”.
 
    Polska i czechosłowacka delegacje nie uczestniczyły w obradach, w trakcie których negocjowano pakt reński. Obie delegacje zostały zaproszone na salę obrad dopiero, gdy rozpoczęto rozmowy na temat wschodnich umów arbitrażowych.
 
   Paradoksalnie zarówno strona polska, jak i niemiecka, nie chciały, aby sprawy graniczne zostały objęte arbitrażem. Polska obawiała się, że ułatwi to rewizjonizm niemiecki, natomiast Niemcy, że może to być wykorzystane do ponownego uznania granic.
 
   Propozycja przedstawiona przez stronę polską zawierała sformułowanie wykluczające wojnę i niemożność modyfikacji traktatów bez obopólnej zgody. Została ona natychmiast odrzucona przez stronę niemiecką. W rezultacie przyjęto francuskie rozwiązanie kompromisowe, nie uwzględniające jednak polskich postulatów.
 
    Przed podpisaniem traktatu polski minister w depeszy do premiera zapewniał, niezgodnie z rzeczywistością, iż wszystkie polskie postulaty zostały spełnione, a sojusz z Francją został „wzmocniony o żyro Anglików i lewicy francuskiej”.
 
    W dniu 16 października 1925 roku wszystkie delacje parafowały pięć konwencji i traktatów (pakt reński, konwencje arbitrażowe między Niemcami a Francją i Belgią, traktaty arbitrażowe między Niemcami a Polską i Czechosłowacją. Jednocześnie Francja podpisała traktaty gwarancyjne z Polską i Czechosłowacją.
 
   Po powrocie do kraju w wywiadzie dla „Kuriera Warszawskiego” podtrzymał swoją optymistyczną ocenę rezultatu konferencji, podkreślając, iż „przede wszystkim idea pokojowa odniosła w niej sukces”. Powtórzył ponadto, że sojusz z Francją został wzmocniony, a stosunki z Wielką Brytanią zacieśnione.
 
    W sprawozdaniu przedstawionym na Radzie Ministrów wskazał, iż „układy locarneńskie należy oceniać jako krok w kierunku stworzenia systemu bezpieczeństwa opartego o zasady Paktu Ligi Narodów. Fakt, iż Polska partycypuje na równi z innymi mocarstwami w tym nowym systemie politycznym, podnosi jej prestige, a równocześnie daje jej możność intensywnej współpracy z państwami zachodnimi nad pokojem i odprężeniem stosunków w Europie”.
 
    Niezależnie od tej ekwilibrystyki słownej ministra, w rzeczywistości w Locarno polska dyplomacja poniosła dotkliwą porażkę stawiającą pod znakiem zapytania największe dotąd powojenne osiągnięcie polityki zagranicznej – uważany za fundament bezpieczeństwa państwa i jego granic polityczno-wojskowy sojusz z Francją z lutego 1921 roku.
 
    W opinii szefa sztabu Generalnego gen. Stanisława Hallera traktaty podpisane w Locarno nie potwierdziły nienaruszalności polskich granic, traktat arbitrażowy nie wykluczył możliwości wojny, a pomoc francuska ujęta w ramy Ligi Narodów daje możliwość niekorzystnych interpretacji. Z kolei obecny w Locarno płk. Tadeusz Kutrzeba trafnie zauważył, iż o skuteczności francuskich zobowiązań wobec Polski „nie będą decydowały słowa traktatów, lecz przede wszystkim duch tego przymierza, albowiem do zbrojnego współdziałania Francji z Polską potrzeba nie tylko prawno-politycznej podstawy, lecz przede wszystkim woli czynnej wystąpienia”.
 
    Marszałek Piłsudski ze znaną sobie dosadnością nie mówił o traktacie locarneńskim inaczej niż „ta suczka locarneńska”. Wedle ambasadora francuskiego w Warszawie Laroche’a Marszałek nie wybaczył nigdy Skrzyńskiemu, „że podpisał wspomniane dwa traktaty i akt generalny, zamiast powstrzymać się od tego”. Z kolei dyplomata Jan Gawroński zanotował, iż Piłsudski uważał, że największym błędem ministra nie było podpisanie traktatu, ale to, że „uwierzył w podpisany układ i w skuteczność zabezpieczenia, które on ma Polsce dawać”.
 
    Pomimo ostrej krytyki dokonań Skrzyńskiego w Locarno został w listopadzie 1925 roku , po upadku rządu Władysława Grabskiego, premierem rządu, opartego na szerokiej koalicji partii, od PPS po endecję.
 
    W marcu 1926 roku polski Sejm ratyfikował umowy locarneńskie, uznając, iż rozróżnienie między gwarancjami nienaruszalności granic Niemiec na zachodzie a wschodzie nie wynikało z błędów polskiej dyplomacji, ale z położenia międzynarodowego, którego Polska nie miała możliwości zmienić.
 
   W wyniku rozbieżności między partiami koalicyjnymi Skrzyński został zmuszony w dniu 5 maja 1926 roku do złożenia dymisji swojego rządu.
 
   Po zamachu majowym nie wrócił do życia politycznego, od czasu do czasu wygłaszał odczyty oraz publikował artykuły poświęcone polityce zagranicznej.
 
   Hrabia Aleksander Skrzyński zginął w wypadku samochodowym w dniu 25 września 1931 roku. Wedle raportu policji prowadzony przez płk. Witolda Morawskiego attaché wojskowego w Berlinie samochód mijał wóz,  przy którym spłoszył się koń i stanął w poprzek drogi. Usiłując go wyminąć Morawski gwałtownie skręcił i samochód uderzył w drzewo, przekoziołkował i wpadł do rowu. Jedyną osobą, która odniosła śmiertelne obrażenia, był siedzący na tylnym siedzeniu Aleksander Skrzyński.
 
    We mszy żałobnej, odprawionej w dniu 1 października w kościele w Kobylance wzięli liczny udział przedstawiciele rodzin arystokratycznych oraz korpusu dyplomatycznego. Aleksander Skrzyński spoczął w grobie rodzinnym w Zagórzanach.
 
 
 
Wybrana literatura:
 
 
P. Wandycz – Aleksander Skrzyński. Minister spraw zagranicznych II Rzeczypospolitej
 
A. Skrzyński – Polska o pokój
 
Locarno z perspektywy siedemdziesięciu lat
 
K. Morawski – Tamten brzeg. Wspomnienia i szkice
 
P. Łossowski – Dyplomacja polska 1918-1939
 
J. Ciałowicz – Polsko-francuski sojusz wojskowy 1921-1939